Rozdział 6

- Super. Przepowiednie=kompletne niezrozumienie- byłam nieźle zła
- Tsa. Tylko nie rozumiem...
WSZYSTKIEGO!!!!-Percy
- Błagam Was ludzie, uspokójcie się.- Thalia była nieco irytująca
Spojrzeliśmy na nią wzrokiem pod tytułem "Córka Zeusa mówi spokojnie?!?". Postanowiłam zostawić ich samych. Ruszyłam w kierunku Wielkiego Domu. Nie wiem po co tam szłam. Po prostu.
- Oliwia!- Odwróciłam się. Biegł do mnie Chejron. - Mam małą, nieźle skomplikowaną sytuację.
- Aha.
- Annabeth i reszta... trochę nie przemyślane. Wszystko.
- Aha.
- Mogłabyś odejść z misji?
- Przepraszam Chejronie ale nie. Ja powoli rozumiem... pierwszy wers przepowiedni.
- Czyli?
- Wyjdziesz na misję ze składem swoim.
- Aha. No tak. Nawet ja to rozumiem.
- Myślę że wszystko ma zostać w takim porządku w jakim jest. Dajmy losowi szansę pozmieniać... wszystko.
- Tak. Tylko że w obu tych przepowiedniach jest wzmianka o zniknięciu i śmierci.
- Niestety. Jak brzmi zniknięcie i śmierć w przepowiedni Annabeth?
- Że...
"Dowódca złamie prastare zasady i zniknie z misji na zawsze". I jeszcze:
"Każda wyprawa niesie straty, młoda Ateno, gdy pozory mądrości zawiodą wtedy pożegnasz się z dobrą, złą stroną".
Niestety ale tak to wygląda.
- Tak. Tylko że jeszcze jest jeden wspólny motyw: prastare zasady.
- Wspominałem o tym Perciemu-Chejron się zamyślił- Chodzi o to że wybraniec może zabrać ze sobą tylko 3 osoby. Percy ma ciebie, Thalię i Grovera.
- Dlatego ja muszę...
- Chejronie!-po zboczu wbiegała Annabeth- Czy...-zauważyła mnie- O... Oliwia. Idziesz z Percym na wyprawę? A czy przypadkiem nie rozmyślasz o odłączeniu się?
Zrobiło mi się gorąco. Właśnie w tej chwili postanowiłam że NAPEWNO jadę na misję.
- Nie. Tak się składa że jadę. Jedziemy wszyscy.
- Aha. Fajnie. Mogę zabrać Chejrona na chwilkę. Jutro wyruszamy. Mamy wiele spraw do obgadania...- spojrzała na mnie wzrokiem "o których TY nie wiesz😌".
Weszła z centaurem do Wielkiego Domu zostawiając mnie samą. Rozejrzałam się. Nikogo nie było. Wróciłam do domku i zaczęłam mini pakowanie. Mój magiczny długopis spoczywał w kieszeni. Dzięki niemu czułam się bezpiecznie ale wiedziałam że nawet go mając nie zagwarantuję sobie całkowitej ochrony. Po chwili przyszedł Percy.
- Czuję że część przepowiedni rozwiąże się jutro...
-Tak myślisz. Chejron pewnie proponował ci odłączenie się, no nie? Według niego jesteś najmniej uzdolniona z nas wszystkich.
- Tak? Dzięki. Poprawiłeś mi humor. Jak zawsze.
- Hahaha. Ten twój sarkazm.
Nie lubię się pakować. Ten cały strach że o czymś zapomnisz i to coś zaważy o twoim życiu. Ale nie. Orkan jest? Jest. Nieumiejętność walki mieczem jest? Jest. Nie ma się co przejmować życiem czy śmiercią. Ha ha ha. Byłam zmęczona. Bałam się zasnąć bo jak się obudzę to będę musiała wyruszyć na misję. Muszę. Nie zawiodę Perciego i nie dam tej satysfakcji Annabeth. Tylko te przepowiednie... to trochę mnie niepokoi. Ale cóż. Jestem już w piżamie. Leżę na łożku. Percy wciąż się kręci po pokoju. Oczy mi się zamykają........

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top