Rozdział 3 || Zakład

Długą przerwę spędziliśmy na świeżym powietrzu. Chłopaki złapali mnie kiedy wychodziłem z toalety i zaciągnęli za szkołę zapalić. Sam nie chciałem dotykać papierosów, kiedy miałem okazję, nie chciałem z nimi przebywać i siedziałem wtedy na stołówce albo na piętrze. Ale dzisiaj chłopaki zaciągnęli mnie siłą. Nie mogłem się im wyrwać. W dodatku wiedziałem że będą wypytywali o Niko.

 I jak? Jaki jest? No opowiadaj Luka! — zagadną niski, krępy chłopak, kucający pod ścianą. Z jego ust unosił się dym papierosowy. Nazywał się Colin. Chłopak zawsze był ciekawy wszystkiego i łykał każdą ściemę jak młody pelikan.

No właśnie. Oprócz dziwnych włosów nie ma nic nadzwyczajnego w nim. — odburknął inny, wysoki, chudy jak szczypior piegowaty, rudy chłopak. Wydawało się że jest głową całej paczki ale to tylko złudzenie. Jest głupi jak but, a nawet głupszy. Colin szturchnął go w łydkę i pokręcił głową. Rudzielec — Marco — zawsze obgadywał wszystkich i rozsiewał potem plotki na ich temat, oczywiście w każdej było ziarnko prawdy, ale większość była po prostu zmyślona.

No więc? Opowiesz o nim? — powiedział kolejny, Shane, ale go zignorowałem. Przewróciłem oczami i zacząłem kopać kamyki w miejscu.

Po co? Skoro według Marco jest nudny. — mruknąłem niezadowolony.

Oj tam, na pewno coś ci o sobie powiedział. — zaczął narzekać Colin, ale posłałem mu srogie spojrzenie i zaczął mamrotać coś do siebie po cichu pod nosem.

Dziewczyny śmiały się na przerwie. — powiedział Marco. Z początku nie spoglądałem na niego, ale słuchałem wszystkiego co mówił. Nie byłem ciekawy, było mi po prostu szkoda młodego że dopiero pierwszy dzień a chłopak już ma przypiętą do siebie łatkę.

Z nowego? — zapytał Colin.

Gadały że gej. Podobno znają kogoś z jego poprzedniej szkoły. — dokończył Marco i spojrzał na mnie. — Luka, zakładam się z tobą o pięć dych, że nie zrobi ci loda. — szturchnął mnie i się uśmiechnął.

Jesteś idiotą Marco. — burknął Shane, głowa całej paczki. Zgasił papierosa na gzymsie budynku i spojrzał na mnie, jakby oczekiwał jakiejś racjonalnej odpowiedzi na ich wygłupy. — Zakładam się z Marco o pięć dych, że Luka go w sobie rozkocha i zrobi mu loda. Jak się mamy bawić, to na całego. — uśmiechnął się w sposób którego nie lubiłem.

Shane w porównaniu do innych jest inteligentniejszy, sprytniejszy i myśli więcej niż Colin czy Marco razem wzięci. Mój humor momentalnie spadł. Odwróciłem wzrok od nich i przez przypadek spojrzałem na Niko który siedział na jednej z kilku ławek pod drzewem. Siedział jak zwykle w swoich słuchawkach. Zawsze wydawał się być spokojny, wyglądał na opanowanego i zamyślonego.

Zignorowałem chłopaków i naciągnąłem kaptur na głowę. Odszedłem od nich i zacząłem iść w stronę nowego. Wolałem jego towarzystwo niż ich. Wydawał się być bardziej normalny od tych półgłówków. Chciałem ciszy i spokoju żeby pozbierać myśli.

Najgorsze co mógłbym zrobić, to dać się wciągnąć w ten głupi zakład. Myślałem że Shane ma więcej oleju w głowie i że podejdzie doroślej do tematu. Nie chciałem stawiać uczuć Niko na równi z kasą. Uznałem że nie myślałem trzeźwo i powinienem był już dawno przestać z nimi się trzymać.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top

Tags: #bxb#story