Rozdział 31
- O co chodzi?
- O nic. Chciałam zacząć od ciebie ponieważ...przetrwałaś. Jak to zrobiłaś?
Opowiedziałam Lukowi całą historię mojego pomysłu.
- Ciekawe. No to cóż. Niestety muszę cię zmartwić ale teraz ci się nie uda. Już ja osobiście dopilnuję byś umarła.
Zdałam sobie sprawę że to już koniec mojego życia. Nie wymknę się. W rogu sali zobaczyłam "grób" Kronosa. Po to właśnie tu przyszliśmy. I tego nie dostaniemy.
- Tak więc...najpierw to.-kliknął na przycisk na ekraniku. Spięcia puściły mnie i spadłam z trzech metrów na ziemię.- Trzymaj!-rzucił mi mój miecz-Walcz jak przystało na tą co oszukała śmierć!
Zaatakował swoim mieczem. Zapomniałam jak się walczy. Miałam spóźnione reakcje co skutkowało przegraną. Przeciął mi rękę, brzuch. U góry widziałam że Percy i Nico patrzą na tę nierówną walkę. Upadłam na jedno kolano. On zamiast poczekać kopnął mnie na ziemię. Leżałam na ziemi. Chciałam się podnieść ale jakimś cudem nie mogłam. Leżałam tak i leżałam. Percy zaczynał się niepokoić. Wtedy Luke stanął jedną nogą na moich plecach. Wiedziałam że przegrałam. Po raz pierwszy i ostatni w życiu.
- No, no Oliwia. Zapomnieliśmy jak się walczy?
- Nie.
- Za tą przegraną dostaniesz surową karę. Nie możesz...
- Nic mi nie zrobisz.
- Doprawdy?-przesunął mnie nogą na plecy.
Miecz wypadł mi przy upadku. Nie mogłam się przed nim bronić. On jednak trzymał miecz jak na razie w pozycji wyjścia.
- Myślisz że jestem taki fajny i nie ośmielę się zabić dziewczyny?
- Ja... ty jesteś szatanem. Idiotą.
Wiedziałam ile tym ryzykuję. Zamachnął się i drasnął mi lekko szyję. Polała się krew. Percy wstrzymał oddech.
- Zabiję cię za to. Teraz chcę cię zranić. Zadać cierpienie.-uśmiechnął się podle
Ciął mieczem. Zrobił mi szramę na twarzy. Potem znowu. Z ręki ciekła mi krew. Chciałam sięgnąć po miecz ale zwiększył nacisk na mój brzuch. Czułam że pęknę. Jeden, drugi cios. Luke po prostu okładał mnie mieczem. Zaczął wymachwiać nim strasznie szybko. Zaczęłam się bronić rękami co poskutkowało krwotokiem na dłoniach. Nie szczędził żadnego kawałka ciała. Byłam cała w szramach. Później już nie mogłam się bronić. Zwijałam się z bólu przy każdym kolejnym ciosem. Wiłam się na ziemi. Było to straszne uczucie. Percy miał już łzy w oczach na mój widok. Leżałam tak. Już Luke mnie nie trzymał nogą. Jęczałam z bólu.
- A widzisz jednak...
- Ty głupku!
Ciął mieczem moje prawe ramię z taką siłą że prawie mi je odciął. Zawyłam jak pies. Turlałam się po podłodze. Luke uśmiechał się zadowolony z siebie.
- Coś mówiłaś?
- Jesteś idiotą!
Ciął moje lewe ramię również prawie je odcinając. Znów latałam po podłodze.
- Mogę cie nieźle zabić.-wyszeptał
- Nigdy. Nie zrobisz. Zatrzymam cię.
Luke się nieźle rozkręcił. Teraz ciął na prawo i lewo nie patrząc co robi. Czułam ogromny ból. Ale postanowiłam że się nie poddam. Jednak wtedy Luke zaczął bić mnie klingą i ciąć mieczem. Percy już ryczał. Wtedy się poddałam. Wyciągnęłam ręce w geście stopu.
- Co poddajemy się?
- Tak! Stój! Przestań! Ja nie wytrzymam!-dyszałam poprzez łzy
Luke był zadowolony że mnie przełamał.
- Super.
Leżałam dysząc.
- Wstań-rzekł
Wstałam posłusznie. Wiedziałam że za nie posłuszeństwo coś mi zrobi.
- Podnieś ręce. Teraz! Ręce do góry!
Podniosłam niechętnie ręce.
- Powiedz: Luke jest jedynym moim panem. Jest super i jest fajny. Będę mu posłuszna na zawsze. Poddałam mu się.
- Nie...
Przeciął mi środek dłoni. Jęknęłam i spuściłam ręce.
- Ręce do góry!
Przeciął mi brzuch. Zgięłam się w pół.
- Stój wyprostowana.
Znowu mi przeciął rękę. Chociaż zwijałam się z bólu wyprostowałam się i uniosłam ręce.
- Powtarzaj inaczej cię zabiję.
- Luke jest jedynym moim panem. Jest super i jest fajny. Będę mu posłuszna na zawsze. Poddałam mu się.-powtórzyłam
- Tak. Dobrze. Słyszycie?-krzyknął do Perciego i Nica- To już nie jest wasza Oliwia! Jest teraz moją słuszącą!
Percy miał łzy w oczach. Patrzył na mnie ze smutkiem ale jego strażnicy zabrali ich obu z pola widzenia. Czułam się strasznie. Oto bohaterka wielkiej misji złożyła przysięgę wrogowi pod presją. O mało się nie rozpłakałam.
- Spoko. Nie ma co ryczeć.-odezwał się Luke łagodnym tonem. Było w nim trochę dobroci. Nawet więcej niż się spodziewałam. Przytulił mnie do siebie. Przytuliłam się do niego z całej siły. Znałam go choć nie wiem skąd. Czułam że może stać się moim starszym bratem. Teraz płakałam mu w rękaw a on mnie obejmował w pasie. Wyrzucił miecz daleko od nas.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top