Smok
Noc była jasna i cicha. Chłodna wieczorna bryza delikatnie owiewała moją twarz. Gwiezdny smok szybował majestatycznie tuż nad moją głową, ledwo poruszając ogromnymi skrzydłami. Zaskoczona utkwiłam w nim wzrok, podziwiając piękno wspaniałej istoty.
– Witaj, Potężny! – krzyknęłam nie bardzo wierząc że mnie usłyszy, nie śmiąc marzyć, że na mnie choćby spojrzy. Zwrócił jednak na mnie oczy jasnością przewyższające księżyc w pełni. Pobladłam. Tajemnicze stworzenie wylądowało bezgłośnie i usłyszałam jego głęboki, melodyjny głos niczym bicie odległych dzwonów:
– Witaj, dziewczynko.
Zdziwienie odebrało mi głos na tak długo, iż smok spytał, czego od niego chciałam. Wreszcie zdołałam wykrztusić odpowiedź.
– Czy mogę iść z Tobą, Potężny? – Zawsze było to moim najgłębszym pragnieniem i teraz miałam okazję spełnić swe nierealne marzenia.
Nie, dziewczynko. Nie możesz podążyć moją ścieżką – odrzekł obracając w niwecz moje nadzieje.
– Ale dlaczego? Tak bardzo Cię podziwiam! – głos mi drżał, a oczy napełniły się łzami.
– Właśnie dlatego nie możesz mi towarzyszyć, dziewczynko. Nie jesteś gotowa.
Straszliwa odpowiedź wciąż brzmiała mi w uszach, gdy smok rozpostarł swe zaklęte skrzydła i wzbił się pod usiany gwiazdami nieboskłon.
– Nie jestem gotowa na co?
* * *
Wiele lat minęło od pamiętnej nocy, gdy spotkałam smoka. Tak bardzo się zmieniłam, a przecież jedno pozostało niewzruszone. Zawsze będę marzyć o podróży na koniec świata ze smokiem u swego boku. Ta myśl wywołała blady uśmiech na moich ustach.
Stałam na tym samym pagórku co tego niezapomnianego dnia, lecz niebo było teraz mroczne i ciężkie od chmur. Zimne podmuchy wiatru przeszywały mnie do kości. Drżałam cała, lecz ciągle czekałam, nie mając pewności czego właściwie się spodziewam.
Dzwony odległego kościoła wybiły północ, gdy usłyszałam nad głową cichy poszum skrzydeł. Ponownie usiadł przede mną smok, jednakże tym razem uczynił to z własnej woli.
– Bądź błogosławiony Potężny, niechaj twoja podróż będzie bezpieczna – powitałam go z głębokim ukłonem.
– Jestem przeklęty, a nie błogosławiony, dziewczynko – odrzekł zmęczonym głosem.
– A ja już nie jestem dziewczynką, Potężny. Ale pojęłam Twoje słowa – odparłam z uśmiechem.
– Zatem rozwiązałaś moją zagadkę? – smok nie okazał zdziwienia, jakby od początku się tego spodziewał.
– Nie jest już dla mnie zagadką. Nie pozwoliłeś mi podążyć za sobą, albowiem wojownik musi być sam, a jego serce musi być wolne od wszelkich uczuć prócz umiłowania walki. Czyż nie tak, Potężny?
– W zupełności masz rację, dziewczynko. Lecz skoro tak jest, to czemu mnie nie zaatakowałaś? – jego głęboki głos pobrzmiewał troską.
– Nauczyłam się jeszcze jednego. Wojownik powinien szanować tych, którzy są od niego mądrzejsi – odparłam, wpatrując się w jego nieskoczenie głębokie oczy koloru księżyca.
– A więc jesteś gotowa. Możesz podążyć moją ścieżką, jeśli wciąż tego pragniesz. Lecz jak ci powiedziałem, jestem zgubiony, a nie potężny – ponuro odparła wspaniała bestia.
– Pozwól więc bym podzieliła Twój los – odpowiedziałam łagodnie, nie odwracając wzroku.
– Jesteś odważna – rzekł cicho.
Serce we mnie zadrżało, gdy usłyszałam tę najwyższą pochwałę.
Smok opowiedział mi swoją historię. Miał przed sobą ostateczną bitwę z nieśmiertelnymi. Byłam wojowniczką i dość długo już żyłam, by nie bać się śmierci. Nie czułam strachu, gdy zbliżyliśmy się do krańców świata. Wschodzące słońce czerwonym światłem opromieniało wspaniałe skrzydła nadając im blasku lodowych kryształów. Zbliżał się koniec nocy. Nasz także.
Mieczśpiewał w mym ręku, gdy wzniosłam go przeciw bogom. Płomienny oddech smokapochłonął kilku wrogów. Nie mieliśmy szans i niebawem krew z mego ciaławypłynęła rwącymi strużkami, by zmieszać się z posoką bestii. Usłyszałam swójwłasny, szalony śmiech, jeszcze jeden przeciwnik padł pod ciosemmojego miecza i wszystko okryła ciemność. Ostatnim co dotarło do mnie z tegoświata był śmiertelny ryk smoka. Wieczny spokój przyjął mnie w swoje ramiona,jakby od zawsze na mnie czekał.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top