Rozdział 41

Byli ogromnie wkurzeni. Artemida była ze mnie dumna. Ale to na nic mi nie pomogło. Kiedy bogowie ruszyli na mnie wystrzeliwywałam dwa razy więcej strzał. Cofałam się ale oni byli 2 metry ode mnie. W końcu natrafiłam na mur. Chciałam się przesunąć w bok ale nie zdążyłam. Miecz Hadesa przeciął początek strzały którą nakładałam na cięciwę. Po chwili wytrącił mi też łuk. Stałam bezbronna pod ścianą. Z ran bogów lał się ichor-krew bogów.
- Teraz zapłacisz za to.-wycedził Ares
Zaczęli mnie okładać mieczami. Kuliłam się z bólu i po chwili leżałam już na ziemi tarzając się i jęcząc. Wszyscy na mnie patrzyli a ja wyglądałam strasznie żałośnie. Ale się tym nie przejmowałam. Robiło mi się ciemno przed oczami. Wszystko się zamazywało. Spojrzałam z podłogi na Perciego. Patrzył na mnie z uwagą. Wyciągnęłam rękę w jego kierunku. Ares walnął mnie mieczem. Zawyłam jak zraniony pies. Nawiedziły mnie drgawki. Trząsłam się jak opętana. Nie mogłam tego opanować. Wtedy wpadłam na pomysł godny córki Ateny. Wyczułam stopami ścianę. Wszyscy myśleli już że to koniec ale ja pewnie odepchnęłam się od progu i poleciałam do przodu na śliskiej podłodze. Zatrzymałam się 10 metrów za nimi. Kiedy wstałam w ręce trzymałam już sztylet.
"Pomyślałam sobie że ci się przyda"-odezwał się w mojej głowie głos Ateny.
"Dzięki"-odpowiedziałam jej w myślach
Bogowie otrząsnęli się ze zdumienia i znowu ruszyli na mnie. Teraz biłam się z nimi na śmierć i życie. Walka trwała i trwała w nieskończoność. Wymienialiśmy ciosy które zawsze trafiały na opór ze strony przeciwnika. Jako że oni mieli cztery bronie a ja jedną to długo to trwało.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top