Rozdział 21

– Emocjonalnie –


Jedyne, czego Cecylia nie przewidziała w kwestii dawania pędzla i farby dziecku, było to, że prócz tego co miało zostać pomalowane, pomalowana została również podłoga oraz samo dziecko, które jak stało, należałoby włożyć do prania. Ale najwidoczniej nikomu to nie przeszkadzało, bo Cecylia jedynie obrzuciła spojrzeniem dwóch artystów, a sama zabrała się za przygotowanie obiadu. Sami artyści za to, bawili się wyśmienicie, opryskując się farbą pomiędzy momentami, w których faktycznie malowali, co mieli.

Cecylia nawet nie była wstanie wyrazić, jak bardzo widok jej praktycznie szwagra oraz aktualnie już córki grzał jej serce i napawał dumą. Od dziecka marzyła, żeby móc nazywać tę dwójkę rodziną. Żeby razem spędzali święta i wakacje, żeby wspólnie jedli rodzinne obiady, żeby opowiadali sobie zabawne historie z życia, gdy powinni już dawno iść spać. Co prawda to marzenie zakładało również obecność pozostałej dwójki, a nawet trójki rodzeństwa, bo przecież Toyi tu nie było, oraz ich rodziców, ale jak to się mówi, małymi krokami do celu. Kiedyś do tego marzenia wliczała również swoich rodziców oraz Alana, ale już dawno pogodziła się z myślą, że ten element jej życia został w przeszłości i nic tego nigdy nie zmieni. W końcu, nie dało się przywrócić życia komuś, kogo ciało już dawno rozłożyło się w ziemi.

Po obiedzie wspólnie dokończyli malowanie wszystkich półek, po czym zasiedli na kanapie żeby chwilę odpocząć. Zbliżała się godzina piąta po południu więc słońce już zniknęło za horyzontem. I to był ten moment, w którym drzwi wejściowe otworzyły się z hukiem, zwracając uwagę wszystkich zebranych.

– Lumi! Musisz coś zobaczyć! – zaczęła rozemocjonowana Midnight, nawet nie zwracając uwagi na gości. Odnotowała jedynie, że przyjaciółka siedzi na fotelu, więc złapała za pilot od telewizora i włączyła wiadomości.

Cecylia, oszołomiona nagłą wizytą Nemuri, patrzyła przez chwilę na telewizor nie rozumiejąc na co patrzy. Dopiero, gdy dostrzegła płonący kształt wiszący w powietrzu zaraz obok walącego się budynku, zrozumiała na co patrzy. Od razu również zrozumiała, dlaczego Dabiego przez ostatni tydzień nie było w domu i dlaczego wraca akurat dzisiaj. 

– Eri, idź do swojego pokoju – poprosiła tępym głosem, wgapiona w rozgrywającą się po drugiej stronie ekranu akcję. Tymi słowami zwróciła uwagę Midnight na pozostałą dwójkę siedzącą przed telewizorem. Eri posłusznie wstała z kanapy, wyminęła Kayamę i poszła na górę, zgodnie z prośbą Celi.

– Todoroki? – zdziwiła się czarnowłosa, dostrzegając swojego ucznia.

– Dzień dobry – przywitał się, choć również wzrok miał wlepiony w swojego ojca walczącego z czarnym Nomu.

– Nemuri, Endeavor jest numerem jeden, prawda? – upewniła się Cecylia, modląc się, by przyjaciółka odpowiedziała przecząco. Co prawda nie życzyła bohaterowi źle, aczkolwiek gdyby nie był numerem jeden, mogła mieć choć drobną nadzieję, że nie wyjdzie z tej konfrontacji tak pokiereszowany jak to zakładała fabuła.

– Tak. Swoją drogą, gratulacje za numer trzy. Szkoda, że nie było cię na rozdaniu – powiedziała bohaterka, tak jak pozostała dwójka analizując scenę w telewizji.

– Kurwa – mruknęła po polsku, wstając z fotela. Musiała się bardzo kontrolować, by nie zacząć krzyczeć lub trząść się z nerwów. Była sporo bardziej niż zdenerwowana. Była przerażona. I wściekła. W jej idealnym planie nie było miejsca na ten atak. A jednak nic nie zrobiła w kierunku tego, by temu zapobiec. 

– Dobrze się czujesz? – zapytała się czarnowłosa, doskonale znając reakcje Celi, dzięki czemu mogła z łatwością stwierdzić, że coś jest nie tak.

– Jest zajebiście! Po prostu przez mojego męża, mój teść może zginąć, a ja o tym wszystkim oczywiście wiedziałam i zapomniałam – odpowiedziała.

– Wiedziałaś? – zdziwił się Shoto, przenosząc wzrok na ciężarną.

– Znałam dokładną datę – jęknęła Cecylia, a w jej oczach zaczęły zbierać się łzy. – Przecież nawet go o to pytałam. Miałam coś z tym zrobić. To Nomu nie miało powstać, ale oczywiście nie zdążyłam. Strasznie cię przepraszam, Shoto.

– Lumi, ale nie płacz, miałaś inne rzeczy na głowie – pocieszyła ją Midnight, podchodząc do niej i przytulając. – Jestem pewna, że ten potwór nie wygra. 

– No wiem, ale... Tego miało nie być – zapłakała – A skoro to się wydarzyło, to wojna na pewno będzie miała takie same skutki. Ja nie chcę zostać sama.

– Nie mam pojęcia o czym mówisz, Cela – przypomniała Midnight, coraz bardziej martwiąc się o stan psychiczny przyjaciółki. Wiele można było wyjaśnić ciążą, ale ciągłe gadanie o wojnie, o której nikt nic nie wiedział, nie było niestety możliwe do podpięcia pod jeden z jej objawów.

– Zjebałam Midnight – powiedziała Cela, zupełnie zapominając o przyjemnej atmosferze jaka panowała jeszcze kilkanaście minut wcześniej. Policzki miała całkiem mokre od łez, które kapały na jej bluzkę.

– Na pewno nie jest tak... – wypowiedź Midnight przerwał donośny huk donoszący się z telewizora. Obie kobiety natychmiast tam spojrzały, oczekując w milczeniu jakiejkolwiek informacji co się stało. Kamera notująca wszystko z powietrza pokazywała dziurę w ziemi, wypełnioną gasnącym ogniem.

– Endeavor utrzymał się na nogach! – wykrzyknęła reporterka, gdy tylko dostrzegła bohatera między płomieniami.

– Widzisz? Żyje – oznajmiła Midnight spokojnym tonem, choć musiała przyznać, że kamień spadł jej z serca. Biorąc pod uwagę reakcję przyjaciółki, obawiała się najgorszego. Sięgnęła po pudełko chusteczek stojące na stole obok i podała je Cecylii, która otarła łzy. – Za każdym razem jak twierdzisz, że zjebałaś, wszyscy uchodzą z życiem, zauważyłaś?

– Na razie – westchnęła Cela, podchodząc do kanapy, na której siedział aktualnie blady jak kreda nastolatek. – Wybacz, Shoto. Moja reakcja nie pomaga. Ale już wszystko okej, jestem pewna, że się z tego wyliże. Nie to co twój brat, jak się tu pojawi – pocieszyła go, kładąc rękę na jego ramieniu. Nie chciała go przytulać, bo nie wiedziała czy może, ale zależało jej na jakimkolwiek pokazaniu wsparcia.

– Właśnie, gdzie Toya? – zapytała Midnight.

– Oczywiście, że tam gdzie kłopoty, za które jest odpowiedzialny.

– A on co tu robi? – dopytała, patrząc na Shoto.

– Pomagał malować, bo ja mam się nie przemęczać – wyjaśniła.

– Jakoś nie jestem zaskoczona – stwierdziła Midnight, rozglądając się. Dostrzegła na blacie kuchennym ostatnie kawałki ciasta z borówkami, więc się poczęstowała. – Wybacz, że wpadłam tak nagle. Podejrzewałam, że nie wiesz, a stwierdziłam, że powinnaś. No i przyznaję, byłam trochę zdenerwowana. W końcu nie codziennie takie coś atakuje bohatera. Ale mówisz, że to było planowane?

– Nemuri, kiedyś wyjaśnię wam to wszystko, ale to nie jest na to odpowiednia chwila.

– Jasne. To skoro już po sprawie, a ty nie chcesz puścić pary to ja się zawijam. A właśnie. Nezu kazał przekazać, że będzie dzwonić. Podobno w sprawie szkoły. Papatki.

Cecylia nie odpowiedziała, zaczynając się zastanawiać nad istotą tej kobiety. Przecież ona dosłownie wpadła, narobiła zamieszania, uciszyła je i wyszła. Nawet jeśli zrobiła to zamieszanie słusznie, w dalszym ciągu była to akcja nieprzemyślana. W sumie trochę jak ataki Ligi. Co przypomniało Cecylii o tym, że skoro akcja potoczyła się tak, a nie inaczej, koniecznością będzie pofatygować się do ich bazy i opierdolić kogo trzeba. Ale jeśli będzie miała to zrobić, będzie musiała poprosić Alberta o kilka sprzętów, co nawet dobrze się składa, bo i tak musi go dopytać o to, co powiedział jej rano Alan.

– Naprawdę Toya ci powiedział o tym ataku? – zapytał Shoto, gdy emocje już opadły. Nie chciało mu się wierzyć w to, że jego brat może być tak głupi, żeby od tak mówić o wszystkich planach bohaterce, którą uznano za godną numeru trzy.

– A skąd. Ostatnio o niczym mi nie mówi.

– To skąd wiedziałaś?

– Ja wiem dużo rzeczy, o których nie powinnam. – Uśmiechnęła się tajemniczo. Nie zależało jej już na zachowaniu tajemnicy jej misji, która jak Alan słusznie zauważył dawno się skończyła, ale nie chciała również psuć wszystkim wizji świata jaki znają, więc dopóki się dało, wolała utrzymywać niektóre osoby w niewiedzy.

– Rozumiem, że nie mam o to pytać. 

– Jakbyś wiedział, skąd wiem, musiałabym cię zabić – szepnęła konspiracyjnie, a uśmiech powrócił na jej usta. – No dobra. Chcesz herbaty na uspokojenie?

– Nie, dzięki. Chyba powinienem się już zbierać. Pół dnia tu siedzę, a pewnie klasa jeszcze będzie chciała mnie pocieszać albo co.

– Chyba fajnie, że jesteście w takich dobrych kontaktach. Ja nie wspominam swojej klasy za dobrze, a takie znajomości często się przydadzą.

– Szczególnie w wojnie, która nadchodzi?

– Nie za mądry jesteś przypadkiem? Jak masz iść to idź, bo jeszcze ktoś zacznie podejrzewać że cię porwali albo randkujesz. A chyba nie chcemy łamać biednej Yaoyorozu serca.

– Yaoyorozu? – zdziwił się, co rozbawiło Cecylię.

– Ale z ciebie jeszcze dzieciak – zaśmiała się.

– Nie rozumiem, co ona ma do tego?

– Kiedyś zrozumiesz. Leć.

– Jeszcze pożegnam się z Eri – poinformował, kierując się na schody.

– Pierwsze drzwi na prawo – poinstruowała, biorąc telefon do ręki i wchodząc w wiadomości, które huczały o niedawnym ataku i wygranej Endeavora. Nie zdążyła przeczytać nawet jednego artykułu do końca, gdy Shoto ponownie pojawił się na dole.

– Śpi – zawiadomił, po czym skierował się do drzwi, obok których stały buty. Ubrał je na nogi, pożegnał się z Celą i opuścił dom, zostawiając dziewczynę samą z jej myślami.

Cecylia szybko odłożyła telefon, nie mając najmniejszej ochoty widzieć kolejnych powiadomień o walce bohatera numer jeden. Z drugiej strony, nie chciała też nic nie robić, bo czuła, że nic dobrego z tego nie wyniknie. Zbyt wiele negatywnych myśli krążyło jej po głowie, a musiała jeszcze przeprowadzić bardzo poważną rozmowę z Dabim, za nim ostatecznie się rozklei. Dlatego postanowiła pójść do biura i zacząć zabijanie swojego czasu od sprawdzenia niedawno ogłoszonego rankingu bohaterskiego. W końcu, jakimś cudem dostała trzecie miejsce, którego się wcale nie spodziewała, a to oznacza, że cały ranking może wyglądać zupełnie inaczej. I nie pomyliła się. 

Gdyby nie Midnight, byłaby niesamowicie zaskoczona, widząc swój pseudonim pod numerem trzecim, zaraz za Hawksem i Endeavorem. Ale mimo wszystko, wprowadziło ją to w konsternację, bo przecież była na etapie, że większość Japonii jej nie znosi. Co się więc zmieniło? Widocznie coś musiało, bo jak sprawdziła, swoje miejsce zawdzięczała głównie opinii publicznej.

Równie zaskoczona była widząc na czwartym miejscu Best Jeanista. Mężczyzna tak jak ona przestał się w pewnym momencie udzielać i zgodnie z tym co Cecylii wiadomo, w dalszym ciągu na swoje stanowisko nie powrócił. Ale on chociaż miał jakieś logiczne wyjaśnienie swojego miejsca. Przecież odegrał kluczową rolę w pojmaniu All For One'a.

Dalszą częścią pierwszej dziesiątki nie była specjalnie zaskoczona. Widniała tam Mirko, Edgeshot, Kamui Woods, Mt.Lady, Ryukyu i Fat Gum. Nie mieli oni jakiś wyjątkowych osiągnięć w tym roku, lecz najwidoczniej nie było również nikogo, kto by ich przebił.

Po zaspokojeniu tej ciekawości, Cecylia wyłączyła komputer i odwróciła się do swojej tablicy myśli. Kolorowe nitki obwiązane wokół odpowiednich szpilek znaczyły tropy, którymi miała podążać podczas rozwiązywania sytuacji prowadzących do wojny. Przynajmniej taki był zamysł, jak tę tablicę tworzyła pod koniec września. Teraz przypominała jej jedynie pajęczynę błędów, które popełniła ona albo jakikolwiek inny bohater na drodze do idealnego świata. Ale po dzisiejszym popołudniu Cecylia dostrzegła jeden szczegół. Zarówno ona jak i inni bohaterowie z całego świata, pragnęli niemożliwego. Chcieli stworzyć idealny świat, w którym zawód bohatera, ani jakiejkolwiek innej jednostki wykonującej podobną pracę nie będzie potrzebny. Zapomnieli jednak, że nic nie jest idealne. Stworzenie świata, który nie będzie potrzebował bohaterów było po prostu nie możliwe. Ludzie potrzebują bohaterów, bo potrzebują coś, w co mogą wierzyć. Coś, co będzie namacalne, a nie tak jak większość religii tylko mistyczne. Potrzebują czegoś, a bardziej kogoś, kto poprowadzi ich przez mrok świata, który stworzyli. 

Z tą świadomością, Cecylia poczuła się jakby właśnie się obudziła z dobrego snu. Cała energia, która z niej ulatywała, gdy próbowała zbawić świat, co przecież wielokrotnie wytykał jej Dabi, jakby do niej wróciła i przypomniała o tym, dlaczego Cecylia Lawir chciała zostać bohaterką przez całe swoje życie. Tym sposobem Cecylia Todoroki stała się zdolna do faktycznego działania.

Dziewczyna wstała z krzesła i podeszła do tablicy, jak w transie rozpoczynając ściąganie wszystkiego, co do niej przyczepiła. Musiała zacząć od nowa, by nie powtórzyło się to, co wydarzyło się dzisiaj. Nie mogła sobie pozwolić więcej na panikę. Szczególnie wtedy, gdy podświadomie wiedziała, co się wydarzy lub co ma robić. Czas dorosnąć. Zostawić faktycznie przeszłość za sobą i zacząć żyć nowym życiem, które przecież zapowiadało się tak pięknie. No, przynajmniej wtedy, gdy skończy się wojna. Ale skoro jest nowa motywacja, to jest nowy i skuteczny plan.

Gdy skończyła, rozdzieliła tablicę na trzy części za pomocą sznurków, które chwilę wcześniej ściągnęła i podzieliła posiadane informacje na te, na które ma wpływ, nie ma wpływu lub już ogarnęła.

I wtedy usłyszała silnik samochodu wjeżdżającego przez bramę. Spojrzała na zegar dostrzegając na nim punkt dziewiątą. Natychmiast uśmiech pojawił się na jej twarzy a nogi prawie same powiodły ją do drzwi, które otworzyła, dostrzegając długo wyczekiwane czarne audi zatrzymujące się pod garażem. Kierowca zgasił silnik, potem światła i nareszcie wysiadł z samochodu, wraz z dwoma, jeszcze niezidentyfikowanymi przez Cecylię pakunkami pod pachą. Zamknął drzwi samochodowe, zamknął samochód i odwrócił się w stronę domu z zaskoczeniem dostrzegając w drzwiach uśmiechniętą dziewczynę. Ten widok był czymś, czego spodziewał się najmniej. W końcu gdy rozmawiali rano, brzmiała co najmniej tak, jakby oczekiwała go z ostrym nożem, który wbije mu w gardło zaraz po tym jak przekroczy próg. Co się więc stało, że już nie chce go zamordować? A może zamierza się bawić w mordowanie gołymi rękami?

Po raz pierwszy ciesząc się zdobytą wprawą w apatii, podszedł do niej, myśląc nad tym, czy przypadkiem zmiana jej nastawienia nie jest tylko pułapką, w którą właśnie daje się złapać. Żeby mieć więc pewność, że przynajmniej ten wieczór przeżyje, wyciągnął w stronę dziewczyny jeden z przedmiotów, który dla niej niósł. 

Cecylia widząc, co Dabi wyciąga w jej stronę musiała naprawdę silnie się skupić, żeby nie podbiec i złapać przedmiot. Zapanowała nad tą chęcią, ale mimo wszystko pozwoliła sobie na jeszcze większy uśmiech. Dabi bowiem wyciągał w jej stronę ogromnego pluszaka w kształcie siedzącego chomika. Pluszak był co najmniej wielkości poduszki, na której spała i nawet z tej odległości, w której się od niej znajdował mogła stwierdzić, że był jednym z tych najgenialniejszych, squishi przytulaśnych pluszaków. Wyciągnęła po niego ręce, postępując krok do przodu, by go złapać. Gdy już go miała w rękach, przytuliła go do siebie, czując, że zdążył przesiąknąć jej ukochanym zapachem Toyi. Ale tym przyjemnym, nie tym, który ciągnie się za nim po misjach, po których powinien mieć wyrok do końca świata i parę dni dłużej.

– Dziękuję – rzuciła, wpuszczając mężczyznę do środka.

– Nie masz już planu zamordowania mnie? – upewnił się, podchodząc bliżej.

– Na razie nie – odpowiedziała, sadzając pluszaka na komodzie stojącej obok drzwi do biura.

– Eri? – rzucił, ściągając buty. To był też moment, w którym Cecylia dostrzegła, że drugą rzeczą, którą Toya przyniósł jest podobnej wielkości pluszak w kształcie owcy.

– Śpi – poinformowała krótko Cecylia, obserwując męża. – I nie dziwię jej się. Cały dzień malowała z Shoto półki w salonie i drzwi do biura.

– A ty jak się czujesz?

– Teraz wyśmienicie. Ale jak cię nie było musiałam się sama zmierzyć z migreną i okropnym bólem pleców. Dla twojej wiadomości, tak, przeszło mi już.

– Mysza, wiem zjebałem. Przepraszam. Powinienem chociaż zadzwonić.

– Najlepiej, to jakbyś w ogóle nie wyjeżdżał jak mamy takie plany – zauważyła, podkreślając, że były takie, a nie inne. W końcu nie zależało jej na tym, żeby siedział nad nią dwadzieścia cztery na dobę, siedem dni w tygodniu, przez cały rok. Tego to by chyba nawet nie zniosła.

– Akurat to nie jest zależne ode mnie.

– Jest jak najbardziej. Przypomnę, że Shigaraki jest zajęty, a to on jest twoim zwierzchnikiem. Nie Garaki. A już na pewno nie All For One, z którym nawet nie powinniście mieć kontaktu.

– Nawet nie będę pytać, skąd o tym wiesz.

– Z tego samego źródła, z którego wiem, że to ty dzisiaj nasłałeś tego High-Enda na Endeavora, wcześniej ustalając to z Hawksem.

– Przerażasz mnie – przyznał, idąc do kuchni, gdzie nalał sobie wody.

– O, to bardzo dobrze, bo akurat w tej kwestii powinieneś się bać.

– Nie będę cię za to przepraszać. Nie ma szans – zaznaczył.

– Nie chcę przeprosin. Chcę tylko, żebyś mi mówił o takich rzeczach. Już to chyba mówiłam, ale wolę usłyszeć to od ciebie, a nie z telewizji. Swoją drogą, cały jesteś? Mirko cię nie dopadła? – zapytała, podchodząc bliżej i oglądając pobieżnie Dabiego w poszukiwaniu jakiś nowych śladów.

– Doktorek mnie zgarnął zanim zdążyła do mnie doskoczyć.

– Właśnie czuję. Ten glut Johnnego strasznie śmierdzi. Idź się umyć, zanim zapach utknie w ubraniu.

– Tylko jeśli pójdziesz ze mną – odpowiedział. – Cała jesteś w farbie.

– Zaraz tam cała. Tyle ile na mnie chlapnęło. Nie może być tego dużo – odparła, choć po minie Dabiego widziała, że nie jest to odpowiadająca mu wymówka. – Dobra. Wygrałeś. Ale cicho, bo Eri śpi.

– Wszystko zależy od ciebie, słońce – powiedział, całując ją krótko po czym kierując się na górę, gdzie znajdowała się wanna z prysznicem, gdzie była szansa, że się nie zabiją. 

🔹🔹🔹🔹🔹

– 2808 słów –

Odzywajcie się czasem, co? Brakuje mi waszych komentarzy. Zawsze mi się je tak miło czyta :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top