𝑅𝑜𝓏𝒹𝓏𝒾𝒶ł 𝒹𝓌𝓊𝒹𝓏𝒾𝑒𝓈𝓉𝓎 𝓉𝓇𝓏𝑒𝒸𝒾

»»────── .⋅ ⚜ ⋅. ──────««

Setki głosów.

Shaye wpatrywała się kask, który trzymała w dłoniach. Odłączyła swój nadludzki słuch. Wystarczająco się nasłuchała. Jedni rozmawiali o meczu, a inni o tym co działo się w mieście. Kolejne zgony. Trzema ofiarami byli, adwokat Jack Watch, księgowa Ally Mishell oraz nauczycielka Sarah Elsher. Każdy z nich popełnił samobójstwo, a przynajmniej nic nie wskazywało na udział osób trzecich.

Zielonooka rozmyślała o ostatnim wieczorze kiedy widziała panią Elsher. Ponad godzinne później, jej mąż przyjechał do szkoły, bo nie wróciła do domu. Znalazł ją martwą w sali lekcyjnej. Koroner ustalił że podcięła sobie żyły oraz gardło nożyczkami. Godzina zgonu nastąpiła około dwudziestej. Shaye była ostatnią osobą, która widziała ją żywą.

Nie dawało jej spokoju zachowanie nauczycielki. Była miła w stosunku do Shaye, co było u niej nienaturalne. Dochodziła sprawa z godziną zgonu. Zielonooka skończyła trening równo o dwudziestej, bo wtedy zgasły światła na boisku. Kilka minut zajęło jej odniesienie sprzętu i zabranie z szatni swoich rzeczy. Dlatego nie jasne było, jakim cudem mogła rozmawiać z panią Elsher po dwudziestej, skoro koroner uznał zgon około dwudziestej. Wyjaśnieniem mogło być to, że czas zgonu był podany w przybliżeniu, a nie w konkretnych minutach. Było to sensowne wytłumaczenie, ale nie usatysfakcjonowało to zielonookiej. Coś było nie tak, czuła to.

Wibracja telefonu wyrwała Shaye z zamyślenia. Spojrzała na ekran. Dostała wiadomość od Allison. Brunetka razem z Lydią pojechały do kostnicy. Rudowłosa uznała że Shaye miała rację co do dziwnej sytuacji z samobójstwem nauczycielki francuskiego. Dlatego obie opuściły mecz, aby zdążyć obejrzeć ciało zanim zostanie skremowane. Shaye tamtego wieczoru widziała zabandażowaną ranę na dłoni pani Elsher. W dokumentach z sekcji zwłok, które Stiles wziął od taty, nie było wzmianki o ranie na dłoni, co wydało się jeszcze dziwniejsze.

Zielonooka poczuła nutę niepokoju, gdy Allison napisała że na ciele pani Elsher, były tylko trzy rany. Na nadgarstkach i jedna na szyi. Na dłoniach kobiety nie było nawet najmniejszego zacięcia.

— Zachowywała się jak nie ona... — szepnęła zielonooka. Wypowiedzenie tych słów na głos nasunęło jej myśli na inny kierunek. 

Napisała do Allison przypuszczenie, że co jeśli tamtego wieczoru wcale nie rozmawiała z panią Elsher. Argent szybko odpisała pytając czy zielonooka uważa że ktoś podszył się pod nauczycielkę. Ta wersja wydawała się logiczna.

Shaye dostała kolejną wiadomość od swojej dziewczyny. Allison stwierdziła że razem z Lydią pojadą do jej domu, aby przeszukać bestiariusz. Brunetka czytała w nim coś o istotach, które potrafią podszywać się pod innych. Może znajdzie w bestiariuszu przydatne informacje.

Zielonooka wstała z ławki. Zamierzała odłożyć telefon, ale dostała jeszcze jedną wiadomość. Allison życzyła jej udanej gry i wysłała serduszko. Shaye odesłała jej te same emoji.

Kąciki ust zielonookiej uniosły się ku górze, ale po chwili jej uśmiech opadł. Allison była niczym światło świecy oświetlający mrok pełen problemów i zmartwień.

Wyszła z szatni.

Scott i Stiles próbowali przekonać trenera aby odwołać mecz, ale mężczyzna się nie zgodził. Dlatego na terenie szkoły znajdowały się dwa radiowozy. Widok policji na meczu był niepokojącym znakiem, ale w ten sposób mogli zapewnić kibicom chociaż trochę bezpieczeństwa. Sam szeryf Stilinski razem z swoim zastępcą i dwoma funkcjonariuszami obserwowali cały teren szkoły.

Byli gotowi na potencjalne niebezpieczeństwo.

Ten kto zabił Eire, nie wykonał do tej pory żadnego ruchu. Nie wiedzieli co morderca zaplanował, ani też w jaki sposób samobójstwa mogłyby być powiązane z tą samą osobą.

Shaye upuściła kask. Obejrzała się za ramię na oddalającego się chłopaka.

— Może uważaj jak chodzisz — zasugerowała z nutą złości. Chłopak nawet nie przeprosił za trącenie ją ramieniem. Po prostu sobie poszedł.

Zielonooka podniosła kask, po czym pchnęła dwuczęściowe drzwi prowadzące na zewnątrz. Mecz miał zacząć się lada moment.

⊱ ⚜ ⊰

Mecz był emocjonujący, ale w pozytywnym sensie. Pierwsza połowa szybko minęła. Nic podejrzanego nie wydarzyło się. W czasie przerw, Shaye pisała z Allison. Brunetka pisała że znalazła kilka informacji, ale lepiej było je wyjaśnić w cztery oczy.

Druga połowa gry, stała się bardziej brutalna. Obie drużyny wyprzedzały się na wzajem w punktach. Prywatna szkoła Devenford Prep była nieustępliwa.

— Ciągle nas doganiają — stwierdził z niezadowoleniem Liam.

— Zawsze można pozbyć się najlepszego gracza — zasugerowała z uśmieszkiem na ustach Shaye. Liam uśmiechnął się na jej pomysł. Skopanie tyłka Brett'owi byłoby bardzo satysfakcjonujące.

— Gramy czysto — powiedział Scott. — Mówiłaś że Allison i Lydia przeszukują bestiariusz? — brunet zwrócił się do Shaye, ale patrzył na trybuny.

— Tak — zielonooka podążyła za spojrzeniem Scott'a. Allison i Lydia stały przy trybunach. Brunetka trzymała dużą podłużną torbę na łuk. Shaye złapała kontakt wzrokowy z swoją dziewczyną. Zielonooka zmarszczyła brwi zaniepokojona wyrazem twarzy brunetki.

— Więc czemu tu są?

Nagle wszystkie światła zgasły. Słońce zaszło kilka minut temu całkowicie za horyzontem, przez co w okolicy zapanował mrok. Niektórzy odpalili telefony i włączyli latarki.

Bolesny krzyk przeciął ciszę, wywołując lawinę paniki. 

Nie trwało to dłużej niż trzy minuty, a światła włączyły się.

Na murawie leżał jeden z graczy drużyny Devenford Prep. Zapach krwi rozniósł się po okolicy.

Tłum kibiców zaczął w panice schodzić z trybun. Ludzie uciekali w popłochu, przerażeni śmiercią jednego z graczy oraz tym że mogą być następni. Szeryf Stilinski wbiegł na boisko z jednym z swoich policjantów, a zastępca z innymi funkcjonariuszami zaczęli uspokajać tłum. 

Shaye razem z innymi podeszli do leżącego chłopaka. Na jego zielonej koszulce była duża plama krwi. Dostał czymś ostrym prosto w serce.

⊱ ⚜ ⊰

Jaxon Waylon zginął tuż obok nich. Scott i pozostali zastanawiali się jakim cudem dopuścili do tej tragedii. Mieli plan jak zadbać o bezpieczeństwo grających i widzów, a mimo to zawiedli. Nikt niczego nie widział, nie wyczuł. Nie było zapachu ani podejrzanego. Stało się to tak szybko, że w pierwszych chwilach nie docierało to do nich.

Czym sobie zasłużył ten nieszczęsny człowiek?

Nie znali odpowiedzi na to pytanie, ani nie wiedzieli w jaki sposób był związany z Eire.

Allison położyła laptop na stół, wokół którego wszyscy stali. W czasie mieczu razem z Lydią znalazły kilka możliwie przydatnych informacji.

Podczas rozgrywki lacrossa, Lydia wyczuła że ktoś umrze. Słyszała cichy śpiew, ale bez słów. Brzmiało to tak, jakby ktoś tonował głos, niczym przyciągającą i kojącą kołysankę. To samo słyszała przed tym jak Forbs skoczył pod samochód. To nie mógł być przypadek. W bestiariuszu znalazły wzmiankę o stworzeniach, które swoim śpiewem mogły nakłonić innych do swojej woli. Były to syreny. Piękne, ale bardzo niebezpieczne istoty. Pojawienie się ich w Beacon Hills było mało prawdopodobne, bo wolały przebywać blisko bardzo dużych skupisk wody, ale nie było niemożliwe.

— Syreny? — zapytał z zmieszaniem Scott.

— Mogą używać swojego śpiewu aby kontrolować innych. Wywoływać iluzje czy naginać do swojej woli — powiedziała Allison.

— Iluzje? — dopytała Shaye. Od razu pomyślała o ostatnim spotkaniu z panią Elsher. Zachowywała się wtedy jak nie ona. Co jeśli to była iluzja? Skoro syreny miały takie zdolności, to mogły oszukać nawet wilkołacze zmysły.

Allison przytaknęła głową.

— Może wtedy rozmawiałaś z iluzją pani Elsher.

— Czy tylko ja dostałem ciarek? — zapytał Isaac. 

Kontrola umysłów. Kolejna paskudna i przerażająca rzecz, z którą będą musieli się zmierzyć.

— Lepiej powiedz jak z tym czymś walczyć — odezwała się Malia, zwracając się do Allison.

— Nie jest trudno je zabić. Wystarczy przebić serce zwykłym ostrzem czy postrzelić je. Problemem jest zbliżenie się do nich. Mogą używać swojego śpiewu na odległość wielu metrów — powiedziała Argent.

— Więc trzeba pozbawić siebie słuchu?

— Niekoniecznie.

Do salonu wszedł Chris, przyciągając uwagę wszystkich zebranych. Trzymał w dłoni mały włókniany worek. Położył przedmiot na stole, a wtedy wszyscy mogli zobaczyć co znajduje się w środku. W worku były świeżo zerwane liście.

— To licie jarzębu. Z pnia i gałęzi robi się popiół górski, ale liście również są pożyteczne. Popiół tworzy barierę nadnaturalną, liście również — Chris wziął do ręki jeden liść. Złożył go na pół, a później zwinął w rulonik. Włożył do ucha, ale nie zbyt głęboko. — W ten sposób powstaje bariera, która może uchronić daną osobę przed śpiewem syren.

— Nadnaturalne zatyczki do uszu z liści? Zadziała? — zapytał Stiles. Miał wątpliwości.

— Powinno — powiedział krótko Chris.

— Nie zabrzmiało pocieszająco — stwierdził Theo.

— Nie ma jeszcze innego sposobu? — zapytała Shaye.

— W bestiariuszu nie. Skontaktuje się z kilkoma osobami. Może ktoś z nich będzie wiedział jak walczyć z syrenami — oznajmił Chris, po czym wyszedł z pomieszczenia.

Przez moment, wszyscy w ciszy przyglądali się workowi z liśćmi. Było to trochę absurdalne aby liście mogły uchronić ich przed syrenami.

— Niech każdy weźmie po garści i zawsze ma przy sobie — powiedział Scott.

Po kolei zanurzyli dłonie w worku i wzięli po kilka liści. 

Postanowili rozdzielić się aby spróbować szybciej rozwiązać problem. 

Scott i Stiles pojechali na komisariat. Szeryf miał porozmawiać z rodzicami zamordowanego chłopaka. Może coś przydatnego wiedzieli. Przy okazji chłopacy mieli dokładniej przyjrzeć się pozostałym samobójstwom, za które odpowiedzialne mogą być syreny. Możliwe że zamaskowany morderca z imprezy halloween'owej, współpracuje z tymi istotami.

Liam z Theo mieli porozmawiać z Brett'em. Jaxon uczył się w jego szkole oraz byli kolegami z drużyny. Może Brett będzie coś wiedział o tym chłopaku albo przynajmniej powie z kim zadawał się Jaxon, by móc przepytać jego znajomych.

Allison, Shaye, Lydia i Malia zostały w domu Argent'ów. Rudowłosa zamierzała skorzystać z swojej nadnaturalnej strony, a Malia miała ją przy tym nadzorować. Shaye i Allison poszły do biura Chris'a. Mężczyzna trzymał tam różne książki o mitologiach i różnych wierzeniach. Istniała szansa że tam znajdą coś więcej o syrenach.

Shaye z znudzeniem odłożyła kolejną przejrzaną książkę z powrotem na półkę. Wzięła następną, po czym usiadła przy biurku obok Allison.

Zielonooka otworzyła książkę. Przejrzała spis treści. Nagłówki brzmiały nudno, co tylko pogorszyło jej nastawienie do czytania. Zerknęła na brunetkę, która była pogrążona w lekturze. Siedziały tutaj ponad dwie godziny.

Shaye zapatrzyła się na swoją dziewczynę. Allison wyglądała uroczo gdy była skupiona. Zielonooka uniosła dłoń i założyła kosmyk włosów brunetki za ucho. Ten gest przyciągnął uwagę Allison.

— Skup się na czytaniu — powiedziała krótko Argent, po czym wróciła do przeglądania książki.

Tally wydęła wargi w geście niezadowolenia, ale posłuchała łowczyni. Niechętnie zaczęła przeglądać książkę o mitycznych istotach. Zbiór ten został spisany prawie tysiąc lat temu przez nieznanego autora. Książka była kopią oryginalnego dzieła. Im dalej Shaye czytała, tym bardziej czuła się nieswojo. Nigdy nie słyszała o takich istotach, nawet nie widziała ich w filmach czy innych książkach. Mogło się wydawać że autor po prostu je zmyślił. Ich nazwy były dziwaczne, tak samo jak ich wygląd. Szkice były bardzo dokładne przez co te istoty wydawały się być bardziej realistyczne.

Shaye dostała gęsiej skórki gdy zobaczyła rysunek przedstawiający wysoką ciemną i chuderlawą postać o długich kończynach. Nie miał twarzy. Nie miał żadnych cech. Ani ubrań, ani włosów. Nic co mogłoby nasunąć myśl że kogoś przypomina. Wyglądał jakby był nikim.

Stworzenie nosiło nazwę, Nulla identi. Obok był dopisek z tłumaczenia, bez tożsamości.

— Dziewczyny!

Z dołu usłyszały Malie. Szybko odłożyły książki, po czym zbiegły na dół i weszły do salonu.

Lydia siedziała przy stole. Miała zamknięte oczy i rysowała coś na kartce.

— Zemsta... zagubiony... zemsta... zagubiony... — rudowłosa szeptała na przemian dwa słowa.

Dziewczyny czekały aż Lydia skończy. Lepiej było nie przerywać jej.

Rudowłosa otworzyła oczy i zamilkła. Skończyła rysować.

Dziewczyny pochyliły się nad stołem aby zobaczyć rysunek, który przedstawiał portret jakiejś kobiety.

— Kto to? — zapytała Allison.

— Nie wiem, ale dzisiaj umrze — oznajmiła ponuro Lydia. — Słyszałam śpiew syreny.

— Czemu szeptałaś słowa zemsta i zagubiony? — zapytała Shaye.

Lydia spojrzała na zielonooką. Przez chwilę milczała.

— Morderca chce zemsty, a ta druga osoba jest zagubiona.

— Ta druga osoba to kobieta z rysunku? — dopytała Shaye.

— Nie — Lydia zmieszała się. Nadal nie umiała w pełni wykorzystywać swoich zdolności. Podążenie za intuicją i przeczuciami ułatwiały wgłębienie się w moce banshee, ale tym razem nie rozumiała tego co sama mówiła. — Są dwie osoby.

— Zamaskowana osoba z imprezy oraz syrena? — zapytała Malia.

— Chyba tak — szepnęła niepewnie Lydia. Cokolwiek do niej szeptało, ucichło. Nie słyszała już niczego nadprzyrodzonego. 

— Zadzwonię do Scott'a. Musimy znaleźć tą kobietę — oznajmiła Allison. Wyjęła telefon z kieszeni, po czym wybrała numer do McCall'a.

Shaye wpatrywała się w rysunek. Nie znali nawet jej imienia. Znalezienie jej na czas było jak szukanie igły w stogu siana.

*************************************

Jak podobał wam się rozdział?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top