Rozdział 14 || Przeziębienie

Przyniosłem Sushi, masz ochotę? — zapytałem pukając w drzwi do pokoju młodego. 

Na jedzenie z Tobą zawsze mam ochotę. — odpowiedział i poprawił się w łóżku.

Kto by pomyślał, że wielki Nikoś zaraz złapie katarek. Jak to się stało, hm? —zapytałem śmiejąc się trochę.

Raz wyszedłem w koszulce i szelkach na podjazd sprawdzić samochód szybko dla klienta. Nie moja wina że mnie poganiali. — powiedział cicho dosyć i kichnął już nieco głośniej.

W porządku, żartuję przecież. — powiedziałem i podałem mu siatkę z jedzeniem.

Szef nie był zadowolony, Marcus mi mówił. — powiedziałem i ściągnąłem kurtkę którą powiesiłem na wieszak na drzwiach i po chwili ściągnąłem bluzę którą położyłem na oparciu jego krzesła przy biurku.

Wiem, już nawet Cole mi mówił. — mruknął i kichnął za chwilę kiedy usiadłem na przeciw niego.

Oj Niko Niko. Na szczęście, na dole spotkałem Cody'ego. Powiedział że zrobi Ci herbatę. — powiedziałem i się uśmiechnąłem.

Chłopak sięgnął po chusteczkę obok łóżka i zaczął smarkać, a ja w tym czasie rozpakowałem jedzenie.


**Pov Niko**


Byłem wycieńczony katarem, praktycznie przez cały dzień ziewałem i tym razem podobnie było. Nie mogłem się powstrzymać i musiałem znowu otworzyć buzię. W tym samym momencie, Luka wsadził mi do buzi sushi. Otworzyłem momentalnie buzię i spojrzałem na niego zamykając jednocześnie usta.

To było z czymś białym. Chyba śmietana. — powiedział i złapał kolejny kawałek pomiędzy pałeczki. Zacząłem powoli gryźć to co dał mi wcześniej.

Dziwnie smakuje, ale jest dobre. — powiedziałem i otworzyłem znowu dzioba, aby mógł mi wsadzić kolejny kawałek do buzi.

Wspólnie spędziliśmy chwilę, zanim Cody zapukał do drzwi mojego pokoju. Luka pomógł mu otworzyć drzwi, bo jak się okazało, nie tylko herbatę przyniósł nam do pokoju. Ten dzieciak to był skarb a nie chłopiec. Z całego naszego rodzeństwa zawsze był najspokojniejszy i opiekował się wszystkimi. Ale z drugiej strony było mi go szkoda. Zawsze dostawał rykoszetem kiedy ktoś miał zły dzień, albo po prostu znajdował się po środku awantury która nawet go nie dotyczyła.

Przyniosłem miskę i mniejsze ręczniki. W razie czego jakbyś miał gorączkę. I tu jest jeszcze maść ziołowa. Na twoje zatoki. Oh... Mam nadzieję że Luka lubi herbatę z cytryną. — powiedział po czym postawił obydwie herbaty na blat mojego biurka, zaraz koło rysunków. Z głowy ściągnął miskę i położył mi ją przy łóżku, a do niej włożył ręczniki. Uśmiechnął się i przyłożył mi rękę do czoła, sprawdzając czy jestem rozpalony czy nie.

Anioł a nie człowiek. Cody, jesteś kochany wiesz? — powiedziałem wyciągając z szuflady obok łóżka batonika. Doskonale wiedziałem że je uwielbia. Chciałem mu jakoś podziękować.

Zostaw dla siebie. — odmówił Cody.

Należy Ci się. — nalegałem wciąż po czym wsadziłem młodszemu bratu do kieszeni batonika. Cody zrezygnowany ale z uśmiechem podziękował mi i wyszedł z pokoju. Zostaliśmy sami we dwóch.

Ja i Luka.

Nasze spojrzenia się spotkały.

Luka przysunął się bliżej mnie, tak że praktycznie widziałem jak jego klatka piersiowa się unosi i opada od nierównego oddechu. Spojrzałem w jego oczy, jak momentalnie jego źrenice się rozszerzyły, a ręka powędrowała na moje ramię a potem szyję, aż w końcu ujął moją twarz...

Niko. Dobrze się czujesz? — ocknąłem się. Luka był niebezpiecznie blisko mnie. Praktycznie stykaliśmy się nosami, ale on się cofnął i dotknął dłonią moje czoło. Zmarszczył swoje czoło.

Jesteś rozpalony. Pójdę po zimną wodę co? — zapytał i zsunął się z łóżka. Chwycił miskę i nie czekając na moją odpowiedź, ruszył do drzwi od łazienki. Spoglądałem na niego cały czas.

Kiedy w końcu zniknął za drzwiami łazienki, czułem jak moje policzki pieką. To chyba od tej gorączki mam dziwne myśli. Powinienem się przespać i nie ważne, czy zaraz się ściemni i Luka powinien wracać do domu, potrzebuję odrobiny snu.

Jeśli teraz mi się uda zbić gorączkę, później będziesz się mniej męczył. — powiedział starszy chłopak, mocząc pierwszy ręcznik w lodowatej wodzie, którą za moment poczułem na czole. Woda spływała mi po skroni, zahaczając o policzek i zatrzymywała się dopiero na żuchwie, a tu skapywała na kołnierz koszulki.

Luka... — odparłem słabym głosem, ale chłopak chyba mnie nie usłyszał.

Musisz się przespać, to na pewno. Więc wskakuj bardziej pod kołdrę i zamykaj oczka. — powiedział wycierając krople wody z mojej twarzy. Pomógł mi się ułożyć i zasłonił rolety powodując, że w pokoju zrobiło się ciemniej.

Zostawię Cię co? Będziesz mógł odpocząć. — powiedział i gdy już chciał odejść, złapałem go za nadgarstek. W ciemnościach zobaczyłem, że na mnie patrzy i podchodzi bliżej do mnie.

Zostaniesz..? Proszę... — zapytałem dosyć cicho ale Luka nie protestował.

Ku mojemu zdziwieniu, rozpiął spodnie i zsunął je do ziemi po czym wszedł zaraz za mnie pod pościel. Odwróciłem się w jego stronę, i delikatnie wtuliłem w jego klatkę piersiową, powodując że początkowo nie byłem pewny czy powinienem był tak postąpić. Nie miałem nic na swoje usprawiedliwienie, więc po prostu dałem się poprowadzić ku temu co jest pewnie i tak nie uniknione.

Pewnie że zostanę. — powiedział i objął mnie ramieniem, przyciągając bliżej siebie.

Czasem czułem jak się poprawia, i jak zmienia mi ręczniki. I nawet gdy się przebudzałem w nocy, czułem jak okrywa mnie kołdrą i głaszcze po głowie abym łatwiej zasnął z powrotem. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top

Tags: #bxb#story