Rozdział 1

Od tego właśnie wydarzenia moje normalne życie legło w gruzach. Po szkole znów wróciłam do tego tematu.
- Ludzie... to nie jest normalne zachowanie CZEGOKOLWIEK.- razem z przyjaciółmi wpatrywaliśmy się w lewitujące przedmioty po całej klasie. Mój piórnik właśnie przygotowywał się do startu ale go powstrzymałam.
- Ewakuować się?- spytał Lucas
- Nie! Zostało 10 minut do końca lekcji.
- W takim towarzystwie czarnej magii mam złe przeczucia co do słowa "koniec".
Nagle wszystkie przedmioty opadły. Cała klasa nie zwracała uwagi na latające piórniki i zeszyty.
- Chyba jesteśmy jacyś nienormalni-Thalia miała lekkiego stracha

- Dobra hipoteza, Thalio Grace. To rzeczywiście prawda.

Rozległ się męski głos. Na środku sali pojawiła się ostatnia istota jakiej się spodziewałam. Centaur- pół człowiek, pół koń.
- Aaaaa!!!!-wrzasnęliśmy we trojkę
Cała klasa się obejrzała. Patrzyli na nas jak na wariatów ale nie zauważali centaura. Niektorzy patrzyli PRZEZ niego.
- Panno Bell i Grace i panie Somewhere proszę się zachwywać odpowiednio do lekcji.- nauczyciel wpatrywał się w nas z powagą- Co was...
-Siedzą grzecznie. -powiedział nieznajomy i pstryknął palcami.
- Tak. Właśnie tak. Dziękuję- odparł
Kompletnie nas zamurowało. Centaur potrafi kierować myślami i słowami?
- Przyszedł pewnie nas zabić- szepnęłam do chłopaków
- Nie, panno Bell. Myli się pani.
- Ja... nie chciałam cię... PANA urazić-poprawiłam się- Po prostu nie spotykam codziennie centaura na ulicy.
- Wiesz kim jestem?
- Tak. Centaurem. Z mitologi greckiej.
- To dobrze. Mam na imię Chejron.
- CHEJRON???
- Widzę że kojarzysz fakty moja droga.
- Tym Chejronem jesteś? Z mitów?
- Ta..- Chejron zamierzał odpowiedzieć
- Jasne że nie-wtrąciła się Thalia- Mity to tylko bajeczki i bogach i herosach. Wyjaśniają powstawanie pór roku i różnych innych rzeczy.
- Widzę że uważałaś na polskim...
W dali rozległ się grzmot.
... ale na twoim miejscu nie mówłabym tak o bogach.
- Czemu???
- Ponieważ istnieją na prawdę.
- Co!?! - wykrzyknęliśmy razem
- Ha ha ha bardzo śmieszne.- dodał Lucas
- To nie powinno cię bawić młodzieńcze. W twojej sytuacji...
- W mojej sytuacji??? W sytuacji w New Crest School gdzie wszystkie przedmioty latają???- Lucas zaczynał się rozkręcać
- Czekaj Luke!!!- krzyknęłam (Luke to zdrobnienie od Lucas)- On może mieć rację. Obawiam się najgorszego. Kim...kim my jesteśmy?
- Panna Bell już wszystko skojarzyła. Dziecko Ateny?
- Nie. P...P-Posejdona.
- Posejdona???- Luke i Thalia byli całkowicie oszołomieni
- Posejdona?- rozległ się w oddali cichy głos
Odwróciliśmy głowy w tamtym kierunku. Nie zauważyliśmy tego, ale przyglądała się nam jedna dziewczyna. Miała na imię Sam i była po prostu duszą artysty.
- Sam? Ty to widzisz?- rozejrzałam się po klasie
- Jasne. Ale ja...
- Dziecko śmiertelników... widzące przez Mgłę... dobrze wróży- gadał pod nosem Chejron
- Chejronie. Proszę! Możesz nas zabrać Tam Gdzieś?
- Z Sam nie mogę.
- Wiem ale bez Sam!
- Dobra. Chodźcie.-skinął na nas. Wyciągnął małe świecące kółko- Dotknijcie tego ok? Nie puszczajcie
Dotknęliśmy. Wiedziałam o co w tym chodzi bo mama mnie wtajemniczyła. Nagle pociągnęło nas (a raczej ziemię) w górę. Czułam mini stan nieważkości. Słyszałam obok siebie westchnienia Thalii- była w swoim żywiole.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top