Rozdział III


P. O. V Katherine

Kiedy się obudziłam bolała mnie głowa. Wszystko przed moim zemdleniem mi się przypomniało. Spróbowałam otworzyć oczy. Za pierwszym razem światło oślepiło mnie. Udało mi się je otworzyć za 3 próbą. Byłam w nieznanym mi pokoju. Był on w kolorze czarno- biały. Ciemne meble idealnie komponowały się ze ścianami. Na nich były zawieszone różne zdjęcia. Przedstawiały one naturę lub zwierzęta. Zdezorientowana zaczełam powoli wstawać. Nie zauważam szklanki na komodzie i ją niestety zbiłam. Po chwili usłyszałam kroki, które były na schodach. Przynajmniej wiem, że nie jestem na parterze. Spanikowana wskoczyłam do łóżka i udawałam nieprzytomną. Wiedziałam, że to na marne, bo sama się chyba szklanka nie zbiła, prawda? Choć plan był do bani i tak go wykorzystałam. Charakterystyczny dźwięk otwierania drzwi dotarł do mnie. Pewnie to osoba, która mnie zabrała i przy okazji uratowała. Zapomniałam zerknąć jakie mam obrażenia. Usłyszałam czyiś cichy śmiech.

- I tak wiem, że udajesz- mój pomysł poszedł w diabli. Nie mogłam już dalej udawać, bo to byłoby głupie. Otwierać oczu też nie chciałam, bo się bałam. Jednak po chwili rozważania otworzyłam oczy. Zerknęłam w kierunku, gdzie prawdopodobnie znajdowała się druga osoba w pokoju. Nie myliłam się. To był Alexander Smith.

- Yyy... Dzień dobry? - mój głos był lekko zachrypnięty. Pewnie miałam dziwną minę, bo nauczyciel miał rozbawione iskierki w oczach.

- Witam cię, Kath. Mam nadzieję, że nic cię nie boli. Pewnie dziwisz się w jakim miejscu jesteś-nie czekając na moją odpowiedź kontynuował.- To jest mój dom. Przyniosłem cię tutaj, bo uczniowie pobili cię do nieprzytomności. Zobaczyłem ich twarze więc jutro odpowiedzą za swoje czyny- powiedział.

Jego ostatnie zdziwiło mnie. Wiele nauczycieli widziało jak mnie inni obrażali, wyśmiewali lub lekko pobili. Jednak nic z tym nie zrobili. Rodzice tych osób wpłacały dużo pieniędzy na konto szkoły. Dyrektor nie interweniował, bo chciał wyremontować szkołę, a dostawana kasa ułatwiała mu to. Jedno wiem. Będę miała jeszcze bardziej przekichane u innych, bo przy rodzicach są wzorowi, ale w szkole już nie. Zemszczą się na mnie za to, że Jednak jedno pytanie huczało mi w głowie.

- Ile czasu byłam nieprzytomna?- to pytanie zadałam niepewnie.

- Około 3 godzin. Jak się czujesz lepiej to chodź coś zjeść, bo jesteś lekka jak piórko- w tym momencie się zaśmiał. Miałam inne zdanie na ten temat. Byłam za gruba. Jednak wiedziałam, że jeśli odmowie będę miała małe kłopoty. Zgodziłam się i przy pomocy mężczyzny zeszłam na dół.

- Przepraszam, proszę Pana, ale muszę już wracać do domu- oznajmiłam cicho. Nie chcę się spóźnić, bo jestem punktualną osobą. Jednak 3 godziny to spore spóźnienie. 

- Poczekaj. Odwiozę cię, żeby mieć pewność, że nic się tobie nie stało- odpowiedział.

- Nie chce sprawić Panu kłopotów- znowu mój cichy głos można było usłyszeć.

- Sprawisz mi tylko przyjemność, jeśli zgodzisz się na podwózkę- uśmiechnął się szarmancko w moim kierunku. Cicho westchnęłam i powiedziałam:

- No dobrze- lekko się zarumieniłam, bo nikt mnie tak nie traktował.

Ruszyłam w kierunku drzwi. Zobaczyłam tam swoje buty, kurtkę i resztę swoich rzeczy. Usłyszałam kroki za sobą. Bez słowa zakładałam już buty, kiedy mój wychowawca kurtkę. Otworzył drzwi i przepuścił mnie, żebym poszła przodem. Poczekałam chwile aż zamknie drzwi i ruszyłam do jego samochodu. Szedł koło mnie. Kiedy chciałam otworzyć drzwi od samochodu ktoś mnie wyprzedził. Z uśmiechem je trzymał i czekał kiedy wejdę. Kiedy usiadłam w fotelu zamknął drzwi. Lekko szybszym krokiem podszedł do samochodu z drugiej strony i usiadł za kierownicą. Odpalił samochód.

- Nie będzie Ci przeszkadzało jak włączę radio? - spytał się patrząc na drogę.

- Nie będzie przeszkadzać- odpowiedziałam cicho, ale na tyle głośno aby mnie usłyszał.

Po chwili rozbrzmiała piosenka. Miała dla mnie duże znaczenie. Jak byłam smutna słuchałam ją. Dodawała mi siły psychicznej. Znam ją na pamięć. Często, gdy już nie mogłam wytrzymać, a nie miałam pszy sobie telefonu lub nie mogłam go wyjąć powtarzałam słowa i melodie w głowie. Zaczełam cicho nucić do niej. Mój głos nie należał do najgorszych, ale do pięknych też nie. Mój towarzysz chyba też znał tą piosenkę, bo zaczął śpiewać. Głośniej niż ja, ale nie zagłuszał melodii z radia. Miał piękny głos. Uśmiechnęłam się delikatnie. Nie przestawałam nucić. Głowę oparłam o swoją dłoń. Zamknęłam oczy i z zachwytem słuchałam piosenki. W pewnej chwili samochód zatrzymał się. Myślałam, że stoimy na czerwonym świetle. Kiedy poczułam jego wzrok na sobie, otworzyłam powoli oczy. Wciąż na mojej twarzy widniał uśmiech. Odwzajemnił go.

- Bardzo dziękuję za podwiezienie mnie. Do widzenia. Miłego wieczoru- chciałam wyjść jednak dłoń na nadgarstku mi to uniemożliwiła. Przyciągnął mnie do siebie, składając na moim policzku delikatny pocałunek. Zarumieniona i zdziwiona patrzyłam na niego. Jego mina i ruchy pokazywały, że był zawstydzony. Potarł dłonią kark i odwrócił wzrok.

- Do widzenia Kath. Robię też życzę miłego wieczoru i dobrej nocy- dopiero teraz spojrzał na mnie. Patrzyliśmy sobie przez chwilę w oczy. Zaskoczenie minęło, ale rumieniec już nie.

- Dobrej nocy- po tych słowach wyszłam.

Kiedy weszłam już do domu dziecka westchnęłam. Wciąż czułam jego wargi na moim policzku. Rozmyślając nad tym ruszyłam w kierunku swojego pokoju. Weszłam do łazienki. Po drodze wzięłam jeszcze żyletke. Zrobiłam 3 kreski. Za to, że sprawiam problemy, że żyje i, że jestem gruba. Jedną z nich zrobiłam na nadgarstku, a resztę na udzie. Rzadko zakładałam krótkie spodenki lub bluzki z krótkim rękawem. Umylam się i zabandażowałam tamte miejsca. Poszłam do łóżka. Włączyłam piosenki o zaczełam czytać. Zanim się obejrzałam, a była prawie północ. Zmęczona odłożyłam książkę, wyłączyłam piosenki i położyłam się spać. Ostatnią rzeczą zanim zasnęłam była twarz Smitha. Chyba sie nie zakochałam, prawda?

§§§§§§§§§§

Mam nadzieję, że rozdział się spodobał. Zapraszam do gwiazdkowania i komentowania.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top