Rozdział 17 || Kłótnia
— Luka, możemy porozmawiać? — zagadnąłem chłopaka i poprosiłem na bok. Czułem że jest coś nie tak, ale nie chciałem o tym rozmawiać przy wszystkich.
Ruszyliśmy w stronę drzwi wejściowych i wyszliśmy na chwilę na taras przed dom. Spoglądałem na niego, ale on nie odwzajemnił mojego spojrzenia. Coś konkretnie nie grało.
— Coś Cię gryzie? — zapytałem, kładąc dłoń na jego ramieniu ale on się odsunął. — Co się dzieje? — zapytałem znowu.
— Nic. Odpuść. — powiedział i odwrócił głowę. Był nerwowy. Pokręciłem głową.
— Przecież możesz mi o tym powiedzieć. Wysłucham Cię. — powiedziałem i podszedłem do niego ale mnie odepchnął. Próbowałem odszukać jego wzrok ale ciągle się odwracał.
— Po prostu daj mi spokój. — burknął. — Ciągle się kleisz jakbyśmy byli więcej niż kumplami. Nie jestem gejem. Wiesz co by było gdyby się w szkole dowiedzieli? Miałbym przejebane. — powiedział do mnie patrząc mi teraz prosto w oczy. Stałem w lekkim szoku, zastanawiając się co się właściwie dzieje.
— Ale... co masz na myśli? Luka... — powiedziałem próbując podejść do niego, ale on znowu mnie odepchnął.
— Specjalnie to zrobiłem. To chciałeś usłyszeć? Założyłem się z kolegą. Że rozkocham ciebie w sobie i że zrobisz mi loda. — powiedział i momentalnie odsunął się.
Stałem wpatrując się w niego. Nie mogłem uwierzyć w to co usłyszałem. Próbowałem pozbierać swoje myśli jakoś ale zaczęło mnie roznosić.
— Niko ja... — powiedział i próbował mnie dotknąć ale ja odepchnąłem jego rękę.
— Ile byłem warty? — zapytałem, próbując uspokoić oddech. Ale to co teraz czułem było nie do opisania.
— To nie jest istotne... Niko daj mi to naprawić... — poprosił ale ja pokręciłem głową.
— Ile? — zapytałem oschle zaciskając palce w pięści.
— Pięć dych.. — odpowiedział zmieszany. Ja się tylko uśmiechnąłem i z tylnej kieszeni wyciągnąłem małą paczuszkę. Prezent dla niego. Wcisnąłem mu w ręce i wyminąłem go wychodząc na podwórko idąc między samochodami.
— Niko prosze. — powiedział i próbował mnie dogonić ale ja się odwróciłem i spojrzałem na niego.
— Odpierdol się. — warknąłem do niego wchodząc do garażu gdzie stała rozwalona Impreza. Luka mimo wszystko szedł za mną.
— To nie, pierdole tą relację. — odpowiedział stojąc przy tylnym zderzaku. — Te pięć dych nie było nawet ciebie warte. — odburknął wyglądając na wkurzonego.
Przeszedłem do drugiego pomieszczenia i podszedłem do pułki na narzędzia obok której wisiał niebieski kask z żółtymi elementami. Złapałem za niego i wyszedłem na podwórko przechodząc przez zaspę śniegu.
— Co ty robisz? — zapytał podbiegając do mnie ale ja się nie zatrzymałem nawet jeśli mnie o to prosił. Dopiero teraz zdołałem zauważyć że na tarasie stał Xavier i Alex, a Cole szedł w nasza stronę.
— Gówno Cię to obchodzi. — powiedziałem i wtedy Luka złapał mnie nad łokciem i pociągnął w swoją stronę. Odwróciłem się i uderzyłem go prosto w nos. Luka upadł w zaspę śniegu i momentalnie z nosa poszła mu krew, plamiąc biały śnieg.
Cole podszedł do mnie i próbował zabrać ode mnie kask i w ogóle mnie zatrzymać ale jego też niestety uderzyłem. Nie panowałem nad sobą i wiedziałem że pewnie później będę żałował że uderzyłem Cole'a. Pod wpływem emocji funkcjonowałem zupełnie inaczej.
Założyłem na głowę kask i podszedłem do drugiej Imprezy, zaparkowanej obok Hondy Cole'a. Wsiadłem do środka i odpaliłem silnik.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top