40
- Co masz na myśli mówiąc dobrzy ludzie? - Spytałam, po czym zerknęłam na niego z ukosa.
- Tacy jak my. Mówiłaś, że ciężko radziłaś sobie w czwartej klasie. Jednak nie stałaś się taka zgorzkniała jak ktoś mógłby przypuszczać. - Rzekł i przymknął oczy. - Zresztą to się czuje.
-Co się czuje? Dobroć? Uwierz, że nie jestem dobra...
- Dobrze Ci się z oczu patrzy. Jesteś miła i życzliwa. Gdyby mój przyjaciel był taki sam jak ty... - Przerwał i głęboko westchnął.
- A... Co się stało, że tak wspominasz? Nie chcę być wścibska.
- Mój dawny przyjaciel, Carl był mi bardzo bliski od pierwszej klasy. Im bardziej moja rodzina zatracała się w długach, tym bardziej się oddalał. Nie chciał mieć przyjaciela z ulicy. — Zaśmiał się ironicznie. — W końcu kto chce mieć biedaka za przyjaciela?
Spojrzałam mu prosto w oczy, które zaraz potem zamknął i zakrył się swoim instrumentem. Nigdy nie miałam przyjaciela, który zrobiłby mi coś tak okropnego, ale wiedziałam o jego gorzkich wspomnieniach i rozpaczliwych uczuciach.
Carl... Pamiętam go i nieraz widuję w szkole, ale nawet mnie on nie obchodzi. Blondwłosy chłopak o jasnej karnacji i bodajże szarych, nudnych oczach. Nieodłączna postać mojego życia, która podążała w ślady Ethana i Phoebe w gnębieniu mojej zranionej duszy. Wiedziałam, że z kimś się przyjaźnił, ale ten kolega zniknął jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki. Właśnie Rick dołożył jeden element puzzli zwanych życiem.
Jego charakter był paskudny. Taki sam jak Ethana... Może ciut lepszy. Nie przyjaźnili się, ale złapali jakiś kontakt ze sobą. Nie wiem czy naprawdę on uważa się za takiego bogacza jak Ethan, że może bez konsekwencji wyzywać biedniejszych? Zawsze twierdziłam, że zawartość portfela nigdy nie jest istotna przy pierwszym spotkaniu. Istotne jest serce.
- Nie jesteś biedakiem. Po prostu niekoniecznie uśmiecha Ci się życie bogacza. - Palnęłam, ale było mi potem strasznie głupio.
- Ja jakoś doceniam to, że moi rodzice starają się wiązać koniec z końcem. Spłacili kilka długów od tamtego czasu. Żyje się nam o wiele lepiej, ale i tak oszczędzamy na wszystkim co się da.
- Jesteś dzielny. Gdyby Phoebe dowiedziała się o długach rodziców... Chyba zabiłaby się. Nie wytrzymuje bez nowych ciuchów i akcesorii do makijażu.
- Bądźmy szczerzy. Phoebe to pusta laska i nawet by nie uwierzyła w przykładowe bankructwo rodziców.
- Masz rację. Lepiej jej tego nie życzyć, bo nie przeżyje. - Zachichotałam i oparłam plecy o ławkę wzdychając. - Życie nie powinno takie być... Musimy cały czas zdzierżać problemy swoje i naszych rówieśników.
- Nie myśl o tym w ten sposób, mała... - Rzekł czule i objął mnie przez co poczułam tysiące motylków w brzuchu. - Nie zmienimy już tego. Tak musi być. Wiem, że myślisz o nim...
- O kim? - Zmarszczyłam czoło.
- O Ethanie. Wiem, że zrobił ci wiele krzywd, o których nie jesteś w stanie zapomnieć. Tylko... Czemu on? Inni też ci dokuczali. Dlaczego chcesz zemścić się najbardziej na nim? - Zapytał i zerknął na mnie pytającym spojrzeniem, a ja wzdrygnęłam się. Bałam się odpowiedzieć, bo to wstyd i hańba. Sama jestem dla siebie głupim dzieciakiem przez ten powód.
- Musisz wiedzieć?
- Jak już rozmawiamy, to o wszystkim. - Uśmiechnął się i pogłębiał spojrzenie.
- Byłam głupia... Podobał mi się strasznie. Wiesz jaka jest dziecinna miłość... On był zadziorny, słodki... Nie wiem dlaczego byłam taka bezmyślna. - Przewróciłam oczami widząc młodego Ethana w myślach.
Miał te swoje roztrzepane włosy i rozbiegane oczy, które są identyczne jak teraz. Lubił chodzić w dresach i czarnych bluzach ze znanych marek. Zawsze wyprzedzał każdego z nowymi gadżetami... On przyszedł z najnowszymi korkami do gry w piłkę nożną... To on miał najnowszy piórnik z batmanem... To on miał zawsze najwięcej pieniędzy w sklepiku. Uwielbiał się tym chwalić. Czasem nawet mnie poniżał, bo nie byłam taka bogata jak on.
- Eh, to nie powód do wstydu, mała. Każdy był kiedyś zauroczony i robił mnóstwo głupich rzeczy.
- Tak, ale kochać kogoś, kto mnie gnębił? To okropne. Dobrze, że mi przeszło. Wolę go nienawidzić. Większa frajda. - Stwierdziłam śmiejąc się cicho.
- A teraz nic do niego nie czujesz? - Podniósł brew, a mnie opanowała wściekłość. - Możesz chcieć się zemścić, ponieważ nadal go kochasz...
Zacisnęłam dłonie w pięści, by nie wybuchnąć krzykiem. Wszystko co związane z Ethanem to obrzydliwość... On jest zwykłym śmieciem. Jak niby mogłabym czuć coś do chłopaka, który poranił mnie bezlitośnie i nawet nie chce o tym pamiętać. Wiele osób pragnęło się zadowolić gnębiąc gorszą od siebie, ale zapamiętałam najbardziej jego. Nawet Phoebe mnie tak nie zraniła, a jednak ona uwielbiała wszystko nagrywać i straszyć, że wrzuci na Facebooka...
Carl nie był wcale najświętszy z tej całej trójcy. Też potrafił dopiec. Jednak to Ethan był najgorszy. Widząc, jak on pragnie się zbliżyć do mnie z powodu nowej twarzy, chcę mu ostro pieprznąć w tą jego niewyparzoną gębę...
- Nie mów takich rzeczy. - Skarciłam go wzrokiem. - Za bardzo mnie skrzywdził, bym nawet myślała o przyjaźni... A co dopiero o miłości. Gdy tylko o nim myślę... Boli mnie głowa. Chcę zapaść się pod ziemię i już nigdy nie ujrzeć światła dziennego...
Zamknęłam oczy i oddałam swoje włosy sile wiatru. O tej porze roku jest bardzo chłodno i nawet kurtka z korzuchem nie daje tyle ciepła, co powinna. Przeszły po mnie ciarki, ale nie wiem czy od zimna czy od tych wspomnień.
- Nie chciałem ci o tym przypominać. Wybacz. Moja ciekawość mnie kiedyś zgubi. - Posmutniał, a ja przecież nie chciałam go zasmucić, tylko pouczyć.
- Przecież tylko zapytałeś. To nic złego. Na przyszłość będziesz wiedział, że to dla mnie trauma. Nawet nie wiesz jak trudno jest chodzić obok niego... Czy choćby rozmawiać. - Podkurczyłam nogi, co było trudne przez ciężką kurtkę.
Chłopak doskonale wiedział co robić, by choć trochę mnie pocieszyć. Uśmiechnął się przyjaźnie i rozłożył obie ręce, bym się przytuliła. Bez wahania zrobiłam to.
Był taki ciepły, czuły... Nie odrywałam się od niego od dłuższego czasu. Było mi zbyt dobrze. On nie jest idealny, ale nigdy nie czułam się tak cudownie w objęciach jakiegoś chłopaka. W internacie gdy stałam się na tyle ładna, by ktoś mnie zechciał, polubiłam jednego chłopaka. Myślałam, że będzie z tego coś więcej, ale na drodze stanęła nam ciotka. Zapewne tu też tak będzie. Co prawda byłam inna niż kiedyś i inna niż teraz. W szóstej czy siódmej klasie wyglądałam delikatniej. Moje rysy były zupełnie inne. Dopiero teraz moja twarz stała się chłodna i wyrazista. Jednak teraz uważam, że jestem już wystarczająco ładna... W końcu ładniejsza nie będę. Powoli przestaję myśleć o swoich kompleksach i wadach, a skupiam się na zaletach. Nawet mi to wychodzi...
W końcu oderwałam się od Ricka i przestałam wpatrywać się w te jego jasne niebieskie oczy. Ile bym dała, by mieć identyczne...
- Mam pytanie... - Zaczęłam, a ręce zaczęły mi się szalenie pocić. - Chcesz się trochę ze mną "pobujać"? Nie potrafię już patrzeć na Ethana. Jego oczy są zbyt wredne. Przypominają mi, co się stało.
- No... dobra. Wiem jakie to trudne, a sam przyjaciół nie mam. Może to rzeczywiście będzie dobre rozwiązanie? - Zamyślił się, a ja nagle znowu rzuciłam mu się na szyję.
Był zdezorientowany i wyczułam to dość szybko.
- Przepraszam... Potrzebujesz przestrzeni osobistej. - Zachichotałam głupio i schowałam pasmo włosów za ucho rumieniąc się lekko.
- Przyjaźń? - Wyciągnął dłoń i uśmiechnął się miło.
- Przyjaźń! - Krzyknęłam i podałam mu rękę czując znowu to ciepło.
Ethan pov:
Wychodząc ze szkoły, zauważyłem jak Mandy przytula się z tym całym Rickiem. Nie powinno mnie to zbytnio obchodzić, ale jednak. Wcześniej wiedziałem, że ona podoba mi się ze względu na wygląd. Żadna dziewczyna nie jest tak piękna. Poznając jej charakter na początku, nieco się zawiodłem, bo była zimna i nieczuła. Teraz zmienia się nieświadomie. Ma wiele problemów, o których nie chce wspominać, ale ja wkrótce je wyciągnę.
Chyba należy już przestać podrywać dziewczynę z bolącym sercem, bo szuka kogoś innego. Byłem okropnym przyjacielem i muszę jej to wynagrodzić. Pytanie... Czy nie jest za późno?
Spotkałem się ze wzrokiem Ricka, ale on wcale nie był usatysfakcjonowany. Sądziłem, że nie kręcą go dziewczyny, ale przecież każdy się zmienia. Ja też się zmieniłem i to chyba nieodłączna część życia człowieka. Kiedyś bardzo uwielbiałem dokuczać osobom gorszym od siebie i nigdy nie przeprosiłem. Może robiłem to, bo było mi nudno? Może dlatego, że byłem samotny? Doceniam, że ojciec przyjedzie raz na jakiś czas i doceniam też Vię, czyli swoją gosposię, ale kiedyś tak nie było.
Fred zjawił się niespodziewanie i zakuplowaliśmy się. Nasza przyjaźń trwa dwa lata, a i tak widujemy się coraz mniej z powodu Mandy. Zachowałem się jak ostatnia świnia. Traktowałem źle przyjaciół. Zawsze doceniam coś po straceniu, a to boli.
Rick posłał mi uśmiech, ale nie był chamski. Był współczujący. W momencie, kiedy się do niego przytuliła, serce prawie mi pękło. Dużo dla niej robiłem, ale ona i tak tego nie zauważała... A może po prostu nie chciała zauważyć?
Teraz mam za swoje i muszę się z tym pogodzić. Jej wyraz twarzy był smutny, a po chwili uśmiechnęła się szczerze. Nie widziałem takiego uśmiechu, kiedy przesiadywaliśmy razem. Bardzo żałuję, że nigdy nie potrafiłem jej rozśmieszyć tak, aby zapomniała o problemach chodziaż na chwilę.
Moje plany co do wynagrodzenia jej tego, zostały zniwelowane przez Ricka. Mandy zaczęła dzielić czas jaki spędza w szkole. Nie była już ze mną cały czas. Połowę była ze mną, a drugą połowę z nim... Wiedziałem, że gdyby naprawdę mnie nienawidziła, więcej chwil spędzałaby z nim, ale ta nastolatka ma godność, a w sercu sprawiedliwość.
Miałem nadzieję, że to minie, jednak te pojedyńcze dni zamieniały się w tygodnie, a tygodnie w miesiące. Czułem jak powoli ją traciłem. Skupiłem się na niej, a nie na nauce. Minęło tyle czasu, że zbliżały się egzaminy i to wielkimi krokami. Uczyliśmy się razem w świetlicy, ale bardziej patrzyłem się na jej śliczną twarz zamiast w książkę. I tak potem szła do niego.
Przy nim była szczęśliwa, uśmiechnięta... Chciałem podbiec i krzyknąć, że ona jest moja... Ale to nieprawda. Z każdym dniem widziałem, że oddalamy się coraz bardziej... Śliczna królowa lodu już pewnie nie będzie chciała zbliżyć się do mnie.
Nastał ten stresujący wieczór przed egzaminami, a ja wypijam kolejną dawkę kofeiny, by zakuwać całą noc. Nic nie robiłem przez to półrocze tylko marnowałem swój cenny czas, by myślami być z Mandy. Jest już prawie koniec roku. Po testach praktycznie już nie chodzę do szkoły, a nawet jeśli, nie uczę się już zbytnio na lekcjach. Pogoda uległa zmianie. Teraz to udręka chodzić w czarnych mundurkach. Przynajmniej dziewczyny mają lepiej z powodu tych krótkich spódniczek, do których już nie muszą zakładać rajstop. Uspokoiłem Mandy przez telefon, bo bardzo się stresowała. Rick nie przechodzi do następnej klasy z powodu kilku zagrożeń, więc nie uzyskała tego wsparcia od niego.
Po rozłączeniu, cofnąłem się do wszystkich wiadomości z nią. Czytałem od początku do końca... Od trzeciego września do drugiego czerwca. Tym bardziej nie mogłem się skupić na nauce. Nie spałem przez nią. Fakt faktem nie ma rzeczy, której nie umiem, ale zawsze mogę zapomnieć przez stres i brak powtórzeń.
O czwartej w nocy zasnąłem w łóżku razem z książkami i telefonem. Przespałem te kilka godzin w dziwnej pozycji, przez którą rano wszystko mnie bolało. Zmęczenie wzięło górę, bo wielkie worki pod oczami zawitały na mojej twarzy od samego rana. Nie mogłem poradzić nic innego. Zimna woda i ręcznik. Tyle wystarczyło. Po ubraniu się w eleganckie ciuchy, niechętnie zjadłem śniadanie przygotowane przez Vię.
Wyglądała dzisiaj ładniej niż zazwyczaj. Związała ciemne włosy w koka i zrobiła lekki makijaż. Zabrała talerze po skończonym posiłku.
- Twój tata dzwonił przed siódmą, ale nie chciałam Cię budzić. - Rzekła, a ja zerknąłem na nią sennie. - Życzy Ci powodzenia. Po południu zadzwoni do ciebie.
- Dzięki, Via. - Uśmiechnąłem się i wstałem od stołu.
- Jeszcze jedno. - Odwróciłem się, by jej wysłuchać. - Jest z ciebie bardzo dumny.
Podniosłem dumnie głowę i nabrałem powietrza do ust. Od razu miałem więcej motywacji. Podbiegłem do Vii i mocno przytuliłem. Kobieta nagle zastygła, bo nigdy jej nie przytulam, ale dzisiaj naszła mnie taka chęć, by to zrobić. Potrzebowałem bliskości, której nie miałem. Szybko jednak odwzajemniła to, a ja podziękowałem jej jeszcze raz i wyszedłem na zewnątrz do limuzyny z szoferem, który czekał już przed drzwiami.
Po znalezieniu się przed szkołą, wybiegłem, by jeszcze spotkać się z Mandy i życzyć jej powodzenia. Poczekałem chwilę przed wejściem i ujrzałem jak wychodzi z auta. Podszedłem do zdezorientowanej dziewczyny i wyściskałem ją mocno.
- Ethan! - Krzyknęła. - Co Ty robisz? Chcesz mnie udusić?
- Jeszcze tylko chwilka... - Pisnąłem i w końcu ją puściłem. - Powodzenia.
Ona spojrzała na mnie ze zdziwieniem, ale dostrzegłem jakąś iskierkę w jej miodowych oczach. Patrzyła na mnie zupełnie inaczej. Nie było tego zażenowania i złości. Pomimo zaskoczenia... Wyglądała na szczęśliwą.
- Wzajemnie. - Powiedziała wesoło i chwyciła mnie za rękę. - Na pewno dasz radę.
- Ty też. Jesteś najmądrzejszą dziewczyną jaką kiedykolwiek poznałem. Nie ważne gdzie się dostaniesz, będziesz najlepszym prawnikiem na Ziemii.
- Dzięki, Ethan. - Poklepała mnie po ramieniu i razem weszliśmy do klas...
Po wylosowaniu miejsc i gadaninie o kartach pracy, zaczęliśmy.
Stres był nie do zniesienia, ale przypomniałem sobie wiadomość od taty. Podniosła mnie na duchu i dodała wsparcia. Napisałem wszystko na czas tak samo jak Mandy. Została sekunda na sprawdzenie, a po chwili pozbyłem się kartek. Odetchnąłem z ulgą, bo bardzo dobrze mi poszło.
Po kolejnych dwóch myślałem tak samo. Wybiegliśmy na zewnątrz cali w skowronkach. Od razu usłyszałem krzyk blondwłosej.
- Udało się! Udało! - Śmiała się głośno i kręciła w kółko z entuzjazmu.
Podbiegłem i wziąłem ją na ręce i też zacząłem się obkręcać tryskając radością i energią. Nasz śmiech zlał się ze śmiechami innych uczniów. Kręciliśmy się szybciej i szybciej, ale nikt nie zwracał uwagi na bezpieczeństwo. Gdy przestałem, ciężko oddychając, spojrzeliśmy na siebie i wlepialiśmy te spojrzenia przez dłuższy czas. Widziałem tą błogość i rozmarzenie w jej oczach. Stres zniknął i nie było po nim śladu.
Nagle palcem rozkazała, bym ją puścił, a ona na dodatek odepchnęła mnie gwałtownie i oddaliła się szybko w stronę zmierzającego Ricka. Rzuciła mu się na szyję, a potem rozmawiali o egzaminie. Znowu to cholerne uczucie...
Zazdrość i smutek.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top