𝑅𝑜𝓏𝒹𝓏𝒾𝒶ł 𝓈𝒾ó𝒹𝓂𝓎

»»────── .⋅ ⚜ ⋅. ──────««

Shaye szła za Allison. Brunetka stwierdziła że chce jej coś pokazać. Zielonooka nie protestowała. Spędzenie czasu z nią było samą przyjemnością. Ten cały Derek, chwilę się tylko na nie gapił, po czym po prostu gdzieś poszedł. Shaye podpytała Allison o niego. Argent niewiele o nim powiedziała. Jego rodzina od pokoleń żyła w Beacon Hills.

Shaye słyszała trochę o rodzinie Hale'ów, o tragicznym pożarze, za który odpowiadali łowcy. Większość rodziny Hale'ów zginęła wtedy. To było okropne. Zostali zabici bo byli wilkołakami. Podobno wśród zmarłych byli również ludzie. Łowcy twierdzą że wilkołaki to potwory, nie każdy był święty, ale nikt dobry nie podpala domu pełnego żywych osób. 

— To tutaj.

Shaye otrząsnęła się z swoich myśli. 

Znajdowały się w punkcie widokowym. Z wysokiego klifu widać było całą panoramę miasta. Shaye zbliżyła się do krawędzi, z zachwytem patrzyła na widok przed nimi. Mimo że był dzień, to panorama miasta wyglądała pięknie.

Allison odłożyła torbę z łukiem na ziemię, po czym podeszła do krawędzi klifu. Usiadła na ziemi i spuściła nogi w dół. Shaye poszła w jej ślady, usiadła obok niej w pół metrowej odległości. Nie chciała usiąść bliżej aby nie naruszyć jej komfortowej przestrzeni.

Obie patrzyły na panoramę miasta. Wszystkie budynki wydawały się takie maleńkie.

— Bardzo ładny widok. — powiedziała zielonooka.

— W nocy jest ładniej. — stwierdziła brunetka.

— Więc musimy kiedyś w nocy tu przyjść. — Shaye zerknęła na Allison.

— Zdecydowanie tak. — Argent zerknęła na Tally.

Na twarzach dziewczyn zagościły delikatne uśmiechy. Po chwili wróciły do patrzenia przed siebie.

Shaye kątem oka zerknęła na brunetkę, na jej dłoń, którą trzymała na ziemi blisko dłoni zielonookiej. Miała ochotę położył swoją dłoń na jej, ale powstrzymała się, a nawet zabrała swoją dłoń z ziemi. Skrzyżowała ramiona na klatce piersiowej. Odwróciła wzrok próbując skupić się tylko na widoku miasta. Nie brakowało jej odwagi aby się z kimś pobić. Tak było nawet gdy nie była jeszcze wilkołakiem. Walka z rówieśnikami albo z znacznie starszymi? Była gotowa na to. Odpyskowywanie osobie, nie zważając kim była, nawet gdyby był to sam prezydent? Nie czułaby ani odrobiny strachu. Złamanie prawa czy zrobienie czegoś społecznie nieakceptowalnego? Dwa razy nie trzeba by było jej prosić. Powiedzenie Allison że jej się podoba i zauroczyła się w niej? Prawdopodobnie wolałaby skoczyć z klifu. Dwa razy skompromitowała się wyznając drugiej dziewczynie swoje uczucia. Trzeci raz wolała uniknąć tego paskudnego uczucia. Przynajmniej do momentu, gdy dowie się czy jej uczucia mogły być odwzajemnione.

Allison zerknęła kątem oka na Shaye. Zielonooka wydawała się być zdystansowana, jakby nagle próbowała się wycofać. Ciekawiło ją to dlaczego Shaye tak się zachowywała. Raz była gotowa przekroczyć komfortową granicę, a raz wycofywała się, jakby się czegoś obawiała.

— Mogę cię o coś zapytać. — odezwała się Allison.

Shaye zerknęła na nią i przytaknęła głową. Brunetka zerknęła w dół, na odsłoniętą skórę zielonookiej. Na boku pod żebrami Shaye miała tatuaż. Allison zastanawiała się co on oznaczał. Na powrót wróciła do patrzenia na twarz zielonookiej.

— Masz ciekawy tatuaż, co on oznacza? — zapytała spokojnie. Nie chciała aby jej pytanie zabrzmiało ofensywnie. Po prostu była ciekawa.

Shaye trochę się spięła na pytanie brunetki. Po chwili lekko się uśmiechnęła. Mimo bolesnych wspomnień, starała się skupić tylko na tych dobrych.

— Mój przyjaciel Josh, kiedyś wymyślił ten wzór. Mieliśmy oboje go sobie wytatuować, ale jemu to nie było dane. — nie chciała szczegółowo wchodzić w ten temat. — Zrobiłam sobie ten tatuaż po jego śmierci na pamiątkę obietnicy, że zawsze będziemy trzymać się razem.

— Przykro mi. — powiedziała szczerze Allison.

Shaye odwróciła wzrok, chcąc skupić się na panoramie miasta. Wtedy poczuła jak brunetka kładzie dłoń na jej dłoni, którą trzymała na udzie. Zielonooka ciężej wciągnęła powietrze. Zerknęła na Allison, która lekko się do niej uśmiechała. Gest był pocieszający, ale dla Shaye wydał się być bardziej intymny. To było tylko dotknięcie dłoni, ale sprawiło że zielonooka poczuła motyle w brzuchu. Shaye odwzajemniła uśmiech Allison.

Po chwili obie wróciły do patrzenia na panoramę miasta. Zapanowała między nimi cisza, ale nie była ona nieprzyjemna. Żadna z nich nie cofnęła ręki. 

⊱ ⚜ ⊰

Shaye siedziała w swoim samochodzie zaparkowanym na poboczu ulicy, przy czyjejś posesji. Trawnik był idealnie skoszony, rośliny bujne, woda w fontannie wydawała się krystalicznie czysta, a bardzo duży dom prezentował się elegancko. Miejsce przypominało trochę dwór. Było estetyczne i dobrze zadbane. Rodzina która tutaj mieszkała musiała mieć dużo pieniędzy, skoro było ich stać aby utrzymać tak duży dom w świetnym stanie. Drogi samochód na podjeździe przed garażem aż krzyczał, że jego właściciel należy do bogatych osób.

Zielonooka zaproponowała Eire spotkanie. Zwykły koleżeński wypad na miasto. Blondynka chętnie przyjęła jej zaproszenie. Zielonooka o wyznaczonej godzinie, miała podjechać pod jej dom.

Z tego co zauważyła Shaye, Eire nie ubierała drogich markowych ubrań czy innych rzeczy. Wyglądała na przeciętną dziewczynę. Dlatego nie spodziewała się że blondynka mieszka w tak dużym domu.

Eire w wiadomości napisała jej aby nie wjeżdżała na posesje. Chciała aby poczekała na nią przy ulicy. Było to trochę dziwne. Shaye zastanawiała się czy Eire chciała coś ukryć albo się czegoś wstydziła.

Eire wyszła z budynku. Szybkim krokiem ruszyła w kierunku samochodu zielonookiej. Shaye wysiadła aby otworzyć drzwi od strony pasażera.

— A ty co? Szoferem jesteś? — zażartowała Eire, widząc jak zielonooka otwiera jej drzwi.

— Można tak powiedzieć. — uśmiechnęła się lekko. Obeszła samochód aby zająć miejsce kierowcy.

— Jedź zanim zobaczy. 

Shaye zerknęła na blondynkę, ale po chwili wykonała jej prośbę, która bardziej brzmiała jak rozkaz.

— Uciekłaś z domu? Czy nie chciałaś aby rodzice zobaczyli cię ze mną? — zapytała Shaye gdy jechały przez dzielnicę domów jednorodzinnych. 

— Trochę to pierwsze, ale suka nic mi nie może zrobić, bo od tygodnia jestem już pełnoletnia. — oznajmiła z nutą jadu w głosie Eire.

Shaye zerknęła na nią i uniosła brew. Eire westchnęła ciężko.

— Wcale nie chcesz słuchać moich problemów.

— Wręcz przeciwnie. Zaproponowałam ci spotkanie, bo chcę cię bliżej poznać, a to oznacza że mam ochotę dobrowolnie słuchać o twoich problemach.

— Jakie to szczodre z twojej strony. — powiedziała chłodnym tonem, ale po chwili zachichotała. — Mówiłam o swojej ciotce. To okropna suka.

— Nie znam jej więc, nie skomentuje tego.

— Chodzisz na rozszerzony francuski, więc ją znasz.

— Zaraz, pani Elsher to twoja ciotka?

— Tak, dokładniej to siostra mojego taty. Mamy inne nazwiska więc mało kto wie że jesteśmy spokrewnione.

— W takim wypadku, potwierdzam twoje słowa. To suka.

Dziewczyny zachichotały.

Shaye trochę spoważniała. Była ciekawa czemu Eire mieszkała z ciotką, a nie rodzicami.

— Może to wścibskie, ale dlaczego nie mieszkasz z rodzicami?

Eire trochę spochmurniała, a po chwili przybrała bardziej obojętny wyraz twarzy.

— Mam umarła dawno temu, ledwo ją pamiętam. Tata ożenił się drugi raz. Jessy była spoko dopóki nie okazało się że jest zdradliwą zdzirą. Rozwiodła się z moim tatą zabierając część majątku. Załamał się, ale nie tylko z jej powodu. Zamknęli tatę w ośrodku Eichen. Byłam wtedy niepełnoletnia, więc musiałam trafić pod czyjąś opiekę. Ciotka mnie wzięła, ale to nie był gest dobrej woli. Dostała za to pieniądze. 

— Przykro mi. Pocieszyłabym cię jakoś, ale nie wiem co powiedzieć.

— Spoko. Postawi mi pizzę i zróbmy coś głupiego, to wystarczy.

— Sprzedałaś mi smutną historię aby wyłudzić ode mnie pizzę za darmo? — zapytała żartobliwie, Shaye. Zerknęła na blondynkę, która w tym samym czasie spojrzała na nią.

— Może. — wzruszyła lekko ramionami. — Postawisz mi pizzę? — zrobiła słodkie oczka, jakby próbowała naśladować urocze zwierzątko, oraz wydęła dolną wargę.

Shaye zachichotała rozbawiona.

— Dobra postawię ci pizzę.

Eire zawiwatowała radośnie. Blondynka zainteresowała się schowkiem, który po chwili otworzyła. Wyjęła z niego kilka płyt z muzyką. Na szybko przejrzała co na nich pisze, po czym włożyła jedną do odtwarzacza płyt CD. Po chwili w samochodzie zabrzmiały pierwsze nuty rokowej piosenki.

— Ciężkie nuty, lubię takie. — powiedziała Eire. Odgarnęła włosy do tyłu i zaczęła udawać że gra na gitarze.

Shaye uśmiechnęła się. Gdy usłyszała pierwsze słowa piosenki, zaczęła śpiewać tekst, a Eire nadal udawała że gra na gitarze.

⊱ ⚜ ⊰

Shaye i Eire wyszły z pizzerii. Wcześniej poszły do galerii, trochę pochodziły po sklepach bez większego celu. Poobgadywały ludzi w zasięgu wzroku, wymyślając jacy byli albo jakie było ich życie. Później kupiły puszkę farby w spreju i na jednej z ścian w alejce, narysowały kilka obraźliwych teksów pod adresem pani Elsher. Mały akt wandalizmu, który mógłby również być podpięty pod kodeks karny za publiczne obrażanie kogoś. Jednak one się tym za bardzo nie przejęły. Bawiły się świetnie, a najważniejsze że nikt ich przy tym nie przyłapał.

Było już ciemno. Dziewczyny szły chodnikiem. Na mieście było już bardzo mało ludzi. Byłoby to dziwne, gdyby nie fakt że to Beacon Hills. Po rzeczach jakie się tu działy, ludzie woleli ograniczyć chodzenie po zmroku.

Podczas siedzenia w pizzerii, Shaye próbowała podpytać Eire o jej życie. Zielonooka po prostu chciała wiedzieć czy blondynka miała jakieś problemy i czy potrzebuje pomocy. Dziewczyna nie była zbyt chętna do rozmowy na takie tematy, ale trochę o sobie powiedziała. Jej tata stracił firmę swojego życia, którą stworzył sam od podstaw. Dosłownie runął mu cały świat, a to bardzo mocno odbiło się na Eire. Dziewczyna wpadła w problemy odżywiania, głodziła się. Teraz było już znacznie lepiej. Jadła normalnie, ale nada była bardzo szczupła. Shaye nie chciała więcej z niej wycisnąć. I tak była dość wścibska, a nie chciała urazić i zniechęcić Eire do siebie.

— Było fajnie. Nie licząc momentów, gdy wypytywałaś mnie o życie osobiste. — stwierdziła Eire, przerywając ciszę między nimi, gdy szły przez miasto.

— Sorry za to. Czasami się za bardzo narzucam.

— Spoko. Ostatnią osobą, która tak interesowała się moim życiem, była terapeutka z opieki społecznej. Fajnie jest gdy kogoś obchodzisz. — Eire uśmiechnęła się. Shaye odwzajemniła gest.

Dziewczyny weszły w alejkę między budynkami. Przeszły na drugą stronę gdzie było miejsce przypominające malutki park. Ścieżka prowadząca przez środek tego miejsca były oświetlona kilkoma latarniami, ale to nie sprawiło że miejsce wyglądało mniej strasznie.

Eire stanęła w miejscu, gdy w oddali na jednej z ławek zauważyła siedzących kilku mężczyzn bądź chłopaków. Z daleka nie była wstanie ocenić ich wieku. Do tego byli na ciemno ubrani, a dwóch z nich miało kaptury na głowach. Dość głośno gadali, palili i pili piwo.

Shaye zatrzymała się i spojrzała na Eire, lekko marszcząc brwi.

— Chodźmy inną drogą. — zaproponowała blondynka. Po drugiej stronie tego małego parku, był parking gdzie znajdował się samochód Shaye dlatego chciały tędy przejść.

— Dlaczego?

— Pytasz poważnie? Grupka facetów, zero innych ludzi, dwie dziewczyny w parku. Nie chcę być wyruchana i zabita.

Shaye skrzywiła się na wulgarne słowa koleżanki. Spojrzała przez ramię, na grupkę mężczyzn w oddali. Byli skupieni na sobie, a przynajmniej na razie. Zielonooka przeniosła swoje spojrzenie na Eire. Blondynka była zaniepokojona, a jej serce biło szybciej. Bała się.

— Nie zawrócimy. — oznajmiła stanowczo Shaye. Eire spojrzała na nią jak na wariatkę.

— Jesteś szalona.

— Możliwe. — kąciki jej ust drgnęły do góry. Objęła Eire ramieniem, po czym pociągnęła ją za sobą. Ruszyły wzdłuż ścieżki. — Nie bój się. Ochronie cię.

Eire schowała dłonie w kieszenie bluzy. Posłała zielonookiej, niezadowolone spojrzenie, choć postanowiła zaufać jej.

Jeden z mężczyzn zwrócił na nie uwagę, gdy były blisko nich. Trącił jednego z swoich kolegów, a ten po chwili również spojrzał na nastolatki.

Prawdopodobieństwo, że ci mężczyźni się do nich przyczepią, było dość sporę.

Dwóch wstało z ławki. Stanęli dziewczynom na drodze, tym samym nie pozwalając im przejść. Pozostała trójka nadal siedziała na ławce. Przez chwilę o czymś rozmawiali, ale gdy zauważyli że ich koledzy się od nich odłączyli, przestali gadać i zaczęli przyglądać się im.

— Co dwie śliczne dziewczyny tutaj robią? — zapytał jeden z mężczyzn. Miał krótkie ciemne włosy i krótki zarost. Był przed czterdziestko. Podobnie jak jego kolega, który stanął niedaleko Eire.

— Nie twoja sprawa. — oznajmiła chłodno Shaye. — Złaś z drogi.

— No no, zadziorna jesteś. Lubię takie. Może dołączycie do nas. Mamy piwo, ale znajdzie się coś wykwintniejszego dla takich ślicznotek. — uśmiechnął się. Ten gest wywołał w Shaye oraz w Eire, obrzydzenie. Mężczyźni nie byli zbyt zadbani. Nosili znoszone ubrania, nie mieli ogolonych twarzy i nie pachnieli najlepiej, mieszanka potu i tytoniu.

— Łapy przy sobie. — powiedziała z obrzydzeniem Eire, gdy drugi mężczyzna wyciągnął ku niej rękę z zamiarem dotknięcia jej. Blondynka cofnęła się, stanęła za plecami Shaye.

— Spróbuj dotknąć ją jeszcze raz, a złamię ci rękę. — zagroziła Shaye. — Powtórzę jeszcze raz, bo pewnie nie czyścicie uszu. Zejdzie nam z drogi.

— A jeśli tego nie zrobię? — zadrwił mężczyzna. Zrobił kroku ku zielonookiej. Uśmiechnął się głupkowato.

— Będę musiała użyć siły, a wtedy wylądujecie w szpitalu.

Mężczyźni zaśmiali się. 

— Nie ruszaj się. — zerknęła przez ramię, aby spojrzeć na Eire. Blondynka zmarszczyła brwi. Zamierzała zapytać czemu, ale wtedy Shaye wyszła do przodu.

Dźwięk pękniętej kości, jęk bólu, a później upadek ciała na ziemię, szybko uciszyło śmiechy mężczyzn.

Shaye zaserwowała tak mocny cios, że nie tylko złamała mu nos, ale ten stracił od razu przytomność. Jego koledzy przez chwilę byli w szoku.

— Ty suko. — odezwał się ten, który wcześniej próbował dotknąć Eire. Ruszył w kierunku zielonookiej.

Shaye złapała jego rękę, którą próbował ją uderzyć. Wykręciła mu ją brutalnie, a później mocno ścisnęła. Krzyk mężczyzny rozniósł się echem po okolicy, tym samym zagłuszając trzask kości w przedramieniu. Popchnęła go mocno, a ten upadł na ziemię dodatkowo zdzierając sobie skórę łokcia u zdrowej ręki.

Dwóch z trzech, którzy tylko siedzieli, teraz wstali. Shaye wyszła im na przeciw. Jednego znokautowała kopniakiem z pół obrotu. Drugi był z nich wszystkich najwyższy i bardziej przy kości. Jednak to nie sprawiło że Shaye zamierzała się wycofać. Facet próbował ją złapać, ale ona była szybsza. Najpierw uderzyła go pięścią w klatkę piersiową, odcinając mu na chwilę dopływ powietrza. Później podcięła mu nogi. Upadł z cichym hukiem. Na koniec zaserwowała mu kopniaka w twarz, przez który stracił przytomność. Zielonooka spojrzała na ostatniego, który siedział na ławce. Mężczyzna podniósł dłonie w geście kapitulacji. Najwyraźniej nie był tak głupi jak jego koledzy.

Eire stała pośrodku sceny bójki, w totalnym szoku.

Shaye usłyszała stękanie jednego z mężczyzn. Tego pierwszego którego znokautowała. To on się do nich najbardziej przyczepił. Mężczyzna podciągnął się do siadu trzymając dłoń na zakrwawionym nosie. Shaye podeszła do niego. Brutalnie chwyciła go za bluzkę i trochę podciągnęła do góry. Jej oczy zapłonęły czerwienią. Wysunęła kły oraz pazury, które wbiły się w jego bluzkę, ale nie w skórę. Mężczyzna rozszerzył oczy w przerażeniu.

— Jeśli jeszcze raz kogoś zaczepisz, nie ważne czy kobietę czy mężczyznę, a twoje zamiary nie będą dobre... znajdę cię i zabiję. — ostatnie słowa szepnęła, ale na tyle głośno aby mężczyzna ją usłyszał. Była śmiertelnie poważna. Jej spojrzenie było drapieżne, a wyraz twarzy chłodny i mroczny. — Zrozumiałeś? 

Mężczyzna szybko przytaknął głową. Shaye puściła go i wyprostowała się. Ukazała bardziej kły aby zaprezentować mu co może mu zrobić, jeśli nie posłucha się jej rady. Przerażony, nadal siedząc na ziemi, zaczął się szybko od niej odsuwać. Shaye czuła jego strach, serce waliło mu jak szalone. Schowała kły i pazury, a jej oczy wróciły do naturalnego koloru. Stała do Eire tyłem, więc blondynka nie widziała jej wilkołaczego wyglądu.

— W porządku? — zielonooka spojrzała na Eire. Przybrała łagodny wyraz twarzy. 

— Tak. — mruknęła Eire. Nadal była zszokowana. Po chwili na jej twarzy zagościł uśmiech. — Byłaś niesamowita! — wykrzyknęła entuzjastycznie trochę przy tym podskakując.

— Lepiej stąd chodźmy. 

Dziewczyny ruszyły ku wyjściu z parku.

— Nie wiem co powiedziałaś temu pijakowi, ale był przerażony. Do tego twoje ruchy. Do cholery! Skopałaś tyłki czwórce dorosłych facetów!

Eire była pod ogromnym wrażeniem umiejętności Shaye. Całą drogę, gdy jechały samochodem, blondynka mówiła jakie to było niesamowite. Rzuciła nawet, że ona też chciałaby być tak silna i szybka. Zielonooka odpowiedziała jej że musiałaby zająć się swoją dietą i zacząć dużo ćwiczyć, aby wyrobić mięśnie, bo to z nich pochodzi siła. Nie było to do końca prawda, ale przecież nie mogła jej powiedzieć że była wilkołakiem i właśnie dlatego pokonała tamtych facetów.

Shaye odwiozła blondynkę pod jej dom, po czym pojechała do swojego.

******************************

Jak podobał wam się rozdział?

  <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top