Rozdział 10

- To nie było genialne Oliwia-powiedziała Ann-Właśnie rozwaliliście moją mamę. Będzie wściekła.
- Oliwka. Skarbie.-tata podbiegł do mnie i mnie przytulił-Wszystko w porządku?
- Tak. Jasne.
- Co to jest?-Ann wyglądała na zdziwioną
- Co, co jest?-spytałam.
- No to że twój ojciec okazuje tobie tyle miłości...
- Pozwoliłem mu na to.-ku nam szedł sam Zeus. Ukłoniłam się jak pozostali- Ale nie na to.-wskazał na mamę Annabeth, która powoli wstawała.
- Przepraszam bracie. To było przez przypadek ale ja nie atakuję Annabeth.
- Wiem Posejdonie.
- Co wyście zrobili?!? Ty chora idiotko...-Atena szła w moim kierunku
- Mówisz do MOJEJ córki?
- Od razu wiedziałam że jest twoja. Inna się tak nie zachowuje. Bezczelna.
- Miła i kulturalna?-podpowiedział Posejdon a z tyłu Percy parsknął śmiechem
- Nie ma się z czego śmiać, Perseuszu Jacksonie! Ty i twoja siostra pożałujecie mojej złości!
- Jeśli tak mamo to ja też.-Ann
- Jesteś moim dzieckiem Annabeth. Ciebie nie skrzywdzę...
- A ich tak? Za to że Oliwia nie potrafi mówić do bogów i za to że Percy stał. Tak?
- Ona... Percy...
- Nic na to nie znajdziesz Ateno!-ostrzegł ją Zeus-Lepiej wycofaj swoje przekleństwo inaczej doznasz MOJEJ złości.
Atena wymamrotała coś pod nosem. Tak powinna zakończyć się nasza rozmowa ale jeszcze nie załatwiliśmy tego po co tu byliśmy. Annabeth podeszła do Zeusa i powiedziała mu coś na ucho. Ten kiwnął głową.
-Chodźcie za mną.
Wszyscy ruszyli.
- Ale nie ty Ateno...
- Aha. Wszyscy tylko nie ja.
Poszliśmy za nim do małego pokoju. Małego w porównaniu z wielką salą tronową. Usiedliśmy na krzesłach.
- Tak więc czego oczekujecie?
- Chcielibyśmy otrzymać coś w stylu boskich darów.-Ann się ożywiła
- Za co?
- Za nic. Mają nam pomóc w zdobyciu armii Kronosa.
- Idziecie na Kronosa z tym CZYMŚ?-wskazał na mnie-Powodzenia.
- Tak. Taki był nasz plan-Annabeth ze złością spojrzała na Perciego. Ten uśmiechnął się tylko niewinnie.
- Wiem, wiem. Jestem do niczego. Najlepiej jak wrócę do obozu...-powiedziałam
-Nie. JA w ciebie wierzę.-odezwał się mój ojciec
- Thalio.-Zeus patrzył na swoją córkę- Cześć.
- Hejka tato.
- Yhym... możemy wrócić do naszej sprawy?-odezwał się Ann
- Jasne. Tak możecie dostać swoje gadżety. Ja się zajmę Annabeth i Thalią. Ty Posejdonie wyposaż swoje dzieci.-odparł Zeus
- Chodźcie Oliwia i Percy.- poszliśmy za naszym tatą- Tak więc proszę. Ty Oliwia masz już miecz ode mnie tak?
- Tak. Orkan.
- Ja też-przypomniał Percy
- Tak. Percy ma jeszcze tarczę od brata (przyrodniego) ty nie. A więc proszę. Tyson zostawił u mnie jeszcze jedną kopię. Kiedy naciśniesz tu to się składa w branosoletkę.
Posejdon wręczył mi piękną tarczę. Były na niej namalowane obrazy. Niektóre przedstawiające cyklopa. Pomyślałam czy Tyson nie jest przypadkiem cyklopem.
- A teraz możemy przejść do MAGICZNYCH gadżetów. Oto czapka niewidka. Podobną ma Annabeth ale jedna czapka na cztery osoby dobrze nie wróży. To dla ciebie Oliwia. Używaj jej mądrze. A ty Percy...nie wiem co mam ci dać... coś sądzę że to nie może być rzecz. Chociaż...mam! Trzymaj. To bransoletka (męska) dzięki której będziesz miał niespotykaną siłę. Tylko wtedy kiedy będziesz chciał.
- Wow. Dzięki tato.
- Ja również dziękuję Posejdonie.
- Nie ma za co. Jestem w końcu waszym tatą. Tylko... Oliwia mogę na słowo?
- Jasne.
Poszłam za nim w kąt pokoju. Percy starał się nie słuchać ale wiedziałam że po wyjściu z pałacu będzie mnie o to pytał.
- Yhym. Mam do ciebie małą prośbę.
- Dobrze. Tylko ja...
- Wiem. To nie jest nic skomplikowanego. Tak myślę. Postaraj się nie zginąć dobrze? No.. jesteś moim ulubionym dzieckiem i wolałbym żebyś długo żyła.
- Wiem...ja też wolę żyć ale nic nie umiem.
- Tak. Twój brat jest strasznie nieodpowiedzialny. Zabrał cię na tę misję bo TAK.
- Posejdonie...
- Słucham?
- Fajnie że jesteś moim tatą.-Wiem głupio to zabrzmiało.
- Eh... tak też się cieszę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top