Rozdział 9

Dotarliśmy do ogromnego pałacu. Wyglądał bardzo majestatycznie. Cały był złoty. Kolumny piętrzyły się wysoko. Bardzo wysoko. Ann popchnęła drzwi i wkroczyliśmy do środka. Szliśmy obszernymi korytarzami. Wszędzie słychać było nasze kroki. Naokoło panowała niezkazitelna cisza. Kiedy w końcu doszliśmy do dużych drzwi na końcu korytarza Ann powiedziała:
-Tylko bez krzyków jasne?
-Czemu...
-JASNE?
-Tak.
Pchnęła drzwi. Byliśmy w wielkiej sali tronowej. Ogromnej. Jeszcze nigdy nie widziałam takiego dużego pokoju. Stało tam 12 tronów ustawionych tak jak domki w Obozie Herosów. A na tronach siedzieli...bogowie.
Wyglądali strasznie dostojnie. No może nie WYGLĄDALI ale czuło się tą atmosferę. Wciągnęłam ze świstem powietrze. Obok mnie usłyszałam jak Thalia wydała zduszony krzyk.
- Cicho!-Ann była pod napięciem
- Spokojnie moja mała Annabeth.-odezwała się jedna z bogiń. Miała brązowe włosy i szare oczy. Takie jak Ann.
- Cześć mamo.
- Wiem że się starasz by wszystko było perfekcyjnie.
- Trochę.
- I jest perfekcyjnie. Ta dziewczyna obok ciebie... przypomina mi ciebie ale.... Na Hadesa!
Obróciłam się do Ann. Modliłam się by stała tam Thalia. Niestety. Jedyną osobą obok której stała Ann byłam JA.
- Coś nie tak?-szepnęłam
- Chyba nie wiedzą że jesteś Posejdona.
- Aha. Długo to potrwa?
- Nie widzę Posejdona więc może to zająć chwilkę.
Syknęłam. To chyba z powodu tego że nie ma mojego taty chociaż wiedział że przyjdę. Teraz mam kłopot.
Atena-mama Ann rozmawiała teraz z inną boginią. Patrząc na jej obrośnięty kwiatami tron sugerowałam że to Demeter. Prowadziły rozmowę głośno ale w innym języku. Rozumiałam tylko pojedyncze słowa takie jak: ona, niemożliwe, zawołaj. Nie wiem skąd znałam znaczenie tych słów ale Ann mi to wyjaśniła.
- Rozmawiają po statogrecku. Masz dyslekcje? To dlatego że twój mózg jest zaprogramowany na starożytną grekę. Dzięki temu to rozumiesz.
- Dzięki ale nawet cię o to nie spytałam.
- Widziałam co czujesz. Twoja twarz jest prawdziwym lustrem.
Nie za bardzo rozumiałam tą metaforę ale nie chciałam pytać. Demeter i Atena wręcz krzyczały na siebie. Wyglądało to jednak jak pokojowa rozmowa. Tak jakby twoja mama chciałaby ci powiedzieć że lubi placki i wydarłaby się na cały dom chociaż stoisz obok niej.
- Cisza!- rozległ się donośny bas.
Nastała cisza.To bóg po środku sali się podniósł. Porównałam to do ustawienia domków i doszłam do wniosku że to domek Thalii więc ten mężczyzna to napewno Zeus.
- Co to ma być?-Zeus był wściekły- Przyszli goście a wy takie jamarki tu odstawiacie!
- Przepraszam panie Zeusie-odezwała się Atena- ale...no....jak widzisz...-wskazała głową na mnie.
- Co? Widzę czwórkę herosów wyruszających na misję.
- Tak ale ta... obok mojej córki...
- Mam na imię Oliwia.- odezwałam się
- Co ty sobie myślisz?-szepnęła Ann-tak się nie mówi
- Hmm.... Oliwia.-Zeus się zamyślił
- Przepraszam za niestosowność mojej koleżanki...-odezwała się Annabeth
- Nic się nie stało Ann. To nie twoja wina.-jej mama spojrzała na mnie takim wzrokiem jakby to była MOJA wina.
- To nie MOJA wina.-odezwałam się.
Tym razem to Ann syknęła obok mnie jakby nie chciała na to patrzeć.- Jestem na obozie od przedwczoraj. Jeszcze nic nie wiem.
- I co? Wysłali cię na misję?-Zeus był nieco zaniepokojony.
- Pewnie jako kozła ofiarnego-mruknęła pod nosem Atena
- Pani Ateno. Bardzo przepraszam ale zachowuje się pani BARDZO niestosownie. Traktuje mnie pani jak przedtem pani córka.-teraz mi się przypomniało jak Ann mnie traktowała przed słowami Perciego. Teraz moja kolej- Myślałam że jest pani boginią mądrości ale zachowuje się pani....
- Zamknij się!-wrzasnęła Ann. Chyba jednak była córką Mądrości bo wyczuła co mam zamiar powiedzieć.-Przepraszam-szepnęła
- Przerwałaś jej a miała TYLEEE do powiedzenia.-matka Ann wyglądała jakby miała za chwilę wybuchnąć z gniewu.-może będzie kontynuować.
- Nie, nie będę ponieważ jestem MĄDRA.
- Zamknij się Oliwia! Ty nie wiesz co robisz!-Ann była równie zła jak matka
- JAKA JESTEŚ?!!!!!!-Atena wybuchła. Nie, nie dosłownie.
Rzuciła się na mnie lecąc przez całą salę. Stałam jak zamurowana. Wiedziałam że za chwilę mnie rozszarpie. Cokolwiek. Byle mnie unicestwić. To nie leciała Atena. To leciała mądrość i wiedza. I nagle 3 metry przede mną chlusnęła na nią woda. Po prostu ją zmiotła jak szmacianą lalkę. Upadła. Nie wstawała przez długi okres czasu. Odwróciłam się. Za mną stali Percy i Posejdon z uniesionymi rękami. Ten drugi stał za Percym ale na niego nie patrzył. Dopiero po chwili opuścili dłonie i spojrzeli po sobie.
- Chyba coś się nie zgraliśmy tato.
- Chciałem uratować swoją córkę.
- A ja moją siostrę. Nie widziałem ciebie.
- Ja ciebie też.
- Wow! To było genialne!-odezwałam się

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top