Rozdział 4
Obudziłam się zlana potem. Wszyscy już nie spali. Spojrzałam na zegarek. Była 8 rano. Wstałam i się ubrałam. Ciągle nie mogłam zapomnieć o twarzy Luka i jego szyderczym uśmiechu. Pobiegłam do domku Posejdona by zobaczyć czy Percy żyje. Nie było go tam. Wtedy usłyszałam konchę wzywającą na śniadanie. Pomyślałam iż Percy może być w stołówce. Całe szczęście był tam. Obok niego stał Luke krzywo się na niego patrząc. Wszyscy usiedli do swoich stołów. Ja nie wiedziałam czy mam usiąść przy Hermesie czy Posejdonie. W tej samej chwili Chejron przywołał mnie ruchem ręki.
- Uwaga obozowicze! Wczoraj na skutek wypadku-spojrzał na Perciego- nastąpiło uznanie Oliwii Bell przez Posejdona!- wszyscy zaczęli klaskać- Więc dzisiaj chciałbym ogłosić iż Oliwia przenosi się do domku Posejdona i przyjmuje nazwisko Jackson!
Zdziwiłam się. Będę się teraz nazywać Jackson? Nieźle. Chejron ruchem ręki kazał mi uklęknąć. Wyjął długopis i nacisnął go. Nagle w jego ręce pojawił się miecz. Ale extra! Pasował mnie na nazwisko Jackson po czym wręczył ten miecz.
- Twój ojciec kazał ci go przekazać. Nazywa się Orkan. Podobnie jak Perciego- powiedział do mnie po cichu.
- Dziękuję.- zabrałam od niego broń i usiadłam wśród okrzyków radości przy stole Posejdona.
- Hejka.- zagadał do mnie Percy
- Hej. Wszystko w porządku?
- Tak. Czemu pytasz?
- Nie ważne.
- Ważne. Powiesz mi w domku, ok?
- Nie wiem...
- Musisz. Wszystko tu jest ważne. Jesteś herosem. Miałaś jakiś sen?
- Smacznego.- powiedziałam i zabrałam garść winogron.
- Smacznego-odpowiedział nieusatysfakcjonowany Percy.
Zjadłam z nim śniadanie. I spojrzałam na niego. Patrzył w kierunku innego stolika. Podążyłam za jego wzrokiem i natrafiłam na spojrzenie jednej dziewczyny. Wyglądała jak ta z mojego snu. Wpatrywała się we mnie ze wzrokiem pod tytułem "To MÓJ chłopak, Nowa". Nagle stałam się bardzo zainteresowana swoim śniadaniem. Kiedy podniosłam wzrok stała nad naszym stolikiem.
- Hejka Percy.-uśmiechnęła się do niego sztucznym uśmiechem- Jak tam? Jeśli mogę spytać to kto to jest?-wskazała na mnie.
- To moja przyrodnia siostra, Oliwia... Jackson.
- Aha.-uśmiechnęła się do mnie ironicznie.- Cześć siostro mojego chłopaka.
- Hej. Jak masz na imię?
- Annabeth. Annabeth Chase. Córka Ateny.
- Aha. Bogini mądrości i strategii.
- Dokładnie. Miło cię widzieć w Obozie Herosów. Jesteś herosem.
- Tak.
- To super.
- Tak.
- .......
- No to na razie. Annabeth.
- Pa.
Odbiegłam do domku Posejdona. Przeniosłam już wszystkie moje rzeczy z domku Hermesa. Czułam się jak u siebie. Nad łóżkiem Perciego wisiała tarcza. W kącie pokoju stało źródełko z drachmami w środku. Po 10 minutach przyszedł sam Percy.
- Masz dziewczyne.- zaczęłam
- Proszę cię, nie bierz do serca tego co ona powiedziała. Chyba jest zazdrosna.
- O co?
- Nie wiem. Chyba o to że jesteś moją siostrą.
- Aha. Nie ma to jak być zazdrosnym o to że ktoś jest kogoś rodzeństwem.
- Tak. Powiedz mi o swoim śnie. Proszę. To może okazać się ważne.
- No dobra. Widziałam jakby przebłyski filmu. Był tam młodszy o rok Luke i ty i Annabeth. I Luke celował w ciebie piorunem. I wtedy wypalił i widziałam kawałek fali i się tak strasznie przestraszyłam że zginiesz że się obudziłam.
Gdy skończyłam patrzałam się na Perciego. On natomiast patrzył się na mnie. Wiedziałam że w jego głowie latały myśli.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top