Rozdział 23

Kiedy zbliżyłam się usłyszałam głos Luka ponaglający moich przyjaciół. Chciałam już zrobić wielkie wejście ale przypomniało mi się o czapce od mojego taty. Założyłam ją i zniknęłam. Weszłam przez jedno z dużych otworów. W środku moi koledzy wyglądali gorzej niż w obrazie z iryfonu.
- Widzisz Percy? Jednak ta twoja nędzna siostra ci nie pomoże.-odparł Luke
Zatrzymałam się w pół kroku. Czyżby Percy wierzył że przyjdę?
- Wysłałem do Obozu potworów po nią. Już nie żyje. Możesz być tego pewny.-ciągnął Luke
- To nieprawda!-głos brata trząsł się. Chciał wiedzieć że to nie prawda ale w głębi rozsądek mówił mu że to prawda.
- Percy...-odezwał się Nico- Potwory zabiły córkę Posejdona... Czuję to. To była Oliwia.
- Nie...
- A nie mówiłem? Ta twoja "siotrzyczka" nie dość że nie ruszyła ci z pomocą to do tego nie żyje.-Luke
- To niemożliwe!-Percy upadł na kolana. Do jego oczu naszły łzy. Nigdy nie widziałam jak płacze.
- Wstawaj Jackson! Nikt już ci nie pomoże! Całe twoje życie zależało od tej głupiej dziewczyny!
Luke pstryknął palcami i Perciego przykuły kajdany z kulami. Podniósł się ale nie mógł iść dalej. To był okropny widok. Spojrzałam na Ann jeszcze 2 minuty a stracę brata i kuzynkę. Zdecydowałam się zrobić to co uważałam za słuszne. Zdjąć czapkę niewidkę. Już chciałam to zrobić kiedy spojrzałam na Perciego. Luke podszedł do niego i wyjął z jego kieszeni miecz. Mój brat miał zamglony wzrok. Blondyn odetkał Orkana i przeciął Perciemu twarz. Polała się krew. Potem zranił go na ręce, brzuchu i nodze. Mój brat upadł na kolana i jęknął. Luke zamachnął się mieczem i wtedy zaareagowałam. Jeszcze w czapce niewidce podbiegłam do niego i wytrąciłam mu miecz ręki. Zraniłam się przy tym w ramię ale wyglądało to nieźle. Luke i Percy patrzyli ogłupiali na siebie. Zdjęłam czapkę. Percy spojrzał w bok i wydusił tylko:
- Oliwia...tt...y...żyjesz...
- Jasne bracie-odparłam i wyciągnęłam miecz atakując Luka. Wymieniliśmy kilka ciosów raniąc go raz za razem. Wtedy jednak olbrzymy zadziałały. Wzięli mnie do ręki i rzucili o ścianę. Twarde mają ściany w tym zamku muszę przyznać. Luke podszedł do mnie wściekły.
- Jak?!?! JAK!!!?!!!! Przecież moje potwory zabiły cię!!!! Jak powiedział Nico!!!!
- Była jeszcze jedna córka Posejdona. Nowa. Na imię miała Maja. To ją wyczuł Nico.
- NIE!!!!! Nie chcę cię zabić takiej pewnej siebie. Najpierw cię wykończę dzięki mojemu mieczowi.
Zamachnął się ale ja wtedy podjęłam strasznie głupią decyzję.
- Nie!!!!-krzyknęłam
- Co? Już się poddajesz????
- Nie. Ja nie chcę walczyć. Ja...chcę zamienić Annabeth. Chcę dźwignąć nieboskłon.
Annabeth spojrzała na mnie spojrzeniem "NIE!!!". Percy się nie odezwał ale wiedziałam co czuł. Patrzył tylko jak olbrzymy mnie prowadzą pod wieczną karę. Miałam ostatnią szanse by uciec lub zaatakować. Ja jednak wybrałam śmierć pod ciężarem Uranosa. Potwory założyły mi kajdanki na ręce i nogi. Czułam przerażenie swoją decyzją ale nie dawałam tego po sobie poznać. Wprowadzili mnie obok Ann. Uklękłam i szepnęłam do niej "Idź. Bądź wolna Ann.".
- Nie!!-odszepnęła- Nie pozwolę by zrobili ci krzywdę!!! Ja tu nas zaprowadziłam. Ja powinnam zginąć!!!
- Idź. Mówię ci!!!
- Nie.
- IDŹ!!!- wrzasnęłam
Potwory wzięły Ann i rzuciły ją o ziemię. Dziewczyna się nie podniosła. Widziałam że ledwo oddychała. Ja natomiast poczułam ciężar nieba. Ręce się pode mną załamały i szybko pożałowałam swojej decyzji. Ale równie szybko spojrzałam na słabą Ann i stwierdziłam że dobrze zrobiłam. Byłam osłabiona przez złamane żebra i rękę a i tak się tego podjęłam. Byłam aż śmiertelnie odważna. Już miałam się załamać kiedy spojrzałam na Perciego. Patrzył na mnie smutnym wzrokiem jakby wiedział że widzi mnie po raz ostatni. Wtedy w mojej głowie odezwał się głos "Dasz radę córcio. Wierzę w ciebie." Wtedy przypomniała mi sie twarz Posejdona, jego uśmiech i słowa "Postaraj sie nie zginąć dobrze?". Postaram się tato. Dostałam energii i wzniosłam niebo wyżej. Percy i cała reszta włącznie z Lukiem patrzyli na mnie z niedowierzeniem.
- No,no. Wiesz co Jackson chyba poczekam aż umrzesz pod niebem. Zmywamy się dalej niż 100 km od tego czegoś. By spotkanie ziemi nie było dla nas takie odczuwalne.
Olbrzymy zaaresztowali moich kolegów.
- Nie!!! To moja siostra! Nie pozwolę jej umrzeć!!!-krzyknął Percy
- Idź Percy!!! I tak już dużo dla mnie zrobiłes!!!-odkrzyknęłam
Podbiegł do mnie i ukucnął przy mnie.
- Po co to robisz?-spytał
- Żebyś żył....dłużej niż ja. Chcę cie ocalić.
- ....Kocham cię siostra😙😙😙-Percy mnie pocałował
- Też cię kocham brat.
Przytulił mnie ale ja nie mogłam tego odwzajemnić ponieważ niebo by się na nas zawaliło. Dodało mi to jednak energii ale czułam że Percy płacze. Prawie też się rozpłakałam. W końcu odsunął się ode mnie z czerwonymi oczami. Strażnicy zabrali go ale on się wyrywał. W końcu ci go zaciagnęli do reszty i wyszli z pałacu. Zostałam sama. Sama z ciężarem nieba.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top