👑 𝐂𝐇𝐀𝐏𝐓𝐄𝐑 𝟑 👑

👑

2021 r. (teraz)

Madeline wróciła ze spotkania z królową jakieś półtorej godziny później. Usiadła na łóżku, zaczynając zastanawiać się, dlaczego tak właściwie zgodziła się na to wszystko. Na wyznanie Nicky'emu miłości.

Co prawda całowali się kilka razy, ale nigdy nie doszło między nimi do czegoś poważniejszego. Niewinne, nastoletnie pocałunki, jak zwykł mówić Nicky.

A teraz stał przed wyborem. Wyborem swojej żony. Przyszłej królowej. Stał przed wyborem, przy którym nie było już odwrotu. Jeżeli się pobiorą – to koniec.

Jednak Madeline była w stu procentach pewna, że go kocha. Właśnie tego chłopaka. Już dawno skradł jej serce oraz myśli, codziennie przed snem myślała o ich relacji, wymyślała niestworzone historie, jak dobrze by im było, gdyby wyznali sobie miłość...

Z głębokich rozmyślań wyrwało ją pukanie do drzwi.

— Proszę.— odezwała się, jednak jej myśli błądziły wciąż gdzieś wokół relacji jej i księcia, ich pierwszego pocałunku...

— Wyglądasz, jakbyś ducha zobaczyła.— usłyszała roześmiany głos chłopaka, wokół którego to wszystko się kręciło, przez co również zachichotała.

— Po prostu się zamyśliłam.— odparła, wzruszając ramionami.

— O czym tak myślałaś?— zapytał zaintrygowany, siadając obok niej na łóżku, patrząc na nią.

— O nas.— odparła od razu, patrząc przed siebie.

— O nas? Co jest z nami?— spytał Nicky, marszcząc brwi. Madeline zaczęła zastanawiać się, co teraz odpowiedzieć. Mimo tego, że była wyszkolonym zabójcą, bała się swoich uczuć. Bała się tego, że ma je wyznać. Zawsze trzymała je dla siebie i nigdy nie otwierała się całkowicie przed kimkolwiek.

— Nic, po prostu pomyślałam o tym, że moglibyśmy kupić sobie takie same bransoletki. Co ty na to?— skłamała z szerokim uśmiechem, który udzielił się także Nicky'emu.

— Bardzo dobry pomysł. To co? Wybierzemy się do miasta?— zaproponował, a Madeline skinęła głową.

Wstali z jej łóżka, po czym wyszli z komnaty, idąc na dół w stronę wyjścia z zamku. Poszli do stadniny koni, podchodząc do Daphne i Fernando. Założyli siodła, przygotowali konie do jazdy, a następnie wsiedli na nie. Nicky ruszył przodem, a Madeline za nim.

— Na pewno dobrze jedziesz?!— krzyknęła Madeline w jego stronę, doganiając go.

— Tak!— odkrzyknął, choć sam nie był tego w stu procentach pewny. Szybko odgonił jednak myśl, że mogą źle jechać. On także dużo myślał o nich i o ich relacji – nie mógł się powstrzymać. Zawsze myślał o niej przed snem, o jej uśmiechu, delikatnych ruchach, cudownych włosach i idealnym ciele. Pragnął tego. Z każdym dniem coraz bardziej.

No i się mylił. Nie dojechali do miasta, ale w jakąś ciemną uliczkę. Słońce powoli zachodziło, a oni zaczęli prowadzić swoje konie, wykłócając się.

— No przecież ty wiesz, gdzie mamy jechać! A teraz utknęliśmy gdzieś daleko od zamku!— wykrzyknęła Madeline, rozkładając ramiona. Nicky wywrócił oczami. Chciał się odezwać, ale niespodziewanie usłyszeli czyiś głos.

— No, proszę, proszę. Książę i śliczna dama...— powiedział jakiś starszy mężczyzna, podchodząc do nich. Za nimi szło kilku innych facetów, podobnie ubranych.

— Partyzanka, dlatego nie radzę.— powiedziała Madeline, przybierając groźną postawę, wystawiając ręce zaciśnięte w pięści przed siebie, choć wiedziała jednak, że walka z nimi to jak rzucenie się wilkom na pożarcie.

— Co może mi zrobić taka mała kobitka jak ty?— spytał mężczyzna, który stał na czele. Wyraźnie go to bawiło, tym samym prowokując Madeline.

Blondynka nie wytrzymała już dłużej, słuchając jego okropnego śmiechu, dlatego rozpędziła się i z całej siły kopnęła go w klatkę piersiową. Ten poleciał na ziemię, jednak pozostali mężczyźni dalej byli gotowi do walki.

— Trzech na jednego? Nieładnie.— stwierdziła Madeline, rozglądając się wokół siebie. Nicky nagle zniknął jej z pola widzenia.— Nicky!

Krzyknęła, kiedy zaczęła okładać pięściami któregoś z tych mężczyzn. Długo się z nimi biła, za każdym razem któryś z nich wstawał i walczył dalej, jednak w pewnym momencie usłyszała przeraźliwy krzyk. Starszy miał już na nią polecieć, ale ta odsunęła się na bok, dzięki czemu uniknęła zostania przygniecioną.

— Boże, Nicky...— wymamrotała, patrząc na Nicky'ego, który stał nad nią z łomem w ręce.— Zabiję cię! Jak mogłeś sobie tak po prostu odejść bez słowa?! Ja myślałam, że ciebie porwali, czy coś!

— Nie bój się. Nie dałbym się porwać. Z takimi mięśniami? Pff...— powiedział ze śmiechem, napinając swoje mięśnie.

— Nie, żebym w ciebie nie wierzyła, ale to ja tutaj jestem bardziej przystosowana do bicia się, niż ty, ale mięśni mi nie widać.— powiedziała ze śmiechem, przez co Nicky wywrócił oczami.

— Przez ciebie zawsze miałem kompleksy. Zawsze wygrywałaś, kiedy się biliśmy i takie tam...— powiedział, wywracając oczami, a Madeline podeszła do Daphne i pogłaskała ją po pysku.

— No tak, ale dobrze wiesz, że szkolę się na partyzankę od jedenastego roku życia.— westchnęła Madeline, wsiadając na konia.

— Może mnie też czegoś nauczysz? Wiesz, mięśnie to nie wszystko. Liczy się też refleks i zwinność, prawda?— spytał Nicky, również dosiadając Fernando.

— Oczywiście, to prawda.— odpowiedziała, galopując przed siebie.— Mogę się czegoś nauczyć, ale nie obiecuję, że wyjdziesz z tego cało.

— Uuu... sugerujesz coś?— spytał ze śmiechem, patrząc na nią.

— Nie wiem, może, ale teraz skup się na drodze, bo wjedziesz w jakieś beczki z alkoholem i jak się później wytłumaczysz, co?— spytała ze śmiechem.

— Oczywiście, że zwalę całą winę na ciebie.— powiedział żartem, chichocząc głośno.— Nie no, moja babcia wtedy by cię zabiła... Wiesz, ten jej słodki Nickuś jest zawsze niewinny. Irytujące.

— Przynajmniej masz kogoś, kto się o ciebie martwi, Nicky.— stwierdziła Madeline.

— Przecież ty też masz.— stwierdził, a Madeline westchnęła.— Ja, moja mama...

— Niby tak, ale ty masz rodzinę. Ja swoją straciłam. Jestem tutaj tylko dla ciebie.— oznajmiła, czując w sercu jakieś dziwne ukłucie. Bolał ją brak rodziny, ale już dawno zdążyła się do tego przyzwyczaić. Nie mogła ukryć, iż tęskniła także za tym, że nazywano ją księżniczką. Bo była prawdziwą księżniczką. Przyszłym władcą z koroną na głowie. A w jeden dzień to wszystko się zepsuło.

— To było miłe, Madeline…— wyszeptał Nicky.— Powiem ci to chyba po raz setny, ale chcę, żebyś wiedziała, że zawsze możesz na mnie liczyć, jasne? Jesteś moim skarbem, Mad.

— Przestań, bo zaraz się popłaczę.— powiedziała ze śmiechem, a w jej oczach stanęły krystaliczne łzy, jednak za nic nie pozwoliła im wypłynąć.

W końcu dotarli na plażę. Co prawda, nie zamierzali dostać się na plażę, a do miasta, gdzie chcieli zakupić identyczne bransoletki, ale według Madeline plaża również była bardzo dobrym pomysłem. Tym bardziej że o tej porze nie było tam już żadnych ludzi.

Daphne i Fernando dali coś do jedzenia i picia (zawsze mieli zapasy w małych bagażach, ponieważ te dwa konie były dla nich bardzo ważne), a następnie rozłożyli koc na piasku i na nim usiedli.

— Piękny zachód słońca.— zauważyła z uśmiechem Madeline, dokładnie przyglądając się owemu zachodowi. Uwielbiała zachody słońca.

— Oj, tak. Zgadzam się.— powiedział z uśmiechem Nicky. Po chwili wpadł na pewien pomysł, dlatego podniósł się do pozycji siedzącej i zaczął rozpinać swoją białą koszulę. Zdecydowanie nie wyglądał jak książę, a jak zwykły chłopak w Rosedollu. Nie nosił korony, bo najzwyczajniej w świecie mu się nie chciało, ale nie nosił także, bo Madeline posiadać identycznej nie mogła. A zasługiwała.

— Co robisz?— spytała Madeline, kiedy Nicky zsunął koszulę ze swoich umięśnionych ramion, a następnie zdjął buty, skarpetki oraz spodnie.

— Wskakuję do wody. Chodź ze mną!— krzyknął, a następnie zaczął biec w stronę morza. Madeline nie mogła odmówić.

Wstała z koca, rozpięła swoją suknię, zsunęła ją i w samej koronkowej bieliźnie pobiegła w stronę morza. Nicky ukradkiem zerkał na jej piersi, jednak wiedział, że tak nie wypada, więc spoliczkował się w myślach.

— Nie byłem pewny, czy to zrobisz.— powiedział ze śmiechem, a Madeline prychnęła. Wody miała po szyję, jednak nie bała się, ponieważ czuła dno.

— No to lepiej uciekaj!— krzyknęła, zaczynając go chlapać. Uwielbiała takie momenty, choć konsekwencje czasami były okropne.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top