Rozdział 34
Nie byłam w stanie zareagować. Moje myśli krążyły z ogromnym opóźnieniem. Bóg się zbilżał.
- A więc jednak nie tak trudno cię pokonać...
Zamachnął się mieczem. Mój ojciec wstrzymał oddech. Czułam to w myślach. Klinga miecza zbliżała się w spowolnionym tempie. W ostatniej chwili mój mózg przyspieszył. W dosłownie ostatniej sekundzie zrobiłam unik w bok i miecz drasnął moje ramię. Szybko wstałam wśród wiwatów bogów.
- Nie. Ja się nie dam tak łatwo pokonać. Będę walczyć do upadłego.
- Szkoda tylko że tym upadłym będziesz ty.
Teraz akcja przyspieszyła wymienialiśmy cięcia w zawrotnym tempie. Niestety bóg miał lekką przewagę. Co chwilę dostawałam w wystającą część ciała. Byłam już nieźle poraniona. Zbilżał się mój stan z potyczki Luka. Teraz jednak postanowiłam się nie poddać. Będę walczyć prawdopodobnie do śmierci. Nagle bóg obniżył miecz. Nie wiedziałam co mam zrobić. I nagle ŚWIST!!! W ułamek sekundy bóg podciął mi nogi. Było to bardzo bolesne podcięcie więc upadłam na ziemię. Nie wstawałam miecz leżał daleko ode mnie. Ale bóg nie chciał mnie atakować. Stał trochę za mną. Patrzył w kierunku korytarza gdzie stał Percy. Wysunął się trochę za bardzo i teraz stał jak zamurowany. Ares chwycił piorun leżący na tronie Zeusa. I skierował go na Perciego. Ten nadal tam stał. I wtedy piorun wypalił.
- NIE!!!-wyskoczyłam z podłogi z zadziwiającą siłą i przeleciałam kawałek w powietrzu. Kiedy tak leciałam uderzył mnie promień z pioruna. Odbił mnie w kierunku Perciego. W locie straciłam przytomność. Upadłam obok mojego brata.
- Nie!! Znowu to samo! Nie!!!- Percy pochylał się nade mną
Ares zniknął w bocznym korytarzu. Bogowie się trochę zbilżyli ale stali w osłupieniu.
- Nie! NIE!!!-wrzeszczał Percy. Łzy spływały mu po policzku.- To nie prawda! Umiecie ją ożywić tak?!? To jest niesprawiedliwe!!! Czemu zawsze moja siostra!!?!!
Po chwili zbilżył się Posejdon miał smutną twarz.
- Postaraj się przeżyć. Oliwia?-uklęknął przy mnie
Czułam że stoję na krawędzi przepaści. Po jednej stronie jest kraina umarłych a po drugiej Percy. Chciałam iść do brata ale jakaś niewidzialna siła ciągnęła mnie w stronę dziury. Walczyłam ze wszystkich sił ale powoli się poddawałam. Nie. Nie mogę się poddać. Nie tak jak przy Luku.
Mój brat miał łzy w oczach.
- Nie! NIE!!!!-podniósł mnie i przytulił do piersi.-Nie! Ty żyjesz! Ty musisz przeżyć. Przetrwaj to!!!
Nie odpowiadałam, byłam kompletnie bezwładna. Percy przytulił swoją głowę do mojej i zaczął ryczeć mi w rękaw. Luke stał z tyłu również powstrzymując się od łez ale bogowie naokoło już ryczeli.
- Percy...-odezwał się Posejdon.
Nie wiedział co powiedzieć. Nikt tego nie wiedział. Wszyscy współczuli mojemu bratu że musiał patrzeć na moją śmierć. Nawet Percy nie miał nadziei. Tylko nadzieja Luka mnie powstrzymywała od spadnięcia w przepaść. Była jak mała linka której mogłam się złapać. I powoli przeciągała mnie na stronę żywych. Luke chyba o tym wiedział.
- Miejcie nadzieję...
- Jak można mieć nadzieję skoro piorun Zeusa jest dla nas półbogów..ś..
Śmiertelny.-Percy znowu zaczął ryczeć. Wszyscy płakali razem z nim.
Nikt nie miał nadziei że jest jakakolwiek szansa że to przeżyłam.
- Czy...czy jest jakakolwiek szansa żeby mogła to przeżyć?-spytał Percy Zeusa
Zeus miał smutek w oczach że jego broń zabiła niewinną osobę. Powoli pokręcił głową. To był ostateczny cios dla mnie. Bariera się załamała i wpadłam w czeluść Podziemia. Teraz to już naprawdę nie żyję Percy. Do zobaczenia w Podziemiu. Wleciałam korytarzem na łódkę Charona. Zaczęłam się wyrywać na co on pstryknął palcami i oplotły mnie węzły. Przywiązały mnie do łódki. Teraz to już nie mogłam się poruszać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top