4
Ach..... Pierwszy dzień pracy. Wcale się nie cieszę, no ale cóż, nic nie zrobię.
Plus tej pracy to, to że mogę się wyspać, ponieważ zaczynam o 20. Myślę że będę mogła przyzwyczaić się do tej pracy.
Aktualnie była prawie dziewiętnasta. Odłożyłam laptop z otwartym Netflixem i zwlokłam się z mojego ukochanego wyrka.
Odświeżyłam siebie, ubrałam jakiś t-shirt i jeansy, pomalowałam się delikatnie, zgarnełam torebkę z potrzebnymi mi rzeczami oraz mój strój sprzątaczki, który swoim wyglądem raczej mnie nie zachęcał do pracy.
Wzięłam jeszcze na szybko gotówkę i klucze do mieszkania wychodząc, zamknęłam lokal i wyszłam z budynku, kierując się do postoju na taxówki.
Po dosłownie kilku minutach byliśmy na miejscu. Zapłaciłam sympatycznemu taxówkarzowi i wyszłam z pojazdu.
Teraz stałam przed jedną z największych firm tego cudnego miasta. Czy bałam się tam wejść? Cholernie. Czy dam radę? Nie jestem pewna. Raz kozie śmierć.
Przy recepcji stała jeszcze nie ubrana w odzienie wierzchnę Brie i robiła coś na komputerze w pełnym skupieniu.
Uśmiechnęłam się delikatnie pod nosem i podeszłam do dziewczyny, z która następnie się przywitałam.
- szef prosił żebym cię trochę oprowadziła, gdzie co jest. - odpada z uśmiechem i wstała od biurka. - choć - zachęciła mnie gestem ręki, idąc przed siebie.
Podążyłam za blondynką, dotarłyśmy do małego schowka, gdzie były miotły, mopy, ścierki, wiadra i inne takie. Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie, odwracając się i tłumaczyć co, gdzie, jak.
- tu możesz też założyć swój strój, tobie on też się nie podoba? - blondynka zaśmiała się, marszcząc śmiesznie brwi ze zdziwienia. Również się zaśmiałam i przytaknełam
- on jest koszmarny
- szef sam go wybierał, pomagała mu jego asystentka, Rebecca. Błagam cię ona sama wygląda jagby była tym czymś - wskazała na uniform, który miałam w ręce - tylko w wersji ludzkiej. Jest wytapetowaną, głupią dziwką, myślącą o tym że jako asystentka może wszystkich rozstawiać po kątach. - zaśmiałem się na jej słowa. - więc jak coś ci powie nie przejmuj się - uśmiechnęła się znów do mnie - trzymaj, tu masz klucze do wszystkich pomieszczeń, oprócz drzwi frontowych bo tylko pan Henderson ma jeden komplet. - potaknełam. Brie wyszła, a ja przebrałam się i zaczęłam sprzątać piętra.
***
Sprzątanie całej firmy zajęło mi z cztery, może pięć długich godzin, a naprawdę się starałam zrobić to szybko. Najwidoczniej nawet to mi nie wychodzi.
Ethan Henderson zostawił mi klucze do drzwi frontowych, mówiąc żebym zamknęła i otworzyła mu jak będzie koło ósmej.
No po prostu świetnie! Cała noc zmarnowana. Albo jak już skończyłam to przejdę się po biurze i ze wszystkim zapoznam? Myślę że to dobry pomysł.
***
Równo o ósmej przyszedł szef i obejrzał dokładnie pomieszczenie. Przytaknął do mnie na znak że mogę iść
Serio? Ty sobie żarty ze mnie robisz? Żadnej pochwały, nic kompletnie?
Zajebiście być docenioną.
Oddałam mu klucz i zabierając swoje wszystkie rzeczy, wyszłam łapiąc taxówkę.
Chciałam znałeś się w domu, zakopać pod kołdrą i zasnąć, jak niedźwiedź w zimę.
Gdy byłam przed domem jak zwykle podałam pieniądze mężczyźnie i wyszłam z pojazdu, nieco zgarbiona i ruszyłam do mieszkania.
Od razu po wejściu zamknęłam drzwi z hukiem, zdjęłam buty i mozolnym ruchem poszłam do łóżka. Tak jak mówiłam, tak i zrobiłam, przykryłam się kołdrą od góry do dołu, tak że tylko moja twarz była na wierzchu, żeby jakoś oddychać i tak gdy ogarnęło mnie przyjemne ciepło zasnęłam.
***
Słysząc chyba po raz trzeci mój telefon, gwałtowanie zdjęłam pierzynę z mojej głowy i z głośnym jękiem niezadowolenia wstałam, podchodząc do telefonu.
Trzy nieodebrane połączenia od nieznanego mi numeru.
Co mi szkodzi oddzwonię, ten kto dzwonił nie okaże się seryjnym mordercą.
Po dwóch sygnałach odebrał ktoś i zanim co kolwiek powiedział, on mnie uprzedził
- witaj Ines, możesz przyjechać do firmy? - jaki bezpośredni. Fajnie tylko że jest dopiero dwunasta, a ja chciałam się jako tako wyspać. Chwilą....Czemu mój szef chcę żebym przyjechała? Przecież nic nie zrobiłam.
- em...tak, a coś się stało? - spytałam czując że po powrocie mogę szukać kolejnej pracy.
- nic poważnego - odetchnęłam z ulgą, szukając czegoś do ubrania i przyciskając telefon do barku.
- dobrze zaraz będę - odpowiedziałam po czym, Henderson się rozłączył.
Czego on chcę, skoro to nic poważnego?
Ubrałam się w coś w miarę przyzwoitego i wyszłam z domu, narzucając tylko cienką czarną marynarkę.
Po chyba godzinie niecierpliwego stania w korku, byłam pod firmą, czekając na mojego szefa, który zjawił się parę minut później.
Prezentował się świetnie w białej koszuli, czarnych spodniach bodajże z poliestru, ciemno - granatowej, rozpiętej marynarce i tym razem bez żadnego krawata czy muszki.
Ethan zaproponował żeby umilić atmosferę kawiarnie i tam mi wszystko powie.
Nie znoszę kiedy, ktoś trzyma mnie w niepewności. Wtedy wiem że albo coś przede mną ukrywa lub ma mi coś złego do przekazania, no ale cóż, zgodziłam się.
Wsiadłam do samochodu i po chwili szatyn uczynił to samo, włączając się do drogi.
***
- więc tak... - zaczoł szatyn popijając czarną kawę z łyżeczką cukru i sosu karmelowego.
Siedzieliśmy w bardzo dużej, nowoczesnej kawiarni, gdzie zamówiliśmy, a ja czekałam aż zaszczyci mnie podzieleniem się informacjami, przez które mnie tu ściągnął.
- zwolniłem dziś moją asystentkę i chciałbym abyś to ty nią została. Przeglądałem twoje papiery i masz predyspozycje, z tego co jeszcze pamiętam z naszej rozmowy to już pracowałaś jako asystentka, prawda? -
Odparł spoglądając co chwila na mnie i na swoją kawę.
Szczerze? Nie spodziewałam się że od sprzątaczki awansuje na asystentkę chyba najprzystojniejszego biznesmena w Nowym Jorku.
- tak, zgadza się - przytaknełam na jego ostatnie pytanie, po czym spojrzałam w jego niebieskie jak ocean oczy.
- tooo.... Zgadzasz się żeby zostać moja prywatną asystentką? - zadał kolejne pytanie.
Raz byłam już asystentką to fakt ale ta firma była znacznie mniejsza, a szef nie był jednym z przystojniejszych facetów jakich widziałam.
Chwila.... Prywatną? Czyli to znaczy że...
- Prywatną asystentką? - tym razem to ja zapytałam, a moja mina pewnie mówiła mu wszystko, lecz niebieskooki został niewzruszony.
- tak, będziesz jeździć ze mną na różne delegacje, będziesz jeździć po mieście, załatwiać garnitury na specjalne okazje typu bankiet, przynosić kawę, wypełniać papiery i je roznosić do różnych części biura lub je drukować i dać mi je do podpisania i ogólnie takie rzeczy. - skończył wymieniać, a ja siedziałam zszokowana na krześle i patrzyłam tempo w swoją herbatę. - to zgadzasz się?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top