Rozdział 36

To było coś w rodzaju nadziei. Wstałam na nogi i Hades podniósł jedną brew do góry. Ciął w nogi.
- Ała!!!-upadłam znowu na ziemię
Wstałam znowu. To było coś w rodzaju ja stoję i czekam na atak a on mnie kłuje mieczem.
- Zrób coś!-Percy szepnął do taty ale Posejdon pokręcił głową
- Powodzenia malutka! Może teraz się poddasz? Ostatecznie?-śmiał się Hades
- Nnie! Nigdy! Walczę dla mojego brata! On jest najlepszy!
Percy stłumił płacz.
Hades jednak się nieźle wkurzył. Teraz machał mieczem szybciej niż Luke. Raz tu, raz tam wszędzie miałam rany. Skuliłam się w bólu. Nie mogę wytrzymać. Hades zadał mi kolejny cios. W brzuch. Upadłam na ziemię i zemdlałam.

***
Kiedy się ockęłam Hades stał nade mną. Trzymał butem moją klatkę piersiową a koniec miecza był przytknięty do mojego gardła.
- Teraz możesz się poddać albo walczyć tak ze mną wiecznie.-rzekł bóg
Teraz iryfon Luka stał nad kominkiem. Obserwowali całe zdarzenie. To było dla Perciego.
- Nie. Ja się nie poddam!
- Okey. Twój wybór. Nigdy nie zaznasz spokojuw Podziemiu!
Odsunął się ode mnie i pozwolił mi wstać. Ta krótka drzemka dodała mi sił. Wstałam szybko. Hades zamachnął się na mnie mieczem ale zrobiłam szybki unik. Zamurowało go. Podbiegłam do ściany i wzięłam najbliższą broń. Był to piękny czarny miecz.
- Jeśli ja wygram wracam na ziemię!-oznajmiłam
- Ale jeśli ja wygram zostajesz tutaj!-krzyknął Hades
No super-pomyślałam-zostanę na zawsze w Podziemiu. Ale i tak bym tu była więc to jest moja jedyna szansa.
Zaatakowałam boga. Odparł atak. Percy i reszta przyglądali się temu pojedynkowi z ogromną uwagą. Wszyscy byli po mojej stronie. Jednak mój brat już był smutny. On wiedział że nie potrafię walczyć. Jeszcze nikt mnie tego nie nauczył. Słyszałam jak mówił to reszcie. Ja też czułam że nic nie potrafię ale jakoś walczyłam. Hades wymieniał jakieś super skomplikowane ciosy a ja ledwo je broniłam. Niestety i tak już przegrywałam. Teraz Hades przyparł mnie do muru. Miałam ręce przy ścianie. Uderzył twardą częścią miecz w moją lewą rękę i połamał ją na kawałki. Schyliłam się z bólu ale przytknął mi miecz do gardła i wyprostował. Stałam tak z mieczem wbijającym się w krtań.
- Łatwo cię pokonać Oliwia. Niech twoi przyjaciele patrzą na twoją klęskę.-wiedział o iryfonie. Niestety to było moje najmniejsze zmartwienie. Przegrałam. Chociaż nie. Miałam jeszcze miecz. Moja ostatnią szansa. Odbiłam jego klingę swoim mieczem i odrzuciłam go do tyłu.
- Kto cię uczył walczyć?!?
- Nikt. To moja pierwsza poważna walka.-powiedziałam
Percy zaczął wiwatować ale natychmiast przestał. Nie wiedziałam dlaczego. Ale się szybko dowiedziałam. Ktoś przytknął mi koniec miecza do pleców a drugi miecz położył tuż przed gardłem. Nie wiedziałam kto to. Ale Percy szepnął do pozostałych: "Ares". No nie teraz to już na prawdę przegrałam. Sorki Percy zostaję w podziemiu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top