Gra wampirzycy (Rozdział 6)

Moja pani cały dzień szykowała się na to spotkanie, a mnie trawiła bezsilna zazdrość. Wreszcie nadszedł wieczór i mogłem obserwować jak zakończy się ta rozgrywka. Spotkali się w powoli zapadającym szafirowym zmierzchu, w którym Księżna wyglądała jeszcze bardziej kusząco, o ile to w ogóle było możliwe.

– Ach, kochany, jak się cieszę, że nic ci się nie stało! – Wykrzyknęła na jego widok, a moje serce mimo woli zabiło szybciej, choć wiedziałem, że ona nie jest szczera. Podbiegła by go objąć, lecz do tego nie dopuścił.

– Poczekaj chwilę. Boję się, że znowu opadnie mnie szał, gdy poczuję twój dotyk – zaprotestował cicho, lecz stanowczo. Musiało go to wiele kosztować.

– Ależ z pewnością nic mi się nie stanie. Ty byś mi przecież nic złego nie zrobił – zaszczebiotała w odpowiedzi, przysuwając się do niego bliżej.

– Gdy jestem sobą. Ale co, jeśli znowu dostanę tego szaleństwa?! Nie możesz tak ryzykować – zaoponował, teraz już śmielej, najwyraźniej zmierzając do jakiegoś celu. Widząc jej zawiedzioną minę pospieszył z dokończeniem swej odpowiedzi. – Ale jest na to sposób. Zwiąż mnie proszę mocno, bym na pewno nie uczynił ci nic złego.

– Kochany, co też ty mówisz! Ja miałabym cię związać! – Wykrzyknęła z oburzeniem, a ja wreszcie zrozumiałem do czego cały czas zmierzała.

– Tak, bo ja cię o to proszę. Inaczej będę musiał się z tobą rozstać – odparł zdecydowanie i zrobił ruch, jak gdyby zamierzał odejść.

– W takim razie nie mam wyboru – poddała się, bardzo przekonująco zrezygnowana.

Łowca podał jej bez słowa mocne rzemienie i złożył ręce na plecach, a ona posłusznie je skrępowała. Potem położył się na ziemi, a ona z wprawą, która powinna go zdziwić, założyła pęta na jego nogi. Leżał teraz u jej stóp, całkowicie bezbronny, zdany na łaskę i niełaskę tej, którą miał zabić.

Jakież więc było jego przerażenie, gdy w oczach tej, którą kochał i przez którą jak myślał był kochany, dostrzegł nieziemskie blaski. Pewnie ja tak jak i on stałem się biały niczym śnieg, gdy poznałem tożsamość mej oblubienicy. Księżna Gór zaśmiała się radośnie odsłaniając przy tym dwa ostre niby u wilka kły.

– Teraz jesteś mój, Łowco – rzekła drwiąco, a z jej głosu znikły wszelkie ślady czułości. – Sam się oddałeś w moje ręce, kochany – szepnęła mu wprost do ucha, przyklękając przy nim z wdziękiem. Delikatnie przesunęła szczupłą, chłodną dłonią po jego twarzy, a on zadrżał pod tym dotknięciem.

– Ale przecież zabiłem wampirzycę, tam, na zamku! – zdołał wreszcie wykrztusić, zdumiony i upokorzony.

– Jakiś ty naiwny. Czy nie mówiono ci, że Księżna Gór włada potężną magią? Ale ty nie wierzyłeś w to i to był błąd. Czy na prawdę myślisz, że mógłbyś mnie tak śmiesznie łatwo pokonać, gdybyś to ze mną walczył zamiast ze stworzonym przeze mnie cieniem, marionetką, którą musiałam pozwolić ci zniszczyć, byś uwierzył w swoje zwycięstwo? Patrzyłam wtedy jak z nią walczyłeś. Musiałam się nieźle natrudzić, żebyś mógł ją pokonać.

Księżna bezlitośnie drwiła ze swego jeńca, patrząc z wyraźną przyjemnością, jak nieszczęsny oblewa się rumieńcem.

– Wyszło mi to zresztą dość niezręcznie i bałam się, że zauważysz, że ona się specjalnie odkryła i rozszyfrujesz mój mały podstęp. Ale się udało, dzięki twojej niewiarygodnej ślepocie.

Łowca upokorzony szarpnął trzymające go pęta, boleśnie raniąc sobie przy tym nadgarstki. Przez własną głupotę, czy raczej zaślepienie, był teraz w jej mocy. Współczułem mu, lecz nie mogłem nic zrobić, by mu pomóc. Coraz bardziej rozumiałem, dlaczego Księżna pozostawiła mi swobodę wyboru na co patrzę. Ale po części miała rację, że śmiała się z niego. Wielki łowca wampirów zakochany w wampirzycy. Cóż za gorzka ironia!

– Pozwól, że sama pokażę ci teraz przynajmniej część zamku – rzekła Księżna i świat wokół nich zawirował tracąc na chwilę swe kształty i zmieniając się w jednolity błękit.

Na moment straciłem ich z oczu, lecz szybko ich odnalazłem w dużej, widnej sali znajdującej się w jednej z zamkowych wież. Dopiero w tym miejscu wampirzyca złożyła namiętny pocałunek na ustach nieszczęsnego mężczyzny, pozbawiając go przytomności. Nie wiedziałem, co moja pani chce z nim uczynić, ale bałem się o niego. Księżna potrafiła być okrutna i bawiło ją zadawanie bólu.

Łowcą zajęła się jednak dopiero na drugi dzień. Ocknął się na krótko przed południem, w tej samej sali, lecz tym razem mocno przywiązany do stojącego w jej centrum kamiennego stołu. Ze swego miejsca nie widział drzwi wejściowych, a jedynie wysokie, ostrołukowe okna, zajmujące większość ścian półokrągłego pomieszczenia.

Było bardzo widno i Łowca raczej bez związku pomyślał, że to miejsce świetnie nadawałoby się na bibliotekę lub gabinet. Dość rozpaczliwie spróbował czy nie uda mu się uwolnić z więzów. Po kilku próbach, poraniwszy sobie nadgarstki do krwi, stwierdził iż pęta są nazbyt mocne.

Bał się, mogłem to niemal wyczuć poprzez srebrną powierzchnię zwierciadła. Nie wiedział co zamierzała z nim zrobić jego prześladowczyni, lecz nie było sensu liczyć na jej łagodność. Wreszcie, po czasie długim jak wieczność, złowieszczo skrzypnęły drzwi i usłyszał jej lekkie kroki na kamiennej posadzce. Po kolejnej, nieskończenie długiej chwili, gdy serce biło mu niczym młot płatnerza wykuwającego miecz, ujrzał ją samą w całej jej ponurej krasie.

W skromnej, nie krępującej ruchów czerwonej sukni, z luźno rozpuszczonymi włosami, pomiędzy którymi chłodno połyskiwały zwodnicze perły, była piękniejsza niż kiedykolwiek. Uśmiechnęła się z zadowoleniem widząc w jego oczach lęk, który bez powodzenia próbował ukryć.

Bez słowa skinęła dłonią i tuż obok niej pojawił się niewielki, srebrny stolik. Spoczywała na nim para złotych, wysadzanych klejnotami bransolet oraz dwie na palec długie, złote igły. Wampirzyca zręcznie ujęła jedną z nich i jej ostrzem powoli przesunęła po wnętrzu swej lewej dłoni, która po chwili stała się cała czerwona od krwi. W niej to skąpała starannie obie igły po czym ostrożnie odłożyła je na stolik.

Bezbronny mężczyzna rozszerzonymi ze strachu oczyma obserwował te niezrozumiałe dla niego przygotowania, nie mogąc wydusić z siebie ani słowa. Tym czasem Księżna wytarła dłoń starannie chusteczką i stało się widoczne, że rana już się zagoiła. Dopiero teraz była łaskawa przemówić.

– Boisz się, i nie ukrywam, że mi się to podoba, ale tak na prawdę nie masz czego się obawiać – tłumaczyła jak dziecku, choć w jej czarnych oczach migotały okrutne błyski.

– Bolało będzie tylko przez chwilę. Dzięki tym igłom zyskasz nieśmiertelność, byś mógł mnie ścigać, szukając zemsty. Oczywiście wszystko ma swoją cenę. W tym przypadku będzie nią twoja duma, mój miły – uśmiechnęła się promiennie, biorąc do ręki skrwawioną igłę.

Jedną dłonią wprawnie przytrzymała rękę szamoczącego się Łowcy, drugą zaś wbiła igłę poniżej nadgarstka, tak, by przeszła pomiędzy kośćmi. Upokorzony mężczyzna zacisnął zęby by nie krzyknąć, lecz ból minął równie szybko jak się pojawił. Ostrze przeszło na wylot i wampirzyca nałożyła masywną bransoletę na przegub nieszczęśnika.

W tym momencie stało się coś dziwnego – końce igły wygięły się, stapiając się w jedno z bransoletą, tak że nie można jej już było zdjąć bez rozerwania ciała. Następnie Księżna tak samo postąpiła z drugą ręką swojej ofiary i dopiero wtedy odetchnęła zadowolona.

­– To są królewskie okowy, w jakie kiedyś zakuwano bardzo ważnych więźniów oraz magów, by nie mogli się z nich uwolnić przy pomocy czarów – łagodnie wyjaśniała oszołomionemu mężczyźnie.

– Dzięki nim i mojej krwi zyskasz nieśmiertelność. Jedyną ich wadą jest to, iż nie będziesz mógł ich zdjąć, a pozwoliłam sobie na nich umieścić mój znak. Przestaną one istnieć tylko wraz z moją śmiercią, rozsypując się w proch. W tym jednak wypadku ty także utracisz nieśmiertelność, choć pozostanie ci jeszcze sporo życia, bo będziesz się starzeć w normalnym tempie od wieku w jakim jesteś teraz – dokończyła wykład i zamilkła na chwilę, jakby się nad czymś zastanawiając.

– Ja się stąd wynoszę, bo już mnie podobno zabiłeś, więc nikt więcej nie przyjdzie mnie zwalczać. Wieczność jest długa, a ja nie chcę skonać z nudy. – Zrobiła ruch jakby chciała wyjść, ale zawróciła z błyskiem pomysłu w oku.

– Jeszcze jedno. Gdy się obudzisz, uwolnij proszę mojego braciszka. Jest w północnej wieży, a klucze do celi wiszą przy drzwiach. Jest jak ty nieśmiertelny i z pewnością chętnie pomoże ci mnie ścigać. Do zobaczenia, kochany.

Skończyła wreszcie i czule pocałowała go w usta, a on stracił przytomność. Odwiązała go ostrożnie od stołu i przez długą chwilę stała przypatrując mu się niemal z tkliwością. Potem wróciła do swojej komnaty i stanęła przed moim srebrnym zwierciadłem. Sądziłem, że pierwszy raz będzie chciała zobaczyć przyszłość. Nie mogłem się bardziej mylić.

– Zwracam ci wolność, królu elfów – rzekła po prostu i poczułem, że krępujące mnie łańcuchy rozpadają się w nicość.

Przeklętelustro nie było już moim więzieniem, nie wypijało ze mnie mocy, by dawaćKsiężnej Gór dar jasnowidzenia! Oto stałem przed nią na powrót wolny. Byłapiękna, tak piękna, że nie mogłem jej nienawidzić. Uśmiechnęła się do mnie ostatni raz i szaryorzeł o błękitnych oczach wzbił się w powietrze z cichym łopotem skrzydeł.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top