Rozdział 4 || Plac
Niko kiwał głową w rytm muzyki. Nie rozmawialiśmy od lekcji stolarki przez dłuższy czas. Na przerwie też nie odezwałem się do niego ani słowem. Chciałem posiedzieć w ciszy. Sama jego obecność dawała mi spokój.
Było w nim coś, co powodowało, że chciało się z nim siedzieć. Wydawał się być spokojny i opanowany. Nie tak jak reszta w naszym wieku. Tak czy siak, wydawał się być spoko, i wbrew temu co krążyło po szkole, nie uznawałem go za geja. Poza tym, to nie zmienia mocno człowieka tylko obraz jaki mamy w głowie. Jeśli rzeczywistość różni się od tego co mamy w głowie, to raczej z nami jest problem a nie na odwrót.
Od stolarki nie rozmawialiśmy ze sobą. Wydawało mi się że Niko też chciał pobyć trochę sam ze sobą. Zwłaszcza kiedy na przerwie był zajęty sobą i siedział w słuchawkach, nie chciałem mu przeszkadzać, więc po prostu siedziałem obok i skubałem ławkę.
Kiedy przerwa się skończyła, ja przyszedłem na kolejne zajęcia nieco później niż reszta. Jakoś nadzwyczajnie mi się nie spieszyło. Plus chciałem aby jak najwięcej tej lekcji minęło. W naszej klasie chyba nikt nie lubił zbytnio brudzić sobie smarem rąk.
Pchnąłem ciężkie drzwi i wszedłem na warsztat. Klasa siedziała i dłubała coś przy starych samochodach. Tak naprawdę to chyba tylko nauczyciele pokładali głupią nadzieję w nas, że uczniowie z trzeciego roku cokolwiek tu zdziałają. Na pewno nikt z nas nie był w stanie uruchomić tych samochodów. Większość uczyła się po to by po szkole znaleźć się w rowie, z czego niewielka część miała robić w stolarce albo na stacji kolejowej. Kolejarzy i Stolarzy było sporo. Ale nie przypuszczałem że mamy jednego mechanika w klasie.
Przeszedłem się po warsztacie. Zajrzałem do samochodów, poudawałem że coś zrobiłem i szedłem dalej, aż w końcu podszedłem do ostatniego, niebieskiego samochodu. Maska samochodu była otwarta. Zajrzałem do środka i widziałem masę kabli na wierzchu na desce rozdzielczej. Nie wiedziałem o co kaman, więc podszedłem bliżej maski samochodowej.
Wtedy dopiero zwróciłem uwagę na białą czuprynę, za chwilę dostrzegłem oczy i umorusaną buzię. Uśmiechnąłem się lekko, widząc znajomą mi osobę.
— Więc o tym mówiłeś, że lubisz sobie ubrudzić rączki? — zapytałem i zajrzałem pod maskę samochodu. Stanąłem w szoku widząc jak Niko męczy się z silnikiem. Ale to najwidoczniej sprawiało mu frajdę. Uśmiechnąłem się i obserwowałem co robi.
— Tak... Lubię grzebać przy samochodach. I chyba tylko ja z całej twojej klasy... — powiedział wskazując na resztę chłopaków którzy udawali że cokolwiek robią, chodząc z kąta w kąt. Zaśmiałem się delikatnie.
— Nikt nie ma tutaj smykałki do samochodów. Więcej zobaczysz kolejarzy albo stolarzy na tym zadupiu. W mieście mamy tylko jeden warsztat samochodowy i tak niedługo upadnie bo nie ma komu pracować. — powiedziałem przekonany w tym, że mam prawdę.
— W warsztacie jest dwóch mechaników na krzyż. Od jutra będą mieć trzech, dodatkowo szef. — powiedział i obszedł samochód dookoła aby wsiąść za kierownicę. Podszedłem do niego i oparłem się o dach samochodu. Patrzyłem co robi. Byłem nadzwyczajnie ciekawy.
Niko położył nogę na sprzęgle, po chwili na desce rozdzielczej złączył jakieś dwa kabelki i przekręcił kluczyk w stacyjce, jednocześnie sprawdzając czy jest luz na skrzyni biegów. Kiedy samochód odpalił, wrzucił jedynkę i przygazował lekko, ale po chwili samochód zgasł. Kilku chłopaków przyszło zobaczyć co się dzieje, zainteresowanych warkotem silnika. Reszta patrzyła kątem oka na to co się dzieje.
— Dlaczego gaśniesz... — powiedział jakby do siebie i wysiadł z samochodu. Znów zaczął grzebać pod maską samochodu. Przysiadłem na drugim samochodzie, na masce i obserwowałem jak pracuje. Był skupiony i szczerze mówiąc, to był miły widok. Widzieć po raz pierwszy kogoś, kto w ogóle ma jakieś pojęcie na dany temat. Był zaaferowany tym, że w garażu stoją cztery różne auta, których od lat nikt nie próbował naprawić.
— Nie załamuj się jeśli nie uda ci się go odpalić na dłużej. Wszyscy stracili nadzieję, że w ogóle coś jeszcze z nich będzie. Tylko nauczyciele ślepo wierzą że będą wkrótce na chodzie. — powiedziałem ale wtedy Niko spiorunował mnie wzrokiem. Wyciągnął ręce z silnika po czym zamknął delikatnie, nie trzaskając maskę samochodu. Upewnił się że maska jest dociśnięta i wrócił za kierownicę. Uporządkował kable na desce rozdzielczej i spojrzał na mnie, lekko się uśmiechając.
— Nie uda się? — powiedział, jakby trochę zadziornie po czym udowodnił mi inaczej. Uśmiechnąłem się krzyżując ręce na piersiach. Spojrzałem na niego i uśmiechnąłem się z powrotem. — Otworzysz garaż? Zobaczymy jak śmiga. — powiedział po czym zaczął sprawdzać resztę samochodu czy jest zdatny do jeżdżenia.
Poszedłem żwawo do garażu i zacząłem go otwierać z pomocą reszty chłopaków. Samochód wytoczył się na plac tyłem. Niko strzepnął kurz z miejsca pasażera i skinął do mnie głową, ale ja pokręciłem swoją, bo nie chciałem się pakować do tego rzęcha. Kto wie czy zaraz nie wybuchnie.
On tylko się uśmiechnął i wzruszył ramionami. Samochód zamruczał, i po chwili Niko kręcił bączki na placu przed warsztatem. Chłopacy ożywili się na moment. Niko pokazał na co go stać i tym już na pewno zapunktował sobie u większości klasy. Uśmiechałem się jak głupi, widząc jak zarzuca dupą samochodu na zakrętach i driftuje niebezpiecznie blisko ogrodzenia. Na koniec zanim wjechał do garażu z powrotem, obsypał nas piachem kiedy leciał przy nas bokiem.
Kiedy wjechał znów na warsztat, chłopaki krzyczeli i skandowali jego imię. W tym gwarze udało mi się dojść do drzwi kierowcy. Pomogłem mu je otworzyć, bo był ewidentnie problem z zamkiem w drzwiach i trzeba było porządnie szarpnąć za klamkę aby je otworzyć.
Niko spojrzał na mnie uśmiechnięty, a już chwilę potem chłopaki klepali go w ramię. Niko był oblężony przez chłopaków, ale wydawało się że jest zadowolony. Wszyscy byli zadowoleni a nawet niektórzy wzięli się do roboty. Na koniec, białowłosy podszedł do mnie. Uśmiechnął się i poklepał mnie po ramieniu.
— Następnym razem wsiąde, jeśli to nie będzie rozklekotany Golf dwójka. — powiedziałem i zaśmiałem się do Niko. Ten odpowiedział mi szerokim uśmiechem.
— No masz rację, w pewnych momentach myślałem że siedzeniem szoruję po ziemi, a w niektórych miejscach pod wycieraczkami, podwozie jest zjedzone przez rdze. — powiedział i uśmiechnął się niezręcznie drapiąc po karku.
— I ty chciałeś żebym wsiadł z nieznajomym do rdzewiejącego samochodu? Patrząc po tym co potrafisz robić za kółkiem, to niezły z ciebie świr Niko. — powiedziałem bardzo poważnie, ale Niko obrócił to w żart.
— Oj tam. To tylko mała namiastka tego, co naprawdę potrafię z samochodami robić. — uśmiechnął się i wyszedł do łazienki umyć ręce. Było w nim coś naprawdę niespotykanego. Aż chciało się z nim przebywać i jego dotyk...
To tak jakby roznosił ciepło ze swoim dotykiem po moim ciele. To dziwne uczucie tliło się we mnie, aż zdałem sobie sprawę że się uśmiecham, kiedy dostrzegłem swoje odbicie w zakurzonej nieco szybie samochodów. Pokręciłem głową i wróciłem do chłopaków. To był szalony dzień.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top