Prolog
Anna Queen patrzyła na krople deszczu walące mocno o szybę bloku mieszkalnego na trzecim piętrze. Pokój w którym się znajdowała był mały, ale jej to wystarczyło. Ściany koloru czarnego, wszystko w odcieniach szarości i nie które części mebli białe. Jej styl. Jej świat.
Anna myślała. Myślała za innych dając im trochę wolnego.
Nikt jej nie rozumiał. Nikt nie był taki jak ona. Wszyscy widzieli w niej tylko dziwadło. Ale była człowiekiem. Tak jak wszyscy.
- Anka! - Usłyszała stłumiony głos mamy z dołu. Zeszła z parapetu i wyszła z pomieszczenia. Gdy już była w salonie okazało się że dziadek - który jako jedyny traktował ją normalnie - przyjechał na kilka dni.
- Cześć dziadku! - przytuliła go. Starszy pan odwzajemnił uścisk.
- Hej wnusiu... - pocałował ją w czoło.
Inni nie rozumieli postępowania dziadka Queen. Nawet rodzice i rodzeństwo ją poniżało. On jednak utrzymywał waźną rzecz w tajemnicy, i starał się jak najczęściej odwiedzać Anię. Aby rodzina nie mogła ją poniżyć.
***
Chłopak spojrzał na swoich rodziców. Denerwujące jego zdaniem było to, że wtrącają się w jego życie.
Dlaczego nie może sam decydować o swoim losie?
- Nie zgodzę się na to - odparł.
- Ty tu nie masz nic do gadania, więc siedź cicho. - ostry chłodny głos ojca odbił się w jego głowie. Użył głosu alfy. Ale na niego to nie działa. Zacisnął pięści. Co miał zrobić? Opanować nerwy? Pff, i tak mu się nie uda...
Wstrzymał oddech.
- A właśnie że mam - zimnym wzrokiem skanował twarz opiekunów.
***
Ty tu nie masz nic do gadania, więc siedź cicho.
Zasnął z tymi słowami. Lecz jego sen był nie spokojny.
Przed jego oczami cały czas powstawał obraz, który przedstawiał jego i martwych rodziców...
A więc witam w prologu, i...no nic dodać nic ująć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top