Rozdział 22 || Poślizg
Między świętami a nowym rokiem jest krótka droga, tak samo między nienawiścią a miłością jest cienka granica, którą bardzo łatwo przekroczyć.
I choć myślałem że w końcu wyjaśniliśmy sobie z Niko wiele spraw podczas świąt, czułem że dalej coś mi umykało. Coś, przez ten cały czas nie dawało mi spokoju. Od świąt, wydawało mi się, że zbliżyliśmy się do siebie z Niko. Że między nami coś zaiskrzyło, zanim wylałem na nas kubeł lodowatej wody i niemal zgasiłem iskry między nami.
I choć prawie zniszczyłem tegoroczne święta, postanowiłem nie schrzanić chociaż nowego roku, i sprawić że Niko rozpocznie go z kimś, wartym uwagi.
Przez kilka dni nie widywałem się z Niko, tylko tyle co rozmawialiśmy przez telefon, od czasu do czasu na kamerce. Chłopak wziął się za odzyskanie prawa jazdy i uparł się, że odzyska jest jeszcze przed nowym rokiem, więc spędzał całe dnie na wykonywaniu testów, a wieczorami kiedy rozmawialiśmy, zdarzało mu się zasypiać.
Dzień przed nowym rokiem rozniosły się pozytywne nowiny, mówiące że Niko odzyskał prawo jazdy. Cieszyłem się tak samo jak on.
— Na pewno nic więcej nie potrzebujesz? — zapytała mama, podając mi torbę, którą założyłem na ramię.
— Wszystko mam, nie martw się o mnie. — powiedziałem poprawiając torbę na ramieniu. Spojrzałem jeszcze raz na tatę, który skinął tylko głową w moją stronę, na znak że pozwala mi iść.
— Masz nie przesadzać z piciem. — wypaliła moja rodzicielka, na co spojrzałem na nią z lekkim niedowierzaniem. I choć byłem już pełnoletni, moja mama nie była taka przekonana do spożywania alkoholu. W tej kwestii nie mogłem jednak decydować za bardzo.
— Raczej nie będę pił. Niko jest kierowcą a ja dotrzymam mu towarzystwa w stanie trzeźwości. Wystarczy że Marco będzie pijany razem z Xavierem. — powiedziałem na co mój tata prychnął śmiechem, a mama ściągnęła brwi w niezadowoleniu.
— Pilnuj brata. — powiedziała czochrając mi włosy i zmierzając w stronę kuchni.
— Raczej powinno być na odwrót. — powiedziałem po czym nałożyłem czapkę.
— Tylko żeby ten sylwester nie skończył się dla niego w przeręblu tak jak rok temu. — powiedziała mama, a ja pokręciłem głową i się zaśmiałem.
Kiedy otworzyłem buzię aby skomentować wydarzenie sprzed roku, w tym samym czasie usłyszałem warkot silnika, jakby ktoś specjalnie przygazował samochodem na podjeździe. Uśmiechnąłem się, kiedy usłyszałem trzeci najgłośniejszy warkot.
Pożegnałem się z rodzicami i wyszedłem przez drzwi na zewnątrz.
— Mamy co świętować. — powiedziałem spoglądając na niego i na samochód którym przyjechał.
— Świętować będziemy mieli co, kiedy go skończę i będzie wyklepany na cacy. Na razie jest wiele do zrobienia w nim. — powiedział uśmiechnięty, otwierając mi jednocześnie od środka drzwi z prawej strony.
— Sukcesem jest twoje prawo jazdy. — powiedziałem i zamknąłem za sobą drzwi kiedy byłem już w aucie.
— No dobrze... — powiedział i spojrzał na mnie. Staliśmy pod moim domem jeszcze chwilę. Niko połykał mnie wzrokiem, a ja spoglądałem na niego udając głupka że nie wiem co chciał abym zrobił.
— Dam Ci w domu. Jesteśmy na ulicy... — powiedziałem cicho kiedy Niko zaczął się do mnie zbliżać.
— No dobrze... — powiedział i usiadł z powrotem w swoim fotelu, po czym ruszyliśmy powoli spod mojego domu. Przez chwilę cisza była niezręczna i nie wiedziałem jak mam z niej wybrnąć.
Fakt że nie byłem gotowy na ujawnienie się, czasami komplikował pewne sprawy. Nawet jeśli Niko już czuł się z tym dobrze, i chciał iść o krok dalej, ja dalej tkwiłem w miejscu. Potrzebowałem czasu, sporo ale nie byłem w stanie określić jak długo to potrwa. Musiałem zadecydować o czymś, co by spowodowało, że całe moje życie miałoby się diametralnie zmienić. A nie byłem chyba jeszcze na to gotowy.
Byłem tak pochłonięty myślami że dopiero porządne szarpnięcie spowodowało że się ocknąłem. Z początku wydawało mi się, że mam zwidy, kiedy zobaczyłem że samochód sunie bokiem po zamarzniętej drodze w lesie. Dopiero kiedy spojrzałem na Niko, i wiedziałem co się dzieje.
— To chyba nie jest zajebisty pomysł. — powiedział spoglądając w swoją szybę i w lusterko, patrząc jak blisko zbliżamy się do krawędzi jezdni. Dosłownie centymetry dzieliły nas od wpadnięcia do rowu.
— Możliwe. — powiedział, a ja wyczułem w jego głosie śmiech. — Kontrolowany poślizg. Tylnie koła się ślizgają a przednimi pilnuje abyśmy nie wpadli do rowu. — powiedział, odbijając kierownicą w drugą stronę, powodując że samochód znowu zmieniło kierunek jazdy. A przynajmniej tak mi się wydawało, a opisanie całej sytuacji było cholernie trudne. Wiedziałem jednak, że pod ta kopułą to Niko ma nieźle nierówno pod sufitem. Ale z drugiej strony wiedziałem, że on wiedział co robi i mogłem mu zaufać na sto procent.
— Jesteś świrem. — powiedziałem, spoglądając w swoje lusterko.
— Dasz mi buzi, to się uspokoję. — powiedział i spojrzał na mnie ukradkiem. I kiedy już miałem skomentować jego prośbę, dodał. — Jesteśmy zupełnie sami. Z naprzeciwka mogą co najwyżej wyjechać albo Atlas, albo Cole. — powiedział i spojrzał tym razem na mnie dłużej niż poprzednio. Jego wzrok mówił jednocześnie wiele i tak naprawdę nic.
Spojrzałem przed siebie widząc ostry zakręt i w tym samym momencie, Niko zapanował nad autem które zaczęło obracać się na zamarzniętej drodze. Ani przez chwilę nie zobaczyłem w jego oczach strachu. Doskonale wiedział co robi. To tak jakby wiedział jak auto zachowa się za sekundę czy za chwilę.
Kiedy młody wyprostował zakręt, spojrzałem jeszcze raz na niego. Był teraz cichy i prowadził spokojnie samochód bez zbędnego fisiowania, żeby tylko zwrócić na siebie moją uwagę. Spojrzałem na drogę jeszcze raz i wtedy się odezwałem.
— A teraz jedziesz spokojnie. — zauważyłem poprawiając się w siedzeniu samochodu.
— Bo jedziemy prawie na pustym baku. — powiedział a ja spojrzałem na niego z dezaprobatą.
— Jesteś niemożliwy. — powiedziałem i pokręciłem głową.
— Ale wciąż nie dostałem buziaka. — powiedział i tal jakby posmutniał.
— Dostaniesz w domu. — odpowiedziałem i westchnąłem.
— Wiesz, że zaczekam aż będziesz gotowy? Dlatego nie spiesz się z czym kol wiek, tylko dlatego, że coś konkretnego chcę. — powiedział jednocześnie wolną ręką zmieniając bieg.
Powoli wtoczyliśmy się na podwórko i jakimś cudem na oparach wjechaliśmy do garażu. Niko zgasił samochód i wysiadł z niego. W garażu było słychać cykanie, i nie do końca wiedziałem dlaczego, ale już nie dopytywałem się, bo w głowie miałem zupełnie co innego.
Zanim wygramoliłem się z jego samochodu, młody zdążył mi już otworzyć drzwi za co podziękowałem czymś więcej, niż tylko słowami.
Przyciągnąłem go do siebie, trzymając za podłużną kieszeń od bluzy i przymykając oczy pocałowałem go. Długo nie musiałem czekać na odwzajemnienie, bo niemalże od razu białowłosy zaczął łapczywie mnie całować. Zaczęło mi brakować tchu i dopiero kiedy ugryzłem go w język, odkleił się ode mnie.
— Tęskniłem... — wyszeptał przygniatając mnie swoim ciałem do drzwi od samochodu. Wtulił się we mnie jak w ulubionego pluszaka. Przytuliłem go, tak jakbym miał go juz nigdy więcej nie puścić.
— Wiem... Ja też tęskniłem wiesz? — powiedziałem i pocałowałem go w skroń po czym zacząłem gładzić jego plecy. Czułem na swoim karku jego delikatny, spokojny, ciepły oddech.
— To trwało jak wieki... — powiedział, po czym podniósł głowę. — Jak cię porwę to nie będziemy musieli już nigdy więcej się rozstawać. — powiedział i się uśmiechnął delikatnie. — Będziesz miał zapewniony komfort, jedzonko, spanie i wszystko czego potrzebujesz. — dodał po chwili, jakby próbował mnie do przekonać do dobrowolnego porwania.
— Daj mi wpierw skończyć szkołę misiek. — mruknąłem do niego śmiejąc się trochę pod nosem.
— No dobra... — powiedział na co jeszcze raz go pocałowałem.
Zabraliśmy moje rzeczy i poszliśmy do jego domu. Niko cały czas trzymał mnie za dwa palce u dłoni, zupełnie jak dzieci w przedszkolu, co sprawiało że z minuty na minutę stawałem się coraz bardziej szczęśliwszy. Nie mogłem wymarzyć sobie lepszego chłopaka.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top