Rozdział 8
Weszliśmy do środka. Obok biórka stał stary portier.
- Dzień dobry.-Annabeth podeszł do niego- Chcielibyśmy pojechać na 600 piętro.
- 600? Nie ma takiego dzieciaki. Chyba wam się coś pomyliło...-wyglądał na zwykłego śmiertelnika. Zaczęłam się martwić że coś będzie nie tak.
- Mamy pilną sprawę do bogów.
- Do bogów? Aha. Tylko że pan Zeus przyjmuje tylko umówione wizyty i...
- Byliśmy umówieni.
- Tak? To jest "misja zbrojna na oddziałach Kronosa" tak?
- Owszem. Jestem Annabeth Chase córka Ateny, to jest Percy Jackson i Oliwia Jackson rodzeństwo od Posejdona, a to Thalia Grace córka Zeusa.
- Dziękuję bardzo za przedstawienie się. Proszę winda jest wasza. -Wskazał ręką w stronę windy. Jej drzwi właśnie się otworzyły.
Kiedy szliśmy do windy czułam się bardzo dumna. Annabeth przedstawiła mnie jako "rodzeństwo od Posejdona". Takie coś mi odpowiadało. Kiedy drzwi się za nami zamknęły Annabeth powiedziała na głos: "bogowie" i na tablicy pojawił się kolejny guzik z napisem "Olimp, siedziba bogów, piętro 600". Nacisnęłam go. Nagle wszystkich powaliło na ziemię. To winda dosłownie "wyleciała do góry". Mknęliśmy z zawrotną szybkością, a numerki pięter na tablicy rozdzielczej przeskakiwały w ułamku sekundy.
- Wow!!!-krzyknęłam
- Nieźle nie?-spytała Annabeth-Bogowie chcieli jakoś ulepszyć tę windę ale to mi wystarczy.
- Z jaką prędkością jedziemy?
- Nie wiem dokładnie ale chyba 20 pięter na sekundę.
- Czyli będziemy jechać...
- Pół minuty (30 sekund)
- Aha.
W tym samym momencie winda zatrzymała się z nagłym ZIUM!!! Razem z innymi podleciałam do sufitu i rąbnęłam o niego głową.
- Ałć!
- Oliwio, w świecie herosów takie coś jest na porządku dziennym.
- Co? Jeżdżenie windą z szybkością Hermesa?
- Nie. Ciągłe upadki a potem wzloty często kończące się bólem.
- Dzięki. Od razu chce być herosem.
Kiedy wysiedliśmy z windy omało nie dostałam ataku serca. Staliśmy na wąskim pasku chodnika zawieszonego wysoko nad ziemią. Był niezabezpieczony i miał nie całe 2 metry szerokości.
- Ooł...
- Tak. Niestety. Chociaż dla córki Zeusa stety-Ann spojrzała na Thalię która biegła po chodniku bez żadnych obaw.
- Dalej Oliwia! Dasz radę!-Percy mnie motywował
- Okej.
Zrobiłam pierwszy krok. Niebezpiecznie się zachwiałam ale Ann złapała mnie w ostatniej chwili.
- Uważaj na siebie...-nie dokończyła
- Glonomóżdżku-dokończyłam z Percym
- No dobra załogo Glonomóżdżków. Idziemy.
Po kilku krokach nabrałam wprawy. Szłam po chodniku bez żadnych trosk. Gdyby moja mama to zobaczyła to by się przeżegnała. Ja natomiast szłam po 2 metrowym chodniku zawieszonym około kilometr nad ziemią. Super. Całkowity luz.
Kiedy w końcu doszliśmy do Olimpu... Właśnie nie powiedziałam wam nic o siedzibie bogów. Może dlatego że na początku słabo ją widać. Był to wielki pałac otoczony kilkoma innymi pałacami. Stałe one na czymś co przypominało szczyt góry. Było to coś jak wiszący wierzchołek który zahaczył o Empire State Building i został do niego przyczepiony na stałe.
Podeszliśmy bliżej. Prezentował się naprawdę ładnie.
- Wchodzimy?- w głosie Ann brzmiało podekscytowanie
- Jasne.
- Oczywiście.
- Czemu nie?-to była Thalia. Mało mówna i jak już coś powiedziała to tylko znudzonym głosem. Trochę się o nią niepokoiłam.
Weszliśmy. Wspinaliśmy się po zboczu góry alejkami. Po drodze mijaliśmy liczne bóstwa. Mniej lub bardziej znane. Nigdzie nie było widać tej głównej 12. Wiecie? Zeus, Posejdon itd. Annabeth prowadziła nas pewnie w kierunku dużego pałacu. Pozostałe-mniejsze omijała jakby nie istniały. Większość bóstw pokazywała nas sobie palcami. Inni sprawiali wrażenie obrażonych za to że ich lekceważyliśmy. Osobiście uśmiechnęłam się do jednego ale Percy szturchnął mnie w ramię.
- Odradzam.
- Czemu?
- Później ci powiem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top