W Paszczy Lwa
W końcu nadszedł dzień, którego Coraline nie mogła się doczekać ze względu na jego wagę. Razem z Maią miały wybrać się na spotkanie Śmierciożerców, zwolenników ojca brunetki. Po długich namowach zdecydowały, że muszą iść same. Każda inna osoba, choć pomocna w razie dojścia do starcia, wzbudziłaby tylko podejrzenia. A w taki sposób, królowa Slytherinu powiedziałaby, że przyprowadziła przyjaciółkę, potężną czarownicę, do pomocy. Oczywiście, Ślizgonki modliły się, aby Czarny Pan nie chciał jakiegoś dowodu na potęgę Cory, bo dziewczyna nadal nie do końca odzyskała całą swoją moc, w co wtajemniczyła Maię. Obie zgodnie stwierdziły, że Dumbledore nie jest godzien zaufania więc same muszą stawić czoło siłom ciemności.
Wieczorem, gdy już wszyscy poszli spać Cora założyła czarne ubrania, by wtopić się w mrok i nie wzbudzić podejrzeń. Spotkała się z brunetką w pokoju wspólnym i używając nielegalnego świstoklika teleportowały się w miejsce spotkania.
Ślizgonki zadrżały z zimna, gdy znalazły się na opuszczonym cmentarzu. Księżyc wyłonił się zza chmur, dając trochę światła i pozwalając blondynce zapoznać się z otoczeniem. Groby znajdujące się po lewej stronie były otoczone jakimiś roślinami oraz zaczynały się rozpadać, co utwierdziło ją w przekonaniu, że już dawno nikt tu nie zaglądał. Po prawej stronie stała jakaś szopa, a w środku najprawdopodobniej były jakieś narzędzia, używane do grzebania ciał. Dziewczyna podskoczyła lekko, gdy otarła nogą o jakieś trawy. Dopiero, gdy uniosła głowę, zauważyła szereg postaci, wgapiających się zarówno w nią, jak i w Maię.
Brunetka odważnie ruszyła do przodu, dając znak, żeby Cora zrobiła to samo i po chwili obie dołączyły do szeregu śmierciożerców. Wszyscy, oprócz ich dwóch, mieli założone maski co znacząco utrudniło ich rozpoznanie.
— Proszę, proszę, moja marnotrawna córka w końcu się pojawiła. — głos mrożący krew w żyłach nie mógł należeć do nikogo innego. Wysoki mężczyzna, z bujnymi czarnymi włosami i równie mrocznymi oczami przesunął wzrokiem po obu dziewczynach. Miał dobrze zarysowaną szczękę oraz bladą skórę. Był bardzo przystojny i widoczne było jego podobieństwo do Mai.
— A kim jest twoja koleżaneczka?
— Coraline White, panie. Czysta krew. — odpowiedziała blondwłosa, odważnie patrząc w oczy największego zła w historii czarodziejów. No, może drugiego, zaraz po Grindelwaldzie.
— A dlaczego zaszczycasz nas dzisiaj swoją obecnością... Coraline? — dziewczyna dobrze wiedziała co on robi. Testował ją. Chciał sprawdzić, czy ma ją zabić czy może pozwolić jej wstąpić w bliższe szeregi.
— Uważam, że Dumbledore zasługuje na śmierć. Jestem pewna, że czarodzieje są wyżej niż mugole, a musimy ukrywać się jak szczury...
— Oszczędź tego gadania. — przerwał jej, unosząc dłoń. Natychmiast zamilkła. — Powiedz, co wiesz o pakcie krwi?
— Jest to coś podobnego do nierozerwalnej przysięgi, jednak w odróżnieniu od przysięgi, Ci, którzy podejmują się tego paktu wymieniają się obietnicami, które są zobowiązani wykonać. Nie mogą się również zaatakować oraz skrzywdzić w żaden sposób. Gdy jedno z nich jest ranne, drugie odczuwa jego ból. Mogą leczyć się nawzajem poprzez dotyk lub krew.
— Hm... Dobra odpowiedź. Jednak wiedza książkowa prawie w ogóle Ci się nie przyda, jeżeli masz walczyć w moich szeregach. Wstąp.
Coraline szybko stanęła obok Mai, która zdążyła się oddalić w trakcie tej wymiany zdań. Czarny Pan odwrócił się i zaczął coś mówić do śmierciożerców, jednak Cora nie usłyszała co, przez szept brunetki.
— Skąd wiedziałaś to o pakcie krwi?
— Mój wujek lubi kolekcjonować zakazane książki. — odszeptała tylko Cora i skupiła się na słowach Czarnego Pana.
— A więc, niech grupa moich młodszych zwolenników powie, czego dowiedzieli się w szkole, co może pomóc zniszczyć tego dyrektora.
— Dumbledore ma jakiś plan, w którym chce wykorzystać Coraline. Zamierza ją zabić. — dłoń Mai wystrzeliła w górę. Cora spojrzała na nią oniemiała. Po pierwsze, skąd ona wiedziała że Dumbledore ma jakiś plan, po drugie zamierza CO?
— Interesujące. Jak możemy to wykorzystać?
Mina Mai zmieniła się z dumy na zmieszanie.
— No... e...
— Możemy wykorzystać ją jako przynętę, gdy będziemy celować w coś innego. — odezwał się jeden ze śmierciożerców. Coraline była pewna, że gdzieś już słyszała ten głos.
— Dobrze. Więc zróbcie to. Dzieci mogą sobie iść. Będę miał dla was misję wkrótce. A szczególnie dla nowej czarodziejki.
Nie powiedział nic więcej, więc Maia i Cora ponownie użyły świstoklika, by wrócić do pokoju wspólnego.
— Kurwa. — zaklęła Maia. — Tak dobrze nam poszło, a on akurat nic nie powiedział.
— O czym? — zdziwiła się Cora.
— O tym, jak go pokonać! Myślałam, że ty chociaż coś wyłapiesz!
— Spokojnie, przecież jeszcze mamy czas. — blondynka starała uspokoić Maię, ale nie przyniosło to żadnych skutków. Brunetka pobiegła na górę do pokoju, zająć się nie wiadomo czym.
*** POV. Juliet Crystal***
Tamtego dnia, Juliet miała okropny sen. Była w jakimś małym mieszkaniu, gdzieś w górach, przynajmniej tak jej się zdawało. Stała w kuchni i czytała gazetę, którą za chwilę upuściła na ziemię. Nagle zaczęła rzucać rzeczami na lewo i prawo. Było słychać tłuczenie szkła, a jakiś kot miauczał ze strachu.
Wtedy się obudziła. Była spocona, więc wzięła długi prysznic. Na szczęście było dosyć rano, więc miała wystarczająco czasu żeby ubrać mundurek i zejść na śniadanie. Przy stole Slyhterinu zauważyła Corę i pomachała do niej. Ślizgonka posłała jej przyjazny uśmiech. Wzrok Juliet powędrował do stołu Gryffindoru, gdzie napotkała spojrzenie Remusa. Twarz obojga natychmiast oblała się rumieńcem i szybko odwrócili wzrok. Po tamtej randce rozmawiali ze sobą trochę rzadziej. Mimo to, wiedzieli że podobają się sobie nawzajem. Żadne z nich nie chciało jednak robić pierwszego ruchu.
Juliet usiadła przy stole Hufflepuffu. Po chwili Tina do niej dołączyła.
— Jak Ci się spało?
— Okropnie. Miałam taki dziwny sen. — przyznała Juliet.
— Nie powtarzaj tego Trelawney. Zaraz zacznie Ci gadać, że to dlatego, że obudziłaś w sobie zdolności przewidywania przyszłości czy coś.
Juliet się roześmiała.
— Ta, jeszcze mnie po lekcji zatrzyma czy coś.
— A propos zatrzymywania to zbliżają się święta. Wyjeżdżasz do domu czy zostajesz?
— W sumie nie wiem. Chyba wyjadę. A ty?
— Też. Nic tu po mnie. Poza tym, pewnie te szmaty pozostają, a ja nie chcę się na nie natykać w korytarzach.
— W sumie racja. — Juliet wstała, chcąc iść na lekcje gdy jej wzrok przykuło coś przy stole Slytherinu. Mianowicie, Regulus Black, młodszy brat Syriusza, właśnie rozmawiał z Corą.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top