16.
Aktualnie jest godzina 17:35, słońce pomału zachodzi, ale nadal jest dość jasno.
Czwartek, ten czwartek w który miałam iść wraz z Ethanem na kolację u jego rodziny.
Nawet dzisiaj w pracy próbowałam go skłonić do tego że jest to słaby pomysł.
~~~
Podeszłam do wielkich drzwi, gdzie wisiała tabliczka z imieniem i nazwiskiem mojego szefa. Zapukałam dwa razy dość mocno. Po otrzymaniu pozwolenia na wejście, pchnełam masywne drzwi.
- masz z czymś problem, panno Evans? - spytał szatyn zimnym tonem, spoglądając na mnie tylko na kilka sekund, po czym powrócił do pisania na klawiaturze swojego laptopa.
- tak, mam problem - oznajmiłam zirytowana jego postawą. Jakby nie wiedział po co tu przyszłam.
- a więc słuchałam - oderwał wzrok od laptopa, po czym zamknął jego klapę i spojrzał na mnie znudzonym wzrokiem.
A więc twoja taktyka to obojętność? Dobrze, niech tak będzie.
- dobrze wiesz po co tu przyszłam - niebieskooki spojrzał na mnie nie zrozumiale. Westchnęłam tylko - w sprawię spotkania rodzinnego - dodałam.
- ach, tak? A po co? Przecież wszystko sobie wyjaśniliśmy wczoraj, czyż nie? - spytał unosząc lewą brew.
- właśnie nie, nie wyjaśniliśmy sobie wszystkiego
- co chcesz jeszcze wiedzieć - zadał pytanie na wydechu. O dziwo powiedział to spokojnie.
- nie sądzę żeby dobrym pomysłem było zabieranie mnie tam. To pańskie spotkanie rodzinne, a ja znalazłambym sobie coś do roboty... - przerwał mi
- Evans, nie denerwuj mnie! - podniósł głos, na co wzdrygłam. Wspominałam że nie lubię tego? - jedziesz i koniec. Nie marnuj, ani mojego ani twojego czasu na przekonywanie mnie bo i tak bym postawił na swoim
~~~
I mniej więcej na tym skończyła się nasza rozmowa.
Nadal nie wiem co mu tak zależy na tym żebym tam była, ale nie wracałam do tego przez resztę czasu w pracy, tak jak i na jakimś spotkaniu.
Byłam ubrana w spódnicę na gumce, w kolorze bardzo ciemnego granatu, a z boku miała ozdobny supeł, gdzie jego końce były do połowy uda, a sama spódnica gdzieś za kolano, dół był delikatnie rozkloszowany. Na górę mojego ciała założyłam białą koszulę, która miała wycięcia na ramionach, a rękaw sięgał do przedramienia. Dopełniłam to beżowymi szpilkami, torebką o tym samym kolorze, złotymi kolczykami i łagodnie wyglądającym łańcuszku. Było jeszcze na tyle ciepło że nie musiałam brać żadnego płaszcza czy kurtki.
Włosy zostały w naturalnym wydaniu, czyli delikatnie falowane i rozpuszczone, a makijażu prawie nie robiłam. Dałam tylko podkład, korektor, błyszczyk i tusz do rzęs, nic więcej.
Gdy wybiła godzina 18, o której miał być Ethan, zadzwonił akurat dzwonek do drzwi.
- Maia! Wychodzę, nie wiem kiedy wrócę lub czy w ogóle wrócę! - krzyknęłam do dziewczyny, wychodząc z pokoi, kierując się do drzwi.
W odpowiedzi usłyszałam tylko krótkie „okej”. Przynajmniej wyjdę bez zbędnych pytań, ale coś czuję że jak jutro wrócę do domu, czarnowłosa zaatakuje mnie na wejściu pytaniami. Otworzyłam drzwi do których natarczywie dobijał się Ethan.
- możesz łaskawie nie molestować mi drzwi? Dzięki - mruknełam, wychodząc z mieszkania i zamykając je na klucz, chociaż w środku jest Maia.
Ethan mi nic nie odpowiedział, tylko z kamienną twarzą zaprowadził mnie do swojego samochodu. Nadal nie wiem jaka to marka, a ten gbur nigdy nie chciał mi powiedzieć. Ale jest przepiękne, zewnątrz czarne, a w środku ma siedzenia obite białą skórą.
Wsiadłam szybko do samochodu nie czekając na szatyna, aż jako „gentleman” otworzy mi drzwi. Zapiełam pas, po czym czekałam na niebieskookiego aż łaskawie usiądzie za kierownicą, a przez ten czas patrzyłam tempo przed siebie.
- do domu moich rodziców będzie z godzina jazdy, może trochę więcej jak będą korki. - zaczął brunet odpalając auto i włączając się do ruchu - więc jak chcesz prześpij się czy coś - dodał, skupiając się na jeździe.
Samochód opanowała nie zręczna cisza, którą postanowiłam przerwać, bo do tej pory patrzyłam albo przed siebie albo na widoki z oknem.
- kto z twojej rodziny będzie i jacy oni są? - chciałam to wiedzieć, żeby jakoś mentalnie się przygotować.
- ciotki, wujkowie, kuzynostwo, może dziadkowie też się pojawią ale nie potwierdzili przybycia, moje siostrzenicę, siostrzeńce i tak dalej, no i ja, ty, moi rodzice, rodzeństwo - skończył wyliczać, a ja słuchałam w skupieniu. Moim zdaniem trochę będzie ich dużo - wszyscy są mili, trochę dociekliwi, dużo mówią i dużo zadają pytań... - zrobił chwilę przerwy, żeby się zastanowić - ... Szaleni i niezmiernie energiczny - skończył, a ja tylko przytaknełam
Jego rodzina jest zupełnie inna niż on. Z tego co usłyszałam są energiczni, mili i rodzinni aż za bardzo, a on jest raczej spokojny, oschły i pewny siebie.
- a zapomniałem ci powiedzieć że zostajemy tam na noc. Zanim mi przerwiesz - spojrzał na mnie przelotnie z uniesioną lewą brwią - wiem że nie wzięłaś żadnych rzeczy na przebranie ale któraś z dziewczyn ci pewnie pożyczy. Uwierz mi zgłosi się chyba z sześć dziewczyn, które będą chciały ci coś pożyczą - uśmiechnął się delikatnie - a jak coś mogę dać ci moją koszulkę do spania - oznajmił poszerzając swój uśmiech.
Przewróciłam oczami, spoglądając za okno. Nagle zachciało mi się spać, więc odsunęłam trochę fotel w tył, oparłam głowę o oparcie i zamknęłam oczy. Na chwilę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top