5
- A więc tym samym udowadniasz, że nie obchodzi cię los twojej własnej wioski – Odezwał się nagle Izuku, zaciskając mocno pięści i patrząc na chłopaka z cichym gniewem.
Ten powoli odwrócił głowę i spojrzał na niego groźnie.
- Coś ty powiedział?
- Dobrze słyszałeś. Skoro jesteś wodzem, twoim obowiązkiem jest chronienie wioski i jej mieszkańców. Narażanie ich na atak goblinów tylko dlatego, że nie masz w tej bitwie żadnego interesu, jest egoistyczne. Tak się nie zachowuje prawdziwy przywódca.
Bakugou zakipiał z wściekłości i szybkim krokiem zbliżył się do Izuku. Jego twarz znalazła się teraz bardzo blisko twarzy zielonowłosego chłopaka i ten dostrzegł w jego czerwonych oczach niebezpieczne płomyki. Cicho przełknął ślinę, ale nie spuścił wzroku, tylko wytrzymał jego przenikliwe spojrzenie.
- A ty kim jesteś, że ośmielasz się mówić mi co mam robić, hę?! – Warknął znowu Bakugou – Jakoś nie widzę, abyś też był wychuchanym paniczykiem ze stolicy. Czyli pewnie jesteś zwykłym poszukiwaczem przygód. Co za frajer.
Prychnął pogardliwie.
- Tak się składa, że Izuku jest kimś więcej – Odezwał się znowu Shoto, a w jego głosie również rósł gniew – Znasz legendę o Wybrańcu All Mighta i jego magicznym mieczu? Izuku właśnie jest tym Wybrańcem.
Bakugou rozwarł szeroko oczy patrząc na Shoto i znów spojrzał na Izuku, który wciąż stał nieruchomo.
- Masz mnie za idiotę?! Że niby ten cherlak to Wybraniec?!
Izuku zadrżał lekko, ale odparł cicho:
- Tak, ja też początkowo nie mogłem w to uwierzyć i nadal mam wątpliwości. Ale wybrał mnie miecz samego All Mighta.
Bakugou skierował wzrok na jego miecz i od razu poznał zdobioną rękojeść. Mimo wszystko prychnął z gniewem.
- Żałosne. Wątpię byś nawet umiał machać tym szpikulcem. Jesteś takim samym frajerem, jak pozostali. Wiesz jak po goblińsku jest frajer? „Deku".
Izuku zacisnął mocno pięści, spuszczając w końcu spojrzenie. Bakugou odsunął się i powiódł teraz spojrzeniem po całej czwórce przybyszów.
- Tak się prezentuje wasza drużyna przeciwko goblinom? Frajer, tchórzliwa czarodziejka - Ochaco zacisnęła dłonie na lasce i schowała twarz pod kapturem - okularnik i pompatyczny paniczyk z zamku. Prawdziwa drużyna legend.
Wszyscy patrzyli na niego ze złością, a Bakugou zamaszyście odwrócił się, łopocząc postrzępioną peleryną.
- Teraz rozumiem dlaczego potrzebujecie naszej pomocy. Ten kraj bardzo nisko upadł, skoro teraz nawet Wybrańcem jest chucherko z jakiejś zabitej dechami dziury. Przyjdźcie jak już będziecie mieć konkretną propozycję sojuszu.
I już miał oddalić się od nich, gdy Izuku uniósł ponownie głowę i wysunął się do przodu.
- W takim razie walcz ze mną! Udowodnię ci, że jestem takim samym wojownikiem jak ty. Jeśli wygram, przyłączysz się do naszej armii, a jeśli przegram, już więcej nas nie zobaczysz. Co ty na to?
Bakugou powoli odwrócił głowę i znów spojrzał na niego groźnie. Ponownie zbliżył się do Izuku zaciskając pięści, jakby chciał go uderzyć, na co chłopak instynktownie cofnął się w tył.
Bakugou chwilę się w niego wpatrywał i w końcu odparł:
- Jeśli wygram, zabieram ten miecz.
Izuku rozwarł szeroko oczy.
- Co? Ale... nie możesz...
- Wybieraj. Albo się wycofujesz, albo walczymy.
Izuku poczuł jak nerwy oblewają go od stóp do głów i gorączkowo bił się z myślami.
- Izuku! Nie! Nie możesz stracić miecza! – Zawołała Ochaco, przerażona już całą sytuacją.
Chłopak zacisnął dłonie jeszcze mocniej czując, że lekko drżą.
- Muszę przystać na jego warunki. Nie mam wyjścia. W końcu sam go wyzwałem na pojedynek. A poza tym jestem pewien, że z nim wygram. W końcu wspiera mnie sam All Might.
Bakugou zmrużył oczy. Izuku spojrzał na Ochaco i uśmiechnął się.
- Wszystko będzie dobrze. Dam radę.
Dziewczyna chwilę wpatrywała się w niego z niepokojem i w końcu skinęła głową.
- Wierzę w ciebie.
Izuku uniósł spojrzenie na Bakugou, który wciąż czekał krzyżując na piersi ręce.
- Zgadzam się.
Blondyn uśmiechnął się drapieżnie.
- No i to rozumiem. Może chociaż masz jaja we właściwym miejscu, Deku.
Izuku skrzywił się nieznacznie na tę obelgę. Bakugou odsunął się na kilka kroków i stanął naprzeciw. Iida pokręcił głową.
- Cóż za prostactwo. Midoriya, nie musisz niczego udowadniać.
- Wymyślimy jakiś inny sposób – Dodał Shoto – Są jeszcze inne klany...
- Nie – Odparł od razu Izuku i ściągnął z siebie pelerynę, rzucając ją na ziemię – Chcę z nim walczyć. Tu nie chodzi tylko o mnie. Nikomu nie pozwolę obrażać moich przyjaciół. A poza tym jego smok to nasza najlepsza szansa za pokonanie wiwern. Da nam to dużą przewagę.
Shoto zakłopotał się nieznacznie.
- Niby tak, ale...
Popatrzył na kumpla, ale po jego minie poznał, że Izuku już się nie wycofa. Podobnie było w przypadku walki z Iidą. Zobaczył wówczas na własne oczy, że jak już raz Izuku postanowi stanąć do walki, to walczy do samego końca. To cecha prawdziwego wojownika. Tymczasem szkarłatny smok, siedzący wciąż nieopodal, zwinął się w kłębek i ziewnął, znudzony rozwrzeszczaną grupą ludzi.
Izuku wyciągnął miecz z pokrowca, ale Bakugou rzucił:
- Zostaw te żelastwo. Będziemy walczyć w starym, tradycyjnym stylu, czyli na pięści. Chyba szanowny WYBRANIEC umie się bić, hę?!
Izuku zamrugał oczami zdumiony.
- Na pięści? Mówisz poważnie??
- Nie, do cholery, robię sobie jaja! Walka na pięści albo żadna! – Warknął wściekle Bakugou.
Zielonowłosy chłopak westchnął głęboko. Zaczynał już powoli mieć dość tego jego wybuchowego charakterku. Czemu Katsuki na wszystko musi się wściekać?
- Dobra, już dobra, niech ci będzie – Odparł polubownie i odczepił od pasa miecz, by mu nie przeszkadzał. Ułożył pieczołowicie na trawie, po czym podwinął sobie jeszcze rękawy koszuli. Znów westchnął do siebie. Teraz czuł jeszcze większe zdenerwowanie. Nigdy nie bił się na pięści. Właściwie to w ogóle z nikim się nigdy nie bił. W dzieciństwie unikał jak ognia wszelkich konfliktów i praktycznie zawsze uciekał, gdy widział bójki dzieciaków. Wprawdzie raz stanął w obronie jednego dzieciaka, gdy inny chłopiec bardzo mu dokuczał, ale do bójki ostatecznie nie doszło. Pozostało mu tylko odświeżyć sobie pamięć z książek i notatek o walkach innych wojowników. Nie miał zamiaru dawać satysfakcji Bakugou. Stanął w pozycji bojowej i uniósł zaciśnięte pięści na wysokość twarzy. Bakugou zaczął wymownie strzelać kośćmi w dłoniach i powiedział poważnie:
- No to zaraz się przekonamy, co potrafisz, chłystku.
I nagle ruszył na Izuku jako pierwszy. Ten znieruchomiał i czekał, aż blondyn się zbliży. Bakugou uniósł rękę, gotując się do ciosu z prawej strony i w tym momencie Izuku prędko odchylił się z całej siły do tyłu. Pięść Bakugou świsnęła mu dokładnie nad twarzą i musnęła końcówki zielonych włosów. Izuku błyskawicznie uniósł swoją pięść i uderzył nią w brzuch chłopaka. Ale zamiast oczekiwanego efektu, poczuł ból w ręce, aż krzyknął zaskoczony. Muskularny tors Bakugou zadział dosłownie jak twarda tarcza i Izuku spojrzał na niego z szerokimi oczami. Katsuki wyszczerzył się niebezpiecznie i uderzył ponownie, tym razem prosto w policzek Izuku. Cios był na tyle potężny, że chłopak poleciał dwa metry w bok i uderzył w ziemię. Jęknął z bólu i przez chwilę leżał oszołomiony. Bakugou, z kolei, tylko potrząsnął ręką i prychnął z pogardą.
- Tak myślałem. Jesteś totalnym zerem w porównaniu do mnie. Lepiej byś od razu oddał mi miecz All Mighta. Powinien go nosić PRAWDZIWY wojownik.
Izuku złapał się za obolały policzek i uniósł na chłopaka gniewne spojrzenie. W końcu pomału wstał z ziemi i odparł zdecydowanie:
- Może i jestem słaby, ale za to nie poddam się tak łatwo. Walka dopiero się zaczęła.
Iida i Shoto uśmiechnęli się lekko, a Ochaco tylko wpatrywała się w Izuku z niepokojem na twarzy.
Bakugou znów ruszył i Izuku przygotował się do odparcia kolejnego ciosu. Uważnie obserwował ruchy młodego wodza i próbował rozgryźć jego taktykę. Katsuki ponownie zamachnął się pięścią i Izuku znów zrobił unik. Teraz i on wymierzył w jego szczękę, ale Bakugou zdążył się uchylić. Mimo wszystko knykcie Izuku otarły się lekko o jego brodę. Blondyn warknął i uderzył z drugiej strony. Izuku poczuł dotkliwy ból, gdy pięść chłopaka trafiła go w nos, ale zignorował to i uniósł obie ręce do góry, by się osłonić przed naporem Bakugou. A jego ciosy stawały się coraz szybsze i coraz brutalniejsze. Izuku czuł już, że nie nadąża, a też wiedział, że w porównaniu do niego, jego technika była bardzo marna. Po kilku wymianach pięściami Izuku znów upadł na ziemię i nie miał sił wstać. Z nosa leciała mu krew, policzek był już cały posiniały, a dłonie, choć okryte rękawiczkami, nieznośnie go bolały. Klęczał na kolanach i próbował złapać oddech. Był wściekły na siebie, że nie trenował walki wręcz. Jeszcze trochę, a Bakugou pogruchota mu wszystkie kości, a co więcej, straci miecz. A dopiero co go dostał. W oczach stanęły mu łzy i zacisnął mocno ręce.
Bakugou znowu prychnął.
- Odpuszczasz już? Nawet się nie rozgrzałem.
On sam miał jedynie drobne otarcie na twarzy i to tyle. Wpatrywał się w Izuku i czekał, aż ten stanie na nogi i wróci do walki. Tak naprawdę chciał zobaczyć jak walczy na sto procent, bo wyczuł, że jeszcze nie pokazał wszystkiego.
Izuku w końcu dźwignął się chwiejnie na nogi.
- Nigdy się nie poddam. Pragnę zostać prawdziwym wojownikiem. To moje największe marzenie.
- No to dawaj, leszczu – Odparł burkliwie Bakugou i uderzył pięścią o otwartą dłoń.
Izuku skoncentrował się i ułożył sobie już w głowie pewien plan. Rzucił się na Bakugou i udał, że ma zamiar sprezentować mu prawy sierpowy. Zdążył zauważyć, że chłopak atakował bardzo agresywnie, ale zarazem dość przewidywalnie. Zdecydowanie jego styl różnił się od zawodowego rycerza. Podejrzewał, że znów będzie skupiał się na ciosach z prawej strony, na zmianę celując to w brzuch, to na twarz. I nie pomylił się. Gdy zrobił udawany wymach, blondyn natychmiast instynktownie odchylił się i przygotował do uderzenia prawą pięścią w tors Izuku. Ten błyskawicznie złapał go obiema rękami za łokieć i mocno pociągnął. Napiął mięśnie i krzyknął wojowniczo. Bakugou aż się zdumiał tym nieoczekiwanym chwytem i nim zdążył zareagować, Izuku z zaskakującą siłą przerzucił go ponad swoje ramię i uderzył nim o ziemię. Bakugou poczuł od razu bolesne gruchnięcie w plecach.
- I nie jestem Deku, tylko Izuku Midoriya! – Krzyknął głośno Izuku i zachwiał się ze zmęczenia. Otarł sobie krwawiący nos i patrzył z wściekłością na leżącego Bakugou.
Shoto i pozostali rozwarli oczy szeroko, ale jednocześnie uśmiechnęli się.
- Izuku... - Szepnęła Ochaco, cała rozpromieniona na twarzy.
Katsuki na chwilę znieruchomiał i tylko patrzył w niebo oszołomiony. Ledwo docierało do niego, co się właściwie wydarzyło. Był całkowicie pewien, że to wygra. Przecież ten chłopak zupełnie nie miał pojęcia o walce wręcz. Nie mówiąc już o tym, że jego ciało nie było tak wytrenowane jak jego. A tymczasem to on leżał na ziemi, a nie ten cherlak. Uśmiechnął się do siebie ironicznie. Rzeczywiście, teraz dopiero poczuł w tym ruchu, że Izuku wykrzesał z siebie całą skrywaną siłę. Niezwykły dzieciak...
Powoli wstał z ziemi i odwrócił się. Izuku natychmiast przybrał ponownie bojową pozycję unosząc pięści, choć trzęsły mu się wyraźnie. Bakugou przywołał na nowo pogardliwą minę i burknął do niego:
- Dobra, wygrałeś. Zatrzymaj sobie ten miecz. I tak go nie chcę. Może nie jesteś tak do końca frajerem.
Prychnął lekko i pomasował sobie obolałe plecy. Izuku aż wybałuszył na niego oczy i opuścił nieco ręce.
- Naprawdę? Jesteś pewien? W końcu to nie był aż tak mocny cios, właściwie bardziej improwizowałem i nawet nie liczyłem na to, że mój plan się uda, a ty walczysz o niebo lepiej niż ja, więc...
- Zamknij się! Jak mówię, że wygrałeś to wygrałeś, do cholery! – Krzyknął z wściekłością Bakugou i zachwiał się lekko, sam czując coraz większe wyczerpanie, gdy teraz adrenalina zaczęła schodzić.
Izuku drgnął nieco, ale uśmiechnął się.
- Dzięki. To była dobra walka.
Bakugou znów prychnął. Kirishima podszedł do niego uśmiechnięty od ucha do ucha, a tymczasem do Izuku podeszli jego przyjaciele. Iida klepnął kumpla w plecy.
- Tak, to była dobra walka, Midoriya. Spisałeś się. Naprawdę masz predyspozycje do bycia wojownikiem.
- Krew ci leci z nosa – Powiedział beznamiętnie Shoto.
- To było super, Izuku! – Zawołała Ochaco – Ale przyznam, że okropnie się stresowałam. Katsuki mocno cię pokiereszował.
Zbliżyła do niego twarz, na co Izuku zaczerwienił się po uszy i niemrawo uśmiechnął się.
- Wiem. Był brutalny. Ale cieszę się, że oddał mi zwycięstwo. Nie spodziewałem się tego po nim. W tym ostatnim ataku postawiłem wszystko na jedną kartę. Byłem u kresu sił tak naprawdę.
Znów otarł sobie krew z ust i Ochaco popatrzyła na niego poważnie.
- Usiądź. Trzeba coś zrobić z tym nosem.
Izuku spojrzał na nią pytająco.
- Ale co...
- No siadaj – Dodała stanowczo i w końcu Izuku usiadł na trawie, krzyżując nogi. Ochaco uklękła przed nim i uniosła laskę. Skoncentrowała się na chwilę i przywołała magię. Różowy klejnot rozjarzył się delikatnie, po czym dziewczyna zbliżyła prawą dłoń do twarzy Izuku. Ten zamknął oczy i poczuł w tym momencie przyjemne ciepło, okalające cały jego nos i kawałek ust. Potem nastąpiło dziwne, delikatne mrowienie i jeszcze poczuł jak te ciepło powędrowało na jego spuchnięty policzek. I już po paru sekundach ciepło i mrowienie zniknęło. Otworzył oczy i dotknął swojej twarzy. Wszystkie obrażenia zniknęły, jakby w ogóle nigdy ich nie było. Policzek wyglądał zupełnie normalnie, a nos już go nie bolał, ani sączyła się z niego krew. Popatrzył zdumiony na Ochaco.
- Nauczyłaś się jakiegoś leczniczego zaklęcia?
Ochaco wyszczerzyła się z dumą.
- Tak! No wiesz, przygotowuję się już na tę bitwę, więc pomyślałam, że na pewno przydadzą się jakieś lecznicze zaklęcia. Kiepska w tym jestem, ale chociaż może wystarczy na drobne rany...
- Ochaco, to wspaniałe! Bardzo ci dziękuję.
Uśmiechnął się szeroko, na co czarodziejka sama teraz spłonęła rumieńcami. Oboje zaczęli teraz wesoło żartować i śmiać się, a niedaleko nich wciąż stał Bakugou. Nawet nie zwracał uwagi na paplaninę Kirishimy, tylko jeszcze przypatrywał się Izuku z namysłem. W końcu podszedł do grupki podróżników bliżej i już nieco spokojniej zwrócił się do nich:
- Dotrzymam umowy i zbiorę moich wojowników. Smok też będzie – Prychnął cicho – Że też dałem się w to wciągnąć... Kiedy ma być ta wojna?
Shoto spojrzał na niego.
- Nasi ludzie oszacowali, że armia dotrze do granic stolicy za jakieś osiem dni, a więc teraz będzie już pewnie sześć.
Bakugou zaklął paskudnie.
- Cholernie mało czasu. Ale moi ludzie są gotowi walczyć w każdej chwili, więc przyjdę na czas. Wyrżnę w pień te całe plugastwo.
Izuku uśmiechnął się i dźwignął z ziemi.
- Dziękuję, że się zgodziłeś. Wiesz, jesteś dobrym wojownikiem. Tylko trochę może zbyt... nerwowym.
Dodał żartobliwie, na co Bakugou już chciał mu odpyskować wulgarnie, ale zawahał się, gdy zobaczył, że Izuku wyciągnął w jego stronę dłoń. Katsuki przewrócił wymownie oczami i nie patrząc na niego uścisnął mu lekko rękę.
- Taa, ty też – Mruknął.
Izuku uśmiechnął się jeszcze szerzej i zrozumiał, że Katsuki miał na myśli pochwałę, nie obelgę. Może nie do końca go lubił, ale mimo wszystko wiedział, że Bakugou po prostu jest specyficzny i trzeba się tylko do niego przyzwyczaić. W końcu naprawdę to był prawdziwy wojownik.
W końcu wszyscy się pożegnali (Kirishima długo potrząsał dłonią Izuku cały roześmiany, że aż chłopak pomyślał, że chyba zaraz mu ręka odpadnie) i Bakugou chwycił za lejce swojego smoka, kierując się do wioski. Izuku i reszta paczki odwrócili się, zmierzając z powrotem do miasta.
Zielonowłosy młodzian nagle zapytał:
- Myślicie, że Katsuki dam nam przelecieć się na swoim smoku?
Ochaco wybałuszyła na niego oczy.
- Żartujesz?! Widziałeś jakie to zwierzę jest ogromne?! Ja się boję do niego zbliżyć choć na metr!
Izuku rozpromienił się z entuzjazmem.
- No właśnie! Jest super! Nigdy nie widziałem jeszcze smoka, co się w sumie dziwić, skoro to prawdopodobnie ostatni smok na kontynencie. Bardzo mnie ciekawi jak to jest na nim lecieć. Te wszystkie małe domki i drzewa pod tobą...
- Cóż, podejrzewam, że prędzej Katsuki urwie ci głowę niż pozwoli tknąć swojego smoka – Powiedział ze stoickim spokojem Shoto.
Izuku skrzywił się nieco.
- Pewnie masz rację. Wystarczy, że mnie lał jak worek kartofli.
I roześmiał się z nieznacznym zakłopotaniem. Ochaco popatrzyła na niego, po czym pokręciła głową z rozbawieniem.
- Coś mi się wydaje, że chyba nie ma stworzenia, którym byś się nie zachwycał, Izuku.
Chłopak spłonął rumieńcami na policzkach i wyszczerzył się szeroko.
Gdy Izuku i Ochaco znaleźli się z powrotem w gospodzie, zgodnie stwierdzili, że muszą zażyć ciepłej kąpieli. Malutka łaźnia z żeliwną balią była ogólnie dostępna dla gości za drobną opłatą i Ochaco zamówiła sobie tą krótką przyjemność. Po niej miał iść Izuku, a tymczasem usiadł na łóżku i zwyczajowo pogrążył się w myślach notując sobie nowe doświadczenia z klanu berserków. Postukał w usta grafitem, owiniętym w skórę, i po namyśle wyskrobał jeszcze kilka uwag.
- Tak, zdecydowanie to jest to. Muszę się nauczyć tego ruchu. Użyć ciężaru całego ciała i potem wymach z lewej strony... Można by jeszcze dorzucić jakiegoś dobrego kopniaka...
Mówił cicho do siebie i szybko zanotował ową myśl, aby mu nie uciekła z głowy. Nawet nie zauważył jak Ochaco wróciła do pokoju i dopiero na jej głos aż podskoczył na łóżku.
- Co tam notujesz?
Izuku uśmiechnął się.
- Szybko się uwinęłaś. Zapisuję sobie moją walkę z Katsukim. To wszystko było dla mnie bardzo pouczające.
Ochaco również się uśmiechnęła i wytarła sobie małym ręcznikiem mokre włosy.
- No tak, mogłam się domyśleć.
Usiadła obok niego i ostrożnie zajrzała mu przez ramię. Izuku znów się zarumienił, ale już nieco mniej niż na początku. Przyzwyczaił się do niej na tyle, że ostatnio przyłapywał się na tym, iż bardzo lubił, gdy dziewczyna siedziała obok niego i coraz mniej go to już krępowało. Czasem się czuł, jakby znał Ochaco od dawna i zastanawiał się, dlaczego dopiero teraz ją poznał...
Na te myśli w końcu zaczerwienił się na policzkach jeszcze bardziej, ale starał się nie dać tego po sobie poznać, tylko uśmiechnął się zakłopotany.
- Jak chcesz, to mogę ci dać notes do poczytania. Nie jest to w końcu nic sekretnego czy coś...
Ochaco poderwała głowę i rozpromieniła się.
- Naprawdę mogę? Wybacz, jeśli jestem zbyt wścibska...
Zaśmiała się. Izuku pokręcił głową.
- Nie, coś ty, to żaden problem. Proszę.
Wręczył jej notatnik, po czym sam wstał i przeciągnął się krótko.
- No to teraz moja kolej na kąpiel. Czuję jak całe moje ciało się lepi. Mam nadzieję, że nikt nie zajmuje łaźni.
- Chyba nie. Jak wychodziłam, to nikogo nie było, kto by czekał na kąpiel – Odparła Ochaco, kartkując sobie z wielkim zainteresowaniem notes.
Izuku skinął głową i jeszcze przez krótką chwilę patrzył na nią. Wciąż było widać, że włosy dziewczyny były mokre i opadały nieco potargane na jej ramiona. Ta różowa szata czarodziejki tak świetnie na niej leżała... a wyglądała jeszcze śliczniej, gdy była cała roześmiana. Policzki jej się zaróżowiły, gdy zaczęła chichotać cicho na coś, co przeczytała właśnie w notesie. Izuku znów poczuł, że twarz mu płonie i prędko chwycił plecak, po czym wybiegł z pokoju. Ochaco uniosła głowę i tylko popatrzyła za nim z lekkim zdziwieniem.
⚔︎
Ostatnie cztery dni przed bitwą były bardzo stresujące. Nie tylko dla rycerzy, ale przede wszystkim dla Izuku. Codziennie ćwiczył walkę mieczem i to dwa razy więcej godzin niż wcześniej, a wieczorami siedział jak kłoda, pogrążony w ponurych myślach. Prawie w ogóle już się nie uśmiechał i nie potrafił nie myśleć o nadchodzącej wojnie. Albo krążył w te i wewte po pokoju, albo od niechcenia czyścił miękką szmatką miecz, choć on nawet nie potrzebował żadnych zabiegów pielęgnacyjnych. Ostrze było tak solidnie pokryte rozmaitymi zaklęciami, że z trudem było doszukać się jakiejkolwiek ryski czy rdzy. Westchnął głęboko do siebie i odrzucił miecz na pościel. Wstał i podszedł do okna wpatrując się teraz w zachodzące słońce.
- To już jutro. Dzień, podczas którego wszystko może się wydarzyć – Szepnął do siebie.
Spojrzał na swoje dłonie, w tej chwili nie okryte rękawiczkami. Wciąż nie był pewien, czy jest na to gotowy. Czy przećwiczył wystarczająco wszystkie ruchy, czy nie zapomniał o żadnej ważnej radzie Iidy i przede wszystkim, czy zdoła wydobyć moc z miecza. Miał w głowie tak dużo pytań i wątpliwości, że czuł jak lęk oblewa go od stóp do głów. Im bliżej była bitwa, tym nerwy w końcu dawały o sobie znać coraz mocniej.
W pewnym momencie drzwi od pokoju otworzyły się i weszła Ochaco, trzymająca papierową torebkę.
- Zrobiłam ostatnie zakupy. Kupiłam trochę składników na eliksiry, opatrunki i porcję ziół. Nie wiadomo w jakim stanie wrócimy, więc zaopatrzyłam się we wszystko, co się dało... Izuku?
Popatrzyła na niego ze zdziwieniem, widząc, że chłopak stał przy oknie zamyślony i nawet nie zareagował na jej przyjście. Ochaco odłożyła zakupy na toaletkę i podeszła do niego. Dotknęła lekko palcem jego ramienia, na co Izuku podskoczył gwałtownie i aż krzyknął. W efekcie Ochaco odskoczyła w tył i potknęła się, upadając na ziemię. Laska wyleciała jej z rąk i dziewczyna skrzywiła się czując nieznaczny ból w pośladkach. Izuku rozwarł szeroko oczy.
- Przepraszam! Nic ci nie jest?
Uklęknął naprzeciwko niej i ogarnął ją zaniepokojonym spojrzeniem. Ochaco uśmiechnęła się lekko.
- Kurczę, ale mnie wystraszyłeś. Musiałeś być tym razem naprawdę mocno zamyślony.
Chłopak spoważniał ze wstydem.
- Wybacz, rzeczywiście chyba odleciałem za bardzo. Nie słyszałem jak weszłaś, więc zaskoczyłaś mnie trochę.
Ochaco uśmiechnęła się szerzej.
- Nic się nie stało. Trochę tylko boli mnie tyłek.
Zaśmiała się i dźwignęła się na nogi. Podniosła swoją laskę i odłożyła ją przy toaletce.
- Swoją drogą, o czym tak intensywnie myślałeś?
Izuku westchnął i usiadł na łóżku.
- To co zawsze. Trochę się denerwuję na jutro. Zabawne, że początkowo czułem naprawdę ogromny entuzjazm, a teraz jedynie stres.
Ukrył twarz w dłoniach i oparł łokcie o kolana. Zacisnął mocno powieki i starał uspokoić rozkołatane myśli. Ochaco posmutniała nieco i usiadła obok niego.
- Wiem. Myślisz, że ja nie czuję tego samego? Prawie już nie mogę spać w nocy, bo ciągle tylko przed oczami widzę armię goblinów. Okropnie się boję... - Dodała cicho, zaciskając ręce na sukience. Izuku zdjął z twarzy ręce i popatrzył na nią. Momentalnie poczuł gulę w gardle i powiedział:
- Ochaco, nie musisz walczyć. Wiesz, że możesz zostać tutaj, gdzie jest bezpieczniej. W końcu to na mnie spoczywa cała odpowiedzialność i ciężar bycia Wybrańcem.
Ochaco pokręciła od razu głową.
- Nie ma mowy. Po to trenowałam, aby w końcu umieć walczyć jak na czarodziejkę przystało. To będzie mój sprawdzian. Jeśli go zdam, to może w końcu mój mistrz przestanie nazywać mnie fajtłapą.
Zaśmiała się lekko, na co Izuku w końcu się uśmiechnął.
- Nie jesteś fajtłapą, tylko najdzielniejszą i najfajniejszą czarodziejką, jaką poznałem. Mówię serio.
Dziewczyna zaczerwieniła się na policzkach i klepnęła go żartobliwie w ramię.
- Przestań, wcale się taka nie czuję. Są lepsi magowie od mnie. Jeszcze sporo nauki przede mną...
- Wiesz, tu nie chodzi tylko o twoją magię. Ja... naprawdę się cieszę, że nie muszę przez to wszystko przechodzić sam. Dziękuję.
Odparł, na co Ochaco wpatrywała się w niego przez chwilę, czując kołatanie swojego serca. W końcu znów się uśmiechnęła.
- I ja ci dziękuję, Izuku. Za wszystko. Mam nadzieję, że gdy bitwa się skończy, znów będziemy mogli kontynuować podróż po Fregorii.
Izuku skinął głową.
- Oczywiście, że tak.
Przez dłuższą chwilę siedzieli tak jeszcze razem, wymieniając się nieśmiałymi uśmiechami, i w końcu Ochaco zaproponowała, aby pójść ostatni raz na puszyste, kolorowe ciastka.
⚔︎
Niebo tego dnia odzwierciedlało posępny nastrój Izuku, było szare i bure, pozbawione słońca. Gruba warstwa chmur wisiała nisko nad miastem, choć jeszcze nie zapowiadało to deszczu. Izuku i Ochaco szli główną uliczką prosto do zamku, gdzie mieli się dołączyć do armii. W tej chwili już praktycznie w ogóle nie rozmawiali ze sobą, tylko jednocześnie próbowali uspokoić rozszalałe nerwy. Jak zawsze przekroczyli wielką bramę i wkroczyli na dziedziniec zamkowy. Od razu na wejściu zobaczyli gromadzących się rycerzy. Wielu z nich jeszcze biegało tu i tam, niektóre grupy ustawiały się już we wzorowym szeregu. Rżały konie oddziału kawalerii, a łucznicy liczyli po raz ostatni strzały w kołczanach. Nim nastał dzień wymarszu, Shoto jeszcze poinstruował Izuku i Ochaco, że będą szli w trzeciej linii wraz z innymi poszukiwaczami przygód, którzy mają dołączyć. Gdy podeszli do armii, od razu zauważył ich Iida, który rozmawiał ze swoją grupą rycerzy. Zbliżył się i przywitał poważnie:
- Midoriya, Uraraka, jesteście gotowi?
Izuku spojrzał na niego.
- Chyba tak – Odparł, czując jednocześnie, że jego gardło jest ściśnięte.
Iida chwilę wpatrywał się w niego, po czym oparł dłoń o jego ramię.
- Bez obaw. W gruncie rzeczy to tylko zwykłe gobliny, a nie wojna z obcym królestwem. Raczej to nie potrwa długo. Głównym naszym zadaniem będzie szybka egzekucja króla goblinów.
Izuku skinął tylko głową. Tenya sposępniał nieznacznie, wyczuwając stres i lęk u kolegi i wcale mu się nie dziwił. W końcu on też po raz pierwszy stanie do tak wielkiej bitwy. Spojrzał na Ochaco, która również stała napięta jak struna, ściskając laskę. W końcu uśmiechnął się lekko.
- Wszystko będzie dobrze. Mamy w końcu po swojej stronie najlepszych wojowników na świecie.
Izuku uniósł nieco głowę i dostrzegł w uśmiechu Iidy niezachwianą pewność. Trochę go to podniosło na duchu i niemrawo odwzajemnił uśmiech. W tym momencie drzwi od zamku rozwarły się gwałtownie i wyszedł z nich sam król. Ale tym razem był w otoczeniu wszystkich swoich synów. Shoto szedł przy jego boku ubrany w lekką zbroję, spod której widoczny był niebieski kostium, jaki normalnie nosił. Na twarzy również widoczna była powaga. Za nim szli jego dwaj starsi bracia, nieco wyżsi i bardziej umięśnieni. Jeden miał białe włosy, podczas gdy drugi czarne, choć gdzieniegdzie wybijały się białe pasemka. Również obaj nosili odpowiednie zbroje, a wszyscy ze złotym emblematem korony na piersi. Sam zresztą król wyglądał jeszcze groźniej niż na co dzień, jeśli w ogóle było to możliwe. Cała jego zbroja była czarna jak noc i grubą, ciężką warstwą okrywała jego ciało sprawiając, że mężczyzna wydawał się być jeszcze większy. Cała królewska czwórka stanęła przed rycerzami i łucznikami, którzy natychmiast wyprostowali się jak drut i zasalutowali. Król przemówił głośno i wyraźnie tubalnym głosem:
- Nie będę marnował czasu na trywialne przemowy, więc powiem tylko tyle: jesteście armią, z której te królestwo może być dumne. Pokażcie dzisiaj w walce to, czego się nauczyliście i jak bardzo waleczne są wasze serca. Gobliny nawet nie posmakują naszych drogocennych ziem.
Wszyscy wznieśli chóralne okrzyki zgadzając się z królem i unieśli w dłoniach błyszczące miecze i łuki. Król Todoroki wodził przez chwilę spojrzeniem po twarzach rycerzy i na chwilę zawiesił wzrok na Izuku, który od razu wyprostował się, unosząc głowę. Mężczyzna nieznacznie skinął głową i dodał jeszcze głośno:
- Ruszamy.
Natychmiast armia ustawiła się w idealnie zsynchronizowanych szeregach, gdzie na przodzie jechała wpierw konna kawaleria. Izuku i Ochaco pospiesznie ustawili się na końcu i wtopili w tłum błyszczących zbroi. Król i jego synowie oczywiście prowadzili na własnych koniach cały pochód, który teraz wylał się przez bramę. Rytmicznym marszem zaczęli przemierzać miasto, a widok był to niezwykły. Tysiąc rycerzy, łuczników i wojowników natychmiastowo przyciągnęło uwagę wszystkich mieszkańców. Ludzie wprawdzie słyszeli pogłoski o wielkiej armii goblinów, ale nikt do teraz nie był pewien, czy owe pogłoski były prawdziwe. Jednakże na widok wielkiego pochodu żołnierzy nikt już nie miał wątpliwości, że naprawdę zaraz rozegra się wielka bitwa. Mieszkańcy patrzyli na rycerzy z mieszanką ciekawości, strachu i podziwu zarazem. Izuku powiódł po nich spojrzeniem. „Wygramy to. Na pewno. Nie ma innej możliwości", pomyślał sobie. Zacisnął dłoń na rękojeści miecza All Mighta i poważnym wzrokiem patrzył przed siebie. Z tego co pamiętał, armia miała wyjść naprzeciw goblinom nim te dotrą do granic miasta. A więc jak ustalono wówczas podczas obrad, planowano zatrzymać gobliny przy Czarnych Bagnach, które rozciągają się kilka mil od miasta. Król postanowił zwołać wojska tuż po świecie, aby mieć jeszcze przynajmniej godzinę oczekiwania na wrogą stronę. Izuku odetchnął cicho i starał się wyłączyć myślenie. Ale teraz było to bardzo trudne. Znów naszły go gorączkowe myśli, czy podoła oczekiwaniom tych wszystkich ludzi. Czy naprawdę jest tym Wybrańcem, czy jednak to był zwykły przypadek...
Wkrótce armia wyszła z miasta i niespiesznie podążała w kierunku bagien. Od czasu do czasu gdzieś rozlegały się podniecone rozmowy pomiędzy poszukiwaczami, a czasem nawet śmiechy pośród idących rycerzy. Prawie, jakby to była co najmniej jakaś wycieczka, a nie wymarsz na wojnę. Ochaco szepnęła do przyjaciela:
- Jak myślisz, czy Katsuki zjawi się ze swoimi ludźmi?
Izuku wzruszył ramionami.
- Nie mam pojęcia. Ale obiecał, prawda? Możemy tylko mu zaufać. Oby miał choć trochę honoru.
Ochaco skinęła z powagą głową i o nic już więcej nie pytała.
Po niedługim czasie dotarli na bagna i Izuku wyciągnął głowę, by się trochę rozejrzeć. Można by rzec, że te miejsce rzeczywiście było idealne na bitwę. Wszędzie rozciągała się ponura i pusta przestrzeń, gdzie trawa była bardzo uboga, przeważała goła ziemia, a owe bagna widoczne były po lewej stronie, jakieś dwieście metrów dalej. Głównie to one stwarzały zresztą ponurą atmosferę. Nad wodą unosiły się lekkie opary, bagienna roślinność była obślizgła i skarłowaciała, a gęsty muł, który pokrywał dno bagien, był tak brudny, jakby rzeczywiście woda zabarwiła się na czarno. Ale z daleka nie było to tak bardzo widoczne, więc Izuku skupił wzrok przed sobą. Na horyzoncie, z kolei, majaczyły jedynie niewielkie wzgórza, ale przed nimi była tylko sucha ziemia. Goblinów nie było jeszcze widać, jak i tresowanych przez nie wiwern. Armia zatrzymała się na znak króla, po czym mężczyzna uniósł dwa palce i skinął nimi przed siebie. Na ten sygnał z szeregu wyskoczyła dwójka zwiadowców i pospiesznie pogalopowali na koniach na zwiad. Izuku znów zaczął się rozglądać z nieznacznym zniecierpliwieniem. „No gdzie jesteś, Katsuki?". Zacisnął pięści i pomyślał sobie, że jak ten drań się nie stawi, to wygarnie mu to prosto w twarz po bitwie i nie obchodziło go, czy chłopak znowu stłucze go na kwaśne jabłko.
Wszyscy czekali wyciągając głowy i po kilku minutach w końcu zwiadowcy wrócili, galopując pospiesznie przez bagna. Zbliżyli się do króla i coś do niego powiedzieli, na co ten skinął głową, po czym uniósł wysoko dłoń. Sygnał oznaczający, że armia ma się nie ruszać, tylko czekać na dalsze rozkazy. Izuku przełknął cicho ślinę i ścisnął palcami miecz. W przednim szeregu rozlegały się jakieś szepty i rycerze raz po raz odwracali do siebie głowy, jakby przekazywali jakąś wiadomość. Jeden z poszukiwaczy, dzierżący na plecach bardzo szeroki, ogromny miecz, odwrócił głowę do Izuku i szepnął:
- Gobliny właśnie pokonują przełęcz za wzgórzami, a więc za jakieś trzydzieści minut mają wkroczyć na bagna. Przekaż dalej.
Izuku skinął głową poważnie i odwrócił się w bok, szepcząc wiadomość kolejnemu wojownikowi. „A więc to już niedługo. Za chwilę wszystko się rozstrzygnie", pomyślał sobie. Czuł tylko jak serce waliło mu jak młot w piersi, a dłonie zaczynają drżeć. Delikatnie i cicho wysunął miecz z pokrowca i przesunął po ostrzu palcami. „Chcę być taki jak on. Chcę spełnić swoje marzenie...". Wciągnął głęboko oddech, by zapanować nad nerwami, ale nim zdążył coś jeszcze pomyśleć, nagle gdzieś niedaleko rozległ się donośny odgłos trąb. Cała armia, jak na rozkaz, odwróciła głowy w kierunku, z którego dochodził ów dźwięk i wszyscy ujrzeli zbliżającą się czarną plamę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top