Rozdział 7

...........I misja.
Budzę się rano. A raczej Percy mnie budzi.
- Pospiesz się śpiochu! Zaraz przegapisz przygodę swojego życia!
- Chyba OSTATNIĄ przygodę swojego życia.-poprawiłam go
- Nie przesadzaj! Nie jest tak źle-Percy chciał tryskać optymizmem ale w jego oczach widziałam błysk niepokoju.
- Nie, nie jest źle.
- No właśnie!
- Jest BARDZO źle. Katastrofalnie (o ile takie słowo istnieje)! Masakrycznie!
-Uspokój się siostra... też się denerwowałem na swojej pierwszej misji.
- Aha. Tja. Na pewno. Na tej na której byłeś pewny siebie i chciałeś uratować swoją mamę z Podziemia?
- Szczery?
- Tak.
- Tak, na tej.
- Wiedziałam.
- To jak? Zabieramy rzeczy i idziemy na przygodę?
- W wir potworów? Zawsze.
- Dobra! Kierunek... Wzgórze Herosów!
Kiedy wyszliśmy z domku wpadliśmy na Annabeth.
- Hejka Percy i.... SIOSTRO Perciego.
- Mam na imię Oliwia. Zdaje mi się że jesteś córką bogini mądrości. Jak już coś raz usłyszysz to tego nie zapomnisz, nieprawdaż?
- Nie ważne- warknęła Annabeth- Może... udamy się na Wzgórze Herosów.- spojrzała na mnie- RAZEM?
- Nie mam nic przeciwko, Ann.
Percy albo był dobrym aktorem albo był ślepy i niedostrzegał że córka Ateny wyraźnie za mną nie przepada.
Kiedy tak staliśmy na wzgórzu Annabeth zabrała mnie na chwilę.
- Jesteś Oliwia. Wiem o tym.
- To dobrze. Myślałam że masz jakiś zanik pamięci lub po prostu jesteś głupia.
- Zamknij się! Percy jest mój! Zapamiętaj to sobie!
- Nie musisz tak wrzeszczeć, nie jestem tobą.
- O co ci chodzi?
- Nie jestem głucha.
Annabeth stała powalona tą ripostą. Odtoczyłam się na bok i wróciłam do Perciego.
- Gdzie jest Ann?
- Za chwilę przyjdzie.-spojrzałam na nią. Była cała czerwona. Zaciskała pięści.
- Wow. Nieźle ją wkurzyłaś.
- To nie moja wina. Sama się o to prosiła.
- Tak więc w wybranych składach-Chejron zaczął mówić
- Chwilkę!- Annabeth się odezwała- Chciałabym coś zmienić.
- Co? Annabeth to nie czas na zmiany...
- Wiem o tym. Ale... ja chcę przejść do patrolu Perciego. Do mojego dołączy Sara- moja siostra przyrodnia.
- Ale grupa Perciego ma teraz 5 osób...
- Ja nie idę.- odezwał się Grover
- Ach... no dobrze
- I tak nie chciałem iść. Oddział szturmowy....nieeeee.
Wiedziałam że udawał. Ostatni raz kiedy go widziałam błagał Perciego żeby należał do ekipy.
- Tak więc Sara...
- Jestem tutaj. Przygotowana.
- No dobrze. Ekipa strategiczna... wyruszacie.
Weszli do jednego z samochodów i już byli na szosie.
- Teraz czas na was. Powodzenia. Mam nadzieję że starsi zajmą się...młodszymi.
- Hej! Jesteśmy w tym samym wieku!
- Chodzi o poziom inteligencji-ironia Annabeth
- Chodzi o umiejętności panno Chase.
- Wiem Chejronie. To był tylko sarkazm...
- Mam nadzieję.
Wsiedliśmy wszyscy do samochodu. Z przodu usiadła Annabeth. Nie chciała rozmawiać nawet z Percym.
- Mały stresik?-szepnęła do mnie Thalia.
- Jasne. Nie ma to jak... pierwsza misja-przełknęłam ślinę
- Spoko. Też się stresuję.
- Percy... gdzie my tak właściwie jedziemy?-zapytałam brata bo rozmowa z Thalią o stresie była trochę no....stresująca.
- Nie wiesz? Aha no tak... Jak na razie do Nowego Jorku.
- Nowy Jork... A gdzie jest Luke?
Annabeth spojrzała na mnie groźnie. Percy przechwycił te spojrzenie.
- Annabeth nie bardzo lubi jak mówi się o Luku jakby to ON był całym powodem tego wszystkiego.
- Ale to prawda! On to wszystko... rozpoczął.
- Nie! On jest kierowany przez Kronosa! To wina tytana!-wykrzyknęła Annabeth
- No tak ale... chyba Luke jakby mu służy. Jakby na to nie patrzeć.
- Nie służy mu! Luke jest dobry!
Odwróciła się i zamknęła szybkę.
- Ona sądzi że Luke ukrywa dobro.
- Nie wiem jak można być tak naiwnym...
- Nie wiń jej za to. To był jej przyjaciel z dzieciństwa.
- To jej nie usprawiedliwia.
- Tak. Ale wyjaśnia w jakiej jest sytuacji.
Tymi słowy Percy Jackson zakończył naszą rozmowę. Jechaliśmy w ciszy do Nowego Jorku. Chciałam jak najszybciej poznać tego całego "Luka". Natomiast Argus (nasz szef ochrony) wysadził nas pod Empire State Building.
- Empire State Building? Żarty sobie robicie? To tu jest Luke?
- Nie idiotko.-odezwała się Annabeth
- Ann przestań się tak do niej zachowywać. Po pierwsze jest dopiero 2 dni na obozie. Ty też od razu wszystkiego nie wiedziałaś. Po drugie jesteś córką Ateny, a twoje zachowanie powinno być mądre. Jak na razie nie jest.-przemówił jej do rozsądku Percy. Dosłownie. Zaraz po tych słowach w Annabeth coś jakby przeskoczyło. Jej wskaźnik pokazywał teraz "miła". Już była do mnie miła do końca naszej misji.
- Przepraszam Percy. Wybaczysz mi Oliwia?
Podała mi ręke. Uścinęłam ją.
- Spoko.
- Tak się składa, córko Posejdona że najpierw idziemy odwiedzić kogoś innego niż Luka i jego armię potworów.
- Kogo?
- Twojego tatę i spółkę.
- Mojego tatę...?-dopiero po chwili do mnie dotarło- Aha! Posejdona i innych bogów tak?
- Tak. Chociaż bogowie wolą jak się mówi o jej ojcu i spółce-wskazała na Thalię.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top