Rozdział 44
Wybiegłyśmy obok "H" w napisie Hollywood. W końcu byłam gdzieś indziej niż na Olimpie i w Hadesie. Razem z Korą ruszyłyśmy w kierunku miasta. Taksówką ruszyłyśmy do Nowego Jorku. Niestety po drodze natknęliśmy się na przeszkodę. Imitację żołnierza Kronosa. Musieliśmy go pokonać byśmy mogły przejechać dalej. Kora ruszyła na niego i oplotła jego nogi pnączami liści. Potwór zaczął się wyrywać ale nie mógł się ruszyć. Kora zajęła jego uwagę podczas gdy ja zaszłam go od tyłu. Przecięłam go na wylot i rozpadł się w pył. Weszłyśmy znowu do auta i ruszyłyśmy dalej. Kiedy w końcu znaleźliśmy się na przed mieściach Nowego Jorku rozszalała się ogromna burza. Nie wiedziałam czy Zeus jest wściekły czy po prostu musi sobie popadać.
- To drugie-moja towarzyszka czytała mi w myślach
- Skąd wiesz?
- Przez długi okres czasu nie padało. Rośliny zaczęły więdnąć. O tym to ci chyba nie muszę opowiadać.-odparła
Faktycznie. Przecież Kora jest córką Demeter. Zna się na roślinach.
Pioruny szalały po całym niebie. Wiał silny wiatr omal nie strącając nas z nóg. Postanowiłyśmy przenocować w hotelu. Kiedy znalazłyśmy się w końcu w hotelowym pokoju opadłam na łóżko. Byłam strasznie zmęczona.
- Prześpij się. Nie wyglądasz najlepiej.
Faktycznie. Miałam dziurę w bluzce od przebicia mieczem. Wyjęłam jednak Orkana i umyłam pod zlewem. Był cały od mojej krwi i nie wyglądało to najlepiej. Potem zasnęłam.
Kiedy się obudziłam słońce już wstawało. Czułam że pierwszy raz od kilku dni jestem wyspana. Wstałam i zaczęłam sprzątać zawartość plecaka. Wcześniej Chejron mi go zaczarował i teraz naciskałam na bransoletkę i się wysuwał. Fajne. W środku było mnóstwo papierków. Leżała tam też moja czapka niewidka. Miałam również od Chejrona termos z nektarem i linę do wspinaczki. Taki niezbędnik. Kora już się obudziła.
- Idziemy na śniadanie Oliwia?
- Możemy.-nadusiłam znowu na zegarek i torba się schowała.
Zeszłyśmy do restauracji. W środku było mnóstwo ludzi. Nic dziwnego ponieważ był to jeden z tańszych hoteli. Zjedliśmy pyszny posiłek i wróciłyśmy na górę. Kora chciała koniecznie dziś iść na Olimp ale postanowiłyśmy zaczekać chwilę.
Minęły 2 tygodnie. Kora od wczoraj była na Olimpie. Dzisiaj planowałam pojechać do Obozu Herosów. Świeciło ładnie słońcę co oznaczało że Demeter się cieszy z powrotu córki. Rano złapałam taksówkę na Long Island i pojechałam do obozu. W połowie trasy zatrzymałam kierowcę.
- Tutaj? Tutaj nic nie ma.
- Wiem. Ja chcę tylko pozwiedzać przyrodę. Jestem botanikiem.
Spojrzał na mnie niepewnie ale w końcu mnie wysadził. Ruszyłam w kierunku granicy. Kiedy nikt na mnie nie patrzył założyłam czapkę niewidkę. Zniknęłam i weszłam do obozu. Najpierw odszukałam Perciego. Nie sprawiał wrażenia tak smutnego jak ostatnio. Chyba ta "nadzieja" dobrze mu zrobiła. Postanowiłam śledzić go przez cały dzień.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top