Rozdział 12
- Kronos też istnieje?
- Może nie ISTNIEJE. Jeszcze. Mój...kolega próbuje przywołać go do życia.
- Kolega...
- Nawet się nie znamy.
- Aha. Ale jak ojciec bogów istnieje to...bogowie też istnieją?
- Jasne. Moim ojcem jest Posejdon.
- Dziecko pana mórz... Wow. Dziecko pana mórz rozmawia ze mną.
- Yhym. Ja też jestem synem boga mórz.-odezwał się Percy
- Ty też??? A koleżanka?-wskazała na Thalię
- Ja jestem od Zeusa. Pana niebios.
- Wow! To jest super! Jesteście kuzynostwem a nawet się nie znaliście!
- No. Super...-powoedziałam
- A ta co na mnie wrzeszczała?
- Jest córką Ateny. Bogini mądrości i strategii.
- Wow. Niby mądra a taka głupia.
- Słyszę to idiotko.-Ann wyszła zza rogu- Myślisz że jeśli moją matką jest Atena to nie zaplanowałam już czegoś?
- Oh...przepraszam. Nie chciałam cię urazić...
- Nic się nie stało. Musisz mi tylko odpowiedzieć na jedno proste pytanie: jedziesz z nami na misję czy nie.
- Jasne że tak!
- Ale wiesz że jest to śmiertelnie niebezpieczne...
- Jasne! Chcę wyruszyć na misję....
- Unicestwienia Kronosa i uwolnienia Luka.
- Luke to ten KUMPEL?
- Tak. To mój kolega z dzieciństwa zanim przeszedł...ZOSTAŁ opanowany siłą Kronosa. Ojciec bogów go opętał. To nie jego wina. To tak jakby Percy teraz też został omamiony.
- Nie mów tak! Mam ocalić lub unicestwić Olimp! Mój ojciec pokłada we mnie wielkie nadzieje! Przyrzekł bogom że będę nieszkodliwy! On nie może mnie omamić! A poza tym mam zaporę psychiczną-moją kochaną siostrę- wskazał na mnie.
- ONA jest twoją siostrą?-zapytała Sophie
- Przyrodnią. No wiesz, mamy tego samego tatę.
- Aha.
- Perseuszu Jacksonie- Percy wzdrygnął się na dźwięk swojego pełnego imienia podobnie jak Sophie która nie znała pełnego imienia mojego brata- czy ty serio myślisz że Oliwia jest w stanie zatrzymać Kronosa?
- MYŚL O NIEJ jest w stanie go zatrzymać.
- Nie. Tylko czysta logika i nie bycie pochopnym.
- Aha. Nie zgodzę się z tym...-spojrzał na Ann- ale...no...czemu....nie.
Mina Annabeth faktycznie była mordercza. Chyba ćwiczyła to już milion razy.
- Jak wy macie na imię?-spytała Sophie-Wszyscy mówicie do siebie po imieniu jakbyście się dobrze znali. Ale ja nie znam żadnego z Was.
- Bo my się dobrze znamy!!!-wykrzyknęliśmy razem
- Aha. Imiona...
- Ja jestem Oliwia. Córka pana mórz. Przyrodnia siostra Perciego.-zaczęłam
- Ja jestem Perseusz Jackson. W skrócie Percy. Syn pana mórz. Przyrodni brat Oliwii.-kontynuował Percy
- Ja jestem Thalia Grace.-odezwała się Thalia- Córka pana niebios. Nie mam rodzeństwa.
- Ja jestem Annabeth Chase. Czasem mówią na mnie Ann. Córka bogini mądrości. Nie mam rodzeństwa.-Ann skończyła
- Wow. Jak to dostojnie zabrzmiało. I te tytuły: córka pana niebios, syn pana mórz. Wow. Szokłam.
- Aha. Ale zdajesz sobie sprawę że oprócz naszej trójki bogów są jeszcze inni bogowie. Na przykład Ares (Percy się wzdrygnął), Demeter, Apollo itd.
- No...tak. Tylko teraz kto jest moim boskim rodzicem.
- A wychowuje cię matka?
- Teraz mam ojczyma ale wcześniej była tylko mama. Mówiła mi że tata zaginął.
- Mnie też takie coś wmawiała.-odezwał się Percy
- No to... może.. masz jakieś zdolności?
- Yyy... nie wiem. Niszczenie?
- To nie jest moc.
- No dobra.
- Coś się dziwnego działo?
- Oprócz tych ludzi w maskach? Nie.
- Aha. Spoko. Nie wszystko musi się przejawiać.- odparła Ann
- Mam tego dosyć. Koniec gadania. Idziemy na misję?
- Wiesz że możesz z tego nie wrócić?
- Wiem. Nic lepszego nie mam do zaoferowania mi i otoczeniu.
- Ok. Sama tego chciałaś. Idziemy.
Wyszliśmy z pubu ale nikt nie zauważył że przez cały czas przysłuchiwał i przypatrywał się nam jeden chłopak w kominiarce. Obejrzałam się na niego ale nie zauważyłam nic podejrzanego. Niestety stało się to co oczekiwałam: chłopak poszedł za nami. Ciągle się oglądałam ale on nie spuszczał wzroku z Annabeth. Było to trochę podejrzane. Byłam trochę zestresowana.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top