8
Przepraszam za moją małą nieobecność, ale ostatnio jakoś nie mam czasu i weny 😅
Pov. Ines
Pierwszy dzień w biurze. Szczerze, się stresuję, a Maia próbuje mi uszykować jakiś komplet ubrań na jutro, ale jak to nazwała
„to są jakieś szmaty, a nie ubrania. W weekend idziemy na zakupy i nie przyjmuje odmowy z twojej strony, Ines "
Tak to właśnie wyglądało.
- masz, myślę że moja sukienka będzie ci pasować. Jest elegancka, ale bez przesady, do tego masz swoją granatową marynarkę i jakieś kolczyki sobie wybierz. - oznajmiła Maia, najwidoczniej bardzo zadowolona z siebie, ale i zdyszana. Nic dziwnego szuka dla mnie czegoś od ponad godziny.
- dziękuję ci, jesteś kochana - przytuliłam czarnowłosą oraz odebrałam jej z rąk stylizacje na jutro.
Nie lubię jakoś przesadnie się stroić, ponieważ jest to czasochłonne. A ja nigdy tego czasu za bardzo nie miałam. Od kąd pamiętam starałam zadowolić moich rodziców, potem śmierć taty, a żeby o tym nie myśleć zaczęłam tyrać jeszcze więcej i więcej, co nie było koniecznie dobre. Przez to opuszczałam sen, jedzenie i po prostu się przemęczyłam.
Na studiach pracowałam, chociaż mama wysyłała mi co jakiś czas pieniądze, uczyłam się do późna, a kiedy je ukończyłam znów przeniosłam się do mojej rodzicielki.
Jedynie teraz mam choć trochę wolnego czasu dla siebie.
- wiem, wiem, a teraz do łóżka bo jest późno, a obie musimy rano wstać i iść do pracy - Maii włączył się tryb „mama" - to już nie siedzenie w domu przez cały czas i raz po raz odpisywanie na maile, teraz będziesz... - przerwałam jej, bo nie musi mi przypominać jak się pracuję i co to jest.
- Maia
- tak wiem - przewróciła swoimi oczyma, wzdychając i zakładając ręce pod piersi - dobranoc - po posiedzeniu tego krótkiego słowa, wyszła zamykając drzwi od mojego pokoju, zostawiając mnie z całym bałaganem po tym jak szukała mi ubrań.
Super, znowu sprzątanko!
Odłożyłam ubrania na jutro, na obrotowym, czarnym krześle, po czym w miarę upchnełam wszystko do szafy, tak aby nie leżało mi na podłodze i nie tarasowało mi przejścia do mojego łóżka.
Zgasiłem światło i już po paru minutach, szukania wygodnej pozycji, oddałam się w ręce Morfeusza.
***
- wyłącz ktoś ten piekielny budzik! - podniosłam sfrustrowana głos, podpierając się na przed ramionach, by zlokalizować mój telefon, z którego dochodziła irytującą melodia. - tu jesteś cholero - podniosłam telefon z ziemi, gdzie się znajdował i wyłączyłam go, patrząc jeszcze na godzinę.
Stęknełam niezadowolna, ponieważ była siódma, czyli mam godzinę na: wyszukiwanie się, zjedzenie jakiego kolwiek śniadania, pomalowania się, wyjścia, złapania taxi i przede wszystkim nie spóźnienia się, co może być nie co ciężkie.
Pędem pobiegłam do kuchni, gdzie mozolnie Maia jadła swoje śniadanie, przesuwając co jakiś czas palcem po ekranie swojego telefonu.
Przy niej wyglądałam teraz jak szop wyjęty z śmietnika. Poczochrane od snu popielate włosy, zakładam że wody pod oczami i w piżamie z spongebobem.
- cześć, ja zaraz wychodzę, więc zamknij drzwi - powiadomiła mnie przyjaciółka, wkładając pusty talerz po kanapkach do zmywarki, gdy ja brałam moja miskę, w której były płatki oraz mleko. - smacznego! - zawołała dziewczyna, po czym wyszła.
W ekspresowym tempie zjadłam śniadanie, ruszając na górę, by się umyć.
Gorąca woda nie co pobudziła moje krążenie, co mnie cieszy, leć zjawa będzie mi potrzebna, najlepiej trzy kubki czarnej, mocnej kawci.
Ubrałam czarną sukienkę, z czarnym paskiem, w tym samym kolorze szpilki na nie dużym obcasie, granatową marynarkę i duże, złote kolczyki w kształcie kółka.
Wyglądałam elegancko, ale nie przesadnie, tak jak miało być i wyglądam mega pięknie.
Sukienka była do kolona, nie co przylegająca do mojego zgrabnego ciała, co dało piękny efekt. Pasek podkreślił moja talię, a biżuteria i marynarka dodała tylko elegancji.
Zrobiłam szybki makijaż, wzięłam torebkę i już po chwili stałam przed ruchliwa ulicą, usiłując złapać taxówkę.
Jednak zamiast żółtego pojazdu, zatrzymało się czarne, sportowe auto. Kierowca opuścił szybę samochodu, przez którą i tak widziałam kto siedział za kółkiem.
- wsiadaj podwiozę cię, przynajmniej mi teraz nie zarzucisz, że jadę w innym kierunku - Ethan zaśmiał się melodyjne, co było jak miód na moje uszy.
Serio, w którym momencie on zaczął w jakikolwiek sposób mnie pociągać?
Postanowiłam że skoro już jest i zatrzymał się, czemu miałabym nie skorzystać? W końcu robi to z własnej woli i sam mówił że zmierzamy w tym samym kierunku, czyli miejscem docelowym jest firma Hendersona.
Wsiadłam na miejsce pasażera, czekając aż ruszy, co nie nastąpiło. Szatyn mi się tylko przyglądał mniej przyjaznym wzrokiem.
- co? - zapytałam, bo jak już wspominałam nie przepadam kiedy ktoś na mnie patrzy długo, bez żadnego słowa.
- pasy - odpowiedział obojętnie, a jednak była w tym nutka troski lub zirytowania. Te dwie rzeczy bardzo łatwo pomylić, a przynajmniej mi.
Posłusznie zapiełam pasy bezpieczeństwa, po czym spojrzałam na szatyna z wkurzeniem. Pasy to błahostka, a on przez takie coś nie chcę ruszyć? W dodatku sam nie ma ich zapiętych, to po co mi każe? Nie wiem i chyba się nie dowiem.
Niebieskooki uśmiechnął się triumfalnie z ruszając pojazdem z postoju dla taxówek, kierując się w stronę miejsca naszej pracy, czyli firmy Hendersona.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top