#1

Jechałam pewnego pochmurnego dnia pociągiem do 50-letniej cioci Kornelii. Siedziałam w przedziale numer 7, słuchałam ulubionej muzyki przez słuchawki. Nagle poczułam drgania. Wyszłam zobaczyć co się dzieje. Nagle pociag zaczął się przechylać w prawą stronę. Poczułam uderzenie w głowę i zemdlałam...
Nagle obudziłam się w jakimś pomieszczeniu. Pokój miał szare ściany z odpadającą farbą. Stało tam tylko krzesło, stolik i łóżko na którym aktualnie siedziałam. Po paru minutach wróciła mi pamięć i przypomniałam sobie, że pociąg się rozbił. Gdy wstałam żeby się rozejrzeć, zakręciło mi się w głowie i poczułam ból w skroniach. Podtrzymałam się stolika, mimo pulsującego bólu szłam dalej. Wyszłam na zewnątrz żeby się rozejrzeć. Ujrzałam duży gęsty las, a po drugiej stronie opuszczone wesołe miasteczko. Z daleka zobaczyłam wysoką postać, ubraną w garnitur. To co mnie wystraszyło nie miało twarzy. Nie wiem dlaczego ale coś mnie do tej postaci ciągnęło, więc szłam w jej stronę. Nagle usłyszałam niski głos w swojej głowie, który powiedział "Podejdź do mnie dziecko". Zanim się obejrzałam stałam przed nim.

-Witaj dziecko jestem Slenderman.
-Co ja tu robię i czego ode mnie chcesz?!
-Chcem żebyś poszła ze mną do mojej rezydencji, ponieważ zostałaś wybrana.
-Ale ja nic nie wiem o co chodzi, to chyba jakaś pomyłka!
-Wyjaśnimy ci wszystko na miejscu.
Po kilku minutach byliśmy na miejscu. Zaprowadził mnie do swojego gabinetu. Usiadł na dużym fotelu za biurkiem, ja postanowiłam stać mimo zaproponowanego siedzenia. Gdy właśnie miał zacząć mówić, do gabinetu weszły podobne do niego istoty. Także nie miały twarzy. Pierwszy przedstawił się jako Trenderman. Mimo braku oczu nosił okulary i z tego co zauważyłam podążał za modą. Kolejny to Splendorman. Był znacznie wyższy od pozostałych, jego ubranie przypominalo trochę strój clowna. W przeciwieństwie do Slendermana i Trendermana miał oczy i uśmiech. I ostatni przedstawił się jako Offenderman. Miał czarny płaszcz, czarny kapelusz. W porównaniu do innych miał szeroki uśmiech z ostrymi zębami. Dał mi piękną czerwoną różę i uśmiechnął się szeroko. Slender uciszył swoich braci i zaczął mi tłumaczyć co tu robię, gdy skończył zaprowadził mnie do mojego pokoju i kazał się przebrać. Ubrania znalazłam w szafie. Po krótkim namyśle poszłam pod prysznic. Wyszłam z pod przyjemnej ciepłej wody, wytarłam się i nałożyłam bieliznę. Wyszłam z łazienki z zamiarem ubrania się. Nagle do wszedł jak dobrze zapamiętałam, Offender. Próbowałam się zakryć dłońmi, zrobiłam się czerwona jak róża, którą od niego dostałam.

-Co porabiasz młoda niewiasto?...hmmm?
-Próbuję się ubrać! Wyjdź zboczeńcu!
-Ale ja chcę zobaczyć twoje piękne ciało.
-Help me!
Wszedł Slender i wyeksmitował Offendera z pokoju i przeprosił za niego i jego seksoholizm, po czym wyszedł. W spokoju się ubralam i wyszłam z pomieszczenia, zobaczyłam czarnego, dużego psa z szerokim uśmiechem. Chciałam wrócić do pokoju, ponieważ, się wystraszyłam ale walnęłam w coś, a raczej kogoś. Spojrzałam w górę. Chłopak miał czarne włosy sięgające do ramion, brązowe ciemne oczy bez powiek i wycięty uśmiech na twarzy. Odskoczyłam od niego jak poparzona. Zauważyłam, że miał białą bluzę i czarne spodnie. Bluza miała czerwone plamy, pomyślałam, że to krew. Spojrzał na mnie i się uśmiechnął szeroko o ile to mozliwe w jego przypadku.
-Kim jesteś?
Chłopak mnie ominą, podszedł do psa i zaczął go głaskać i do niego mówić. Wyszłam czym prędzej do swojego pokoju. Na łóżku siedział nie kto inny jak Offender. Zawału przez niego dostanę. Usiadłam na podłodzę pod drzwiami. Ale Offender zaproponował mi abym usiadła na łóżku koło niego. Jak zaproponował tak zrobiłam. Rozmawialiśmy na różne tematy. O wypadku, o zainteresowaniach, o reszcie członków rezydencji. Dowiedzialam się chyba za dużo o nim. O jego seksoholiźmie... przyznam jest dosyć sympatyczny. Po parogodzinnej rozmowie nastała noc. Offender pożegnał sie i podszedł do swojego pokoju. Przebrałam się w piżamkę i poszłam spać. Rano obudził mnie Slender.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top