7

W domu czekało na mnie to czego najbardziej się obawiałam. Wściekła ciotka zaganiająca mnie do obowiązków. Nie miałam czasu zjeść obiadu... Zabrałam się za niego gdy całkowicie wystygł.

- Nie smakuje Ci czy co? - Prychnęła z pogardą.

-Zimne... - Odrzekłam.

-Trzeba było sprzątać szybciej.

Po zimnym obiedzie, musiałam pozmywać i wyprać. Czułam się trochę jak taki Kopciuszek tylko bez myszek i ptaków... Po całych tych czynnościach bardzo bolały mnie plecy. W tym wieku powinnam biegać i skakać, ale ból mi na to nie pozwala. Codziennie muszę się schylać i narażać kręgosłup na skrzywienie.

Szczęście, że miałam jeszcze jakiś czas na naukę i odrobienie lekcji.

-Ruszasz się jak mucha w smole... - Kobieta delikatnie mnie pchnęła nogą podczas zamiatania.

To był jeden z wielu momentów, gdzie chciałam jej odpowiedzieć w wulgarny sposób, ale kara jest okropna. Na przykład zamknięcie w pokoju bez kolacji czy chłosta.

Podczas wykonywania tych czynności myślałam o Ethanie. Dobrze, że zbliżył się do mnie, bo łatwiej mi będzie się zemśić. Narazie nie mam świadomości... Na czym polega przyjaźń według niego? Nie przyjaźniłam się z nikim. Nie mam pojęcia co trzeba robić i jak się trzeba zachowywać... Mam jeszcze sporo do opracowania...

Wieczorem padłam trupem na swoje łóżko. Miałam już dość. Te ciągłe prace, wyzwiska... Nie na moje nerwy. Cieszyłam się, że wrócę jutro do szkoły. Tam mogę zapomnieć o problemach w swoim domu.

Pragnęłam udać się w krainę Morfeusza jak najszybciej, ale cierpię na bezsenność. W sumie co się dziwić jak żyję w ciągłym stresie i obawach. Zawsze mam koszmary... W najgorszych ciocia wyrzucała mnie z domu. Odrzucałam sobie te myśli, ale nie mogłam się oszukiwać... Może to zrobić. Jestem tylko jej udręką. Winię siebie za to, że mnie nie kocha... Staram się jak tylko mogę, ale każdemu czasem coś nie wychodzi. W jej głowie zapisywane są wszystkie moje przewinienia, a dobre uczynki usuwane.

W końcu jednak udało mi się zasnąć i oddać tym bezlitosnym koszmarom...

Rano...

Z przerażenia wzbudził mnie donośny dźwięk budzika. Przetarłam oczy i ubrałam na siebie swój mundurek. Wypiłam kawę i przyszykowałam. Po narzuceniu plecaka na ramię, ciotka zawiozła mnie do szkoły. Dziwię się, że ma ochotę to robić.

Weszłam powoli do budynku i znów ujrzałam znajome twarze. Po raz kolejny witali się ze mną jakby mnie znali, choć wydawało im się inaczej.

Usiadłam w milczeniu pod klasą z obojętną miną. Wyciągnęłam książkę by powtórzyć sobie ostatnią lekcję.

-Buu! - Krzyknął ktoś. Rzuciłam książkę na ziemię ze strachu... Sądziłam, że jestem sama... Po chwili zobaczyłam Ethana uśmiechającego się od ucha do ucha.

-Idiota. - Warknęłam bez emocji.

-Sorki, kicia. Czego się tam uczysz? - Przysiadł się obok sprawiając, że moja samotność i prywatność się skończyła.

-Ostatniej lekcji się uczę. Może pytać. -Stwierdziłam i powróciłam do czytania.

-E tam... Nas na pewno nas nie zapyta... Craig zawsze pyta od środka. Ty jesteś na początku, ja jestem na końcu. Rozgryzłem to.

-Super... - Prychnęłam.

Brunet spoważniał. Spoglądał na mnie bez odrywania wzroku. Udawałam, że skupiam się na książce. Coraz bardziej sprawiał, że się krępuję.

-Mogę Cię o coś spytać? - Ściszył ton mrużąc swoje zielone oczy.

-Pewnie. Pytaj śmiało.

-Czemu jesteś taka... taka...

-Jaka?

-Poważna... Nie uśmiechasz się... Nie ma w tobie grama radości.

-A czemu mam się uśmiechać?

-Bo... Uśmiech to jedna z najpiękniejszych rzeczy... To zdrowe dla organizmu.

-Czytałeś to w podręczniku?

-Tego nie ma w podręczniku. Po prostu to wiem...

Westchnęłam i wyprostowałam się.

-Nie lubię się uśmiechać. - Odparłam niewzruszona.

-Szkoda. W uśmiechu było by Ci do twarzy... choć i tak jesteś śliczna... - Ethan schował pasmo moich włosów za ucho i spojrzał mi prosto w oczy. Otworzyłam usta. Mój oddech lekko przyspieszył. Nie miałam pojęcia jak się teraz zachować i co powiedzieć... Po długim milczeniu mój wyraz twarzy powrócił do normalności.

-Zabieraj rękę. - Powiedziałam chłodno.

-Ah... Przepraszam. - Gwałtownie zabrał dłoń.

- Nie znam się na tym, ale przyjaciele chyba tak nie robią. - Wstałam szybko.

Uratował mnie dzwonek, po którym szybko weszłam do klasy. Zajęłam swoje miejsce i wyciągnęłam książki. Schowałam twarz w rękach czując coś dziwnego w głowie. Co to miało znaczyć?! Teraz spojrzenie chłopakowi w oczy było trudniejsze... I bardziej krępujące. W tamtej chwili poliki mnie piekły, a w środku zrobiło gorąco... Naprawdę jeden zwyczajny gest tak na mnie działa?! Przecież go nienawidzę. Wydaję mi się, że to był instynkt... Nikt mnie tak nie traktował... Powoli uczę się o tym...

-Bryły... co wiemy o bryłach? - Zaczął pan Craig.

Wszyscy zaczęli coś mówić, a ja tylko przypominałam sobie wiadomości jakie mi zostały z tamtych klas.

-Widzę, że dość sporo wiecie. Za tydzień proszę was o przyniesienie własnoręcznie zrobione figury. Mogą być z papieru, ale posługując się opisem siatki z podręcznika.

Przewróciłam oczami. Wolałabym posłuchać o figurach, a nie pracować jak na plastyce... Plastyki już nie ma. To nawet lepiej, bo miałam z niej same trójki.

-Hej... Chcesz do mnie wpaść zrobić te figury? - Zapytał Ethan z uśmiechem na twarzy.

- Nie... Przecież zrobię je w swoim domu... - Odparłam ze zdziwieniem.

-Wiem, ale razem zawsze raźniej.

-Podziękuję...

Wróciłam do pisania tematu. Tak robią przyjaciele? Wykonują razem polecenia? Bez sensu.

Ethan pov:

Za każdym razem gdy chcę się do niej zbliżyć, ona mnie odpycha... Wiem już, że nie mam u niej szans, ale w końcu jesteśmy przyjaciółmi. Przecież jak z każdym dniem będziemy poznawać się bliżej, coś może się zmienić. Nigdy nie spotkałem się z tak zamkniętą w sobie dziewczyną. Wydaje się jakby w ogóle nie miała w sobie grama szczęścia... Wiecznie ma smutną twarz i obojętne spojrzenie. Do tego jest poważna... Żadna nastolatka w jej wieku nie jest poważna. Mimo to ja nie lubię sobie odpuszczać. To jedna z tych dziewczyn co bardzo zawróciły mi w głowie.

Ósma klasa będzie ciągłą nauką, ale w liceum odpuszczę sobie. Mam tylko nadzieję, że pójdziemy do tego samego liceum. Nie mam zamiaru patrzeć jak taka seksowna panienka przechodzi mi koło nosa...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top