Rozdział 7
Warszawa Godz 9:30
Laura
Obudziłam się kiedy budzik zadzwonił. Powoli się przeciągnęłam ale coś mi nie pozwoliło. Mianowicie czyjeś silne ramię. Trzymało mnie mocno w stalowym uścisku.
Otworzyłam szybko oczy, by zobaczyć białowłosego mężczyznę z mojego snu. Pisnęłam przerażona wybudzając go z głębokiego snu bo nie wierzyłam że to dzieje się naprawdę.
Otworzył swoje lodowato niebieskie oczy i spojrzał na mnie z nie pokojem.
- Wszystko w porządku moja kochana?- spytał mnie troskliwym tonem. Rozszerzyłam oczy na jego czuły ton.
- Czy..Czy mógłbyś mnie puścić?- spytałam a w jego oczach pojawił się smutek. Zabolało mnie serce, ale musiałam wyszykować się do szkoły.
Puścił mnie bez słowa. Chyba wyczuł że mam ważny powód żeby go zostawić.
Pobiegłam do łazienki i zamknęłam drzwi na klucz mimo że nigdy tego nie robię zważywszy na moją klaustro fobię czyli lęk przed zamkniętymi pomieszczeniami.
Próbuję dojść do siebie, ale marnie mi to idzie. Mój zazwyczaj głęboki oddech jest teraz płytki a ręce mi się trzęsą. To nie możliwe. To na pewno złudzenie. Jego tam nie ma. Chę wyjść otworzyć drzwi i upewnić się że go ta nie ma. Jednak nadal się boję.
Polewam twarz wodą a kiedy podnoszę wzrok to widzę go w lustrze! Zamieram. Krzyk maluje się w moich ustach. Chcę krzyczeć ale nie mogę wydobyć z siebie słowa, kiedy się odwracam w jego stronę.
- Spokojnie moja kochana.- grucha do mnie i wyciąga swoje ręce w kierunku mojej twarzy. Zanim zdążę zareagować i odtrącić go, nagle spływa na mnie spokój jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Jestem gotowa spokojnie rozmawiać i dowiedzieć się o nim więcej. A przede wszystkim czego ode mnie chce. I jaka jest moja rola w tej historii.
Patrzę na jego strój. Przypominał tradycyjne kimono. Było całe białe z tym że na rękawach widniały niebieskie ptaki. Srebrne bransoletki na rękach. A na szyi wisiorek z niebieskim kamieniem. Błyszczał się w świetle lamp łazienkowych.
Kiedy patrzyłam mu w oczy widziałam w nich odbicie samej siebie. Pragnęłam upajać się w nim nieskończoność ale nie było czasu na to. Chciałam odpowiedzi.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top