Rozdział Jedenasty

**Pov. amy**

Obudziłam się na łóżku szpitalnym. W pierwszej chwili się przestraszyłam, a z drugiej strony czułam się wezpiecznie... Bo obejmował mnie brązowo oki. Jego oczy były przymknięte co oznaczało że niedawbo zasnął. Po chwili zauważyłam że zaczął się uśmiechać, a jego powieki powoli się otwierały.

- Jak się czuje mój króliczek? - spytał, a ja się tylko bardziej wtuliłam w jego tors. Bezpieczeństwa miałam pod dostatkiem.

- Dobrze ale mogło być lepiej, a mój zajączek? - spytałam uśmiechając się z przymknętymi oczami.

- Nigdy więcej bić się na ziemi. - zaśmiał się, a ja wykrzywiłam usta w odwrócony uśmiech.

- Nie musiałeś tego robić...

- To stało się tak nagle... Miałem odejść ale zawróciłem i tak się to dalej to potoczyło... Nie chciałem cię przestraszyć... Ani zrobić mu krzywdy... - powiedział marszcząc trochę czoło.

- Ty nie zrobiłeś, bardziej ja.. - powiedziałam poprawiając się na łóżku. - Swoją drogą jak się czujesz? - spytałam ponownie.

- Jest okej, tyle że kręgosłup trochę mnie boli, ale to normalne, jak mnie obalił na ziemię. Niezły zamach wzięłaś. - zaśmiał się po krótce.

- Nie mogłam patrzeć na to jak leżałeś na ziemi i nie mogłeś się ruszyć. Nawet nie wiem co w niego wstąpiło wtedy... - powiedziałam lekko się rumieniąc.

- Szczerze... - mruknął. - Byłem zazdrosny wtedy gdy cię pocałował. - dokończył przymykając powieki.

- Mój zazdrośnik~ - mruknęłam wtulając się z niego. Było mi tak przyjemnie.

**Pov. Jacob**

Siedziałem na schodach od werandy i przyglądałem się Stilesowi. Ręcę mu się pociły, ponieważ nerwowo starał się je wycierać o spodnie. Tylko czym się stresował? Nie mam zielonego pojęcia.

- Czego tu szukasz młody? - spytałem.

- Nieczego już, po prostu byłem ciekawy. - powiedział.

- Ciekawość... Zainteresowałeś się tą sprawą co? - dodałem.

- Trochę, jak ojciec siedzi nad papierami to wiesz.. Nie jest tak łatwo się powstrzymać z ciekawości. Zresztą nie pierwszy raz się zdarzyło że przyniósł pracę do domu. - powiedziałam drapiąc się po karku.

- Co jeszcze wiesz? - spytałem a wtedy on zrobił się bardziej czerwony na buzi. - Bo wiesz coś prawda? - powiedziałem widząc jak jego oczy błądzą po kałuży.

- N-..no wiem.. - powiedział bo chwili namysłu.

- Choć wejdziesz do środka to ci herbaty dam. - powiedziałem klepiąć go po ramieniu.

Wstałem z schodów i otrzepałem spodnie. Spojrzałem kątem oka na bruneta. Otworzył buzię ale nie wydał ze sobą żadnego dźwięku. Zawahał się. Wiedziałem że chce mi coś powiedzieć, ale on sam chyba, nie był pewien tego co miał w myślach. Weszliśmy do środka. Poprowadziłem Stilesa do kuchni. 

***

- Czyli.. Carlos skłamał co do nazwiska Tom'a... i sam ją napadł? - spytałem spoglądając na Stlesa.

- N-na to wychodzi. Przeszperałem akta z poprzednich spraw z takimi napadami... i w jednym raporcie było napisane, że napastnikowi spadł kaptur i dziewczyna opisała go tak samo jak Amy, tyle że dodała do tego, lekko ciemną skórę oraz jasne, długie do ramion, kręcone, blond włosy. Dziwne nie? Czy tak właśnie nie wygląda Carlos? - spytał spoglądając na mnie.

- Widzę że lubisz takie zagadki i chętnie je rozwiązujesz. Lubisz to co robisz.. - powiedziałem przypadkowo oblizując usta.

- Wszystko w porządku? - spytał widząc moją minę. Musiała wyglądać strasznie skoro jego uśmiech z twarzy znikł.

- Em.. tak wszystko w porządku. - powiedziałem lekko się uśmiechają.

Wieczór minął całkiem spokojnie. Koło północy wróciła Amy do domu. Była zmęczona i cała brudna więc ona ruszyła do pokoju i pod prysznic, a ja ruszyłem odwieźć Stilesa pod jego dom. Zakładając że jego ojciec nie będzie zadowolony o porze jakiej jego syn wraca do domu. 



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top