Rozdział 13

– Kampus –


Cecylia weszła do domu, przyglądając się nowej biżuterii na palcu. Zaraz za nią, szedł rozbawiony Dabi, z rękami pełnymi siatek. Oboje byli wykończeni, ponieważ od wczesnego rana łazili po sklepach, zaczynając od jubilera, gdzie nareszcie zorganizowali sobie obrączki. Potem byli w budowlanym, gdzie zakupili farby i pierwsze bibeloty do pokojów Eri i bliźniaków, choć Dabi był wyraźnie przeciwny rozpoczynaniu meblowania już teraz. W końcu mieli jeszcze jakieś pół roku. Ale Cela się uparła, więc mimo wszystko uległ.

Niezbyt przejmując się zachowaniem swojej żony, Dabi odłożył siatki do pralni, mieszczącej się na prawo od wejścia, która stała się składzikiem na rzeczy wszelakie. Cecylia w tym czasie zdążyła położyć się na kanapie, cały czas z szerokim uśmiechem obserwując srebrną ozdobę na palcu. Uznali bowiem, że biżuteria będzie srebrna ze względu na kolor zszywek, które nosi Dabi. Poza tym, biorąc pod uwagę ich typowe zajęcia, zdecydowali się na proste matowe pierścionki z jedynymi dwoma wypolerowanymi paskami na brzegach. Dodatkowo, obrączka Cecylii posiadała cienki paseczek z diamencikami. No i oczywiście, po wewnętrznej stronie zostały wygrawerowane imiona małżonka oraz data, którą podali. Czyli dzień, w którym otrzymali telefon z potwierdzeniem złożenia papierów. 

– Głodna? – zagadnął Dabi, stając nad rozmarzoną kobietą.

– Niezbyt. Ale roznosi mnie energia – przyznała. – Chcę już pomalować pokój Eri.

– Teraz? Przecież jest po dwudziestej.

– Tak, teraz – odpowiedziała, podrywając się z kanapy i kierując się po odpowiednie puszki i pędzle. – O, i wiesz co? Możesz zrobić popcorn – poinformowała, idąc na piętro.

Już w sklepie uznali, że pokój Eri nie może być nudny i jednolity jak jakaś sala szpitalna, bo dziewczynka może mieć z tym złe skojarzenia. Dlatego stanęło na pudrowym różu, brudnej bieli i tapecie w jakiś fajny wzór, której ostatecznie nie kupili, bo nie mogli się zdecydować.

Dabi przez chwilę patrzył ze zdumieniem na kobietę, która jeszcze piętnaście minut temu narzekała na to, że nogi ją bolą i najchętniej to wzięłaby gorącą kąpiel. Teraz jakby za pomocą zaklęcia, wydawała się zupełnie nie pamiętać o tym, jak czuła się chwilę temu. Nie chciał niszczyć tego nastroju, więc wyciągnął z szafki opakowanie popcornu i włożył je do mikrofali, w międzyczasie przygotowując jakieś picie. Wątpił w to, że Cela będzie mieć teraz ochotę na herbatę więc intuicyjnie postawił na sok, o którym mówiła od samego rana. Gdy przekąska była gotowa, wziął wszystko ze sobą na górę i wszedł do pokoju, w którym Cecylia rozkręcała imprezę. Postawił tackę na krzesełku, które stało obok puszek z farbami i przyjżał się Cecylii, nie mogąc powstrzymać uśmiechu.

Nie dość, że była jego żoną, czego jeszcze rok temu absolutnie nie podejrzewał, to w dodatku wirowała po pokoju do dźwięków muzyki z pędzlem w ręce, dresach i jego bluzce, śmiejąc się i podśpiewując tekst. W takich chwilach oboje zapominali kim są i po prostu udawali normalnych młodych zakochanych, dobrze bawiących się ze sobą. Gdyby tylko mogłoby tak być cały czas. 

– To od czego zaczynamy? – zapytał, zwracając jej uwagę.

– Ta ściana. Róż – zażądała, wskazując ścianę z oknem. – Tam stanie łóżko, tu będzie szafa, tam stolik a tam farba kredowa – oznajmiła, kolejno wskazując kąt na lewo od wejścia, ścianę na prawo, przestrzeń pod oknem i ścianę obok drzwi.

– To do roboty – przyjął, otwierając wskazany kolor. Fajnie było czuć się jak normalny przyszły ojciec. Bał się tylko, że okaże się taki jak Endeavor.

Napędzani niewyjaśnioną energią, pomalowali cały pokój, przez co położyli się spać dopiero koło czwartej w nocy. Mimo tego, poranek nastał dość wcześnie, ponieważ już o dziewiątej, kiedy to domofon oznajmił, że ktoś pragnie się dostać za bramę.

Cela zwlekła się niechętnie z łóżka, spoglądając na monitorek przy schodach. Z zaskoczeniem dostrzegła pod bramą Nezu. Mimo tego, bez zbędnych pytań wpuściła go, schodząc na parter i otwierając drzwi, nic sobie nie robiąc z tego, że jest w piżamie.

– Dzień dobry dyrektorze – przywitała mysz, gdy ten stanął przed nią.

– Witaj Luminary, jak samopoczucie? Mam nadzieję, że cię nie obudziłem.

– Nie, skąd. Dziękuję, czuję się cudownie. Co pana sprowadza?

– Chciałem cię poinformować, że wczoraj zakończyliśmy budowę kampusów i dzisiaj od południa uczniowie się do nich wprowadzą – powiedział.

– To cudownie! Nareszcie będziemy mogli wznowić działalność.

– Owszem. Chciałem cię również zapytać, czy zechciałabyś powiedzieć do nich kilka słów. Tak długa przerwa w zajęciach jest niczym rozpoczęcie roku, a biorąc pod uwagę okoliczności w jakich się z nimi rozstaliśmy, wartoby jakoś zachęcić naszych podopiecznych do ponownej pracy.

– Z wielką radością coś powiem – odparła rozpromieniona, czując, że wstępuje w nią nowa energia. Zupełnie nie myślała, co niesie za sobą otworzenie akademików.

– Cieszy mnie to. W takim razie zjawisz się w południe?

– Oczywiście.

– Nie zostało zbyt wiele czasu, więc nie przeszkadzam. I radzę ubrać się w coś stosowniejszego – powiedział ze śmiechem, po czym odszedł.

Cecylia, nieco skołowana nagłą wizytą dyrektora, zamknęła drzwi, kierując się do łazienki. Załatwiła potrzebę po czym wróciła do sypialni, gdzie zastała obudzonego już Dabiego.

– Kto to był? – zapytał.

– Nezu z informacją, że w południe jest oficjalne otwarcie kampusu i chce, żebym coś powiedziała.

– A ty oczywiście to zrobisz, bo ciąża nie jest dla ciebie odpowiednim argumentem do odpoczynku – odpowiedział mężczyzna.

– Ale to nie będzie wysiłek – zauważyła Cecylia, otwierając szafę i wygrzebując z niej swój strój bohaterski. – Będę musiała tylko postać piętnaście minut na scenie, powiedzieć kilka zdań i się pouśmiechać. Tyle – oznajmiła z uśmiechem, po czym poszła do łazienki w celu przebrania się.

Zrzuciła więc piżamę, założyła bluzkę, rajstopy i nasunęła sukienkę. Z żalem jednak zauważyła, że jest zmuszona pozbyć się gorsetu, który niewygodnie się opinał, oraz znacząco utrudniał zapięcie sukienki. Odpięła go więc, nareszcie dopinając elastyczny materiał sukienki i przyjrzała się sobie w lustrze.

Minął dopiero miesiąc od kiedy wróciła tu z idealnie płaskim brzuchem i jedynie lekko zarysowującymi się pod ubraniami piersiami. A teraz co. Nie mogła dopiąć gorsetu, sukienka odstawała, niedelikatnie ukazując sytuację Cecylii. Na szczęście nie było jeszcze tragedii. Po prostu nabrała odpowiednich kształtów, aczkolwiek jako osoba przyzwyczajona do swojego niedożywionego ciała, zaczynała czuć się niekomfortowo.

Zrezygnowana wróciła do sypialni, gdzie już po raz drugi zastała niechętne spojrzenie Dabiego. Zignorowała je, odłożyła gorset do szafy i zaczęła poszukiwać jakiegokolwiek innego paska, który mógłby imitować część stroju, której się pozbyła. Nie znalazła go, więc jeszcze bardziej niezadowolona z zaistniałej sytuacji zeszła do kuchni żeby coś zjeść.

Zupełnie nie przejmując się tym, że powinna uważać na to co je, gdy jest w stroju bohaterskim, którego po prostu żal było pobrudzić, uznała, że na śniadanie odpowiedni będzie spory kawałek lazanii, czekający na nią w lodówce. Odgrzała go w mikrofali i zabrała się za jedzenie, jednocześnie oglądając wiadomości w telewizji. Nie mogła przegapić niczego istotnego. W końcu od tego zależało istnienie U.A. i całego systemu bohaterskiego.

– Nie planujesz co chcesz powiedzieć? – zapytał zaskoczony Dabi, widząc Celę na kanapie przed telewizorem.

– No zaraz. Przecież się nie rozdwoję – odpowiedziała, pakując sobie do buzi kolejny kawałek jedzenia.

– Dziecku też tak powiesz?

– Dziecku? O jezu zapomniałam! – krzyknęła, odstawiając prawie pusty talerz na stolik. Pobiegła do gabinetu, gdzie już chciała odpalać komputer w celu umówienia się na rozmowę z opieką społeczną, gdy spojrzała na kalendarz wiszący nad biurkiem i odkryła, że przecież umówiła się już wczoraj, kiedy czekała aż zakupy zostaną załadowane do samochodu. Nie, żeby nie chciała w tym pomóc. Chciała. Ale została od tego wprawnie odsunięta.

– To o czym zapomniałaś? – rzucił rozbawiony Dabi, stając w drzwiach gabinetu.

– Nie... O niczym – odpowiedziała skołowana, słysząc parsknięcie. – Ty mi się tam nie śmiej. Ja tu mózg produkuję.

– Nawet dwa – poprawił ją, stawiając na biurku napoczętą przez dziewczynę szklankę soku pomarańczowego. – Pisz co chcesz powiedzieć, a nie sobie przypominasz o tym siwym gremlinie.

– Sam jesteś siwy gremlin.

– Idź do okulisty, bo chyba ci się kolory mieszają. To się nazywa czarny słońce.

– Doprawdy? To spójrz w lustro, słońce – odgryzła się, odpalając plik tekstowy oraz wszelkie inne notatki, na których podstawie uznała, że będzie budować przemówienie.

Napisanie kilku zdań, które mogłyby jakkolwiek pobudzić uczniów do pracy po tak długiej przerwie okazało się dużo łatwiejsze, niż pamiętała. Uznała jednak, że wynika to z jej rosnącego doświadczenia, które mimo wszystko zdobywała każdego dnia od prawie roku.

Wydrukowała swój wytwór wyobraźni, po czym włożyła go do teczki, kładąc ją w widocznym miejscu, żeby na pewno o niej nie zapomnieć. Gdy to już zrobiła, wróciła do sypialni, gdzie jak się spodziewała, zastała Dabiego. Mniej jednak spodziewała się zastać go z książką w ręce, która jak się okazało wcale książką nie była. Widząc to, Cela szybko zabrała swój notatnik z rąk mężczyzny, sprawdzając, ile przeczytał.

– Chyba coś mówiłam na temat czytania moich notatek – fuknęła, zamykając zeszyt.

– Myślisz, że będę dobrym ojcem?

– Czyli tego szukałeś w analizie twojej psychicznej rodziny... – westchnęła, zastanawiając się jak skutecznie pozbawić mężczyzny tych wątpliwości. – Wiesz, nie jestem wstanie ci odpowiedzieć na to pytanie. Każdy rodzic robi co może, żeby móc nazwać się dobrym, ale i tak zawsze komuś będzie coś nie pasować. Mogę cię jedynie zapewnić, że w oczach tych dzieci nie będziesz taki, jaki twój ojciec był w twoich oczach.

– Skąd możesz to wiedzieć? Chyba, że historię tych dzieci też już znasz.

– Nie znam. Ale mogę z całą pewnością to stwierdzić, ponieważ wiem, że nie przelejesz na nie tyle swoich niespełnionych marzeń. A bez tego, będą jak najnormalniejsze dzieci bohaterki i złoczyńcy. Jak już o tym mowa. Chyba muszę się pofatygować wreszcie do Shigarakiego.

– O nie, ja cię tam nie puszczę – oznajmił Dabi, przyciągając Cecylię do siebie, w celu przytulenia jej.

– I co, jak zacznie się wojna to mnie w domu zamkniesz?

– Oboje mamy świadomość, że magicznie byś się stąd wydostała i zrobiła co uważasz. 

– Chociaż coś.

– Nie zmienia to jednak faktu, że nie puszczę cię do Shigarakiego teraz, a już na pewno nie samą.

– Bo co? Bo biega sobie po lasach za Gigantomachią? Toya, bądźmy szczerzy, ani jeden, ani drugi nie dadzą rady na mnie nawet ręki podnieść.

– Ty masz wtyki w ptakach, czy co?

– Jak miałabym rozmawiać z ptakami?

– Zdolna jesteś – odpowiedział, wzruszając ramionami, jakby rozmowy ze zwierzętami w przypadku Celi były normalne.

– No dzięki. Tak czy siak, odpowiadając na twoje pytanie, nie, nie mam wtyk. Pamiętam co się działo i kiedy.

– To w tym tam twoim serialu podawali daty?

– Czasem rzucali miesiąc – odpowiedziała, spoglądając na zegar wiszący nad drzwiami. – Odprowadzisz mnie do szkoły?

– Nie mogę, idę odebrać samochód.

– Przecież oba stoją w garażu – zauważyła Cela, podnosząc wzrok na Dabiego.

– Tak, ale zauważ ile osób się do nich zmieści.

– No po pięć.

– Jak chcesz ustawić trzy foteliki obok siebie i się z tym nie siłować? – zapytał, lecz Cecylia nie umiała na to odpowiedzieć. – No właśnie. Więc zainwestowałem i idę dzisiaj odebrać samochód.

– Za jakie pieniądze? – zdziwiła się.

– Są pytania, których się nie zadaje – powiedział, dając jej buziaka, by nie kontynuowała przesłuchania. 

– Nie zmienia to faktu, że muszę się zbierać – stwierdziła, wyswobadzając się z uścisku czarnowłosego i zgarniając telefon z szafki nocnej.

– Powodzenia. I uważaj na siebie.

– Ja zawsze uważam – powiedziała, schodząc po schodach.

– Jasne.

– Ty i tak nie masz prawa się na ten temat wypowiadać – ucięła, zakładając buty i narzucając na ramiona płaszcz. Na dopięcie wszystkiego Dabi jeszcze owinął wokół jej szyi szalik, ale w taki sposób, że nic nie widziała, dopóki go nie poprawiła.

– Kiedy wrócisz?

– Nie wiem. Nie później niż o osiemnastej – odpowiedziała, na co Dabi się skrzywił. Zupełnie nie podobało mu się to, że dziewczyna zamierza pracować w czasie ciąży, co jego zdaniem mogło zagrozić dzieciom. A gdyby coś im się stało, nie był wstanie wyobrazić sobie co by zrobił. – Papa – dodała na pożegnanie, po czym wyszła z domu, kierując się do U.A.

Choć droga do bramy teoretycznie była prosta i zajmowała trochę ponad pięć minut, Cela i tak doszła do niej po dwudziestu. Było to spowodowane ilością przystanków, jakie postanowiła po drodze zorganizować, w celu rozpatrzenia coraz to ciekawszych pomysłów na odbudowę budynku. Dzięki temu, gdy przekraczała bramę U.A., jednocześnie witając się z pustym placem, na którym jeszcze niedawno było gruzowisko, była wstanie mniej więcej określić jak ma wyglądać przyszły budynek szkoły. Musiała jedynie wymyślić, jak przekonać dyrektora Nezu do zmiany wyglądu budynku.

– Cela! – usłyszała radosne przywitanie ze strony biegnącej do niej Midnight. – Dobrze, że już jesteś. Dyrektor cię szukał.

– Wiem, ale dzięki za informację – odpowiedziała z uśmiechem. Nareszcie poczuła, że wróciła na swoje miejsce. Choć pewnie jeszcze lepiej poczuje się, gdy uda jej się porozmawiać z Shoto. Miała mu tyle do wyjaśnienia po tym co wydarzyło się podczas ataku Prawd Wiary.

– Coś zmieniłaś... – zauważyła bohaterka, mierząc zielonooką z góry do dołu. – Nie wiem, włosy? Nie. To nie to. Strój? No jasne! Gdzie posiałaś gorsecik? Tak ci w nim dobrze było.

– Wiesz no... – Cela odwróciła się bokiem do przyjaciółki i przygładziła materiał sukienki, by bardziej przylegał, dzięki czemu uwydatniła swój ciążowy brzuch.

– Ale szybko rosną – stwierdziła Midnight. – Jak już jesteśmy w temacie, pokazuj obrączkę!

– Nie pokazałam ci jej jeszcze? – zdziwiła się, lecz wyciągnęła w jej stronę rękę z biżuterią.

– Jaka śliczna! A grawer?

– Możemy się tym zająć później? Muszę złapać Nezu.

– Racja. To do zobaczenia później – odpowiedziała czarnowłosa, ruszając w kierunku bramy.

Cela za to skierowała się do rosnącego tłumu, gdzie jak zakładała, znajdowała się również scena i dyrektor. Zgodnie z tym co podejrzewała, tam go znalazła. Oraz wielu swoich uczniów, którzy widząc ją, zaczęli do niej machać. Oczywiście musiała im odmachać.

– Dzień dobry dyrektorze – przywitała się, podchodząc do myszy.

– Dzień dobry Luminary. Dobrze, że już jesteś. Gotowa, żeby coś powiedzieć?

– Jak zawsze.

– W takim razie możemy zaczynać – powiedział, po czym wspiął się na podest przy mikrofonie, co dla wszystkich było znakiem, by przestać rozmawiać i zacząć słuchać. – Witajcie uczniowie! To ja, wasz ulubiony mały ssak, dyrektor! Ostatnio wiele się wydarzyło. Utrata budynku naszej szkoły, utrata naszej opoki... Ich następstwa pojawiły się znacznie szybciej, niż mogliśmy podejrzewać, co powoli wprowadza nasze otoczenie w chaos. I niestety najbardziej uderzy to w was, uczniów. Dlatego zamierzamy się na was skupić. Aby móc to zrobić, wprowadziliśmy już kilka zmian, które nam w tym pomogą. Jedną z nich, jak już się pewnie domyślacie, było wybudowanie kampusu, z którego możecie korzystać. Drugą, pragnę wam przedstawić właśnie teraz. Wszyscy zapewne kojarzycie jedną z naszych nauczycielek, Luminary. Niektórych z was uczy bohaterstwa. Podjąłem decyzję o tym, że od dzisiaj aż do odwołania, będzie mi pomagać, jako nasza nowa wicedyrektorka – oznajmił Nezu, przez co uczniowie w końcu wykazali jakiekolwiek zainteresowanie tym, co mówi. – W takim razie dam jej teraz coś powiedzieć.

Cela wzięła głęboki oddech, wiedząc, że przyszła na nią pora. Zrobiła kilka kroków w stronę sceny, jednocześnie poszukując w kieszeniach płaszcza kartki, na której wydrukowała sobie co chciała powiedzieć. I dopiero gdy dotarła do schodków uświadomiła sobie, że kartka wcale nie znajduje się w żadnej kieszeni, tylko teczce, którą położyła koło miseczki z kluczami na korytarzu. I jej nie wzięła.

Niezbyt zadowolona ze swojej nowej umiejętności zapominalstwa, weszła na scenę z szerokim uśmiechem i spojrzała na uczniów, zastanawiając się, co w takim razie powinna do nich powiedzieć. Miała pustkę w głowie, więc postanowiła iść na żywioł.

– Znacie mnie, więc pewnie domyślacie się już, że choć moje stanowisko się zmieniło, nie zmieniło się to, jak możecie się do mnie zwracać. Ale to taki drobiazg, bo ja nie o tym. Chciałam wam powiedzieć, że... – zacięła się, nie mogąc nic wymyślić. Wzięła więc głęboki oddech, odnajdując w tłumie znane zielone, dwukolorowe i blond włosy. – Cieszę się, że was wszystkich widzę. To, że możemy się tu dziś zobaczyć udowadnia mi, że wszyscy moglibyście już dostać dyplomy i iść w świat jako zawodowcy, bo przetrwaliście atak złoczyńców na szkołę i trzy miesiące praktyk. Trudne czasy przed nami i chyba wszyscy jesteśmy tego świadomi. Upadek symbolu pokoju stanowczo wpłynie na aktywność złoczyńców, a co za tym idzie, będziemy potrzebować wykształconych bohaterów. I zapewniam was, że właśnie na tym się skupimy, choć jak widzicie, szkoły brak – oznajmiła, wskazując pustkę za sobą. – Nie zmienia to faktu, że już jutro o dziewiątej rozpoczniemy zajęcia, właśnie w tym miejscu, dla wszystkich klas. Przyjdzie w szkolnym dresie. Tyle ode mnie. Dziękuję wam bardzo i miłego dnia – zakończyła, kłaniając się.

– Tak, to tyle na dzisiaj. Możecie wrócić do akademików – dodał jeszcze Nezu, a uczniowie zaczęli się rozchodzić.

Cela stanęła obok sceny, z uśmiechem obserwując uczniów rozmawiających między sobą, do czasu, aż podszedł do niej Nezu oraz reszta nauczycieli.

– Jaki plan na jutro? – zapytał dyrektor prosto z mostu.

– Mam zamiar poinformować ich o festiwalu w listopadzie, bo z tego co mi wiadomo, we wcześniejszych latach takowy się odbywał, po czym chcę ich puścić wolno.

– A na pojutrze? – dopytał Nezu.

– Żaden. Mamy połowę października, festiwal odbędzie się na początku listopada, czyli mają niecały miesiąc. Chcę dać im czas na zorganizowanie co będą chcieli. My w międzyczasie ustalimy szczegóły dotyczące nowego budynku szkoły, a po festiwalu albo będą pomagać w odbudowie szkoły albo jakoś zaczniemy ich przygotowywać do zbliżającej się niestety wojny – odpowiedziała.

– Wojny? – zdziwił się Vlad King.

– Mój wywiad twierdzi, że Liga Złoczyńców zbiera wsparcie pośród silnych grup. Najwcześniej w kwietniu zaatakują. Znając sytuację, łatwo można stwierdzić, że nasi uczniowie mogą mieć duży wpływ na wynik walk. Na razie więcej informacji nie posiadam więc na więcej pytań nie odpowiem.

– A na pytanie o plany dotyczące szkoły? – rzuciła Midnight.

– Też nie, bo jeszcze nic nie mam. 

🔹🔹🔹🔹🔹

– 2947 słów –

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top