3
Poniedziałek nadszedł szybciej niż przypuszczałam, nim się obejrzałam stałam już przed wielkim wieżowcem z chyba milionem pięter.
Mialam na sobie koszulę w kolorze kawy z mlekiem i z lejącego się materiału, a koniec koszuli był wsunięty pod czarną, lekko przylegająca do mojego ciała spódnice , do tego cieniste rajstopy, czarne szpilki i złote kolczyki w kształcie kułeczek.
Po powtórzeniu sobie tysięczny raz że dam radę ruszyłam do środka budynku.
Zauważyłam tylko kobietę przy recepcji, która chyba się już zbierała.
Niepewnie podeszłam do miło wyglądającej kobiety.
- dzień dobry, możesz mi wskazać gdzie jest biuro pana Hendersona? - spytałam kobiety
Tak na marginesie wyglądała skromnie, lecz nadal bardzo elegancko. Jej strój składał się z białej koszuli, która była wsadzona w eleganckie spodnie, przy kostkach trochę rozkloszowane, a jeden róg koszuli specjalnie wystawał. Dopełnieniem był bardzo ładna, złota
kolia i delikatny makijaż.
- tak, pan Henderson wspominał o pani przyjściu. - kobieta usiadła za biurkiem i wstukała coś w klawiaturę - na 32 piętrze znajduję się biuro pana Hendersona, będą to jedyne drzwi gdy skręcisz w lewo. - blondynka uśmiechnęła się do mnie miło, gdy skinęłam jej głową. Kobieta wstała i podeszła do mnie wyciągnąć do mnie rękę - jestem Brie, miło cię poznać -
Odwzajemniłam gest dziewczyny z uśmiechem na twarzy - Ines, ciebie również mili poznać. Mam nadzieję że będziemy jeszcze się widzieć. -
- mam nadzieję, a teraz przepraszam cię bardzo Ines ale muszę już lecieć, czeka na mnie mój chłopak - zanim się obejrzałam Brie już nie było.
Podeszłam do wind i nacisnełam guzik, patrząc co chwilę na którym piętrze jest ta blaszana puszka.
Gdy drzwi przede mną się otworzyły weszłam do nich i wcisnęłam kolejny guzik z liczbą 32. Drzwi windy zamknęły się, a ta zaczęła płynnie jechać do góry. Z każdym następnym piętrem stresowałam się coraz bardziej. Drzwi po kilku minutach znów się otworzyły, tym razem na 32 piętrze.
Ruszyłam przez duży korytarz, odczuwając coraz większy stres i niepewność.
Nie wiem co zrobię jak ten facet okaże się być grubym, brzydkim i obleśnym zboczeńcem, nikogo o tej godzinie nie ma już w pracy, a mój jedyny ratunek wyszedł z tąd parę minut temu.
Skręciłam w lewo jak mówili mi przedtem blondynka, słysząc tylko donośny stukot moich szpilek o podłogę. Stając przed drzwiami do biuro może mojego przyszłego szefa, wzięłam szybki trzy głębokie oddechy i zapukałam. Po usłyszeniu głośnego i wyraźnego „proszę” pchnęłam z całej siły masywne drzwi.
Gdy weszłam wręcz wryło mnie w ziemie. Przede mną za biurkiem, siedział przystojny mężczyzna na oko 25 lat, może więcej może trochę mniej, ubrany w granatowy dopasowanym garnitur i czerwonym krawatem, na którym były małe, prawie że nie widoczne, białe kropeczki.
Gdy mężczyzna na mnie spojrzał mogłam ujrzeć szaro - niebieskie tęczówki, brak zarostu, włosy delikatnie zmierzwione i roztrzepane, malinowe usta, gładki, prosty nos i mięśnie widoczne przez garnitur.
Spodziewałam się grubego, spasionego, spoconego zboczeńca, a widzę przystojnego, umięśnionego i dbającego o swój ubiór mężczyznę. Ale nadal nie wykluczam opcji zboczeńca.
- dzień dobry, usiądź proszę - z transu wybudził mnie jego melodyjny głos. Przyglądałam mu się jeszcze kilka sekund, po czym wykonałam polecenie mężczyzny. - Ines, tak?
- tak - odpowiedziałam dość niepewnie, bo przyznaję się że on by mógł samym spojrzeniem lub najmniejszym gestem onieśmielić każdą kobietę.
- nie masz się czego bać Ines - Pan Henderson spojrzał na mnie przez chwilę z delikatnym uśmiechem i spojrzał na moje papiery, które wysłałam w sobotę. - studiowałaś na NYU? - spytał, marszcząc brwi i spoglądając na mnie na co jedynie pokręciłam głową w potwierdzeniu - dobrze, więc... Dlaczego pani chcę się tu zatrudnić? - zadał pierwsze pytanie.
- przeprowadziłam się i poszukuję pracy - odparłam zgodnie z prawdą.
- dlaczego miałbym panią przyjąć? - z jego idealnych ust padło kolejne pytanie, gdy spojrzał mi w oczy.
- jak byłam nieco młodsza sprzątałam ludzią domy, żeby dorobić i pomagałam mamie w domu. - mruknełam.
Kobieto weź się w garść, dopiero co zerwał z tobą chłopak i nie możesz rozpływać się przy kolejnym. Skarciłam się sama w myślach, nabierając choć trochę więcej pewności siebie.
- pracowała pani jeszcze gdzieś - zapytał znów, przelotnie patrząc na papiery, komputer i zatrzymując się na mnie.
Nawet nie wiesz ile ja ich miałam, człowieku!
- em... Pracowałam jeszcze jako asystentka w znacznie mniejszym biurze, jako kelnerka, opiekunka do dzieci i barmanka - wymieniłam chyba wszystkie pracy w jakich byłam i tylko chyba w takich pracowałam.
- dobrze, myślę że nie mam pani nic do zarzucenia, więc ma pani tę pracę. Będzie pani musiała wycierać dokładnie wszystkie meble, zmywać podłogi na każdym piętrze i ogólnie dbać o czystość firmy, stanowisk i toalet, pracować będziesz od 20, pracę będzie pani kończyć jak wszystko będzie liśnić. - odparł, a ja pokręciłam głową na znak że wszystko rozumiem i jest dla mnie jasne.
- dziękuję bardzo panu - uśmiechnęłam się delikatnie wstając, co szatyn też uczynił i wyciągnął do mnie dłoń, która ujełam
- do zobaczenia jutro panno Evans - przytaknełam szybko głową, zabierając ręke, która trzymał stanowczo zbyt długo.
Pan Henderson zaproponował że skoro już kończy, odprowadzi mnie do wyjścia.
- prawie zapomniałem, to jest pani strój do pracy - podał mi niebieski strój. Szczerze? Wyglądał okropnie
Gdy wyszliśmy na świeże powietrze, chciałam iść zamówić taksówkę, gdy zatrzymał mnie męski ochrypnięty głos.
- mogę cię podwieźć. - odwróciłam się do szatyna, który stał przy swoim pięknym samochodzie i czekał aż coś powiem
- nie dziękuję, nie chcę robić problemu i złapię zaraz sobie taksówkę
- to żaden problem panno Evans, w dodatku o tej porze może być trochę niebezpiecznie, a ja nie chcę mieć pani na sumieniu - otworzył drzwi swojego auta od strony pasażera - nalegam aby pani pojechała ze mną - niezauważalnie przewróciłam oczami i podeszłam do mężczyzny, po czym wsiadłam do pojazdu.
Po chwili szatyn również usiadł za kierownicą i odpalił samochód.
- jaka ulica? - zapytał spoglądając na mnie wyczekująco.
Czy on musi mieć tak intensywne spojrzenie, że czuję się aż tak nieswojo?!
- bleecker street 12 - powiedziałam mój adres a po chwili ruszyliśmy ulicami Nowego Jorku
***
Wchodząc do mojej klatki schodowej, czułam jak szatyn z którym jechałam odprowadza mnie wzrokiem, a gdy weszłam odjechał.
Weszłam na odpowiednie piętro, po czym weszłam do mieszkanka, gdzie nawet nie zdążyłam zdjąć tych niewygodnych butów, a już zostałam zaatakowana przez Maię.
- i jak? - zapytała nie ukrywają swojej ciekawości i ekscytacji
- zajebiście! Dostałam pracę! - krzyknęłam, po czym usłyszałam pisk mojej przyjaciółki, która rzuciła się na mnie z mocnym przytulasem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top