Rozdział 2

Vanessa
Po pracy postanowiłam że przejdę się na spacer do lasu uważając by nie przestąpić granicy. Nagle coś przykuło moją uwagę. Poszłam w tamtym kierunku i zobaczyłam strumyk. Usiadłam na wystającym pniu drzewa i przyglądałam się płynącej wodzie.

Aron
Szedłem właśnie na spotkanie watachy w domu głównym watachy. Wygnańcy znowu zaatakowali. Wchodząc do domu czułem strach i szacunek od innych. Cieszyło mnie to że mają do mnie respekt. W końcu jestem alfą.
Wszedłem do gabinetu. Wszystkie rozmowy ucichły i każdy wstał pochylając głowę w geście szacunku.
-Dobrze przejdźmy do sedna sprawy.- powiedział Chris mój beta.
- Na zachodniej granicy zaatakowali wygnańcy i straciliśmy 4 ludzi.- powiedział Simon- delta. Wie co się dzieje na granicach i inne ważne sprawy.
Zdenerwowałem się 4 ludzi to niby niedużo. Ale ja nie mam swojej mate i Luny dla stada prze co jest słabsze. Ale dosyć o tym. To i tak za dużo.
- Że co kurwa?! Macie potroić straże na wszystkich granicach i tak będzie trzeba ich wytępić.- warknąłem zły - coś jeszcze?

- Tt tttak. Wczoraj wieczorem na nasz terren wwwszeeedł człłowwieek.- powiedział jąkając się. To teraz jestem wkurwiony. Moje oczy przybrały czarny kolor pięści się zacisneły a mięśnie napięte są teraz wszystkie.

-Gdzie?!! Jak?! Kiedy?!!!- warknałem.
- W w wwczoraj wieeczzzorrem przyyy strrummyyku.

Najbardziej na świecie nienawidzę ludzi. Najchętniej wytępiłbym ich wszystkich ale sam nie mógłbym tego zrobić.

Macie go złapać zamknąć w lochach i torturować dopóki nie powiem co dalej. Jasne?!!!!!
Odpowiedziała mi cisza.
- Jasne?!!!!!
Wszyscy skineli głowami twierdząco. A ja wybiegłem z domu i dałem przejąć kontrolę wilkowi. Biegałem dość długo by ochłonąć a tu nagle czuje najpiękniejszy zapach w całym życiu. Kokos i ...... truskawka? Tak chyba tak.

~James czujesz ten zapach~ pytam
~ No jasne że tak ty nie domyślasz się co to?~ zapytał jakby zawiedziony
~Nie~ odpowiedziałem szybko
~To nasza mate ty idioto~ warknął a mnie zamurowało. Dosłownie. Stałem tak chwile kiedy odezwał się James:

~ Idź za zapachem chce ją zobaczyć.~

Posłusznie udałem się za zapachem. Zaprowadził mnie nad strumyk przy polanie i tam się skończył. Zawyłem żałośnie i postanowiłem wracać do domu. Przed tym powiedziałem że przy strumyku mają jutro patrolować teren moi beci.

Vanessa
Niedziela. Wolny dzień od pracy. Nareszcie. Wstałam wykonałam poranną toaletę i postanowiłam ubrać się w czarne leginsy i miętową bluzę. Dziś stwierdziłam, że znowu wyjdę na spacer.

Time skip.

Byłam w tym samym miejscu co wczoraj wieczorem. Wstawałam żeby wracać a tu nie stąd no z owąd wyszło 3 umięśnionych facetów. Wiedziałam wilkołaki...

- No no ktoś przekracza granicę oj nieładnie. Powiedział największy. Pozostała dwójka podeszła do mnie i chwyciła mnie za ręce tym samym obezwładniając. Bałam się bardzo ..   .....
Postanowiłam że spróbuję coś powiedzieć.
- Ja... Nic nie zrobiłam póśćcie mnie proszę. Wybełkotałam prawie szeptem ale wiedziałam, że oni to usłyszą.
- O nie możemy to alfą kazał złapać intruza przykro mi. Powiedział i wybuchł śmiechem.
Następnie podszedł do mnie i przystawił szmatkę do buzi. Zaczęłam odczuwać zawroty głowy i za chwilę miałam mroczki przed oczami i ciemność.......

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top