4

Pod wieczór wciąż jeszcze przechadzali się po mieście, a Ochaco zwyczajowo rozglądała się za jakimś zajęciem dla siebie. Jednocześnie stwierdziła, że może jeszcze zrobi ze dwa zlecenia i złota powinno już jej wystarczyć na jakiś czas. Przy jej pasku wisiała już pękata sakiewka, a w małej podróżnej torbie ukryte były jeszcze dwie takie. Była bardzo zadowolona.
- Dzięki za pomoc. Teraz nie muszę się martwić. Złota powinno mi starczyć przynajmniej na miesiąc – Uśmiechnęła się szeroko do Izuku.
Ten rozpromienił się od razu.
- Nie ma sprawy. Sam nawet dostałem drobne napiwki w zamian za drobne robótki, więc też nieco mogłem uzupełnić sakwę.
Ochaco zachichotała wesoło.
- Jutro możemy już iść w dalszą drogę. Słyszałam, że niedaleko jest miasto słynące z białych wież, zbudowanych dawno temu przez elfy. Bardzo bym chciała je zobaczyć.
- Jasne, czemu nie – Odparł Izuku – Na pewno tam też znajdziemy jakieś ciekawe zlecenia za złoto. Ale nim wyruszymy, wyślę jeszcze list do mojej mamy. Na pewno jest ciekawa, gdzie zawędrowałem, a obiecałem jej, że będę od czasu do czasu pisać, więc...
Urwał nagle słysząc jakiś pospieszny tętent końskich kopyt i odwrócił głowę. Brukowaną ulicą jechał w pełnym pędzie kasztanowy koń, a jego jeździec był nisko pochylony, wyraźnie jeszcze popędzając swojego wierzchowca, jakby dosłownie przed czymś uciekał. Nawet nie zwracał uwagi na przechodniów, którzy krzyknęli odskakując mu z drogi. Koń biegł prosto na Izuku i Ochaco i chłopak zareagował błyskawicznie. Chwycił mocno za ramiona Ochaco i pociągnął ją gwałtownie w bok. Koń śmignął dosłownie o cal od nich, a brunatnozielona peleryna jeźdźca zafurkotała w powietrzu. Izuku zdążył tylko dostrzec wymalowany strach na twarzy mężczyzny, po czym ten pojechał dalej, prosto pod zamek. Chłopak zesztywniał zaskoczony i popatrzył za nim.
- Co się dzieje?? – Zawołała Ochaco patrząc to na Izuku, to na oddalającego się konia.
- Nie wiem, ale ten zwiadowca był porządnie przerażony – Odparł – Jedzie do zamku, a więc coś musiało się wydarzyć. Chyba coś niedobrego.
Ochaco rozwarła szeroko oczy. Oboje wymienili się porozumiewawczo spojrzeniami i prędko pobiegli w stronę zamku.
Przekroczyli wielką bramę i wpadli na dziedziniec. Od razu rzucił im się w oczy zdyszany koń zwiadowcy, który parskał i przebierał niespokojnie kopytami. Natomiast samego mężczyzny nie było. Od razu zrozumieli, że musiał być w środku i zapewne przekazywał właśnie wieści królowi. I jak na tę myśl, drzwi wejściowe nagle gwałtownie się rozwarły i wyszedł z nich sam król. Ludzie na dziedzińcu momentalnie popatrzyli na niego zdziwieni i widać było na ich twarzach malujący się niepokój. Pokłonili się pospiesznie, ale mężczyzna zupełnie nie zwrócił na nich uwagi. Był wyraźnie wzburzony, a jego oczy toczyły wściekłe płomyki. Wtem dojrzał stojących nieopodal Izuku i Ochaco i jego oczy zwęziły się jeszcze bardziej. Wskazał palcem na chłopaka i głośno powiedział:
- Ty! Chyba rzeczywiście sami bogowie poprowadzili cię do naszego miasta. Wejdź i czekaj tam.
Skierował palec na wejście do zamku, a sam natychmiast odwrócił się i pospiesznie poszedł przez dziedziniec. Izuku zesztywniał jeszcze bardziej i poczuł jak jakiś zimny strumień spłynął mu po plecach.
- C-co jest? Czy zrobiłem coś nie tak?? – Zastanawiał się czując lekką panikę.
Ochaco zmarszczyła mocno brwi, patrząc na oddalającego się króla.
- Spokojnie, Izuku. Zaraz pewnie się to wyjaśni.
I oboje weszli do zamku. Wewnątrz od razu zobaczyli Shoto, który pospiesznie przekazywał coś swojemu lokajowi i bez wahania podeszli bliżej.
- Shoto, co się stało? Widzieliśmy pędzącego do zamku zwiadowcę, a potem twój ojciec kazał Izuku tu przyjść... - Wyrzuciła na wstępie Ochaco, na co książę popatrzył na nich poważnie.
- Nie jest dobrze. Mieliście rację. Gobliny zwiększyły swoją aktywność nie bez powodu. Już od pewnego czasu do uszu ojca docierały mgliste pogłoski, jakoby coraz więcej wiosek było atakowane przez te stwory, ale myśleliśmy, że to nic groźnego. Zwykle grupy nie składały się z więcej niż czterech, pięciu jednostek. A potem powiedzieliście, że sami już walczyliście dwa razy z goblinami. Powiedziałem to ojcu, a ten wysłał zwiadowców, by zbadali sprawę. Jest gorzej niż myśleliśmy.
- To znaczy? Co chcesz przez to powiedzieć? – Zapytał z coraz większym strachem Izuku.
Shoto wciąż patrzył na nich śmiertelnie poważnie i odparł cicho:
- Do stolicy zbliża się armia. Armia goblinów.
Momentalnie Izuku i Ochaco wybałuszyli oczy z całkowitego szoku. Dziewczyna zadrżała i szepnęła niedowierzająco.
- Armia... goblinów? Ale... jak to? Przecież one od dawna nie atakują większych miast i...
- Powód takiego zachowania może być tylko jeden – Dodał Shoto – Gobliny mają nowego króla. A więc prawdopodobnie to on zaplanował ten atak.
Izuku zdumiał się jeszcze bardziej.
- To one mają własnego króla??
- Oczywiście, że tak. Ale ostatni był ponad dziesięć lat temu i w dodatku został zabity przez poszukiwaczy przygód. A więc wtedy gobliny znów skryły się głęboko w górach i rzadko je opuszczały. Zresztą ostatni raz ich armia zaatakowała prawie sto lat temu, więc wydawało się, że już to się więcej nie powtórzy.
Izuku na te słowa przypomniał sobie jedną ze swoich książek.
- All Might... to dzięki niemu gobliny zostały pokonane. Dlatego stał się bohaterem Fregorii...
Shoto skinął ze spokojem głową.
- Dokładnie. A teraz historia zatacza koło.
- Ale co twój ojciec chce od Izuku? – Zapytała Ochaco.
Shoto skierował wzrok na magiczny miecz, wiszący u paska chłopaka.
– Nie trudno się domyśleć, co.
Izuku pobladł gwałtownie na twarzy.
- Jestem Wybrańcem. Czy on myśli, że potrafię w pojedynkę pokonać armię goblinów?!
Teraz w jego głosie już wyraźnie można było usłyszeć panikę, na co Shoto znów odparł zachowując stoicki spokój:
- Nie bądź głupi. Nie pozwolę, by potraktował cię jak narzędzie, tak jak chciał zrobić to ze mną. Zaraz odbędzie się narada królewska. Na pewno chce byś wziął w niej udział. 
Izuku zadrżał i zacisnął mocno usta. W tym momencie niemal zaczął żałować, że dotknął w ogóle ten miecz...
- Czy ja też mogę tam być? – Zapytała Ochaco, patrząc na Shoto hardo – Nie mam zamiaru stać z boku i tylko czekać, co się wydarzy.
Książę od razu skinął głową.
- Oczywiście, że tak. Towarzyszysz Izuku od samego początku, prawda? A więc jesteś równie ważna.
Dziewczyna rozpromieniła się na twarzy. Ale gdy spojrzała ponownie na Izuku, spoważniała i poczuła ucisk na gardle. Niesamowite jak wszystko nagle się zmieniło o sto osiemdziesiąt stopni w ciągu zaledwie dziesięciu minut.

Izuku i Ochaco długo stali pod drzwiami do niewielkiej sali obrad, gdzie w razie wojen odbywały się narady króla z Radą Królewską i najważniejszymi dowódcami armii. Jako że uczestniczyć w nich mogły wyłącznie wybrane osoby, para musiała czekać, aż zostaną wezwani. Izuku był tak zdenerwowany, że ręce mu się trzęsły, a jego twarz była już blada jak kreda. Bił się ciągle z myślami, co właściwie tu robił? Jak do tego doszło? A dopiero co szedł sobie ze spokojem z Ochaco przez miasto i gawędzili o pogodzie... Ale z drugiej strony walka z armią goblinów byłaby doskonałym testem jego umiejętności. W końcu tego właśnie chciał. Być pełnowymiarowym wojownikiem, który walczy ze złem. Ale cała armia...
- Izuku, nie martw się. Wiesz, że nie będziesz z tym sam – Starała się uśmiechnąć Ochaco – Może i jesteś następcą All Mighta, ale to nie znaczy, że masz jakiś obowiązek brać w tym udział. Nie mogą cię zmusić.
Chłopak westchnął głęboko, próbując uspokoić nerwy.
- Niby tak, ale... sam już nie wiem, co mam robić. Czuję straszny ciężar...
Powiedział bardzo cicho wbijając wzrok w swoje buty. Ochaco patrzyła na niego ze współczuciem i położyła lekko dłoń na jego ramieniu dla otuchy. W tym momencie drzwi otworzyły się i wyjrzała głowa lokaja.
- Drodzy państwo, król oczekuje.
Izuku zacisnął mocno pięści i ze wszystkich sił starał się wyluzować. Powoli wszedł na salę wraz z Ochaco, która też nie skrywała swojego zdenerwowania i stresu. W środku od razu zobaczyli prosty stół, na którym leżała wielka mapa królestwa z mnóstwem pionków przedstawiających rozmaite postacie. Wokół stołu zaś siedziało siedem osób z królem na czele, który zasiadł u szczytu. Poza tym za niektórymi siedzącymi stało jeszcze kilku ludzi, w tym Iida, który stał przy boku Shoto. Od razu uśmiechnął się nieznacznie do Izuku i Ochaco. Z kolei sam król miał wciąż ponury i surowy wyraz twarzy i wpatrywał się uważnie w zielonowłosego chłopaka. Ledwo para weszła i przemówił poważnie:
- Panowie, to właśnie jest nasz Wybraniec. Izuku Midoriya. Mój syn był świadkiem, jak miecz Toshinoriego wybrał właśnie jego.
Izuku natychmiast spiął się cały i wyprostował na baczność, choć cały drżał. Wszyscy popatrzyli na niego zdumieni.
- Ten chłopiec? To jest właśnie ten Wybraniec?? – Zaczął jeden z mężczyzn, prawdopodobnie członek Rady – Przecież to jeszcze dziecko! I w dodatku zwykły plebejusz!
Pozostali pokiwali głową i zaczęli szeptać między sobą z przejęciem. Z kolei Izuku spuścił głowę. Gardło miał tak ściśnięte, że nie miał odwagi nawet się odezwać.
- Może i jest dość młody, ale to nie znaczy, że jest słaby – Odezwał się Shoto, siedzący po prawicy ojca – Mój rycerz, Tenya Iida, stoczył z nim kawalerski pojedynek i potwierdzi, że Izuku dobrze posługuje się mieczem. A ten uaktywnił się podczas walki.
Iida wyprostował się sztywno i wyrecytował:
- Tak jest! Izuku Midoriya faktycznie nie jest taki jak nasz wielce umiłowany bohater Fregorii, ale niewątpliwie nie brakuje mu honoru! Sądzę, że może być dla nas cenną siłą w walce z goblinami!
Izuku popatrzył na niego zaskoczony i poczuł jak nieco zeszło mu napięcie. Rada Królewska zastanawiała się chwilę nad słowami młodego rycerza, po czym kolejny powiedział:
- No cóż, może i chłopiec umie walczyć, ale skąd mamy mieć pewność, że naprawdę to Wybraniec? Właściwie już dawno uzgodniliśmy, iż to tylko legenda, a ten miecz równie dobrze może tylko rzucać światełkami i na tym tyle. Pokładanie w nim nadziei, to jak liczenie na to, że król goblinów sam odda nam koronę.
Pozostali znów pokiwali głowami zgodnie, a Izuku zmarkotniał. Sam w sumie mógłby przyznać im rację. W końcu wciąż nie udało mu się wydobyć z miecza całej jego mocy. A może rzeczywiście miecz nic tak naprawdę nie robił?
- To prawda. Obojętnie co widzieliśmy, nie możemy mieć pewności, że jest Wybrańcem, jak i to, że miecz posiada tak wielką moc, jak opisuje to legenda – Powiedział król – Jednakże chłopak ma teraz najlepszą szansę, aby pokazać, kim jest naprawdę. Może być naszą tajną bronią w tej bitwie.
Izuku zacisnął usta. Tajną bronią. A więc naprawdę król chce go po prostu rzucić pod nogi goblinów i zobaczyć, co się stanie...
Shoto uderzył nieco pięścią o stół.
- Chwileczkę. Jeśli Izuku nie jest następcą All Mighta, tym samym możliwe, że skazujesz go na pewną śmierć. Czy o to ci właśnie chodzi? Liczysz, że gdy Izuku polegnie, to będziesz mógł w końcu dobrać się do tego miecza?
Wszyscy zesztywnieli i popatrzyli nieco lękliwie na króla, wyczuwając kolejne napięcie pomiędzy nim a księciem. Król jednak zachował spokój i tylko kątem oka spojrzał na syna.
- Nie będziemy teraz o tym mówić, Shoto. I wcale nie mam zamiaru skazywać go na śmierć. Skoro chłopak umie walczyć, to nie powinien tak łatwo zginąć. Inaczej to by znaczyło, że faktycznie jest słaby.
Shoto zacisnął pięści z gniewu.
- A więc co za tym idzie, nie musi nawet stawać do tej walki. Ma prawo sam zdecydować, czy warto walczyć o stolicę, z której nie pochodzi.
Król westchnął lekko.
- Tak, to prawda. Pozostaje zatem pytanie, czy chłopak chce pójść tą samą drogą co legendarny Toshinori i dokonać wielkich czynów? Czy może raczej wrócić do domu i zapomnieć o wszystkim. Wybieraj, chłopcze.
Zwrócił się do Izuku z groźnym spojrzeniem, a Rada Królewska popatrzyła na niego zaciekawiona. Ochaco również spojrzała na przyjaciela i widziała jak ten boryka się z własnymi myślami. Zacisnął jeszcze mocniej pięści i nie patrzył na zgromadzonych. W końcu jednak uniósł głowę i odparł:
- Tak, wiem, że nigdy pewnie nie będę taki jak All Might i doskonale wiem, że miecz mógł się mylić. Ale moim marzeniem jest bycie prawdziwym wojownikiem, więc nie mógłbym tak po prostu teraz wracać do domu, gdy kraj jest zagrożony. Ja sam nie wiem, na ile jestem silny, ale na pewno chcę stanąć do walki. Chcę chociaż udowodnić, że mogę być wojownikiem, bo ja też mam coś, co pragnę chronić, bez względu na cenę.
Ochaco uśmiechnęła się szeroko. Na sali obrad na kilka sekund zapadła cisza, a z kolei Shoto i Iida również się uśmiechnęli na te słowa. Król Todoroki wpatrywał się niego przenikliwie, jakby szacował prawdziwość jego słów i dostrzegł, że choć Izuku drżał ze skrytego lęku, w jego oczach tlił się ogień. Skinął głową i powiedział:
- Dobrze. A więc postanowione. Będziesz walczył na równi z pozostałymi rycerzami i przekonamy się na własne oczy, jakim jesteś rzeczywiście wojownikiem. Mimo wszystko liczę, iż rzeczywiście jesteś godzien dzierżyć ten miecz.
Izuku wyprostował się hardo i przytaknął.
- Ustalmy teraz skład zdolnych do walki rycerzy i gdzie zaatakujemy – Podjął król, prostując się nieco na wielkim krześle.
Izuku opuścił skrycie ramiona i dopiero teraz poczuł, że stres trochę zszedł. Spojrzał na Ochaco, na co ta uśmiechnęła się szczerze. Niemrawo odwzajemnił uśmiech i cicho przysłuchiwał się dalszym obradom.
- Jak już wspomniałem, obecnie mamy jakiś niecały tysiąc rycerz i około pięćdziesięciu łuczników w każdej chwili gotowych do walki – Zaczął jeden z dowódców – Ale sądzę, że możemy doliczyć jeszcze ochotników pośród poszukiwaczy przygód, którzy z pewnością będą łasi na ewentualny łup z goblinów.
Król skinął głową.
- Ale to i tak jest trzy razy mniej niż armii goblinów, których ponoć może być nawet pięć tysięcy – Odparł Shoto – Podajże coś zwiadowcy wspominali jeszcze o trollach.
- Istotnie. I to nie wszystko. Zwiadowca doniósł, że zauważyli w górach wielkie, skrzydlate bestie, prawdopodobnie tresowane właśnie przez gobliny – Dodał jego ojciec.
Po zebranych przebiegły zaniepokojone pomruki.
- Bestie? Czyżby gobliny nauczyły się tresować smoki?
- Nie. To nie smoki. Z opisu wynika, iż są to wiwerny.
Wszyscy zastygli wybałuszając oczy na króla. Izuku zmarszczył brwi i cicho szepnął do Ochaco:
- Co to są wiwerny?
- Takie bestie podobne do smoków, ale mniejsze – Odparła poważnie – Nie potrafią zionąć ogniem, ale za to są szybsze i słyną z zajadłości.
Wzdrygnęła się lekko, a Izuku spiął się nieznacznie, wyobrażając już sobie te potwory w akcji.
- Innymi słowy, rycerze mają niewielkie szanse w starciu z takimi siłami – Powiedział Shoto – Wiwerny rozniosą w pył wszystko, co się nawinie im po drodze.
- A więc naślemy na nich łuczników... - Odezwał się kolejny członek Rady.
Shoto popatrzył na niego uważnie.
- Powodzenia. Łuski wiwerny są twarde jak stal. Strzały nic im nie zrobią. Można co najwyżej posłać na nich magów. Ich dalekozasięgowe zaklęcia mogą spowolnić bestie lub je unieruchomić na krótki czas, by chociaż strącić je na ziemię.
Kilku ludzi pokiwało głową z namysłem. Ochaco wciągnęła cicho powietrze.
- Muszę szybko nauczyć się jakiś zaklęć bojowych na długie dystanse...
Izuku spojrzał na nią z uśmiechem.
- Hm, tak, zrekrutowanie dodatkowo magów, którzy by zajęli się wiwernami to też dobry pomysł - Przytaknął król – Ale brakuje nam jakieś siły, która by dała przewagę. Coś, czego gobliny by się nie spodziewały. I nie mówię tu o naszym wątłym Wybrańcu.
Popatrzył krótko na Izuku, który właśnie był pogrążony w swoich myślach, ale na wzmiankę o nim natychmiast się wyprostował jak drut.
Shoto skierował spojrzenie na mapę i zmarszczył nieco czoło.
- Mam jeden pomysł. Ale zapewne ci się on nie spodoba.
- Mów – Odparł krótko król.
- Możemy po prosić o pomoc ten klan. Niegdyś dałeś im ziemie pod założenie swojej wioski, a więc wciąż są nam coś winni. Wiesz, że mają bardzo silnych wojowników. Ale chodzi też o coś więcej.
Król Todoroki popatrzył na niego poważnie.
- To prawda. To ostatni klan na kontynencie, który w swoim władaniu posiada smoka.
Izuku rozwarł szeroko oczy. To smoki jeszcze żyją? Wydawało mu się, że już dawno zostały wybite...
Znów po sali obrad przebiegły gorączkowe szepty.
- Ma książę na myśli klan berserków? Przecież oni są dzicy i nieobliczalni! Wątpię by chcieli pomóc w obronie stolicy, a tym bardziej nie sądzę, by byli w ogóle godni zaufania – Powiedział jeden z mężczyzn, na co pozostali przytaknęli gorliwie.
- Możemy nie mieć innego wyjścia – Odparł Shoto – Właśnie to, iż ten klan posiada smoka, może on być świetną bronią przeciwko zarówno wiwernom, jak i goblinom. Wiecie dobrze, że smoki mają potężny ogień, zdolny spopielić wszystko na swojej drodze, nawet złoto.
- No tak, ale jednak mówimy tu o klanie, który nigdy jeszcze nie wyraził żadnych chęci współpracy. Może nie jesteśmy z nimi we wrogich stosunkach, ale też i nie przyjacielskich. Trudno przewidzieć ich zachowanie podczas tak istotnej bitwy...
- Nie sądzę, by stanęli po stronie wroga – Przerwał mu król – Oni też gardzą goblinami i doskonale wiedzą, że jeśli gobliny zajęły by stolicę, to prędko wezmą się za pozostałe wioski i miasta. Wyślę do nich posłańca.
- Ojcze, ja pojadę. Osobiście pogadam z ich wodzem. Przetłumaczę mu, jak wielkim zagrożeniem jest ta armia goblinów – Zaproponował Shoto.
Król popatrzył na niego z namysłem i jak zawsze dostrzegł w oczach syna dobrze mu znany bunt i zawziętość. Westchnął głęboko i zrezygnował z prób odwiedzenia go od tego.
- Niech będzie. Tylko weź ze sobą kilku rycerzy.
- Tenya będzie mi towarzyszył.
Młodzieniec od razu wypiął pierś z dumą, błyszcząc zbroją.
- Ile mamy czasu nim armia goblinów zbliży się do granic miasta? – Zapytał dowódca.
- Nie wiele, podajże około ośmiu dni. Obecnie gobliny są gdzieś w Górach Szarych i poruszają się niezbyt szybkim, marszowym tempem – Odparł władca.
- Tak, to rzeczywiście mało, ale powinniśmy zdążyć zebrać ludzi.
Król wstał z krzesła i postukał palcem w mapę.
- Wyjdziemy im naprzeciw w pobliżu Czarnych Bagien. Grząski grunt może zadziała na naszą korzyść. Gobliny nie są najbystrzejsze.
- Istotnie. Część naszych wojsk mogłaby je tam zepchnąć w odpowiednim momencie...
Przez dłuższy czas król i jego ludzie dyskutowali na temat rozmieszczenia wojsk i strategii, a Izuku westchnął cicho pod nosem. Bardzo chciał już wrócić do gospody i odpocząć od tych całych nerwów. Szczególnie, że teraz czekał go ostry trening dodatkowy, by się przygotować do walki. Popatrzył kątem oka na Ochaco, która tłumiła właśnie dłonią głębokie ziewnięcie.
W końcu obrady skończyły się i wszyscy pomału wychodzili z sali. Najpierw wyszedł król, nie patrząc już na zielonowłosego chłopaka, a potem jego doradcy, którzy wciąż pogrążeni byli we własnych rozmowach. Izuku odetchnął z ulgą, ale w holu młodych wędrowców zatrzymał jeszcze Shoto.
- Izuku, Ochaco, zaczekajcie chwilę – Zawołał do nich.
Ci stanęli w miejscu i obejrzeli się na księcia. Ten zwrócił się wpierw do Izuku.
- Jak się czujesz? Jesteś pewien, że chcesz walczyć?
Chłopak uśmiechnął się lekko.
- Tak, podjąłem już decyzję. To prawda, że okropnie się boję, ale już wcześniej mówiłem, że chcę spróbować. Może koniec końców nie zdziałam zbyt wiele, ale przynajmniej nie będę żałować.
Shoto skinął głową z uśmiechem.
- Tak myślałem. A ty?
Spojrzał na Ochaco. Ta wyprostowała się, zadzierając głowę i ściskając swoją laskę.
- Oczywiście, że idę z wami! Chcę pomóc, na ile potrafię!
- Świetnie. Mam też propozycję. Chcecie pójść ze mną do klanu berserków? Pomyślałem, że jeśli ich wódz zobaczy na własne oczy Wybrańca, to od razu zmieni swoje nastawienie.
Izuku spojrzał na niego nieco onieśmielony.
- Jesteś pewien? Ty jesteś w końcu księciem, więc ja serio nie jestem aż taki ważny...
- Nie umniejszaj sobie, Midoriya – Odparł od razu Shoto, niby surowym tonem, ale w jego oczach mignęło rozbawienie – Jak myślisz, dlaczego powiedziałem podczas obrad, że biorę tylko Iidę ze sobą? Od razu miałem na myśli, by wziąć też waszą dwójkę. Ale ojciec nie musi o tym wiedzieć.
Izuku uśmiechnął szerzej.
- W takim razie chętnie pójdę. To przynajmniej lepsze niż siedzenie i myślenie ciągle o bitwie. Po drodze też mogę trenować.
- A więc widzimy się jutro rano. Czekajcie na mnie przy głównej drodze wychodzącej z miasta.
Izuku i Ochaco skinęli głowami i w końcu pożegnali się z chłopakiem. Jeszcze gdy wracali do gospody, zaczęli omawiać dzisiejsze wydarzenia i Izuku czuł się znów rozluźniony. Mimo wszystko obok strachu czuł też podekscytowanie. Sam chciał się przekonać, na ile rzeczywiście umie walczyć w prawdziwiej bitwie, czy w końcu uda mu się wydobyć z miecza jego pełną moc. W tym momencie uświadomił sobie, że naprawdę jego podróż nabrała jeszcze większych rumieńców i zupełnie się nie spodziewał takiego zwrotu akcji. Czuł, że bądź co bądź, ale tę przygodę z pewnością zapamięta na długo.

                                                                       ⚔︎

Z samego rana Izuku i Ochaco już czekali przy drodze i wypatrywali młodego księcia. Izuku nieustannie poprawiał sobie miecz przy pasie lub pelerynę na ramionach, jakby nieco zestresowany. Odetchnął głęboko i powtarzał sobie, że to tylko krótka wizyta. Nic nie wiedział o tym całym klanie berserków, ale chyba nie są tacy źli, skoro król podjął decyzję by zawrzeć z nimi sojusz na czas bitwy. Mimo wszystko już sam nie wiedział, co go bardziej stresuje, rozmowa z ich barbarzyńskim wodzem, czy ten smok...
W końcu oddali zamajaczyły dwie postacie, które powoli zbliżały się do granic miasta. Shoto miał na sobie ten sam ozdobny strój co zawsze, a jedynie dodał do niego furkoczącą, błękitną pelerynę oraz krótki miecz przy pasie. Z kolei Tenya Iida wyglądał jeszcze bardziej dumnie niż zwykle. Jego zbroja lśniła w słońcu, pieczołowicie wypolerowana, przy pasie kołysał się miecz, a w rękach rycerz trzymał hełm. Miał też na plecach sporej wielkości plecak.
Obaj podeszli do Izuku i Ochaco i para skłoniła lekko głowy księciu. Natomiast z Iidą wymienili serdeczny uścisk dłoni. Ochaco wyszczerzyła się wesoło.
- Teraz jesteśmy jak prawdziwa drużyna idąca po przygodę!
Izuku roześmiał się, a Iida tylko uśmiechnął, poprawiając sobie okulary.
- Hm, pewnie z boku tak to wygląda – Odparł Shoto, bezwiednie drapiąc starą bliznę przy oku – Ale musimy być ostrożni. Zarówno po drodze, jak i gdy przekroczymy terytorium klanu.
- Bez obaw, panie! Przy mnie nic nam nie grozi! – Zawołał z entuzjazmem Tenya.
- Cieszę się, że właśnie ty idziesz, Iida – Zwrócił się do niego Izuku – Od jakiegoś czasu chciałem cię o coś zapytać.
- Słucham cię.
Wszyscy niespiesznie, ale bez już zbędnego zwlekania, ruszyli w drogę. Izuku wyjaśnił rycerzowi swoje wątpliwości co do treningu.
- Rozumiesz, chciałbym trochę się podszkolić w szermierce. Nigdy nie miałem okazji brać lekcji u zawodowego rycerza. Czy zgodzisz się trochę mnie poduczyć?
Tenya uśmiechnął się.
- Nie widzę problemu. Mówiłem już, że dobrze walczysz. Może i są to tylko podstawy, ale wierz mi. Widywałem znacznie większych żółtodziobów.
Izuku znów się roześmiał i lekko zarumienił na twarzy z zakłopotania.
- Swoją drogą, jaki jest ten klan, do którego idziemy? – Spytała Ochaco.
Shoto namyślił się chwilę.
- Widziałem ich tylko raz. Formalnie nazywają się Klanem Czerwonego Smoka, ale my nazywamy ich „berserkami" ze względu na ich dość wojownicze usposobienie. Ale sądzę, że mówienie o nich, iż są dzicy i nieobliczalni to trochę przesadzone słowa. Z drugiej zaś strony są dość... specyficzni. Jak mówiłem, cechuje ich duża wojowniczość, wręcz agresja, dlatego sprawiają wrażenie dzikich barbarzyńców. Zresztą ich stroje też tak wyglądają, z tego co pamiętam.
Izuku zastanowił się nad tymi słowami.
- Ciekawe, jaki jest ich wódz.
- Gdy wtedy byłem w ich klanie wraz z ojcem, wówczas wodzem był Urlik Staloworęki. Potężny facet podobny do ojca. Ale to było pięć lat temu. Nie wiem czy nadal mają tego samego wodza. Był już dość stary.
Izuku pokiwał głową i o nic już więcej nie pytał. 

Podróż do Klanu Czerwonego Smoka miała im zająć dwa dni. Po drodze Tenya faktycznie dawał trochę lekcji fechtunku Izuku i ten w pocie czoła ćwiczył niezmordowanie wszelkie możliwe ruchy, pchnięcia i wymachy. Iida znów umocnił się w przekonaniu, iż chłopak szybko się uczył i był bardzo pojętnym uczniem, a w jego oczach nie zgasła determinacja nawet na sekundę. Ich miecze ścierały się ze zgrzytem, aż sypały się iskry, a Izuku coraz częściej udawało się zepchnąć rycerza do obrony. W pewnym momencie Iida udał kolejny zamach mieczem, po czym błyskawicznie szybko przekręcił miecz i uderzył mocno rękojeścią w brzuch Izuku. Ten sapnął z bólu i upadł na kolana wypuszczając z rąk miecz.
- Nie trać czujności. Wróg zwykle raczej nie walczy czysto i honorowo. Nie licz na to, że pozwoli tobie na przewidywalny i spokojny pojedynek. Takie ciosy również się zdarzają. Nie możesz zdekoncentrować się nawet na ułamek sekundy, bo może kosztować cię to życie.
Izuku zgiął się w pół, trzymając się za brzuch i wysapał:
- Tak jest.
Złapał jeszcze kilka oddechów, po czym podniósł się chwiejnie na nogi i sięgnął po miecz. Otarł sobie czoło i przybrał ponownie pozycję bojową.
- Powtórzmy jeszcze raz ostatnią sekwencję – Powiedział poważnie Iida i uniósł miecz.
Dwójkę walczących uważnie obserwowali Shoto i Ochaco, którzy siedzieli na kamieniach i jedli podróżne sucharki. Todoroki również zauważył, że Izuku jest bardzo wytrwały i nawet na chwilę nie zaczął marudzić ze zmęczenia. Iida należał do perfekcjonistów. Był znany z tego, że wszystko traktował niezwykle poważnie, perfekcyjnie, wręcz pedantycznie. Ale z drugiej strony to czyniło go właśnie jednym z najlepszych młodych rycerzy w królewskiej armii.
- Iida wyciska go jak gąbkę. Zastanawiam się, czy trochę nie przesadza – Powiedziała Ochaco, patrząc jak Izuku zaciska mocno zęby z wysiłku, a jego dłonie trzęsły się już coraz bardziej.
- Taki właśnie jest Tenya. Nauczyciel z niego surowy, ale idealnie się nadaje na partnera do walki dla Izuku. Natychmiast potrafi zauważyć wszystkie niedoskonałości i błędy, więc dla Izuku to cenna lekcja – Odparł Shoto.
Ochaco uśmiechnęła się.
- Izuku jest niesamowity, prawda? Zawsze daje z siebie wszystko. Nawet gdy tylko trenuje. Podziwiam go. Trochę chciałabym być taka jak on. Nie masz pojęcia, ile się od niego sama uczę podczas wspólnej podróży.
Shoto popatrzył na dziewczynę i dostrzegł na jej policzkach lekkie rumieńce, a jej oczy błyszczały żywo. Uśmiechnął się pod nosem i ponownie skupił wzrok na walczących. Izuku znów stracił miecz i właśnie Iida wrzeszczał na niego karcąco.

                                                                       ⚔︎

Gdy następnego dnia przeszli przez gęsty las, by potem znaleźć się na otwartych terenach pełnych suchej, brunatnej ziemi, już z daleka zauważyli majaczącą wioskę. Z kominów unosił się dym, a osada sprawiała dość ponure wrażenie. Shoto zwolnił marsz i zwrócił się do towarzyszy.
- Jak mówiłem, teraz musimy być jeszcze bardziej ostrożni. Berserkowie są dość drażliwi i nie jestem pewien jak zareagują na obcych. Choć mnie powinni pamiętać, więc mam nadzieję, że nie zaatakują.
Izuku i Ochaco spięli się znowu z nerwów. Dziewczyna ścisnęła mocno w dłoniach laskę, a Izuku oparł dłoń o miecz przy pasie. Todoroki szedł przodem, a tuż przy jego boku maszerował Tenya, który był czujny niczym wilk gotujący się do ewentualnej walki. Zbliżyli się do wioski i zaczęli rozglądać się dookoła. Domy był sklecone dość prosto i bez żadnego wyrafinowania. Ot zwykłe, w większości identyczne budynki, w których wiele desek i bel było powykrzywianych lub zbitych byle jak. Nie było żadnych zdobień za wyjątkiem sporadycznych czarnych chorągwi z emblematem szkarłatnego smoka. Przy niektórych domach były też wetknięte słupki z nadzianymi na nich czaszkami. Jednakże sama wioska tętniła życiem i mieszkańcy kręcili się to tu, to tam. Mimo wszystko panował tu klimat całkowicie odmienny od stolicy czy innych wiosek we Fregorii. Ochaco wzdrygnęła się nieco.
- Co za ponure miejsce.
- Mam nadzieję, że nie zabawimy tu zbyt długo – Odparł Izuku, który również się wzdrygnął, jakby poczuł przenikliwe zimno.
Przeszli ledwie parę metrów, a już zostali zauważeni przez jednego z mieszkańców, który popatrzył na nich z wielkim zaciekawieniem. Nagle prędko podbiegł bliżej i uśmiechnął się rozradowany.
- Ooo! Nowi podróżnicy!
Iida natychmiast osłonił plecami Shoto i położył dłoń na mieczu ostrzegawczo.
- Odsuń się, berserku, bo inaczej będę zmuszony użyć siły!
Młodzieniec cofnął się w tył i uniósł ręce nad głowę.
- Spokojnie, po co te nerwy? Chciałem się tylko przywitać!
Shoto oparł dłoń ramię Iidy, odsuwając go na bok.
- Wszystko w porządku, Iida, widać, że nie ma złych zamiarów.
Rycerz zmrużył oczy, patrząc wciąż nieufnie na mieszkańca wioski, ale w końcu zdjął dłoń z miecza i posłusznie odsunął się nieco. Shoto wysunął się na przód.
- Nie jesteśmy tu dla rozrywki. Szukamy wodza wioski.
- Ooo, rozumiem! Trzeba było tak od razu! – Wykrzyknął znowu młodzian – Wiecie, rzadko mamy gości, więc trochę mnie poniosło. Jesteście pewnie ze stolicy? Poznaję te ubrania. Wydajecie się w porządku. A może chcecie coś zjeść? Chętnie pokażę wam naszą najlepszą karczmę!
Izuku i Ochaco wpatrywali się w niego osłupieni. Chłopak cały czas się uśmiechał się szeroko, a był tak pełen energii i serdeczności, że przez chwilę zastanawiali się, czy aby na pewno trafili do właściwej wioski. Przyjazne nastawienie zupełnie przeczyło wcześniejszym opisom, jakoby berserkowie mieli być agresywni i bojowi. Może jednak to nie dotyczyło całego klanu. Ale młodzieniec faktycznie wyglądał jak wojownik z krwi i kości. Miał dobrze umięśniony tors, którego nie zakrył żadnym ubraniem, a jedynie nosił czarne, bufiaste spodnie i ciężkie buty. Na szyi widniało coś w rodzaju apaszki, a na lewym ramieniu odznaczał się jakiś dziwny tatuaż. Poza tym chłopak miał czerwone jak jarzębina włosy, które sterczały niczym kolce.
Shoto przerwał energiczną paplaninę chłopaka i powtórzył lekko niecierpliwie:
- Może kiedy indziej. Trochę nam się spieszy, więc było by miło, gdybyś zaprowadził nas do wodza. Musimy z nim porozmawiać.
Chłopak nieco spoważniał, ale i tak wciąż tryskał wesołością.
- No dobrze, nie ma problemu. Tylko wodza nie ma obecnie w wiosce. Właśnie jest na patrolu. Ale powinien zaraz przylecieć, więc po prostu pójdziemy poza wioskę.
I z tymi słowami przeszedł obok nich i skierował się w tę samą stronę, z której dopiero co przyszli. Izuku uniósł brwi zdziwiony. „Przylecieć??". Coraz bardziej go intrygowało, kim jest ów wódz berserków. Ale starał się pocieszać tym, że chociaż Shoto go znał z widzenia.
Chłopak o czerwonych włosach poprowadził ich na niewielki, piaszczysty plac, po czym zatrzymał się i zadarł głowę patrząc w niebo.
- Pewnie zaraz będzie. O tej porze zwykle wraca już z patrolu. Jest bardzo punktualny. Wiecie, w końcu to wódz i to od ledwie niedawna. Więc wbrew pozorom traktuje tę robotę poważnie.
Teraz to Shoto popatrzył na niego ze zdziwieniem.
- Jak to od niedawna?
Ale nie doczekał się odpowiedzi, bo czerwonowłosy chłopak zawołał:
- O! Leci! Mówiłem, że jest punktualny!
Wszyscy teraz zadarli głowy i zmrużyli oczy. Na tle nieba rzeczywiście coś leciało. Jakaś wielka czerwona plama, która bardzo szybko się zbliżała. I gdy ów plama zbliżyła się jeszcze bardziej, w końcu dotarło do nich, na co patrzyli. Był to ogromny, szkarłatny smok o potężnych, skórzastych skrzydłach, które biły energicznie powietrze. Wszyscy wybałuszyli oczy i aż rozdziawili usta niedowierzająco. Smok obniżył lot i osiadł na ziemi w dość miękki sposób, choć i tak mieli wrażenie, że ziemia się lekko zatrzęsła. Ochaco pisnęła i schowała się ze strachem za plecami Izuku, a ten wpatrywał się w olbrzymią bestię, bojąc się nawet ruszyć palcem. Smok wyprostował dumnie głowę i mrugnął żółtymi ślepiami na widok nowych przybyszów. Ale nie wykonał żadnego niebezpiecznego ruchu, ani nie zionął ogniem. Popatrzył tylko z zaciekawieniem po podróżnikach, a jego nozdrza poruszały się szybko. W tym momencie ze siodła, które było przymocowane do grzbietu smoka, ześlizgnął się kolejny wojownik, którego wcześniej nawet nie zauważyli, całkowicie oszołomieni widokiem bestii. Chłopak o czerwonych włosach wyszczerzył się z dumą.
- O to właśnie nasz wódz! Katsuki Bakugou, zwany też Pogromcą Smoka!
Jeździec zmrużył groźnie oczy i wypiął muskularną pierś. Przywódcą berserków okazał się być kolejny młodzieniec, który na oko był w podobnym wieku, co Shoto i pozostali. Książę otrząsnął się w tym momencie z szoku i zwrócił się do wcześniejszego chłopaka.
- Zaraz, myślałem, że waszym wodzem jest Urlik Staloworęki!
Katsuki Bakugou oparł dłoń o biodro i warknął lekko.
- Wuj przeszedł na emeryturę rok temu, dlatego teraz ja jestem wodzem. Macie jakiś problem? Kim tak w ogóle jesteście?!
Na jego twarzy malowała się tak bardzo groźna mina, że Iida znów oparł zapobiegawczo dłoń o miecz. Z kolei Izuku uświadomił sobie, że chłopak wyglądał jeszcze groźniej niż nawet król Todoroki. Przypatrzył mu się uważnie. Na nagim torsie zwisało kilka naszyjników zrobionych z paciorków oraz jakiś kłów, nosił takie same bufiaste spodnie, a na nogach widniały wojskowe buty obite futrem. Z kolei za jego plecami powiewała nieco postrzępiona, czerwona peleryna, również obita gęsto futrem, które pasowało kolorystycznie do blond włosów chłopaka. Poza tym na jego obu ramionach widoczne były kolejne tatuaże, układające się w jakieś dzikie wzory. Tak, z pewnością Katsuki wyglądał jak wódz. I berserk w pełnym znaczeniu tego słowa. Ochaco skuliła się za Izuku jeszcze bardziej i było widać tylko jej czoło i różowy kaptur.
- No?! Zapomnieliście języka w gębie?! – Powiedział Bakugou niecierpliwie, wodząc spojrzeniem po ich skamieniałych twarzach.
Shoto znów się otrząsnął jako pierwszy i odchrząknął lekko. Wyprostował się z godnością i przedstawił:
- Nazywam się Shoto Todoroki, syn króla Enjiego Todorokiego. Przybyliśmy by omówić pewną ważną sprawę...
Bakugou skrzywił się wyraźnie.
- Todoroki? Ten paniczyk ze stolicy? Daleko od domu cię zmiotło, mieszańcu!
Shoto na te słowa spoważniał i nie dał po sobie poznać, że nieco uraziły go te słowa. Ale natychmiast zainterweniował Iida i zamachał rękami.
- Uważaj na słowa! Mówisz do księcia, berserku! Lepiej powściągnij swój niewyparzony język!
Bakugou zwrócił na niego wściekłe spojrzenie.
- Zamknij się, okularniku. Nie z tobą teraz rozmawiam.
Izuku zacisnął pięści. Chyba jednak się z nim nie dogadają...
- Spokojnie, wodzu! To nasi goście! – Odezwał się czerwonowłosy chłopak – Bądź dla nich odrobinkę milszy, dobrze? To rzadka okazja, by tacy ważni ludzie przyszli do naszej wioski. Może najpierw ich wysłuchamy?
Starał się przybrać uprzejmy i łagodny ton, na co Katsuki spojrzał na niego groźnie. Ale w końcu spuścił nieco z tonu i westchnął głęboko. Podszedł do swojego smoka i poklepał go po szyi. Bestia zmrużyła oczy miło połechtana.
- Niech będzie. Gadajcie czego chcecie. Macie pięć minut, a potem nie ręczę za mojego przyjaciela – Odparł blondyn. Smok ziewnął szeroko, a w jego paszczy błysnęły dwa rzędy ostrych jak sztylety zębów.
- A więc wracając – Zaczął ponownie Shoto – To jest mój zaufany rycerz Tenya Iida. Chroni mnie na czas podróży.
Iida nawet nie skinął głową, wciąż podejrzliwie wpatrując się w młodego wodza. Następnie Shoto wskazał na pozostałych przyjaciół.
- A to Izuku Midoriya i Ochaco Uraraka.
Izuku bardzo powoli skinął głową, a zza jego pleców wychyliła się wciąż wylękniona dziewczyna. Pisnęła tylko bardzo ciche „cześć". Bakugou przypatrzył się im uważniej, na chwilę zawiesił wzrok na Ochaco, krzywiąc znowu nos, po czym wskazał lekceważająco na chłopaka obok siebie.
- To Eijirou Kirishima. Dobra, koniec tych pierdzielonych formalności. Teraz do rzeczy.
- Przyszedłem z propozycją współpracy, ponieważ do naszych ziem zbliża się potężna armia – Mówił dalej Todoroki – A konkretniej mówimy tu o armii goblinów. Bardzo dużej armii. W ich szeregach są też trolle i wiwerny.
Kirishima wciągnął głośno powietrze na te słowa, a z kolei Katsuki skrzyżował ręce na ramionach.
- No i? Co mi do tego?
Shoto westchnął.
- Powinieneś sam się domyśleć. Gobliny obchodzi tylko jedno: złoto. Nie spoczną dopóki nie przetrząsną całego kraju w poszukiwaniu skarbów, a więc atakują każdą wioskę na swojej drodze i zmierzają prosto do stolicy. Twoja wioska również jest zagrożona.
Bakugou zmrużył oczy.
- Też coś, tysięcy razy walczyliśmy z goblinami i mamy najlepszy klan wojowników, więc...
- Sami nie dacie rady. Powtórzę, że to bardzo liczna armia. Nasi zwiadowcy mówią o nawet pięciu tysiącach jednostek. Jeśli myślisz, że zdołasz obronić sam z garstką ludzi swoją wioskę, to powodzenia.
Bakugou już otworzył usta, by rzucić jakąś obelgą, ale zawahał się i zamknął je z powrotem.
- Wodzu, to bardzo poważna sprawa – Odezwał się Kirishima – Nie możemy tego zlekceważyć.
- Konkrety. Czego oczekujecie od mojego klanu? – Zapytał Katsuki.
- Jak wspomniałem, chcielibyśmy aby twój klan przyłączył się do naszej armii. Jesteście ostatnim plemieniem, które posiada smoka. Chcemy go wykorzystać w walce z wiwernami. No i jak słusznie zauważyłeś, macie bardzo dobrych wojowników – Odparł Shoto – Więc im nas więcej, tym lepiej.
Bakugou chwilę się namyślał, po czym burknął:
- A co będę z tego miał?
- Jak śmiesz! – Zawołał Iida – To powinien być dla was zaszczyt, iż proponujemy przyłączenie się do naszych wojsk! Nie liczcie na żadne ordery i kufry pełne złota!
- Hę?! – Warknął Bakugou – A więc mamy narażać tyłki bez nawet ani jednej złotej monety w podzięce?! Kiepski interes. Nie widzę powodu, aby walczyć razem z jakimiś frajerami zamkniętymi w puszkach. Sami się chwalicie, że macie najlepszych rycerzy na kontynencie. Więc sami rozprawcie się z goblinami!
Shoto znów westchnął. Tak podejrzewał, że będzie ciężko. Berserkowie są zbyt dumni, aby przyznać, że potrzebują pomocy, a tym bardziej by walczyć razem z rycerzami. Ich nowy wódz był jeszcze bardziej uparty niż poprzedni. A miał nadzieję na szybkie załatwienie sprawy. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top