Rozdział 29

– Nowy ład – 


Moment, w którym bliźniaki zostały pierwszy raz przywiezione do sali Cecylii stanowczo wyrył się w jej pamięci na stałe. Przez poprzednie pięć dni mogła je obserwować jedynie z za szyby, leżące w inkubatorach, podpięte do całej aparatury, która sprawiała, że wydawały się jeszcze chudsze i drobniejsze. Ta szyba, oddzielająca ich od siebie sprawiała, że myśl o tym, że to jej dzieci była jeszcze odległa. Ale w chwili, gdy pielęgniarki wwiozły do jej sali dwa łóżeczka szpitalne, w których smacznie spały dzieci, Cela czuła, jakby ktoś zabrał jej grunt spod nóg. Nie miała obok siebie Dabiego, który przez bunt wprowadzony przez Eri w domu nie mógł tego dnia przyjechać, więc była całkiem sama z ogromnym natłokiem emocji, jakie w nią uderzyły.

Tak bardzo się cieszyła, że żyją. Że są zdrowe. Ale jednocześnie okropnie się bała choćby do nich podejść. Nigdy nie miała noworodka na rękach, choć dziećmi wielokrotnie się zajmowała. A oni... Bliźniaki, jak to bliźniaki, były drobniejsze niż każde inne dziecko, a fakt, że urodziły się jako wcześniaki sprawiał, że były po prostu malutkie.

– Chce pani je wziąć na ręce? – zagadnęła spokojnie pielęgniarka.

– Tak – jęknęła Cecylia, czując zbierające się pod powiekami łzy. Niesamowicie było patrzeć na życie, które przecież sama stworzyła, przez co mimo wszelakich dziecięcych mankamentów, nie mogła się doczekać, aż poczuje ich drobne, ciepłe ciałka dotykające jej.

Pielęgniarka z wprawioną delikatnością wyciągnęła przysypiającego chłopca z łóżeczka, po czym instruując Cecylię co do chwytu, położyła jej go na piersi. Potem to samo zrobiła z dziewczynką.

Cecylia nie mogła przestać się uśmiechać, gdy czuła bicia serc tych dwóch małych kruszynek. Mogłaby tak spędzić wieczność. I spędziłałby, gdyby jej syn nie postanowił się rozpłakać.

– Co się dzieje? Czemu on płacze? – zapytała zdezorientowana, od razu się spinając. Był głodny? Miał pełną pieluchę? A może coś mu się nie spodobało? Choć tyle się mówi o instynkcie macierzyńskim, wszyscy zapomnieli o tym, że cały ten instynkt to seria wyuczonych zachowań. A żeby się czegoś wyuczyć, potrzeba czasu. Tak więc chwilowo Cela była równie zdezorientowana, jak byłby każdy bezdzietny.

– Spokojnie, wszystkiego się pani nauczy. Zbliża się pora karmienia, więc zapewne jest głodny. Chce go pani spróbować nakarmić?

– To ja mam wybór? – zapytała zaskoczona Cecylia.

– Oczywiście. Niektóre matki nie chcą karmić swoich dzieci piersią, inne fizycznie nie mogą. Ostatnie parę dni oboje spędzili w inkubatorach, gdzie byli karmieni przez rurki odpowiednim mlekiem modyfikowanym.

– Chciałabym spróbować – odpowiedziała, widząc, że dziewczynka też zaczyna się rozbudzać.

Pielęgniarka pomogła Cecylii odłożyć dzieci, nakarmić je oraz przy okazji przewinąć, po czym za zgodą, zostawiła Cecylię samą, dzięki czemu szatynka nareszcie mogła wszystko przetrawić. 

Parę minut spędziła na samym patrzeniu na śpiące bliźniaki. Potem obejrzała opisy łóżeczek, będące po prostu przyczepioną kartką, na której znajdowało się imię, nazwisko, data urodzenia, dane matki oraz co ważniejsze szczegóły.

Yuna Todoroki, 6.02.2031, 13:08
Matka: Cecylia Todoroki, l. 23, sala 2VIP,
Cesarka, pierworódka.

Iwo Todoroki, 6.02.2031, 13:06
Matka: Cecylia Todoroki, l. 23, sala 2VIP,
Cesarka, pierworódka.

Pamiętała jak wybierali z Dabim imiona. Szybko skrócili listę do dwóch pozycji, dzięki czemu wybierali między Hitomi i Yukine, a właśnie Yuną i Iwo. Teraz widziała, że dobrze wybrali.

Yukine w japońskim oznacza śnieg i już teraz mogła stwierdzić, że choć było ładne, to całkiem by nie pasowało. W końcu śnieg kojarzy się z czymś jasnym i zimnym. A pierwszym, co rzucało się w oczy, patrząc na Iwo, były jego ciemne brązowe włosy. Cecylia też takie miała jako dziecko, więc była pewna, że jeszcze pojaśnieją, ale nigdy nie zrobi się z tego blond ani biały.

Za to imię Yuna uznała za odpowiednio dobrane, bo po czasie widziała, że Hitomi nie podoba jej się tak bardzo jak początkowo myślała, a samo imię Yuna, w mitologii greckiej jest utożsamiane z bohaterem. Długo się naszukała tych informacji, ale od razu jak tylko je znalazła, nic nie mogło jej odciągnąć od tej wersji. Poza tym, imię to oznacza dobro i młodość. Na razie oczywiście nie można było jej przypisać tych cech, ale Cecylia czuła, że pasują idealnie. Sama Yuna za to, była drobniejsza od swojego brata a jej włosy odznaczały się dziwnie malinowym odcieniem. Cela podejrzewała, że była to wina noszonych przez Dabiego genów do włosów czerwonych i białych.

– Przepraszam, że przeszkadzam, ale muszę panią poprosić, żeby w razie możliwości nie podchodzić za bardzo do okna. Staramy się coś z tym zrobić, ale dziennikarze dowiedzieli się, że pani tu jest i zjawili się dość licznie – poinformowała pielęgniarka, przez uchylone drzwi. 

– Rozumiem. Postaram się jakoś pomóc i...

– Proszę się nie kłopotać. To nie pierwsza taka sytuacja, zapewniam, że do wieczora będzie pani miała spokój.

– Niech będzie – westchnęła Cecylia, wmawiając sobie, że przecież jest pacjentką, a nie urzędującą bohaterką więc nie musi interweniować. Ale okazało się to trudniejsze niż sądziła, więc gdy tylko pielęgniarka znów zostawiła ją samą, chwyciła za telefon i napisała do Alberta z prośbą o zajęcie się sprawą. Następnym, co zrobiła, było wysłanie zdjęcia łóżeczek Dabiemu i Albertowi, ponieważ oboje jeszcze nie mieli okazji zobaczyć bliźniaków, choć Dabi dość często pojawiał się w szpitalu.

Bliźniaki, jak na noworodki przystało, większość czasu przesypiały, budząc się co jakieś dwie-trzy godziny na karmienie i ewentualnie zmianę pieluchy, z czym już do wieczora następnego dnia Cecylia radziła sobie prawie tak dobrze jak pielęgniarki, które się nią opiekowały. Mimo to, taki system koszmarnie ją nudził, gdyż nie była osobą przyzwyczajoną do siedzenia na tyłku przez tyle dni, nawet jeśli miała ranę, która musiała się zagoić. Choć i tak przy pomocy indywidualności lekarzy goiła się znacznie szybciej.

Dziękowała wszystkim, gdy ósmego dnia rano dostała informację, że jeśli czuje się już odpowiednio na siłach, może odebrać wypis i wracać z dziećmi do domu. Napełniona nową energią napisała o tym do Dabiego, który już w południe był w szpitalu i pomagał jej się spakować. On pakował ubrania i ewentualnie potrzebne rzeczy, które pozwolono im zabrać, takie jak pieluchy czy inne rzeczy pierwszej potrzeby, a Cecylia zajęła się zapakowaniem bliźniaków w przyniesione wcześniej nosidła. Zanim wyszli jeszcze kilkukrotnie zaglądały do nich różne pielęgniarki, proponując swoją pomoc lub dobre rady.

Gdy wszystko było gotowe, Cecylia zarzuciła torbę z rzeczami na ramię, a Dabi złapał za nosidła, choć szatynka widziała, jak bardzo stresujące to dla niego było. Mimo to opuszczenie szpitala poszło sprawnie, przynajmniej do czasu, aż nie dostrzegł ich dziennikarz, po czym dookoła nich zebrał się spory wianuszek ludzi z dyktafonami i aparatami.

Cecylia i Dabi natychmiast zasłonili nosidła, a zaraz potem obok nich pojawiła się ochrona ze szpitala, która pomogła im się dostać do samochodu, którym Dabi tu przyjechał. 

– Oni mnie kiedyś wykończą – westchnęła Cecylia, zapinając pasy. Dabi dokończył przypinanie nosideł po czym usiadł za kierownicą odpalając silnik.

– Poczekaj aż zobaczysz Eri – odpowiedział, wyjeżdżając z parkingu. – Już od kilku dni nie może się doczekać, aż w końcu wrócisz do domu i będzie mogła poznać rodzeństwo.

– Ale przynajmniej spędziliście ze sobą więcej czasu sam na sam.

– Z ciągłym pytaniem „kiedy wróci mama?" – podsumował.

– Kogo z nią zostawiłeś? Midnight czy Alberta? – zapytała, przypominając sobie, że przecież Eri sama w domu nie siedzi i wypadałoby przygotować się psychicznie na spotkanie z drugim człowiekiem.

– Shoto. Przyszedł rano zapytać jak się czujesz, po czym napisałaś i zaproponował, że jej popilnuje.

– Czyli co... Jednak młodszy brat jest do przeżycia – zaśmiała się, na co Dabi w odpowiedzi wywrócił oczami.

– Młody już dał ci się we znaki?

– Wstyd się przyznać, ale zapomniałam, że... Alan ma z nim coś wspólnego – odpowiedziała, na co w odpowiedzi po samochodzie rozniósł się płaczliwy wrzask Iwo. – Nie, proszę, nie płacz. Zaraz jesteśmy w domu i cię przewinę czy cokolwiek chcesz – poprosiła, wyciągając rękę na tylne siedzenie, żeby chociaż złapać syna za rękę. Jednak on dalej się darł w niebogłosy, więc po prostu się poddała, modląc się o to, by nie stali na ostatnich światłach, które im zostały.

Na szczęście, świat im tego dnia sprzyjał, więc już kilka minut później samochód zatrzymał się na podjeździe, a drzwi do domu otworzyły się z impetem. Jak torpeda wyleciała przez nie Eri, podbiegając do drzwi pasażera i z niecierpliwością czekając, aż Cecylia wysiądzie z samochodu. Gdy tak się stało, przytuliła ją z całej siły.

– Nie zostawiaj mnie tak więcej! – żachnęła się dziewczynka. 

– Nie planowałam tego – odpowiedziała Cela, oddając przytulasa i ocierając pojedyncze łzy z policzków dziewczynki. – Ale już po krzyku. Jestem w domu i nigdzie się nie wybieram.

– A czy ja mogę... Ich zobaczyć? – zapytała nieśmiało spoglądając na nosidła, z którymi Dabi już kierował się do środka.

– To leć do taty. Zaraz wszystko zobaczysz – powiedziała, a Eri tak szybko jak do niej przybiegła, tak szybko pobiegła do domu, mijając po drodze Shoto, który zabrał z samochodu torbę z rzeczami. – Dzięki, że się nią zająłeś – zagadnęła.

– Nie ma sprawy – odpowiedział heterohromik, przepuszczając Cecylię w drzwiach.

Szatynka ściągnęła buty, po czym przeszła do salonu, gdzie na kanapie Dabi postawił nosidła, przed którymi stała Eri z zafascynowaniem przyglądając się ich zawartości. Cela podeszła do niej i Dabiego, który siedział obok z miną podobną do tej Eri, przy okazji dostrzegając, że podczas jej nieobecności na lodówce przybyło kilku obrazków, a pod oknem, niedaleko jej fotela, stał bujak dla bliźniaków, na razie będący koszem na kółkach.

– Ty patrz, ale uciszył się – zauważył Dabi. – Już chyba rozumiem, o co chodziło Alanowi.

– Które to które? – zapytała Eri, przyglądając się uważnie dzieciom. Ich ubrania w podobnych kolorach były faktycznie mylące.

– To jest Yuna – przedstawiła Cela, rozpinając szelki nosidełka dziewczynki. – A to jest Iwo.

– Brzydcy są – podsumowała Eri.

– Są jeszcze mali. Za kilka tygodni będą ładniejsi – odpowiedziała Cela, po czym rozejrzała się za Shoto. Widziała jak się przyglądał nosidełkom, jak Dabi je niósł, ale teraz stał prawie przy schodach, udając, że go nie ma. – No chodź, a nie się tak czaisz – zaśmiała się.

– Powinienem się już zbierać. I tak długo tu siedzę – wyjaśnił.

– No właśnie. Więc jeszcze kilka chwil cię nie zbawi, a przecież musisz poznać nowe pokolenie Todorokich.

– Oni są oficjalnie Todoroki? – zdziwił się Shoto. W końcu, nawet Cela prawie nigdy nie przedstawiała się tym nazwiskiem.

– Jakieś trzeba było podać, a na moim idzie sobie język połamać – stwierdziła, robiąc miejsce chłopakowi, by też mógł popatrzeć na bliźniaki.

– Aż dziwnie pomyśleć, że to wasze dzieci – przyznał po chwili. – Szkoda, że reszta się nie dowie...

– Myślę, że skoro udało mi się namówić Toyę na spotkanie z tobą to...

– Nie przeginaj – przerwał jej Dabi.

– No ale dlaczego nie? Nawet Eri już się z nimi spotkała – kontynuowała nieugięcie, choć i tak mina Dabiego wskazywała na jedno.

– Mysza, koniec.

– Ale... – tym razem nie skończyła, bo ponownie rozległ się płacz, tyle że tym razem w towarzystwie charakterystycznego dźwięku zapełniania pieluchy. – Toya, powiedz, że skręciłeś przewijak.

– Wszystko jest skończone.

– Pomagałam przy tym! – pochwaliła się Eri, odsuwając na bezpieczną odległość od płaczącej siostry, którą Cela wyciągnęła z nosidła i zaniosła na piętro w celu przewinięcia.

***

Trzy dni. Tyle zajęło Dabiemu choćby dotknięcie jednego z bliźniaków. Był późny wieczór, więc Eri spała, a Cela zasnęła podczas jej usypiania. Przynajmniej tak podejrzewał, bo dziwnie długo to trwało. On siedział w sypialni, obserwując śpiące w kołysce koło łóżka twixy. 

Byli tacy drobni. Nawet przy Cecylii, która sama przecież była delikatnie zbudowana. A oni byli jeszcze mniejsi. Dwie małe kuleczki zawinięte w śpioszki, o nogach i rękach niczym wykałaczki, wagą ledwo przekraczające dwa kilo. Abstrakcją było myśleć, że te drobne istotki mają w sobie coś z niego, choć jakieś małe podobieństwo już teraz dało się wyłapać. Choćby kolor włosów Yuny. Miał bardzo podobne za dzieciaka.

Patrzył się na tak na nich, szukając tych podobieństw, do czasu, aż zobaczył grymas na twarzy Iwo zwiastujący, jak już się nauczył, płacz. Zdawał sobie sprawę z tego, że jeśli maluch się rozpłacze, Cela natychmiast się obudzi i przyjdzie go uspokoić, a przecież należała jej choćby ta chwila snu. Podjął więc męską decyzję i uznał, że musi interweniować. Doskonale pamiętał jak się podnosi takie małe dziecko, bo za młodu pomagał trochę mamie, a to była umiejętność, której się nie zapomina. Wyciągnął więc ręce w stronę dziecka, ale zatrzymał się na chwilę zanim go dotknął.

Co jeśli ma zbyt ciepłe ręce? Albo jego dotyk jedynie pogorszy sprawę? Jeśli poczuje jego blizny oraz zszywki? A jeśli zrobi mu przypadkiem krzywdę?

Te pytania na chwilę go sparaliżowały. Od dawna rodzicielstwo go przerażało, ale zdążył o tym zapomnieć dzięki Eri. Teraz jednak, gdy musiał się zająć noworodkiem, ten strach powrócił i nie chciał ustąpić.

Ale musiał, bo inaczej Iwo zacznie się znowu drzeć. Wykonał więc kilka mechanicznych ruchów, podnosząc go z łóżka. Trzymając go w rękach, usiadł ponownie na łóżku, uważnie obserwując każdy ruch Iwo. Każdy grymas, westchnięcie, ruch. Wszystko zostało zanotowane przez czujne oko Dabiego, który siedział sztywno jak nigdy. Chłopiec jednak wydawał się nieprzejęty faktem, że trzyma go Dabi a nie Cela i czując ciepło człowieka i znajomy zapach, pomruczał jeszcze chwilę i ucichł, wtulając się Dabiego, szczerze zaskoczonego, że poszło to tak szybko i skutecznie. Obawiał się, że będzie musiał zrobić coś więcej, a tu proszę.

Powrót do miarowego oddechu pozwolił Dabiemu się trochę uspokoić i rozluźnić. Był pod wrażeniem, bo przecież Cela tyle razy mu to tłumaczyła. Sama to wieki temu oceniła i zapisała w tej nieszczęsnej analizie jego rodziny, w zakazanym dla niego zeszycie. Wcześniej o tym zapomniał, ale teraz pamiętał wszystko co tam przeczytał.

Był ciepły. Cieplejszy niż Cela mogła być, co według jej opinii mogło się podobać dziecku. Podobno był wygodny. Przynajmniej tak twierdziła szatynka, która lubowała się w spaniu praktycznie na nim. Może dziecko też tak uważało? No i był jego ojcem, co od samego początku sprawiało, że miał kilka dodatkowych punktów do sukcesu.

Czemu więc się tak obawiał ich dotknąć? Nagle wydało mu się to tak irracjonalne, że zaśmiał się sam z siebie. Mimo to, czuł się nieswojo, trzymając go tak długo, więc spróbował go odłożyć, ale wtedy pochlipywanie rozpoczęło się na nowo. Nie było więc innej opcji, niż dać maluchowi spać przy sobie.

Zmęczenie każące mu się już dawno położyć, nareszcie zostało wysłuchane, gdy ułożył się w wygodnej pozycji na swojej stronie łóżka, ze zwiniętym na jego klatce piersiowej Iwo. Chłopiec spał w najlepsze, nieświadomie budząc w swoim ojcu ogromne szczęście i spokój.

W takiej pozycji zastała ich Cecylia, kiedy pół godziny później obudziła się przy łóżku Eri i wróciła do sypialni, chcąc wrócić do spania. Była co prawda zaskoczona tym, że nie słyszała, żeby któreś z bliźniaków płakało, a przecież była już taka godzina, gdzie zazwyczaj zaczynali płakać o jedzenie. Podejrzewała, że Dabi jakoś to ogarnął, ale stanowczo nie spodziewała się, że zastanie go przysypiającego z Iwo w taki sposób.

Wgramoliła się obok nich, patrząc na sytuację z uśmiechem. Widziała jak bardzo Dabi dystansował się od bliźniaków przez ostatnie dni, bojąc się choćby ich przewinąć czy umyć, a mimo to, udało mu się przełamać na tyle, by wziąć chłopca na ręce i go przytulić, gdy było to potrzebne.

– Idź spać, a nie gapisz się jak sroka w gnat – mruknął, czując na sobie jej wzrok.

– Muszę się nacieszyć – odpowiedziała, przytulając się. – Chyba lubi być przez ciebie trzymany. U mnie nie chciał tak spać.

– Śpij, dopóki oni śpią – uciszył ją, nie chcąc przyznać jej racji.

– Strasznie się bałam, że nie będziemy umieli być rodzicami, ale chyba dobrze nam idzie – westchnęła, zamykając oczy i już po chwili z powrotem zapadła w objęcia Morfeusza.

*** 

Koszmary. Były jednym z niewielu przekleństw Cecylii, które powróciły po urodzeniu się bliźniaków. I nie byłoby to tak upierdliwe, gdyby to był ten sam koszmar co kiedyś. Samochód, deszcz, światło, pisk opon, huk, szarpanie i ciemność. Do niego przywykła i mając Dabiego u boku była wstanie go znieść. Ale to nie on ją nawiedzał od średnio połowy lutego, ponownie wprowadzając ją w stan bezsenności.

Koszmar, który dręczył ją tym razem, był niczym innym jak wizją śmierci jej najbliższych. Widziała Midnight, w kałuży krwi. Widziała Dabiego, płonącego jak wszystkie jego ofiary. Shoto, zamarzającego i poparzonego. Eri przytulającą bliźniaki, choć wyglądali jakby spali, wiedziała, że wcale tak nie jest. Shiori i Alberta pod gruzami. Swoich uczniów wykończonych niekończącą się walką. Gdy pierwszy raz jej się to przyśniło, mogła dać głowę za to, że była wstanie to wszystko zobaczyć, dotknąć i poczuć. Choć już przywykła do takich widoków, prawie zwymiotowała, gdy udało jej się wyrwać z tego horroru. Od tego czasu bała się spać i jedynie czekała, aż Dabi zaśnie, żeby mogła zabrać bliźniaki na dół i pilnować ich podczas gdy ona siedziała w biurze, starając się czymkolwiek zająć.

Pewnego razu złapała ją na takich nocnych posiaduchach Eri, która obudziła się przez aktywny quirk i widząc światło mające źródło na dole poszła zobaczyć, o co chodzi. Celi udało jej się wtedy wmówić, że to jednorazowo po czym uspokoiła rozszalały quirk dziewczynki, która nieświadomie przy okazji wyleczyła do końca jej ranę po cesarce.

Później się dopiero okazało, że nie tylko z cesarki wyleczyła jej ciało, ale również z całej ciąży, przez co Cela będąc na kontroli na początku marca została zdiagnozowana na problem z laktacją, który w szybkim czasie przerodził się w absolutny brak mleka, przez co bliźniaki musiały wrócić do mleka modyfikowanego.

Wraz z marcem, pojawił się temat zakończenia roku szkolnego. I choć Nezu nie poruszał z Cecylią tematów szkolnych, co przekładało się na absolutny brak kontaktu, otrzymała ona zaproszenie na zakończenie jako gość i mimo protestów ze strony Dabiego oraz ogólnego zmęczenia postanowiła się tam pojawić. Nawet, jeśli miała tam robić za ozdobę.

Dlatego gdy nadszedł czternasty marca, Cela zmusiła się do kilku godzin snu, mimo których już o szóstej wstała, by nakarmić bliźniaki i zacząć się szykować. Nie miała wiele do zrobienia. Wystarczyło, że wcisnęła się w strój bohaterski, który znów leżał na niej jak ulał, ukryła zmęczenie pod makijażem i tak naprawdę to tyle. Dzieciaków nie mogła ze sobą zabrać, bo taki tłum mógł być dla nich przytłaczający, a Eri żal jej było budzić. Wyszła więc cichaczem z domu, uprzednio zostawiając kartkę w kuchni z informacją kiedy wróci.

Droga do U.A. pierwszy raz minęła jej w przewidywane pięć minut, a ona sama mimo przykrej świadomości, że już nie jest nauczycielką, czuła się niesamowicie radosna z myślą, że może chociaż oglądać zakończenie roku, które przecież było takie niezwykłe. Wielka trójka U.A. miała swój ostatni dzień, przekazując tym samym pałeczkę Midoriyi, Todorokiemu i Bakugo. Klasa 1A już nie będzie dłużej 1A, bo minął już rok od kiedy pojawili się w szkole. Jak wszystko dobrze pójdzie, już za dwa tygodnie będą mieli przywitać nowe talenty, które przetestują nowy system wymyślony przez Celę na początku grudnia.

Jeszcze zanim przeszła przez bramę, natrafiła na kilku uczniów, którzy przywitali się z nią, nie ukrywając zaskoczenia na jej widok. Podobnie stało się, gdy weszła do auli, gdzie była już większość uczniów i nauczycieli.

– Cecylia-senpai! – usłyszała szatyna, dostrzegając idącą w jej kierunku Urarakę w towarzystwie Miny, Deku i Shoto.

– Uraraka! Miło was widzieć. Jak nastroje? – zagadnęła.

– Ciężko uwierzyć, że to już rok – odpowiedziała Uraraka.

– Ale co tu robisz? Aizawa nam mówił, że jesteś na długim zwolnieniu – zapytał Midoriya.

– Bo jestem. Ale dostałam zaproszenie, a mój mąż sobie poradzi przez kilka godzin z dziećmi sam, więc jestem – wyjaśniła.

– Właśnie! Gratulacje! Nie spodziewaliśmy się, że tak szybko urodzisz – przyznała Mina. – No i widzieliśmy parę zdjęć w internecie chyba właśnie z twoim mężem.

– Są gdzieś jakieś? – zdziwiła się Cela, mając nadzieję, że żadne takie nie są dostępne. Najwidoczniej się pomyliła.

– Niewiele – odparła Uraraka. – Ale jeśli to faktycznie twój mąż, to jest naprawdę przystojny!

– Racja, dziękuję – zaśmiała się Cela, obiecując sobie, że powie o tym Dabiemu, jak wróci do domu.

– Ale mam wrażenie, że już go gdzieś widziałem – przyznał Midoriya, przez co Cela automatycznie przeleciała w głowie wszystkie możliwości.

Dabi wychodził z domu z iluzją tylko z nią, albo jak szedł do sklepu, więc mała szansa, żeby Deku kojarzył go bez niej. Druga opcja była taka, że będąc u Todorokich na obiedzie widział jego zdjęcie za dzieciaka. Trzecia, że podświadomie połączył kropki, ale jeszcze o tym nie wiedział.

– Mieszkamy w jednym mieście. Mogłeś go widzieć na ulicy albo w sklepie – skwitowała, nie chcąc ciągnąć tematu. Zdawała sobie sprawę z tego, że gdyby Midoriya dłużej pomyślał, doszedłby do odpowiednich konkluzji.

– Jak już z tobą rozmawiamy, muszę zapytać – wtrąciła Uraraka. – Ten artykuł ostatnio... O tobie i Dabim... Co on robił u ciebie w domu?

– Lepszym pytaniem jest, co robili tam reporterzy – odpowiedziała Cecylia, szukając logicznego wyjaśnienia. – Poznałam go jeszcze zanim stał się poszukiwanym mordercą i zaprzyjaźniliśmy się. Moja umowa z Ligą Złoczyńców pozwoliła nam zachować kontakt a reporterzy wprosili się akurat, jak się spotkaliśmy.

– Ale to dalej jest morderca! Ja bym tak nie mogła – przyznała Mina.

– Podejrzewam, że skoro Cecylia się z nim przyjaźni, to prywatnie może być co najmniej znośny – odezwał się Shoto.

– To ciekawa teoria, Todoroki-kun – poparł go Midoriya. – Może faktycznie Dabi jakiego my znamy, nie jest jego prawdziwą osobowością.

– W jego wypadku polemizuję chwilami o rozdwojenie jaźni – mruknęła pod nosem Cela, czym rozbawiła Shoto.

– Widziałem, że ktoś próbował go zdiagnozować na socjopatyzm – kontynuował Midoriya.

– Socjopatą jest na pewno. A przynajmniej był, bo ostatnio wiele się zmieniło, a z tego można wyzdrowieć. Dobra, koniec pogaduch. Wracać na miejsca, bo zaraz się zacznie.

– Miło było porozmawiać, Cecylio! – pożegnali się.

Ona również udała się na swoje miejsce, siadając koło Midnight, równie zaskoczonej jej obecnością, co uczniowie.

– Odwiedzić cię nie idzie, ale w szkole się zjawiasz – skomentowała czarnowłosa.

– Dostałam zaproszenie i musiałam się wyrwać z tego wariatkowa, zanim się reszta obudzi.

– Czyli Toya nawet nie wie, że tu jesteś?

– Pewnie już wie, ale i tak nic z tym nie zrobi – odpowiedziała z uśmiechem Cela, poprawiając się na krześle na widok Nezu wychodzącego na scenę. Chwilę później światła przygasły, oświetlając jedynie scenę. Rozmowy ucichły a wszyscy zaczęli oczekiwać na słowa dyrektora.

– Miło was wszystkich widzieć, drodzy uczniowie! – zaczął dyrektor. – Przykro mi, że nie możemy się zobaczyć w takim samym składzie, co na początku roku i zapewne już do końca życia będę miał w pamięci naszego wspaniałego ucznia, Aoyamę Yugę, którego od kilku miesięcy nie ma już z nami. Cieszę się jednak, że mimo tej straty, oraz długiego zawieszenia zajęć, udało nam się ukończyć ten rok z naprawdę dobrymi wynikami, których wam gratuluję. To był prawdopodobnie najtrudniejszy rok w historii tej szkoły i przetrwaliśmy go celująco. Oby tak dalej! Dla wielu z was ten rok był ostatnim. Cieszę się, że miałem zaszczyt was poznać i życzę wam sukcesów na dalszej drodze życia. Pozostałym życzę za to, byście dalej się rozwijali i nigdy nie stracili tej energii, kreatywności i ambicji, którymi się wykazujecie. Nie przedłużając już dłużej, życzę wam choć chwili wytchnienia, nim spotkamy się ponownie. Plus Ultra!

Cela słuchała tej przemowy, mając ochotę zapaść się pod ziemię. Ani to nie miało sensu, ani nie motywowało, ani nic. Po prostu bezsensowna paplanina dla proformy, którą byłaby wstanie sklecić po całej nieprzespanej nocy w towarzystwie mocnego alkoholu. Może wtedy udałoby jej się złożyć coś takiego.

Miała ochotę wstać, wyjść na scenę i poprawić to wystąpienie, ale podejrzewała, że w ten sposób nie zaskarbi sobie ponownie pozytywnego wydźwięku u dyrektora. Z drugiej strony, jej osobowość nie pozwalała jej olać sprawy, przez co drogą impulsu, już chwilę później stała na scenie przed mównicą, skupiając sto procent uwagi auli.

– Dyrektor wybaczy, ale muszę wtrącić swoje trzy grosze – zaczęła, mając nadzieję, że tym go ugłaszcze, po czym spojrzała na pełną salę i te prawie siedemset oczu wpatrzone w nią. 

Jeszcze pół roku temu byłaby teraz sparaliżowana ze strachu. A teraz stała tu jak gdyby przedstawiała Eri plan na obiad. Niezwykłym było, jak dobrze czuła się naprzeciw takiej ilości ludzi, ze świadomością, że wszyscy oni mają ją za wzór, co wiele razy dali jej odczuć. Szanowali ją i lubili, nie ważne jakie maniany odwalała albo czego to o niej nie pisali w internecie. Mogła być denerwująca, wulgarna a nawet ryzykować życiem wszystkich wokół, a oni dalej widzieli w niej wzorowego bohatera. 

– To był trudny rok. I nie trzeba tego mówić, byśmy wszyscy o tym wiedzieli. Ale jak już zostało powiedziane, wszystkim nam, którzy tu jesteśmy, udało się go przetrwać uzyskując naprawdę niesamowite wyniki! Szczerze wam tego gratuluję i tak naprawdę jedyne, co mogę powiedzieć, to to, że jestem z was bardzo dumna. Wszyscy jesteście młodzi a wymagania okazały się tak wysokie, że nawet zawodowiec z dziesięcioletnim stażem pewnie miałby problem je spełnić. Mam nadzieję, że w przyszłych latach nie będziemy musieli mierzyć się z żadną mafią na terenie szkoły, z żadną śmiercią ucznia ani nawet z zawieszeniem zajęć na prawie pół roku. Jak powiedział dyrektor. Trzecie klasy, zaszczytem było was poznać i móc was uczyć. Idźcie w świat i rozrabiajcie jak na bohaterów przystało. A do wiadomości klas pierwszych i drugich. Gorzej już nie będzie. A nawet jeśli, to sobie z tym na pewno poradzicie. Miłe słówka będę wam prawić na waszym zakończeniu szkoły więc ode mnie to tyle – powiedziała.

 Jej słowa spotkały się z ogromnymi owacjami, podczas których do głowy przyszła jej jeszcze jedna rzecz, więc została na scenie aż oklaski nie ucichły. 

– Jednak jeszcze jedno. Wiecie ilu ludzi potrzeba, żeby zmienić świat? – zapytała, a na sali nastała martwa cisza. – Wystarczy jeden człowiek. A nas jest prawie siedemset! Jak się dobrze zorganizujemy to wiecie. Świat jest nasz i możemy z nim zrobić co chcemy – dodała, z łobuzerskim uśmiechem, któremu zawtórowały kolejne oklaski i gwizdy, w akompaniamencie których zeszła ze sceny. 

Wróciła na swoje miejsce, po drodze napotykając zagadkowy wzrok dyrektora. Nie potrafiła rozszyfrować, czy był to wzrok zwiastujący jej rychłe zwolnienie czy może powrót do pracy, ale nawet nie chciała nad tym myśleć. I tak, zanim to się wydarzy ma jeszcze jedną wojnę do zakończenia, więc narazie to na niej skupiały się jej obawy.

– Nie potrafisz usiedzieć w miejscu – skomentowała Midnight, rozbawiona zachowaniem przyjaciółki. Sama nie była do końca zadowolona z wypowiedzi dyrektora, które były po prostu... Dyrektorskie, ale nigdy nie przyszłoby jej do głowy wstać, wejść na scenę i zrobić to po swojemu. Tylko Cela była do tego zdolna.

– To nie w moim stylu – odpowiedziała szatynka.

– Swoją drogą, chciałam ci powiedzieć wcześniej, ale nie zdążyłam. Zarąbiście wyglądasz. Jakim cudem tak szybko wróciłaś do formy?

– Eri miała ostatnio serię koszmarów, które aktywowały jej quirk. Uspokajałam ją, przez co przypadkiem cofnęła efekty ciąży. Ale nie mam jej tego za złe. Przynajmniej nie mam kolejnej blizny do kolekcji.

– Rozumiem. To jakie plany teraz? Mam się spodziewać końca świata?

– Jak się będziesz słuchać, to nie. Na razie plan jest taki, żeby wrócić do domu i nie zginąć pod morderczym wzrokiem Toyi a dalej to się okaże. Akcja teoretycznie się zacznie pierwszego kwietnia, ale muszę się jeszcze co do tego skonsultować z Endeavorem. 

– Może pójdę z tobą, co? – zaproponowała.

– Dzięki, ale mnie nie zabije. Plus muszę dzisiaj załatwić kilka spraw prywatnie, więc jedynie byś przeszkadzała – wyjaśniła.

– Powinnam się obrazić. Żadnego wesela, żadnego becikowego, ledwo parapetówka była. Jak ty traktujesz przyjaciół? – żachnęła się Midnight, idąc za Celą w kierunku wyjścia z auli, tak jak to wcześniej uczynili uczniowie.

– Jakbym słyszała Taian. Po wszystkim zrobię takie wesele, że będziesz mnie miała dość. Pasuje?

– No. I tak to ja mogę rozmawiać! 

***

– Gdzie byłaś? – zapytał Dabi od wejścia. Cela nawet nie zdążyła ściągnąć butów, a już została obrzucona zdenerwowanym spojrzeniem.

– Na zakończeniu roku. Dostałam zaproszenie i choćby ze względu na to, że byłam nauczycielem prawie połowy tam obecnych chciałam się pojawić.

– I słowem o tym wcześniej wspomnieć nie mogłaś.

– Nie przesadzaj. Jestem już całkiem sprawna i zdrowa, bliźniaki i tak żyją na mleku modyfikowanym a ty masz Eri jako wsparcie. Z resztą, nie było mnie dwie godziny. Nikt nie umarł? Nie. Więc można się tylko cieszyć – odpowiedziała z uśmiechem, po czym na rozluźnienie atmosfery, dała Dabiemu szybkiego buziaka. – Głodna jestem. Robiliście coś na śniadanie?

– Jeszcze nie.

– To zrobię kaszkę mannę. Eri obudzona?

– Czyta gremlinom.

– Ona umie czytać?

– Nauczyła się czekając aż matka da jej trochę uwagi – odpowiedział.

– Czy ty mi właśnie insynuujesz, że jestem nieobecna w życiu własnego dziecka? – zapytała, patrząc ze zwątpieniem na Dabiego.

– Ciągle cię nie ma. A jak już jesteś to jesteś nieobecna. Cały czas skupiasz uwagę albo na bliźniakach albo na pracy.

– Czyli to nie Eri czuje się olana, a ty – podsumowała. – Było mówić wcześniej. Ja zawsze chętnie dam ci atencję.

– Nie o to mi chodzi, choć fajnie, że zauważyłaś.

– Jak nie o to, to o co?

– Znowu wracasz do starego trybu i nawet się słowem o tym nie odezwałaś. Od Eri dopiero się dowiedziałem, że nie możesz spać po nocach przez koszmary. Rzadko cię widzę jak coś jesz w logicznych ilościach. Zabijesz się prędzej niż cokolwiek zdziałasz, wiesz?

Cela patrzyła na niego przez chwilę w ciszy, po czym przeniosła wzrok na wstawiony na palnik garnuszek z mlekiem. Co do koszmarów Dabi miał rację. Nie powiedziała mu umyślnie, choć powinna. No i gdyby dłużej się zastanowić, to z jedzeniem też musiała mu przyznać rację. Znowu jadła strasznie nieregularnie i w dziwnych ilościach, przez co czuła się gorzej niż powinna.

– Mysza, nie chcę ci utrudniać życia, tylko ci pomagać. W końcu mi na tobie zależy, tak?

– Wiem. Nawet nie pomyślałam, żeby ci powiedzieć. Po prostu automatycznie wróciłam do pracy.

– Moja mała bohaterka – zaśmiał się, przytulając ją i dając buziaka w czoło. – Pamiętasz, że sama wszystkiego nie zrobisz, nie?

– Tak – westchnęła, dosypując odmierzoną ilość kaszki do gotującego się mleka. – Ale wina nie leży tylko po mojej stronie. Ty też mi wszystkiego nie mówisz.

– Jak nie? Wszystko wiesz.

 – Do teraz nie wiem, co robiłeś ze Skepticem – rzuciła. – Wtedy, jak przyszłam was odwiedzić.

– A to – przypomniał sobie. – To nic. I tak nieaktualne.

– Tak jak testy DNA, które do tego potrzebowałeś?

– Skończ myszkować – odpowiedział.

– W końcu jestem Myszą. Co innego mam robić? – zaśmiała się.

– Pilnować śniadania, które zaraz spalisz?

🔹🔹🔹🔹🔹

– 5046 słów –

A tu taki bonusowy art z pinteresta, który dał mi kopa inspiracji:

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top