Ω #19
Maraton #1
Jako że nie było mnie przez dłuższy czas w szkole, miałem ogromne zaległości. Po raz pierwszy w życiu byłem wdzięczny Renowi. Chłopak okazał się całkiem mądry, dzięki czemu nie musiał się w ogóle uczyć, na wszystkie pytania i zagadnienia znał odpowiedzi, co mnie nieco zaskoczyło. W sumie nie ma co się dziwić, w końcu od dwóch tysięcy lat przewodził największej spółce farmaceutycznej. Dla mnie nadal jest to nie pojęte, jak można tyle lat przeżyć i nie mieć dość życia. Ja już po tych szesnastu latach mam dość i najchętniej bym umarł. Jego życie musiałoby być usłane różami czy innym wygodnym pieroństwem.
Dzień mijał mi bardzo powoli. Na lekcjach nie uważałem, nie to, co użytkownik mego ciała. Skupiony, z głową w książce, słuchał na lekcjach. To było pierwsze dziwne zachowanie, jakie powinni zauważyć, bo w końcu, ja nigdy nie byłem pilnym uczniem.
Na matematyce, rozwiązał zadanie z gwiazdką oraz został nominowany do konkursu, co również było dziwne, gdyż ja miałem z matmy same pały. Nauczycielka była wniebowzięta, gdy Ren powiedział jej, że bierze się za naukę, ponieważ to wykształcenie zostanie nam na przyszłość. To również było dziwne, gdyż ja nigdy nie martwiłem się przyszłością. Im dłużej byliśmy w jednym ciele, tym więcej dziwnych rzeczy zacząłem zauważać. Na przykład to, że jestem głupi, że gdybym ciągnął swą marną egzystencję i pozwolił jej trwać, to nic bym w życiu nie osiągnął. Ja również zacząłem się zmieniać.
Dni płynęły. Nie wiem czemu, ale moje ciało stawało się coraz słabsze. Teraz nawet już Ren miał trudności z poruszaniem się.
Tydzień po rozpoczęciu lekcji, Roza i Ren spotkali się u mnie w pokoju, ponieważ Ruth wrócił na weekend do rodzinnego miasta.
- Zostało nam mało czasu — powiedział Ren — postępy?
- Tak, zdobyłem zaufanie paru osób, z których jedna udostępniła mi akta szkoły. Uznali, że skoro ty mi ufasz, to oni też mogą.
- Dobra, teraz pora przystąpić do drugiej części planu.
- Już? Ile czasu nam zostało? — spytał z niepewnością w głosie Roza.
- Nie cały rok. Po tym czasie...
- Rozumiem, musimy się spieszyć.
- Racja. Powiedz, kim jest osoba, która udostępniła ci dane?
- Deron Inkor.
- Deron? — zaśmiał się Ren — i wszystko jasne. Skoro tak się sprawy mają, możemy ominąć część drugą i od razu przejść do trzeciej.
- Zrozumiałem.
- Teraz musimy być ostrożni, żadnych błędów.
- Dobrze.
Rozeszli się po kolejnej godzinie obrad. O jaki plan im chodziło? Teraz mam kolejny powód, aby czym prędzej uwolnić moje ciało spod jego wpływów, tylko jak?
Nagle do pokoju zapukał James, jak zwykle z uśmiechem podszedł do mnie i przytulił. A ja krzyczałem w myślach, chcąc, by wiadomość do niego dotarła „Błagam, pomóż mi!", lecz on, zamiast coś odpowiedzieć, dać jakiś znak, uśmiechnął się do mnie i wypuścił z uścisku.
- Chciałbym, byś poznał pewnego lekarza — powiedział James.
- Lekarza? Przecież ze mną wszystko w porządku — zapewniał go Ren.
- Wiem, ale to tylko badanie kontrolne, mogę go wpuścić?
- Skoro tego chcesz — uśmiechnął się, lecz ja wiedziałem, że w środku był nerwowy, jego spokój nagle wyparował.
Do pomieszczenia wszedł wysoki blondyn z czarnymi jak smoła oczami. Był bardzo szczupły, miał długie ręce i nogi. Ubrany był luźno, w dresy i bluzkę z krótkim rękawkiem, na której była nazwa jakiegoś zespołu muzycznego. Spojrzał on na nas, po czym uśmiechnął się, a w jego policzkach pojawiły się dołeczki.
- Miło mi cię poznać, zapewne nazywasz się Dymitr, prawda? Ja jestem Rivaill Carter — powiedział niskim i urzekającym tonem głosu, przyjemnym dla ucha.
- Tak, mi też miło cię poznać — lekko się uspokoił.
- James dużo mi o tobie opowiadał, między innymi o twoim porwaniu. Byłem zaskoczony, że wyszedłeś z tego cało, no oczywiście, pomijając te cięcia na ciele. Chciałem z tobą porozmawiać.
- Dobrze, a o czym chciałbyś rozmawiać?
- O tobie i twojej podwójnej duszy.
- Co...? — spytał zszokowany Ren, jak i zdezorientowany ja.
Czekała nas bardzo przyjemna rozmowa.
- Wiem, że w tym ciele znajdują się dwie dusze. Wiem też, że jedną z nich jest dusza Dymitra, on żyje. Druga duszo, która znajdujesz się w tym ciele, mogłabyś je dobrowolnie opuścić?
- Co? Rivaill, o czym ty mówisz? Jaka druga dusza, co? — Ren był mocno zdenerwowany, zapewne nie przewidział takiego obrotu sprawy.
- Jestem medium. Za niecały rok, to ciało zostanie zniszczone. Siła waszych dusz, która naciska na ciało, jest zbyt silna, jeśli ciało obumrze, wasze dusze także tego nie przeżyją. — mówiąc to, wyciągnął pismo święte i zaczął czytać pierwsze wersy.
Nagle coś dziwnego zaczęło się dziać. Głowa zaczęła mnie okropnie boleć, przeraźliwy pisk w uszach. Miałem ochotę je odciąć, by już nic nie słyszeć. Ren siedział spokojnie, mimo wszystko, wiedziałem, że cierpiał tak samo, jak ja. Miał silną, nieugiętą wolę.
Po skończonym czytaniu byłem wykończony, głowa nadal pulsowała tępym bólem.
- To wszystko? — spytał Ren.
- Tak, jak się czujesz? — zapytał Rivaill.
- Jak zwykle, a jak mam się czuć?
- Rozumiem, dziękuje za wysłuchanie mnie i przepraszam — uśmiechnął się i wyszedł, zostawiając nas samych.
•×•
Pierwszy rozdział maratonu mamy za sobą ^^
Następny za godzinę :)
Btw, KarmelQa13 proszę, masz swojego Rivailla xd
Niedawno ktoś wspomniał w komentarzu o egzorcyście, a to było już po tym, jak napisałam ten rozdział. Czy serio to było aż tak przewidywalne? XD
Słowa: 849
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top