Plan cz.2


***

Coraline resztę dnia spędziła na pisaniu planu. Jej plany zawsze się powodziły. No, prawie zawsze. Tak samo musiało być teraz. Na początek, dostanie się do Ministerstwa w piątek. Trzeba było mieć powód, aby móc się tam dostać. Nie można było od tak sobie wejść. Potrzebowali wymówki. Dodatkowo, uznajmy, że udałoby im się tam wejść. Mieliby pół godziny, aby wejść do Departamentu Tajemnic, znaleźć salę z przepowiedniami oraz zabrać tę, która może być potrzebna. Tu się sprawa komplikowała. Szybciej by zeszło, gdyby poszło kilka osób. Ale jak kilka osób ma niepostrzeżenie tam wejść? Coraline oczywiście nie mogła iść i dobrze to wiedziała. Tak samo Maya, Nicole i Moon. Ostatnio byli w centrum wydarzeń i przyciągnęliby zbyt dużą uwagę, czym zepsuliby całą akcję, a na to nie mogła pozwolić.

Pstryknęła palcami, gdy sobie o czymś przypomniała. No jasne! Isabella Gliterbell, zaprzyjaźniona z nią krukonka miała matkę, która pracowała w Ministerstwie. Gdyby Isa do niej poszła, zabierając ze sobą kilku znajomych nie wydałoby się to podejrzane. Oczywiście, to musieliby być znajomi, którzy nie zwróciliby uwagi na Corę i jej plan. Alexa mogła iść, dziewczyny znały się dłużej niż znały Corę. Juliet i Tina byłyby dobrym wyborem, znały się z Isabellą... Skoro i Juliet zalicza się do ekipy, trzeba do niej wepchnąć też Remusa. Od dwóch lat Cora nie rozmawiała z Huncwotami, więc nie było między nimi żadnego powiązania.

Okej, postanowione. W piątek ta grupa pójdzie do Ministerstwa, pod pretekstem odwiedzin oraz oglądania pracy w Ministerstwie, bo się nad nią zastanawiają, potem przeczekają aż budynek opustoszeje i ruszą do Departamentu Tajemnic.

Teraz tylko musiała powiadomić ową grupę o swoim planie. Hehe. Wiedziała, że to nie będzie łatwe, ale miała nadzieję, że przyjaciele się zgodzą. Szczególnie gdy poznają powagę sytuacji. Remusa powinna dać radę przekonać najszybciej, bo Syriusz na sto procent wygadał się reszcie ich grupki.

Zadowolona, skierowała się w stronę polany, na której miała się odbyć łączona lekcja ślizgońsko-gryfońska w ONMS-u. Na miejscu czekała już spora gromada, a część osób jeszcze się schodziła. Ruszyła w stronę gryfona, gdy ktoś chwycił ją za rękę i pociągnął w odwrotnym kierunku. Ciemnowłosy chłopak otoczył ją ramieniem, aby nie mogła mu uciec i z psotnym uśmiechem spojrzał jej w oczy. Rozpoznała go od razu. Mattheo Riddle.

- No, proszę, proszę, jak miło Cię znowu zobaczyć. - powiedział chłopak wyniosłym tonem, który wyraźnie sugerował że nie ma tego na myśli.

- Czego chcesz?

- Od razu zakładasz, że czegoś chcę? Może po prostu Cię poznać? - ślizgon wyraźnie się z nią droczył, oczekując Merlin wie czego. Coraline nie zamierzała dać mu tej satysfakcji, więc nastąpiła mu na nogę wyrywając się z uścisku i zrobiła kilka kroków do tyłu.

- Najwyraźniej nie jesteś w najlepszej formie na rozmowę. - powiedziała ze złośliwym uśmiechem na ustach. - Jeżeli chcesz mnie poznać, to wybacz ale nie jestem zainteresowana.

Rozejrzała się za Remusem, ale nauczyciel przyszedł i musiała udać się razem z innymi uczniami na polanę. Nie widziała go w tłumie, a nie chciała się przepychać, więc musiała spokojnie iść za tłumem. Gdy już wszyscy stanęli na polanie można było usłyszeć westchnięcia zaskoczenia oraz zdziwienia. Profesor Kettleburn stał obok pięknego jednorożca.

- Więc, jak widzicie to jest jednorożec. – zaczął. - Będziecie mogli się do niego zbliżyć, tylko ostrożnie. Jego znajomi zaraz przytruchtają. Chłopcy, pamiętajcie że jednorożce wolą towarzystwo dziewczyn, więc nie wykonujcie żadnych gwałtownych ruchów.

Uczniowie zaczęli się powoli zbliżać do jednorożców, a Coraline jeszcze raz rozejrzała się za Remusem. W końcu dostrzegła jego jasnobrązową czuprynę i szybkim krokiem ruszyła w jego kierunku.

- Hej, Remus. - powiedziała, przyciągając uwagę chłopaka.

- Tak? – spytał.

- Więc, czy pamiętasz jak mówiłeś, że mi się odwdzięczysz za umówienie Cię z Juliet? Potrzebuję przysługi.

- Oczywiście, co trzeba? - gryfon poprawił okulary, zupełnie nie spodziewając się, co go czeka. Przysuwając się bliżej, Coraline wyjaśniła mu cały plan, upewniając się, że nikt ich nie podsłucha. Gdy skończyła, gryfon był bardziej blady niż normalnie i wyglądał na tak zszokowanego, że odebrało mu mowę. Potrzebował kilku dobrych minut na otrząśnięcie się, zanim całkowicie to do niego dotarło.

- Co?! To szalone! To głupie! To, to..! Ma szansę się udać. - powiedział. Teraz to ślizgonka została wprawiona w osłupienie.

- Co? Naprawdę tak uważasz? W sensie, no jasne, że ma szansę się udać, moje plany zawsze się udają! - stwierdziła entuzjastycznie. - A właśnie, ty i Juliet macie randkę w sobotę o godzinie trzynastej pod Trzema Miotłami. Zapamiętaj.

Gryfon pokiwał głową. Widać było, że na wzmiankę o randce trochę się zdenerwował, w sumie co się dziwić, to chyba była jego pierwsza randka w życiu. Coraline miała nadzieję, że będzie niesamowita. Wiedziała, że Juliet i Remus bardzo dobrze się rozumieli oraz świetnie do siebie pasowali. To był zdecydowanie związek z nadzieją na przyszłość.

Ale teraz nie miała czasu zastanawiać się nad związkami. Musiała przeprowadzić ten plan i to z powodzeniem. Najgorsze było to, że sama nie mogła iść. Ale nie zamierzała zmarnować tego czasu. Miała ręce pełne roboty. Wpadła na pomysł, żeby jakoś zająć czymś Dumbledore'a oraz poszukać jakichś potrzebnych informacji, które jakoś mogłyby przybliżyć ją do rozwiązania tajemnicy dyrektora.

Wtem poczuła lekkie uderzenie w plecy. Odwróciła się, gotowa powiedzieć kilka miłych słów do osoby, która ją zdekoncentrowała, ale przed nią stał piękny, śnieżnobiały jednorożec. Wpatrywała się w niego jak zaczarowana, nie mając pojęcia jak zareagować na tę zaczepkę.

- Niesamowite! Przywódcy stada nigdy się nie angażują. - zawołał zachwycony Kettleburn. Coraline wyciągnęła dłoń i już miała pogłaskać jednorożca, ale zawahała się.

- Piękny... - wymamrotała po czym zrobiła kilka kroków do tyłu. - Ale mam inne rzeczy do roboty.

Jednorożec zrobił krok naprzód, niezadowolony takim obrotem spraw. Ślizgonka zrobiła kolejny krok do tyłu. W tłumie uczniów rozległy się śmiechy. Wszyscy obserwowali sytuację, która wyglądała niczym zabawa w kotka i myszkę. Za każdym razem gdy dziewczyna robiła krok do tyłu, śnieżnobiały wierzchowiec szedł naprzód. W końcu nauczyciel musiał przegonić jednorożca z powrotem do stada (co też mu się nie spodobało), a Coraline mogła spokojnie wrócić do dormitorium, wśród śmiechów niektórych uczniów nazywających ją "zaklinaczką koni", a czasami wredniejszymi zaczepkami.

Nie obchodziło jej to, miała przed sobą pracowity tydzień. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top