Rozdział 14"Pod kurtyną..."


Artur


-No kurwa mać....-warknął pod nosem Seth na mój widok. Siedział z założonymi rękoma w gabinecie pani Dyrektor i patrzył wkurzony na mnie z ukosa.

-Dokładnie.-westchnąłem i spojrzałam na dyrektorką męczącą jakieś papiery. Jak zawsze za biurkiem,kobieta wierząca ,pracująca.-Ekhem...

-Hm? O pan River.W czym mogę pomóc?-spytała poczciwie w końcu mnie zauważając.Przetarłem skronie i spojrzałem na nią współczująco.

-Ale to pani mnie wezwała.

-Tak?
-Tak...-mruknąłem.

-A tak! ...Jak idą przygotowania do przedstawienia dla przedszkolaków?-spytała słodko.

-Świetnie.-szczerze nie chciałem rozmawiać w obecności Setha. Za bardzo emanował aurą mordobicia. To tak jakby dwie wrogie grupy kiboli znalazły się na jednej murawie. Będzie rzeź. Choćby psychiczna...-Dzisiaj główna próba. Chcę pani obejrzeć?

-Oh nie nie. Jak widzisz mam ręce pełne roboty...-i w tym momencie spojrzała na blondyna za mną.-Ale pan Seth w ramie"odrobienia utraconych godzin" pójdzie obejrzeć.

Zaaaaadooooowooooleeeenie wylewało się z naszych twarzy. Nie ma to jak dwóch pokłóconych chłopaków(o miłość) wysłać w jedno miejsce by przez godzinę jeden patrzył się na drugiego na scenie.Czy to nie cudowne? Będzie mnie strzelał kulkami z papieru,ciął niewidzialnym nożem po szyji i kuł wzrokiem w plecy. Ewentualnie również buczał.

-Pani żartuje?-spytał Seth. Po jego minię wnioskowałem,że ma zamiar ją zabić.

-Nie. -powiedziała poważnie.-Masz ponad połowę godzin nieobecnych. W związku z tym będziesz robił mi za oczy i uszy w szkolę.

-Co za krowa...-warknął pod nosem.

-Co ty tam mamroczesz?-spytała dyrektorka.
-Nic,nic...Chętnie...BARDZO chętnie OBEJRZĘ przedstawienie pana ARTURA...-niemal to wysyczał i wstał z czerwonego,plastikowego krzesełka w mini poczekalni(dwa krzesełka pod ścianą na końcu gabinetu).-Pan Artur idzie czy podziwia kaktusy?
-Idę...-mruknąłem niechętnie i wyszliśmy. Na korytarzach panowała cisza.Wszyscy byli w klasach i brali udział w czynnej lekcji,oprócz osób grających w szkolnym przedstawieniu. Miało być ono o dwóch książętach walczących o księżniczkę...Coś idealnego dla dzieci.Ja miałem być zwycięskim księciem.

Szliśmy tak w milczeniu,aż do sali gimnastycznej.Kiedy weszliśmy on usiadł gdzieś z boku,a ja dołączyłem do innych.

-Co to za ciacho?-szturchnęła mnie dziewczyna grająca królewnę.
-Wagarowicz. Ma karę.

-A ma dziewczynę?-dopytywała dalej,a ja zmierzyłem ją wzrokiem. Zaraz spuściła wzrok.

Graliśmy tak jak nauczył nas pan prowadzący przedstawienie.Z momencie,kiedy pokonywałem "wroga" spojrzałem mimowolnie na miejsce gdzie siedział Seth...Siedział...To dobre słowo. Ten pajac gdzieś zwiał.

-SETH!-wrzasnąłem widząc jak próbuje zwiać przez drzwi.Odwrócił się poprawiając plecak i pokazał mi środkowy palec.-Osz ty...!
Zeskoczyłem ze sceny i pognałem za nim. Zatrzymałem go tuż za drzwiami łapiąc na nadgarstek,ale się wyszarpał i zdzielił przy tym w mordę. Niechcący...ale bolało.

-O fuck...Prze...Sory...Ja nie chciałem.-jego ręce dziwnie jakby chciały mnie objąć,ale zaraz je cofną widząc moją wściekłość w oczach.

-Należało mi się...A teraz rusz siedzenie na ławeczkę!
-Nie mam zamiaru...-odwrócił wzrok...


Seth



Czemu muszę natrafiać ciągle na Artura? To jest przesada! Nie chce go widzieć,a los sprawia,że niemal cały czas jesteśmy obok. W taki sposób nigdy nie wybije sobie go z głowy...Nawet bycie wrednym jest trudne...
-Słuchaj...Wiem,że mnie nienawidzisz,ale zaraz kończymy to se pójdziesz...
-Nie...Ja już idę...Pa.-powiedziałem wychodząc z szkoły. Odwróciłem się jeszcze na chwilę,ale się zawiodłem. Nie ruszył za mną.

W domu zawisłem nad książkami,ale i je zaraz odrzuciłem. Rozłożyłem się na łóżku i wgapiałem się w sufit.

-Seth?-zajrzał do pokoju Marko.-Najpierw jęczysz i hałasujesz,a teraz zamilkłeś. Co ci jest?

-Mam okres...NIE WIDAĆ?!

-Uuuu...-wszedł do pokoju i usiadł przy moich nogach.-Braciszku...Powiedz co się dzieje....

Spojrzałem na niego zamglonymi oczyma.To wszystko było takie trudne.Kocham,nie znoszę,boje byś sam,a serce nie sługa...Za nim porusza...
-Artur mnie zranił...

-Artur?

-Tak...On...powiedział,że chce się odkochać...On mnie nienawidzi...

-Eee...Odkochać...? Czyli on cię kocha?

-Nie on...-zacząłem,kiedy doszło do mnie co powiedział mój młodszy brat. Racja! Odkochać...ODKOCHAĆ! Artur się we mnie zakochał?!- O boże...
-Bo wtedy jak cię wyprowadził z klubu to myślałem,że wy...

-Co?!-wywaliłem gały. Artur mnie wyprowadził? On ze mną tańczył?!Ale jak on tam się znalazł?!-MARKO! TELEFON DAJ!!!
-Już!-zerwał się na równe nogi i podał mi komórkę.

Dzwoniłem długo,ale nie odebrał ani razu.W sumie...była 02:15. Zrezygnowałem i położyłem się spać. Jutro sobota...Przedstawienie...Musze z nim szczerze porozmawiać.


Artur


Wszystko zapięte na ostatni guzik.Sala zapełniona,wszyscy aktorzy są,pamiętam rolę...Dobra Artur...czas zacząć show.

*

-Moja ukochana! Serce oddałem Ci. Duszę diabłu sprzedałem,a ty wciąż się wahasz?-recytowałem tekst skierowany do księżniczki na balkonie.

-Oj najdroższy...Serce nie sługa...Ale ilekroć na ciebie spojrzę..tonę w twych oczach...
-Nie oddam cię jemu!-krzyknąłem i skierowałem szable w kierunku kurtyny. Powinien wyjść z niej drugi książę,ale...wyszedł Seth ze szpadą- ... ?!
-Mówisz?-powiedział arogancko kręcąc szpadą na palcu,po czym wycelował we mnie.-A ja myślę,że twoje uczucia są zupełnie inne.

-Co...Mylisz się...Kocham ją bardziej niż ty!-grałem dalej...improwizowałem psia mać! czemu on psuje mi przedstawienie?

-Dobrze wiem,że kochasz kogo innego...Ale boisz się przyznać...Boisz się bycia wyśmianym...Jak ja.

-...

-Porzuć tę kobitę na wierzy i wyznaj swe uczucia...Choćby tu i teraz...Mój książę...-jego nonszalancki głos przeszywał mnie na wskroś.Czułem jak ręka ze szpadą z plastiku mi wypada.

-Walczyć z tobą nie będę...Bo umrzesz chybko!
-Aj waćpanie...-zbliżył się do mnie i chwycił za koszulę.-A czy to nie mnie miłujesz bardziej niż ją?

Na sali podniósł się gwar. Spojrzałem na dzieciaki,które z zaciekawieniem śledziły naszą scenę.No nie... To nie jest fair...Zaczynam mieć tremę.
-Nie masz dowodu...na swe słowa...-jęknąłem.
-A kto mówił,że miłować mnie przestać pragnie? Kto uratował mnie przed chorobą sprawioną przez trunek?Miłujesz mnie?-szeptał mi to niemal w usta. To było nie do zniesienia. Patrzyli na mnie rodzice dzieci,koledzy z przedstawienia i same przedszkolaki.O on mnie niemal całował...Musiałem to przerwać.

-Wybacz...Lecz przyszło ci czas umrzeć.-wyjąłem mały nóż i udałem,że go dziabnąłem. Gdy moje usta znalazły się przy jego uchu szepnąłem.-Udawaj,że giniesz,bo cię zabiję...
-A odpowiedz?-zaśmiał mi się w ucho. Gorący oddech zatańczył mi na policzku,a ja aż podskoczyłem.-No dobrze...Już umieram...

Seth padł na ziemię,a ja zagrałem jak dalej powinienem. O dziwo nagrodzono nas gromkimi bramami. Zwłaszcza...blond księcia...Który z ukosa uśmiechał się szatańsko...Zabiję go...


Seth


Kiedy kurtyna opadła Artur pociągnął mnie w kont sceny i przycisnął do ściany rozglądając się dookoła czy nikt nie widzi.
-Odpowiesz mi?-spytałem spokojnie.

-Jesteś idiotą...

-Odpowiedz.
-Seth...

-Odpowiedz,albo zepsuje każdy moment twojego życia.-zmarszczyłem brwi i złapałem go za pośladki przysuwając do siebie.

-Jesteś problematyczny,wiesz?-westchnął i pocałował mnie w czoło.
-Mmmm...Ale...To znaczy tak? Kochasz mnie?

-...idiota...-wziął moją twarz w dłonie i zaczął czulę całować. Poczułem jak wkręca mi palce we włosy,a językiem głaszczę podniebienie.Serce ulatywało mi jak mały koliberek. Czułem jak wypełnia mnie rozkosz. Oddawałem mu się w każdym calu,gdy nagle przerwał i powiedział:
-Kocham cię...Tylko czy to zniesiesz?

----------------------------
Już koniec feri,więc rozdziały będą rzadziej... ;'( 

Mam nadzieje,że ten wam się spodobał.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top