15.
- em... Przepraszam, nie chciałam - mruknełam, odsuwając się od niego o dwa kroki i spojrzałam na jego twarz. Nie było na niej żadnych emocji, był obojętny.
Chciałam go wyminąć bo widziałam że nie chciał nic powiedzieć, lecz gdy byłam z nim ramię w ramię zatarasował mi przejście dalej.
Popatrzyłam na niego niezrozumiale, gdy delikatnie popchnął mnie tak abym znów stała przed nim
- co? - zapytałam, gdy nadal się nie odzywał. To robiło się irytujące, a ja nie miałam humoru do żartów.
Ethan ciężko westchnął po czym podniósł wzrok z podłogi w którą był skierowany dotychczas
- chcesz iść na to spotkanie czy masz inne plany, tak szczerze - zaczął i oparł się plecami o białą ścianę.
- nie wiem - odpowiedziałam tak jak on, czyli obojętnie, bez grama emocji.
Naprawdę nie wiedziałam czy zgodzić się czy nie.
Po pierwsze, nasze relacje nie dość że były skomplikowane, to szatyn się na mnie obraża niewiadomo za co i jest dla mnie oschły, a teraz teraz milusi.
A to podobno kobiety mają wahania nastroju.
Po drugie, to będzie trochę niezręczne jeżeli w proszę się na spotkanie rodzinne Hendersonów, chociaż i tak to od nich dostałam zaproszenie.
Po trzecie, będzie tam dużo osób, których nie znam, którzy mogą mnie nie polubić, którzy mogą mnie nie zaakceptować i którzy mogą stwierdzić że się w prosiłam, oraz mieć jakieś ale do mnie i mojego przyjścia.
A po czwarte, nie wiem jak tam będzie, czy to jest coś uroczystego, jakieś święto czy coś bardziej luźnego, nie wiem jak się ubrać i czy się w tej kwestii dopasuję.
Niebieskooki westchnął, przerywając mi tym lamentowanie w mojej głowie.
- inaczej spytam - zaczął, przybliżając się do mnie, na co zaczęłam się cofać i tak dopóki nie dotknęłam plecami ściany, a ostatnią drogę ucieczki zatarasował mi szatyn kładąc swoje ręce po obuch moich stronach, stając tuż przede mną i trochę się schylił, patrząc mi prosto w oczy. - masz jutro jakieś plany na wieczór? - spytał, nie odwracając wzroku od moich oczu, przez co czułam się bardzo niekomfortowo.
- tak - szybko skłamałam, a z jego twarzy nie dało się dosłownie nic wyczytać. NIC!
- kłamiesz - burknął, unosząc delikatnie kąciki ust.
Jak on? Przecież..... Ugh!
Czy ja serio tak źle kłamie czy on jest pieprzonym wykrywaczem kłamstw?
Widząc moje zdezorientowanie niebieskooki poszerzył swój uśmiech, który pewnie zwalił nie jedną kobietę z nóg.
- więc... Bądź gotowa jutro o osiemnastej, przyjadę po ciebie i razem pojedziemy do moich rodziców. Masz być gotowa gdy będę przed twoim blokiem, nie jestem zbyt cierpliwy - uśmiechnął się złośliwie, na co tylko przewróciłam oczami.
- czemu w ogóle mnie tam chcesz. Oboje możemy robić coś innego w tym czasie. Ty byś siedział u swoich rodziców i śmiał się z rodziną, a ja bym oglądała jakiś serial. -
I bym pożerała wzrokiem Iana Somerhaldera, z „pamiętniki wampirów" ale tego wiedzieć nie musisz
- bo moja mama mi zagroziła, że inaczej mnie wydziedziczy. Co z tego że już od roku pyta się gdzie mam żonę i jak ona bardzo chcę wnuki - zaśmiał się cicho.
- nie tylko tobie grożą - wymknęło mi się, ale na tyle cicho żeby tego nie uszyłyszał, chyba. Jednak był bardzo blisko mojej twarzy.
- co? - zmarszył brwi
- nie, nic - odwróciłam wzrok
- ktoś ci grozi - Natychmiast spoważniał, jakby od tego miało zależeć jego życie - kto? - dodał bardziej wściekłym tonem, na co delikatnie się wzdrygłam. Nigdy nie lubiłam jak ktoś podnosi na mnie głos, zawsze wtedy chciało mi się płakać i czułam się bezradna.
- Nic, nie ważne. Nie przejmuj się - zaczęłam szybko zaprzeczać i odpychać od siebie Ethana, bo nagle zabrakło mi powietrza.
- powiedz. Nikt nie będzie tobie groził - powiedział to z taką pewnością że samo przez chwilę w to uwierzyłam - i ogólnie moim pracowniką - szybko się poprawił. Zaśmiałam się pod nosem z jego zakłopotania. Czekał, aż coś powiem jednak nie umiałam wydusić chociaż jednego słowa z siebie. Znów stał się śmiertelnie poważny, trzymając mnie w swojej połapce i przyglądał mi się z uwagą. Po chwili westchnął głośno, spoglądając w dół - nie chcesz to nie mów - podniósł na mnie wzrok, patrząc prosto w moje oczy - ale powiedz jedno. To coś poważnego? Coś może ci zrobić? - zapytał, jagby z zmartwieniem, ale nie mogłam być do końca pewna, bo szybko zatuszował to obojętnością.
Pokręciłam głową na znak że wszystko gra i nic takiego mi nie grozi, co nie koniecznie było prawdą. Ostatnio może ucichło wszystko, ucichły groźby i sms' y od Justina, ale nie mam stuprocentowej pewności. Mówił że cały czas mnie obserwuje i nie mogę niczego, nikomu powiedzieć, choć bardzo bym chciała.
- choć, odwiozę cię. Nie będziesz mi tu marnowała swojej pensji na taxówki - odsunął się ode mnie, przez co mogłam wreszcie odetchnąć. Jego osoba niepokojąco na mnie działa.
Pokiwałam szybko głową i ruszyłam za nim do jego samochodu, który stał na parkingu, a obok niego białe Porshe, chociaż raczej wszyscy już pojechali.
Niebieskooki zamknął szybko firmę. Szybko pokonał odległość od drzwi do samochodu i go otworzył wpuszczając mnie do środka. Ethan szybko zasiadł za kierownicą, a po chwili pędziliśmy ulicami Nowego Jorku, w kierunku mojego mieszkania.
Po chwili moje powieki stały się cięższe, więc je zamknęłam nie.mogąc dłużej utrzymać ich otwartych i w taki sposób zasnęłam, na miejscu pasażera, w samochodzie swojego szefa.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top