21
-Kicia, ale z Ciebie zadziorna laska... - Ethan przez większość czasu zachwycał się moim uderzeniem z pięści.
- No co mi będzie podskakiwał? Widzisz te mięśnie? - Napięłam i pokazałam mu.
- Nie obraź się, ale jak bocian pięty.
-Chyba mówisz o swoich.
- Po prostu mi zaimponowałaś. - Odwróciłam się w jego stronę czekając aż skończy. - Nie spodziewałem się takiej siły w tobie... Jesteś malutka, drobiutka...
-A było tak pięknie. - Przewróciłam oczami.
- Nie zrozum mnie źle! Myślałem, że jesteś inna.
-Jaka? - Uśmiechnęłam się zadziornie.
-Ehh... Strasznie mi utrudniasz!
Zachichotałam.
-O to mi chodziło.
-Powiem wprost. Wiedziałem, że jesteś niezależną dziewczyną z powagą na twarzy i nigdy nie zniżysz się do mojego poziomu, ale w środku jesteś bezbronnym kotkiem, którego muszę bronić... A umiesz bronić się sama.
Zerknęłam na chłopaka gniewnie, a on tylko uśmiechnął się i wyrazem swojej twarzy nakazał się zlitować nad nim. Pokręciłam głową i podeszłam do stolika po swojego drinka. Wypiłam prawie wszystko i wróciłam do obserwowania innych ludzi.
Chłopaki prosili dziewczyny stojące w kącie do tańca, a one ulegały ich prośbom. Tańczyli w rytm szybkiej i rytmicznej muzyki i nie było momentu by zwolnili. Nie było smutnej osoby. Każdy się uśmiechał do rozpuku i śmiał się głośno. Damy były obkręcane przez partnerów, a ich piękne sukienki wirowały.
Atmosfera była cudowna. Mimo, iż nie brałam udziału w zabawie, wczułam się w radość i szczęście młodych par. Siedziałam tylko przy stoliku opierając się leniwie. Rozmarzyłam się i zapomniałam o rzeczywistości, a muzyka nawet pasowała do moich myśli...
Nagle wyrwała mnie dziwna piosenka country. Nienawidzę tego gatunku. Skrzyżowałam ręce. Zaczynała się skocznie i pary oszalały na parkiecie. Znudzona Przewróciłam oczami. Wtem przede mną stanął Ethan.
-Chodź zatańczyć! - Krzyknął pełen entuzjazmu i wyciągnął dłoń.
- Nie, nie, nie. Ja nie tańczę. - Odmówiłam.
-Przestań marudzić i zatańcz! - Pociągnął mnie gwałtownie w stronę kolorowego i zapełnionego parkietu.
-ALE... JA NIE UMIEM TAŃCZYĆ!
-Nie musisz umieć, wystarczy się wczuć! - Brunet z szaleństwem w oczach pchnął mnie na sam środek.
-Ale jak wczuć?!
-Normalnie. - Krzyczał radośnie.
-Ale...
-Żadnych ale! - Obkręcił mnie wokół własnej osi.
Położył mi palca na ustach i po usłyszeniu refrenu zaczął szybko i w rytm muzyki tańczyć. Przez chwilę stałam w bezruchu jak ten kołek robiąc z siebie idiotkę. Uniosłam ramiona. Zamierzałam jak najszybciej zniknąć ze środka. Jednak brunet mnie powstrzymał przed tą ucieczką. Złapał mnie na granicy palców i przyciągnął do siebie. Znalazłam się niżej, prawie leżąc na jego dłoni, która mnie trzymała. Spojrzałam mu w jego szmaragdowe oczy. Zakręciło mi się w głowie od tego wybryku.
Zamrugałam powiekami.
-Ufasz mi?
-Bezgranicznie...
Brunet posłał mi zwycięski uśmiech i zaczął pląsać wprowadzając mnie w świat muzyki i tańca. Trzymał mnie za dłonie i pokazywał jak się bawić. Gdy usłyszałam tę nutę, serce zabiło mi mocniej. A co mi szkodzi?
Z uśmiechem na twarzy zaczęłam jak inni szybko poruszać się na parkiecie. Nagle to ja prowadziłam Ethana. W głowie jakbym znała kroki, choć wymyślałam je na bierząco. Śmiałam się... Był to prawdziwy śmiech.
Nigdy nie czułam się tak szczęśliwa! Czy do tyłu czy do przodu, każdy krok był szybki. Oboje zostaliśmy porwani przez piosenkę.
Na koniec Ethan złapał mnie za uda w celu podniesienia, a ja automatycznie owinęłam nogi wokół jego pasa. Chłopak zaczął się kręcić ze mną na rękach. Mimo mroczków przez zawirowanie, śmiałam się chyba najgłośniej na sali.
Melodia dobiegła końca. Wszyscy bili brawo dla DJ-a. Chłopak wciąż nie puszczał mnie, a ja nie schodziłam. Ciężko dyszeliśmy ze zmęczenia i długo patrzyliśmy sobie w oczy. Byliśmy spoceni, zmęczeni, zsapani, ale szczęśliwi. Mimo przepoconych twarzy i potarganych włosów... Było mi najlepiej na świecie.
Po kilku sekundach wróciłam na ziemię. Poszliśmy do stolika napić się czegoś zimnego.
-Podobało Ci się? - Zapytał wciąż ciężko oddychając.
-W życiu nie było mi lepiej! - Rzekłam szybko i oddałam się napojowi, który ugasił moje diabelne pragnienie.
-Bawiłem się z dużą ilością ludzi, ale z tobą było chyba najlepiej.
-Chyba? - Podniosłam brew.
- No dobra... Na pewno.
-Jako, iż jesteś moim pierwszym partnerem tej oto imprezy, też tak sądzę. - Zakpiłam.
Brunet posłał mi tylko uśmiech z ukosa.
Wlepiał we mnie swoje oczy i pił przy tym drinka.
- Co się tak gapisz?
-Piękna jesteś, wiesz?
Spuściłam wzrok by tylko nie zobaczył mojego rumieńca.
W pewnej chwili zrobiło się naprawdę gorąco i duszno. To pewnie przez ten tłok. Tylko, że to już stawało się nie do zniesienia. Zaczęłam coraz bardziej się pocić, a w oczach robiło się mgliście. Byłam chyba niesamowicie zmęczona. Ledwo co potrafiłam ustać na dwóch nogach. Poczułam pulsowanie głowy. Z początku nawet mi nie przeszkadzało, ale po kilku minutach stało się znacznie gorsze i bardziej bolesne. Oznaka, że jestem chyba żółtodziobem na tej potańcówce. Nie piłam alkoholu... A czułam się pijana.
Ruszyłam powoli i potykając się o nogę stolika w kierunku łazienki by chodziaż przemyć twarz i dodać sobie trochę ochłodzenia.
-Gdzie idziesz? - Ethan poderwał się widząc jak odchodzę.
-Do toalety, niedługo będę.
-Nie wyglądasz za dobrze, może pójdę z tobą?
-A czy ja mówię jak wyglądasz? - Bełkotałam wkurzona.
- Martwię się o Ciebie. Masz może gorączkę.
-Słuchaj. Nie jestem małym dzieckiem by pilnowali mnie w łazience. Zrozum to i łaskawie poczekaj!
-Dobrze... wróć szybko. - Usiadł i niespokojnym spojrzeniem powiódł za mną aż do samych drzwi.
Pamiętam tylko, że weszłam do damskiej toalety i przemyłam twarz. Woda zmieszała się w moimi oczami i zupełnie nie mogłam wypędzić tych mroczków...
Ethan pov:
Może to wina tej atmosfery, ale zacząłem się po prostu martwić. Mandy wyglądała niepokojąco. Rzuciły mi się w oczy te jej czerwone rumieńce, które nie były normalne.
Ale cóż... kazała mi się nie wtrącać. Przecież nie będę chodzić za nią do toalety. Nie jestem ochroniarzem ani tym bardziej chłopakiem.
Do tego czasu sądziłem, że bawi się świetnie. Coraz bardziej zbliża się do mnie i nie patrzy jak na wroga. Może w końcu się zakochała? Nie wiem, ale nie odpuszczę sobie takiej zdobyczy. Logiczne, że spodobała mi się z wyglądu, ale teraz jak znam ją trochę bliżej, czuję, że naprawdę ją pokochałem. Mogę się wczuć w powiernika jej mieszanych myśli i w doradcę spraw sercowych. Z zewnątrz jest oschła, zimna, pozbawiona empatii... Ale w środku...wiem, że jest zupełnie inna. Skrywa się za maską rozsądnej kobiety, która dąży po trupach do celu. Ja już dawno przejrzałem jej twarz za maską. Jest wrażliwa, smutna i zagubiona. Potrzebuje kogoś, kto pomoże jej się uporać z problemami.
Za nią do toalety weszło kilka dziewczyn i kilka chłopaków. Oni uporali się znacznie szybciej. Jej cały czas nie było. Nie wychodziła i nie dawała znaku życia. Wciąż powtarzałem sobie w myślach jej słowa. Ja nie jestem jej ochroniarzem, a ona nie jest małym dzieckiem.
Po kilku minutach czekania nie wytrzymałem. Szybkim krokiem dotarłem do łazienki. Zawahałem się przy otwarciu damskiej łazienki. Zaraz mogę dostać lanie od dziewczyn. Jednak usłyszałem tam dwa głosy, które były za niskie jak na ich głosy. Wiedziałem już, że to są chłopaki. Już przestałem czuć to zahamowanie i gwałtownie otworzyłem drzwi.
To co zobaczyłem, Przeszło moje najśmielsze oczekiwania...
Mandy prawie nieprzytomną obmacywaną przez dwóch chłopaków, co zaszli nam dziś za skórę. Nie mogłem na to patrzeć. Ona zupełnie bezbronna i oni bestialsko śmiejący się z nagości. Jej bluzka włącznie z biustonoszem leżały na ziemi, a ona ostatkiem sił zakrywała się. Oni bez trudu odkrywali jej piersi i robili zdjęcia.
Nie wiem co we mnie wstąpiło. W tej chwili poczułem, że muszę ją bronić, nie ważne za jaką cenę. Kocham ją... I nie pozwolę na to, by jej działa się jakakolwiek krzywda...
Zmarszczyłem ostro brwi. Wiedziałem, że nikt nie będzie jej dotykał... NIKT.
-Spierdalać stąd! - Chwyciłem jednego za kaptur i popchnąłem o ścianę.
-Ej, ej, ej, spokojnie...
-JUŻ MI STĄD! - Rzuciłem się na nich z pięściami i uderzałem dopóki nie uciekli wystraszeni.
Lekko dysząc, zerknąłem na dziewczynę. Starała się za wszelką cenę nie zamykać oczu. Jej ubrania były zniszczone. Bluzka i stanik zamieniły się w szmaty do podłogi, a rajstopy okazały się być całe w dziurach.
- To oni... Oni mi czegoś dosypali. - Wydusiła ostatnimi siłami. Była spocona i przerażona. Chciałem pomóc. Nie będę znosił jej cierpienia.
-Wszystko będzie dobrze, już jesteś bezpieczna. - Szepnąłem klęcząc naprzeciw niej.
Spojrzała na mnie podkrążonymi oczami i uśmiechnęła się, jednak nie trwało to długo. Wyglądała jak bezbronna dzjewczynka... Serce mi pękało widząc jej niewinną twarz i gęsią skórkę na ciele. Gdyby ją zgwałcili... Nie darowałbym sobie tego...
-Boję się. Oni mnie chcieli zgwałcić, dosypali mi chyba jakieś pigułki gwałtu. Nie wiem co to było... uwierz mi. - Mówiła zachrypniętym głosem i ledwie słyszalnym.
-Wierzę Ci, skarbie. Już nic Ci nie grozi. Jak wrócą, zabiję ich, zobaczysz. Nikt Cię nie skrzywdzi więcej.
Spuściła wzrok na swoją nagą skórę. Cały czas zakrywała się rękoma.
-Przepraszam, poczekaj. - Zdjąłem marynarkę i owinąłem ją szczelnie. Jej ubrania nie nadawały się już do użytku.
-Dziękuję. - Oparła głowę o ścianę. Powoli traciła przytomność, a ja nie wiedziałem co robić.
Wtedy do głowy przyszła mi pewna myśl. Zabiorę ją do siebie. Prześpi się i wróci do domu bez szwanku.
Wstałem chwilę patrząc na ciężko oddychającą dziewczynę. Było mi jej strasznie żal. Gdy podszedłem do niej bliżej, spojrzała mi w oczy nie wiedząc co mam zamiar zrobić. Ukucnąłem na chwilę by ją podnieść. Nie spuszczała ze mnie wzroku. Jedyne co zrobiła, to oparła głowę zmęczona na moim ramieniu.
Starałem się wyjść niezauważenie. Prawie mi się to udało bez większych problemów. Nie była ciężka. Była lekka jak piórko... jak laleczka...
Wsiadłem z nią do samochodu. Szofer gdy tylko się zjawił, natychmiastowo ruszył w stronę domu. Ucichła muzyka, nie było już tej tętniącej radości. Skupienie panowało nad tym jak czuje się Mandy...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top