30

Całą drogę przemilczałam. Bawiłam się kosmykiem włosów albo obgryzałam skórki na palcach. Wpatrywałam się w szybko przemijające drzewa i krzaki. Robiłam wszystko, by nie spotkać się z jej mściwym wzrokiem. Mimo wielu pytań, które chciałam jej zadać, siedziałam cicho.

Zaparkowała, a wtedy wyszłam kurczowo trzymając swoją torbę z książkami. Nacisnęła przycisk na kluczyku od samochodu i bez słowa wpuściła mnie do domu.

Wytarłam i zdjęłam buty. Wciąż wpatrywałam się w kobietę z lekkim niedowierzaniem.

-Czemu przyjechałaś? - Odważyłam się spytać.

-Chciałam zobaczyć twoją szkołę i twoich znajomych... Muszę Cię w jakiś sposób kontrolować. To się już nie powtórzy. - Rzekła rozkładając talerze.

-Zrobiłaś obiad? - Podniosłam brew.

-Tak. Nudziło mi się. I tak robię lepsze obiady od Ciebie. Raj dla kubków smakowych.

Przewróciłam oczami. Pocieszające było to, że przynajmniej mogłam jeść przy rodzinnym stole, a nie w ciemnej piwnicy. Zarzuciłam kurtkę na krzesło, po czym zasiadłam do posiłku.

Zerknęłam na talerz... Ziemniaki. Dawno ich nie jadłam. Przecież uwielbiam każdy posiłek związany z ziemniakami. Jednak teraz mdliło mnie na ich widok. Widziałam jak kobieta zajada się bez najmniejszego zawahania. Ja natomiast tylko przejechałam widelcem po talerzu.

-Kim był ten chłopak? - Zapytała nagle wyrywając mnie z zamyślenia.

-Mój kolega... Ethan. - Przełknęłam głośno ślinę.

-Czy to nie jest ten Ethan? Przez którego musiałam Cię wypisać?

-Nie mylisz się.

-Wiedziałam... Teraz wielcy z was przyjaciele, tak? - Prychnęła i poplamiła się.

-Przyjaciele? Jeśli przyjaźń polega na tym, że on non stop za mną łazi i gada bezsensowne rzeczy, a ja tylko przytakuję lub traktuję go jak powietrze, to masz rację. - Zaśmiałam się ironicznie i wreszcie skubnęłam coś z talerza.

-Uważam, że zmienił się z wyglądu, ale w środku jest dokładnie taki sam.

-Po raz pierwszy się z Tobą zgodzę, ciociu. Przynajmniej mamy wspólnego wroga, co nie? - Uśmiechnęłam się.

-Dziewczyno... Nie wyobrażaj sobie zbyt wiele. Tylko z Tobą mogę normalnie porozmawiać, ale nie łudź się, że nasze relacje ulegną zmianie. Jak skończysz, pozmywaj i wracaj do piwnicy.

Moja mina gwałtownie się zmieniła. Skuliłam się kończąc obiad. Zabrzmiało to jak jakaś groźba. W głębi duszy wcale się nie boję, ale te słowa podniosły alarm w mojej głowie.

Po skończeniu, cicho zaniosłam talerze do zlewu. Trochę się wstydziłam odkręcić wodę... Ona słyszy jak robię z siebie pomywaczkę. Nie chciałam by mnie tak traktowała... Może i w tym domu jestem skończona, ale swoją godność mam.

Minęło może dziesięć minut. Wycierałam właśnie ręce i zmierzałam do tej cudownej piwnicy... Czułam jeszcze większą żenadę. Starałam się delikatnie zejść po schodach. Były tak strome, że każdy niefortunny ruch mógł skończyć się bolesnym upadkiem.

Wskoczyłam na materac i przycisnęłam głowę do poduszki. Mimo, że była wczesna godzina, ciemność zbliżała się wielkimi krokami. W końcu to połowa października... Zanim się obejrzę będzie deszczowy listopad, święta, wiosna i egzaminy... Chciałabym by wakacje zleciały jak najszybciej. Nie usiedzę z tą kobietą dłużej niż tydzień...

Pozytywne było to, że zdążyłam zabrać ze sobą zeszyty do nauki i bazgrania oraz książki. Swoją drogą... Nie lubię zagłębiać się w fantastykę, a ta opowiastka właśnie zawiera te elementy... Gorzej być nie może. Nuda jednak zmusi mnie do robienia rzeczy, których będę żałować.

O dziwo miałam swój telefon, którego nie chciała ode mnie po powrocie ze szkoły. Mogłam pisać z Ethanem w sprawie tych typków. Jutro będzie ciężki dzień... W tym dniu dostanę ostrą nauczkę za ucieczkę z domu i balowanie w tak młodym wieku. Spodziewam się, że ta lista zachcianek nie skończy się na jednym czy dwóch punktach...

Obaj wyglądają na mało inteligentnych, ale zapewne potrafią uruchomić mózg w korzystnej sytuacji.

Ethan przez większość czasu siedział na telefonie i odpisywał na moje wiadomości. Powtarzał tylko bym się nie przejmowała, bo on zrobi dosłownie wszystko... Jakoś mało mu wierzę, ale jednak tymi słowami dodaje mi brakującej otuchy. Teraz zrobiło mi się głupio... Nagadałam na niego cioci... Nawet przytaknęłam na to, że się nie zmienił.

Wręcz przeciwnie. Zmienił się i to na lepsze, ale to nie usprawiedliwia żadnych głupich wybryków dzieciństwa. Moja pamięć mnie nigdy nie zawodzi. Jestem świadoma tego, co robię... Gram mu na uczuciach będąc jego przyjaciółką... Ale to dobrze. Przynajmniej mnie zapamięta na długo.

Postanowiłam pouczyć się do późnej godziny. Nie odczuję nudy i doskwierającej samotności. Nauka to jedyna rzecz, która sprawia, że nie świruję.

Tak też zrobiłam. Nauczyłam się wszystkiego, co powinnam, a nawet w przód. Było mi tak smutno, że nie widziałam granicy... Tak też zasnęłam z książką na twarzy w dziwacznej pozycji.

Rano:

Głośne tupanie, trzask drzwiami...

-Nie śpię! - Wrzasnęłam, by ciotka nie krzyczała na pobudkę.

Strona od książki przylepiła mi się do twarzy. Boleśnie ją zerwałam. Włosy sterczały mi na wszystkie strony. Poszłam do łazienki. Zaczęłam się zastanawiać co moja cera odwaliła przez te kilka godzin... Wczoraj jeszcze wyglądałam normalniej... Przykryję to coś makijażem.

Codzienna rutyna się powtórzyła i kobieta zawiozła mnie pod szkołę. Zanim zdążyłam spojrzeć na budynek i na innych uczniaków, poczułam jak ktoś rzuca się na mnie i trzyma w objęciach. Prawie się wywaliłam... Spojrzałam na sprawcę mojego zaskoczenia.

-Ethan! Co Cię napadło?!

-Nic, no przecież każdy tak się wita.

-Wystraszyłeś mnie. Myślałam, że to jakiś bandyta.

-Bandyta? Tu w szkole?

-Ej! Nie byłam w szkole. Byłam dokładnie przed bramą.

Brunet Zaśmiał się. Jak zawsze udaliśmy się do budynku w milczeniu, bo żadne z nas nie chciało podjąć próby wymyślania sensownego tematu. Otworzyłam szafkę. Różowa kartka... Nie chcę jej czytać. Schowałam ją do książki i starałam się szybko zapomnieć.

-Myślisz, że dresiarze wrócą? Może dzisiaj w końcu coś powiedzą. - Prychnęłam.

-Na pewno przyjdą. Widziałem ich dzisiaj kątem oka. Nigdy nie przychodzą do szkoły, zawsze wagarują. Może chcą nas znaleźć.

-Widziałeś ich?! Gdzie?! Muszę w końcu się z tymi gnojami rozprawić.

Chłopak złapał mnie za rękaw i zaprowadził do miejsca, gdzie widział ich ostatnio. Szliśmy za budynek szkoły... W miejsce, gdzie trawy były do kolan, a krzaki miały w sobie mnóstwo wielkich i obleśnych owadów. Insektów sporo... Ale po chłopakach ani śladu.

-Gdzie oni są?

-A myślisz, że ja będę wiedział?!

- Sorki. Głupie pytanie.

Zrezygnowana Spuściłam głowę. Nagle czyjaś ręka złapała mnie za ramię. Spojrzałam na Ethana. On miał ręce przy sobie. Spojrzał w moją stronę i zamarł. Nie widział mojej twarzy... Patrzył się trochę wyżej.

Westchnęłam i odwróciłam się.
O wilku mowa...

- To nasza miejscówka, kochaneczki. - Jeden z nich uśmiechnął się podejrzanie.

-Zaraz będziesz martwy... - Szepnęłam. - GADAJ!

- Co mam gadać? - Droczyli się.

-Nie udawaj. Jesteśmy gotowi na każdą twoją zachciankę. - Wtrącił Ethan.

-Dobrze... Wiem o co wam chodzi. Nie jestem głupi.

-Na mądrego też jakoś nie wyglądasz. -Palnęłam bezmyślnie.

-Zawsze mogę się rozmyśleć i bez żadnych ceregieli wpuścić zdjęcia do Internetu... - Rzekł drugi, trzymając w dłoni telefon.

-NIE RÓB TEGO, SŁYSZYSZ?!

-Spokojnie... - Ethan Szepnął mi do ucha. - Proszę bardzo. Mówcie czego chcecie.

-Mandy na pewno nie jest na to gotowa.

-Zaraz mu trzepnę! - Warknęłam do Ethana.

- To była ciężka rozkmina. Chcieliśmy coś, co zadowoli nas w pełni. Nie chcemy więcej chować się za drzwiami by widzieć gołe baby.

-Mówcie do rzeczy.

-Jedna noc. Mała zabawa, a zdjęcia będą w koszu. Raz na zawsze będą usunięte...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top