15
Weszłam na salę nadzwyczaj pewnie.
Mogłam samodzielnie się rozgrzać nie powtarzając ćwiczeń po nauczycielu lub wyznaczonej osobie.
Rozpoczęłam bieg, a potem przeszłam do rozciągania. Kątem oka widziałam Ethana z grupką chłopaków.
Po ćwiczeniach usiadłam na ławce obserwując go. Chłopcy grali w piłkę nożną, dlatego nie nudziłam się. Głupio mi przyznać, ale Ethan grał do tej pory najlepiej ze wszystkich.
-I co się gapisz na niego? - Phoebe przeszła obok mnie, a następnie usiadła.
-Najwyraźniej muszę wydłubać sobie oczy skoro zabronione mi patrzeć na niego. - Zakpiłam.
-Dość! Traktuj mnie choć trochę poważnie. - Tupnęła nogą niczym rozpuszczona dziewczynka.
- To się zachowuj poważnie. Ethan mi się nie podoba. Żaden mi się nie podoba. Uwierz mi w końcu.
- To dlaczego gapisz się na niego?
-Bo mi się nudzi...
-Zaraz utrę Ci ten zadarty nos.
Dziewczyna z godnością wstała i zarzuciła włosami. Z zaciekawieniem obserwowałam ją i jej zachowanie. Oparłam głowę o dłoń i uśmiechnęłam się z wyższością.
Phoebe podeszła do zmęczonego graniem Ethana i zaczęła gładzić się po ramionach. Słyszałam każde słowo padane z ich ust.
-Czeeeść, Ethan. Zajebiście grałeś. - Bawiła się kosmykiem włosów. Sądziłam, że takie żałosne laski istnieją tylko w przerysowanych serialach... Jednak myliłam się... Szkoda, że nie mam popcornu. Chcę widzieć jak się ośmieszy.
-Phoebe... Tak, wiesz... sporo trenowałem. - Odpowiedział lekko zakłopotany.
-Nigdy nie mogłam tego zrozumieć, że świetnie grasz, uczysz się rewelacyjnie i na dodatek jesteś strasznie przystojny... - Zamrugała oczami i uśmiechnęła się z wymuszonym rumieńcem.
Zakryłam twarz by nie śmiać się z tej żenady.
-Em... Dzięki...
Dziewczyna Zerknęła na mnie. Musiałam szybko się opanować by pokazać, że jej zazdroszczę takiej gadki. Gdy znowu zaczęła się do niego ślinić, postanowiłam się trochę zabawić.
Wstałam i udałam się w ich stronę. Będąc z nimi na równi, zaczęłam się intensywnie rozciągać. Dokładnie dopracowywałam każdy swój ruch i zupełnie przypadkowo wypinałam się w ich stronę. W pełnym spokoju robiłam bardzo pokazowe ćwiczenia. Ethan zaczął się palić na twarzy. Phoebe starała się mnie zasłonić. Brunet kiwał niepewnie głową i zerkał w moją stronę mocno zarumieniony.
-Czy Ty w ogóle mnie słuchasz?!
-Eee... eee... noo... jasne... - Kiwał głową gapiąc się na mnie. Na jego twarzy zagościł uśmieszek. Korciło mnie by zrobić coś jeszcze.
Wtedy do mnie dotarło jaka ze mnie wredna suka.
Po kręceniu biodrami, Ethan już kompletnie zwariował. Phoebe zmarszczyła brwi i odchodząc szepnęła:
-Rozpętałaś wojnę dziewczyno.
Zawiało grozą, ale nie bałam się tej rozpuszczonej dziewczynki.
-Uuu, ale się boję! - Zachichotałam.
-Uważaj...
Wzruszyłam ramionami.
-Znasz tą laskę? - Podeszłam do Ethana.
-Kojarzę, to Phoebe. Strasznie dziwna. I pomyśleć, że kiedyś się kolegowaliśmy...
Cztery lata temu Ethan miał swoją paczkę... Nie był sam. Zapewne będąc samotnikiem, nie zrobiłby jakiejkolwiek krzywdy. Jednak w grupie siła. Pamiętam to jak wczoraj kiedy stał nade mną i wyżywał się... Popychał, bił po twarzy... Błagałam o litość. Jednak żadne z nich nie ustąpiło. Pomimo łez, pomimo ran... Byłam przecież kompletnym zerem w ich oczach.
Do ostatniej kropelki słonej cieczy z moich oczu, nie chcieli przestać pastwić się nad moją zranioną duszą.
Teraz wiele się zmieniło... Ethan był kiedyś zupełnie inny. Nienawidził się uczyć, był wygadany i wulgarny. Był urokliwym młodym chłopcem. Teraz wydoroślał. Pomimo urazy do bruneta, nie mogę kłamać... Jest bardzo przystojny i inteligentny. Praktycznie większość młodych i ładnych dziewczyn nie przechodziło obok niego obojętnie.
Marzyłam by wreszcie któraś zawróciła mu w tym pustym łbie, tylko nie Phoebe, bo na pewno cały plan popsuje plącząc się koło nas.
-Kręcisz z nią? - Wypaliłam nagle.
- Nie... jest ładna, ale stuknięta. Nienawidzę takich.
-Na teście myślała pewnie czy włosy jej dobrze stoją. Założę się, że nawet punktu nie będzie miała.
-Nigdy nie udało się jej zdobyć choć jednego punktu z matematyki. Dla mnie liczy się to co masz w głowie, a nie na sobie.
-Kłamiesz. - Prychnęłam.
- No dobra... Wygląd też się liczy. Spotkać ładną i mądrą dziewczynę to jak znalezienie igły w stogu siana... A gdy wreszcie Cię znalazłem, w ogóle nie mogę się umówić.
-Przyjaźń, Ethan.
-Taa... jasne... Przyjaźń. Nie wierzę, że tak po prostu masz mnie gdzieś.
-Uwierz, że mam Cię głęboko gdzieś, ale przynajmniej jesteś mądry.
-Czuję się obrażony...
-Dobra... Żałuję, że to mówię, ale poza tym, że jesteś mądry, okazujesz się być również... - Zaczęłam wymachiwać rękoma. - Przystojny...
-Serio?! - Podskoczył rumieniąc się. Przewróciłam oczami.
- Nie w moim guście, ale na pewno znajdziesz swoją drugą połówkę. - Zaczęłam sztywno klepać go po ramieniu. Wciąż uczyłam się jego uczuć. To nie było proste.
- Nie w twoim guście? A jaki jest ten twój gust?
W tej chwili żałowałam tej decyzji. Wpakowałam się teraz...
- Mój wymarzony chłopak musi być blondynem. - Wymyśliłam.
-Ma być głupi?
-Blondyni nie są głupi.
-Patrzysz po kolorze włosów?
-Zaczynasz mnie irytować... Po prostu marzę by mój chłopak był blondynem, ale rudy też może być jak będzie mnie urzekał...
-A jak ma Cię urzekać?
-Wiesz... starczy tych wścibskich pytań.
-No, ale powiedz czy wolisz grzecznych czy takich palących papierosy...
-A po co ci to? - Zaczęłam szybkim krokiem iść do szatni i ledwo co słyszałam bruneta.
- No nie wiem... Mogę zacząć palić.
-Weź ty się lecz...
Po dzwonku weszłam do szatni. Oczywiście nikt nie śmiał się do mnie odezwać. Sądziłam, że jeśli będę choć trochę ładniejsza, będą mnie bardziej lubić, ale myliłam się.
Byłam okropna, nie potrafiłam na siebie patrzeć tak samo jak inni... A kiedy zmieniłam to, nadal mnie unikają. Na szczęście tylko dziewczyny.
Wyszłam mijając się z Phoebe. Zmierzyłyśmy siebie wzrokiem. Teraz wpakowałam się w walkę o chłopaka, którego nienawidzę.
Wychodząc trafiłam na bruneta, który czekał na mnie pod szatnią.
- Co tu robisz? - Podniosłam brew.
-Czekam na Ciebie. Nie mogę? - Uśmiechnął się odsłaniając szereg białych zębów.
-Ty coś kręcisz. Nie zdziwię się, jeśli podglądałeś nas przez dziurkę od klucza. - Prychnęłam.
-E... Nie jestem aż takim zboczeńcem.
-Aż?
-Przestań naciskać, kicia.
-Teraz już wiesz jak to jest kiedy ktoś naciska.
-Racja, przepraszam, ale nie pytaj o to.
-Dobra, dobra...
-Byś się obraziła, kicia.
Stanęłam i gniewnie spojrzałam na chłopaka. Pociągnęłam go za koszulkę by był twarzą w twarz ze mną.
-Uwierz mi... Nie chcę wiedzieć, ale zawsze mogę wykorzystać moje pięści do bicia tej twojej ślicznej buźki... - Wykonałam groźny gest z pięściami.
-Przepraszam... - Pisnął.
Puściłam go i pokręciłam głową z podniesionym kącikiem ust i pobiegłam za nim.
Coś czuję, że nie będę się nudzić w jego towarzystwie...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top