Rozdział 24 || 18+
**Pov. Marco**
— Jesteś pijany. — powiedziałem do Xaviera który siedział na podłodze po turecku przytulając się do poduszki i kiwając się na boki.
— Jestem trzeźwy, ty jesteś pijany. — odpowiedział robiąc naburmuszona minę. Pokręciłem głową uśmiechając się do niego.
— Ja jestem co najwyżej wstawiony, to ty jesteś pijany. — powiedziałem kręcąc głową.
Przez pracę wieczorami jako dostawca jedzenia, Xavier nie tyle co był zmęczony ale bardziej martwiłem się o jego sen.
Przez zmęczenie i małą ilość odpoczynku, jego organizm tak szybko się nie regenerował po piciu alkoholu. Więc to było naturalne że po dwóch piwach już się kiwał.
— Musisz się przespać misiaku. — powiedziałem i wstałem do niego. Wziąłem go za ręce i próbowałem go podnieść na nogi, ale w rezultacie upadł na mnie i wylądowaliśmy na łóżku.
Xavier leżał na mnie, jak zwykle kukła. Zawsze się zastanawiałem, dlaczego pijani ludzie muszą być tak cholernie ciężcy. Może to przez rozluźnione mięśnie.
— Wstawaj idioto. — powiedziałem do niego trochę ostrzej niż zazwyczaj, ze względu na to że mnie przygniatał i było mi nie wygodnie.
— Wolę misiaku. — odpowiedział, przez przypadek chuchając mi prosto w twarz. Było czuć mocy zapach alkoholu przez co nie byłem zadowolony. Zmarszczyłem nos i przymknąłem oczy.
— Tym oddechem zwaliłbyś z nóg niejednego umarlaka. — skomentowałem i po chwili westchnąłem. — Dobra, misiaku. Wstawaj ze mnie bo jesteś ciężki a ja nie mogę oddychać. — dodałem i położyłem swoje ręce na jego biodrach i poklepałem go po jego bokach, dając znać że go asekuruję, aby nie zwalił się od razu z łóżka na podłogę.
— To ja mogę ci pomóc oddychać. — powiedział i podniósł głowę z mojej klatki piersiowej do góry i spojrzał na mnie.
— W jaki sposób chcesz mi pomóc oddychać? Wsta... — Xavier przerwał mi zmniejszając odległość między nami, jednocześnie złączając nasze usta w krótkim pocałunku.
Byłem w lekkim szoku i może najwidoczniej w zbyt wielkim aby go odwzajemnić. Kiedy Xavier się odsunął, zsunął się na podłogę patrząc wszędzie indziej, tylko nie na mnie. Widziałem ten wzrok. Nie mogłem znieść tego jak wyglądał. Jak zagubiony, mały chłopiec który właśnie zgubił ukochanego pluszaka. Wyciągnąłem do niego rękę, ale w tym momencie podniósł się z podłogi, całkowicie nie zwracając na mnie uwagi.
— Muszę do łazienki. — wyszeptał i chwiejnym krokiem podszedł do drzwi. Złapał za klamkę, nacisnął i pociągnął do siebie uchylając je na ułamek sekundy, po czym moja ręka zamknęła drzwi tuż przed Xavierem.
Złapałem go drugą ręką za nadgarstek i odwróciłem w swoją stronę, po czym przycisnąłem delikatnie do drzwi.
— Nigdzie nie idziesz. — powiedziałem i pocałowałem go w usta. Tym razem to ja zainicjowałem całą tą sytuację, ale było warto. Było warto zobaczyć jak on się zachowa.
Mój pocałunek był łapczywy i zachłanny. Jakby Xavier miał się zaraz ulotnić. Kiedy poczułem jego dłonie na swoich żebrach, uśmiechnąłem się i odsunąłem od niego na kilka centymetrów.
— Marco... — stęknął Xavier spuszczając głowę w dół. Pocałowałem go w czubek głowy, czując jednocześnie jak się cały trzęsie. — Zabierz nogę... — stęknął po raz drugi sapiąc cicho. Uśmiechnąłem się dalej trzymając swoje kolano między jego udami, ocierając je delikatnie o jego krocze.
— Tylko jeśli mnie ładnie poprosisz. — powiedziałem i ująłem jego twarz.
— To idzie za daleko... — powiedział i wpił się w moje usta. Łapczywie całując popchnął mnie na łóżko gdzie zaczął rozpinać mi moje spodnie.
— Dlaczego tak uważasz? — zapytałem widząc jak nerwowy się zrobił.
— Masz dziewczynę, a właśnie całowałeś się ze swoim kumplem który ciebie rozbiera. — odpowiedział półszeptem. Złapałem go za ręce i przyciągnąłem do siebie.
— Jess nie jest moją dziewczyną. To znajoma z uczelni. Nic nas nie łączy i mogę Ci to zapewnić. — zapewniłem go w prawdzie i pocałowałem znów.
Wykorzystałem chwilę kiedy zupełnie stracił czujność i przekręciłem go pod siebie tak że leżał na brzuchu, a ja siedziałem na jego udach.
— Bądź grzeczny kotku i podnieś biodra. — wyszeptałem mu do ucha. Xavier jak zaczarowany podniósł biodra, a ja rozpiąłem jego spodnie i ściągnąłem je całkowicie z niego.
— Druga szuflada od dołu. — wyszeptał kiedy zaczął zsuwać mu bokserki z bioder. Przez chwilę zastygłem a między nami była cisza. — Gumki. — powiedział i spojrzał przez ramię na mnie. Czarny lok włosów opadał mu na czoło i powiekę. Jego oczy były nieco zaszklone od spożytego alkoholu. Ale oprócz tego widziałem czyste pożądanie.
Zgodnie z jego instrukcjami sięgnąłem do drugiej szuflady od dołu i wyciągnąłem kilka prezerwatyw, kładąc je pod Xavierem, na widoku. Stanąłem na kolanach po dwóch stronach jego nóg i zanim nachyliłem się do niego sięgnąłem jedną ręką do jego przyrodzenia a drugą do buzi. Xavier rozchylił wargi i jak zaczarowany wiedział od razu o co chodzi. W czasie kiedy oddawał mi trochę swojej śliny, ja się nim dobrze zajmowałem nie tylko samą ręką, ale też pozostawiałem po sobie ślady na jego ciele. Chciałem aby miał po mnie jakąś pamiątkę na sobie. Chciałem zostawić po sobie coś, co by przypomniało nas wspólnie spędzony czas.
Wyciągnąłem swoje palce z jego ust i sięgnąłem nią do jego pośladków, rozchylając je lekko na boki aby dostać się do jego wnętrza. I właśnie kiedy wkładałem w niego palce usłyszałem go...
— M-marco... — sapnął wyginając się delikatnie, odchylając głowę do tyłu. Pocałowałem go w policzek i po chwili ugryzłem w szyję dosyć mocno, tak aby zostawić ślad ale jednocześnie aby nie zrobić mu krzywdy.
— Głośniej... — wymruczałem mu do ucha i dołożyłem trzeci palec. Czarnowłosy chłopak sapnął jeszcze bardziej i głośniej kiedy polizałem go po karku. Po chwili wyciągnąłem z niego swoje palce i zacząłem się rozbierać, zaczynając od koszulki, kończąc na bokserkach.
Otworzyłem pierwsza prezerwatywę i założyłem na swoje przyrodzenie. Sapnąłem cicho kiedy w niego wszedłem, za to Xavier się nawet nie pohamował. Wygiął swój kręgosłup trzęsąc się lekko. Zacząłem powoli w niego wchodzić i wychodzić, słysząc jak jęczy, a im bliżej byliśmy szczytowania, tym głośniejsze stawały się jego lęki.
— Marco... — jęknął głośniej a ja poczułem w swoim ręku coś ciepłego. Uśmiechnąłem się kiedy wiedziałem co to jest. Pocałowałem go w bark i pomogłem obrócić się na plecy. W międzyczasie wytarłem rękę o swoją albo jego koszulkę, nie zwróciłem szczerze uwagi.
— Jeszcze z Tobą nie skończyłem... — uśmiechnąłem się, a Xavier pomógł mi zmienić prezerwatywę i położył się z powrotem na poduszce. Złapałem go za biodra i przyciągnąłem go bliżej siebie. Nachyliłem się nad nim i kiedy wchodziłem w niego, zaczęliśmy się całować. Xavier cały czas jęczał mi w usta, przez co część jego słów które próbował mi powiedzieć, stłumiłem.
Wyprostowałem się i rozchyliłem jego nogi jeszcze szerzej, wchodząc jeszcze głębiej w niego. Xavier krzyczał moje imię, kiedy obydwoje byliśmy znowu blisko. Ostatnie kilka ruchów wykonałem w nim powoli, ale kiedy poczułem że dochodzę, wszedłem w niego jeszcze trzy razy mocniej niż zakładałem.
Xavier doszedł trochę na mógł brzuch i swoją klatkę piersiową. Sapiąc spojrzałem na niego, jak zakrywał swoje oczy wierzchem dłoni. Na policzkach były czerwony jak pomidor. Uśmiechnąłem się i złapałem za jego ręce i położyłem je po obu stronach jego głowy.
Przez chwilę jak patrzyliśmy na siebie, Xavier dyszał zmęczony a ja się uśmiechnąłem i zapytałem.
— Chcesz jeszcze raz?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top